V: Na zawsze razem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czyli on nie żyje od dziesięciu lat i nagle wrócił?!
- Tak! Musimy natychmiast powiedzieć Tabowi! Będzie szczęśliwy jak nigdy wcześniej!- zaproponował Lucas, uśmiechając się. Nagle jednak się zastanowił.
- Chociaż... Czy będzie chciał go widzieć? Nie widzieli się tak długo, może nie chcą się jednak spotkać...
- Nie bzduraj głupot! Ty byś się nie cieszył, jakby twój młodszy brat wrócił do ciebie po tak długim czasie?!- powiedział szybko Leo, wyciągając telefon EPFu.
- Dobra, gdzie jest ta agencja gazetowa?!
- Cóż... Tuż obok. Tu są drzwi.- mruknął blondyn, wskazując na drzwi z napisem ,,Club Penguin Times". Agent już nic nie powiedział, tylko weszli do środka. Był to pokój z białymi ścianami i niebieską podłogą. Lampy raziły mocnym światłem, a wszędzie leżały kubki po kawie i wodzie. Było też parę drzwi prowadzących do innych biur. W każdym miejscu stały biurka. Siedziało tam kilka pingwinów piszących na komputerach. Na końcu sali był stół, za którym siedział szef główny. Na samym przodzie leżała srebrna tabliczka z jego imieniem i nazwiskiem:
Tab Quartz. Pingwin w kolorze morskim, którego niezmienną cechą było wielkie afro na głowie. Na dziobie trzymał okulary 3D, a sam był ubrany w niedopiętą do końca białą koszulę, przez którą wystawał niebieski t-shirt. Przez jego szyję przewieszony był aparat. Akurat w dziobie trzymał niewielki, biały patyczek. Lucas i Leo podeszli do biurka, przyglądając się pracy. Tab siedział i pisał coś na laptopie, ciągle dodając zdjęcia. Dopiero po minucie zauważył, że ktoś stoi tuż obok.
- Witajże Lucas! Co tam cię sprowadza? Masz jakieś foty?- zapytał się, uśmiechnięty. Oderwał na chwilę oczy od monitora, zaciekawiony, po co przyszli. Zanim przyjaciel zdążył odpowiedzieć, od razu chwycił jego skrzydło i uścisnął je.
- Emm, no... Mamy dla ciebie pewne info, które może cię zszokować i to rozumiem.
- To dawaj! Zamieniam się w uszy, tylko dojdźmy do pokoju prywatnego.- powiedział Tab, wstając z krzesła i kierując się do niewielkiego pokoiku. Idąc, Lucas zauważył patyk wystający z dzioba pingwina.
- Palisz?
- Nie, to tylko lizak.
Weszli więc do pokoju, który składał się tylko ze stolika i dwóch krzeseł. Oczywiście, na suficie wisiała pojedyncza lampa. Poza tymi przedmiotami pokój jednak był pusty. Tab usiadł po jednej stronie, a Leo i Lucas po drugiej.
- No, to co to za info? 
- No... Słyszałeś o tym uciekinierze z pufflem dzisiaj?
- Ta. I?
- Cóż... Odkryliśmy, że to twój brat.
Tab zamrugał oczami zdziwiony. Po chwili jednak wybuchł śmiechem.
- Ha ha ha! Dobry żart, udało ci się tym razem. Przecież mój brat nie żyje od dziesięciu lat.
- Wiemy. Ale to on. Tylko, że jest dosłownie duchem.- powiedział niespokojnie Leo. To zabrzmiało niezbyt przekonująco...
- Duchy nie istnieją.
- Gdzie byłeś w ostatnie Halloween?
- W domu, spałem, bo nie miałem cukierków.
Agenci popatrzyli się po sobie. Zrozumieli, że dziennikarz nie ma zielonego pojęcia, o co im chodzi. Westchnęli po prostu, po czym wrócili do tłumaczenia.
- Ominąłeś więc to. Duchy istnieją i my właśnie jednego widzieliśmy. 
- Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.
- Dobra. Musimy tylko szybko pojechać do Ukrytych Ogrodów.
Tab, Lucas i Leon wyszli z sali, po czym poszli szybko na autobus. W trójkę usiedli, a dziennikarz wciąż patrzył się tak, jakby go to tego przymusili. 
- Widzę, że czujesz się, jakbyśmy marnowali twój czas.- powiedział blondyn, patrząc w okno.
- Po prostu... Mój brat jako duch? Nie, nie wierzę w to... 
- Uwierzysz, gdy zobaczysz.
W końcu wysiedli pod Dojo. Weszli do środka, unikając trenujących, po czym przeszli specjalnym przejściem do ogrodów. Wyszli na zewnątrz, patrząc się na las. Przystrzyżone krzewy, przez które wcześniej przeszedł Archer, były proste, jakby nic tamtędy nie przeszło.
- To są te Ukryte Ogrody?
- Nie, tu są.- mruknął Leo, odgarniając gałęzie wielkiej wiśni. Za drzewem był wspaniały krajobraz:
Tuż od wejścia było widać wielki wodospad, przy którym trenowały szare puffle, nowo odkryty rodzaj. Wszędzie były różowe płatki kwiatów, a na jednym z większych drzew było parę domków na tyle dużych, by pomieścić cztery pingwiny. Na ziemi stała też mała jaskinia, w której spały szare kulki futra. Natomiast koło jeziora, do którego spływała kaskada, siedział Archer, głaszcząc swojego puffla. Widząc przybyszy, oczy mu się zaświeciły.
- Tabby? To ty?- zapytał, podlatując tuż obok. Tab nie wiedział kompletnie, co odpowiedzieć.
- No dalej! To Archer, spokojnie!- uśmiechnął się Leo, popychając lekko dziennikarza.
- Archy? Jesteś duchem?
- Tak... Ale ty jesteś taki duży! Pamiętałem cię dużo mniejszego!- krzyknął szczęśliwy duch, przytulając brata. Co dziwne, nie przeszedł on prosto przez niego. W oczach obojga z nich pojawiły się łzy radości.
W końcu znowu byli razem. 
- Ah... Wykonaliśmy swoją misję, Luc.- westchnął Leo, przybijając piątkę z partnerem w misji. Połączyli ze sobą dwóch zapomnianych. Doskonałe zakończenie. W końcu Tab odkleił się wreszcie od Archera, po czym podszedł do agentów.
- Nie wiem, jak wam dziękować! Macie mój numer telefonu. Jak będziecie kiedykolwiek potrzebować mojej pomocy w czymś, to dzwońcie, tak się odpłacę.- uśmiechnął się, wyciągając niewielką wizytówkę. Zza jego ramienia wyleciał Archer.
- A, ja też! Jak będziecie potrzebować mojej pomocy, to dzwońcie do Tabby'ego!
- Dobra! Do widzenia na razie!- powiedzieli przyjaciele, machając na pożegnanie. Wyszli oboje z ogrodów, wciąż z wielkimi uśmiechami na twarzach. Nagle oba telefony EPFu zadzwoniły naraz. Była to wiadomość SMS. Od Dia.
Teleportujcie się do mojego domu natychmiast.
- Em... To teraz z nas zrobi filety za wczoraj?- zapytał Lucas, a jego uśmiech zniknął. Kliknęli jednak teleportację, po czym oboje pojawili się w igloo Dia. Ten stał przy biurku z neutralnym wyrazem twarzy.
- Cze. Taka informacja. G przydzielił mi do badań ten kamyk. Nie wiem po co, ale kazał to powiedzieć.- powiedział, pokazując słoik z czerwonym, kwadratowym kamieniem. Lśnił on lekko przez szybę, wytwarzając czerwone światło. 
- Hmm... Nie kojarzę za nic tego rodzaju. Musi być jeszcze nieodkryty. Ciekawe...- Leo przyjrzał się słoikowi. Po chwili spojrzał na szefa.
- Jak odkryjesz, co to, to mi powiesz? Ciekawi mnie to.
- Jasne. A teraz idźcie. Zaczynam badania już teraz.
Agenci zniknęli po kliknięciu w telefon. H.O.L.O.S.I natomiast wyłączył się, by odpocząć i naładować baterię. Dia natomiast uderzył w jedną ze ścian, gdy nagle z podłogi wyrosło niewielkie wejście do podziemi. Wszedł do niego ze słoikiem, zamykając drzwi. W środku miał niewielkie laboratorium pokryte stalą. Na półkach stały różne przedmioty i substancje. Siadł przy jasnoszarym biurku, po czym wyjął obiekt ze słoja i zaczął badania kamienia.
Kilka godzin później, o godzinie trzeciej, ledwo już patrzył na oczy. Mrugał bardzo szybko, próbując skupić się na kamieniu. Czuł się jednak, jakby tylko go to bardziej osłabiało. 
- Holosi, zrób mi proszę k...- nie dokończył zdania, zasypiając na krześle. Substancja stojąca na stole zaczęła tworzyć większe światło...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro