| VI | Moria |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ze złością rzucam list na biurko. Tyle, że sam nie wiem, czy złość, która we mnie wzbiera, skierowana jest na mnie samego, czy może na moją córkę – tę, która swoją upartą naturą i sprytem przypomina mnie aż nazbyt dobrze.

— Przyprowadź ją tu. Znajdź ją i przyprowadź. 

Powoli podnoszę wzrok, kierując spojrzenie na Amrotha, który stoi nieruchomo w progu. Wyprostowany jak struna.

— W tej chwili powinni znajdować się już za Górami Mglistymi – mówi, a w jego głosie słyszę nutę wątpliwości, jakby nie wierzył, że będzie to tak proste zadanie, jak sobie wyobrażam.

Nie spuszczam z niego wzroku.

— Nieważne, gdzie jest teraz. To tutaj jest jej miejsce  Chłód w moim tonie nie pozostawia miejsca na dyskusję.

Ten przełyka nerwowo ślinę. Widzę, że nie chce tego robić, jednak w końcu chyli posłusznie głowę i bez słowa opuszcza pomieszczenie.


| Lemottien |

— Bądźcie czujni. — Rozbrzmiewa głos Gandalfa, rozchodząc się echem po mrocznych zakamarkach. — Istoty starsze i plugawsze od orków drzemią w otchłaniach tego świata. — Jego słowa wiszą w powietrzu, a cisza, która następuje, jest niemal namacalna. — Bądźmy cicho. Przed nami cztery dni wędrówki. Obyśmy przeszli niepostrzeżenie.

Idę na samym końcu, zatopiona w myślach. Nagle, pod stopami czuję coś miękkiego, nieoczekiwanego. Spoglądam w dół i dostrzegam mały dziennik, oprawiony w skórę, zdobiony tajemniczymi runami. Chcę go zbadać, ale mrok jest zbyt gęsty, więc odkładam to na później i chowam znalezisko do kieszeni. Podnoszę wzrok i widzę oddalających się członków drużyny, dlatego przyspieszam kroku. Widzę zwróconego w moją stronę Aragorna.

— Co znalazłaś?

— Nic ważnego — rzucam, choć intuicja podpowiada mi, by zachować tajemnicę dla siebie. Aragorn wzrusza ramionami i ponownie skupia się na drodze, która ledwo rysuje się w półmroku, oświetlona jedynie słabym blaskiem Gandalfa.

Nasza wędrówka prowadzi nas do rozgałęzienia trzech tuneli. Gandalf zatrzymuje się, wyraźnie zaniepokojony. 

— Nie pamiętam tego miejsca — mówi cicho, i tak oto decydujemy się na nieplanowany postój.

Siadam na skale, oddzielona od reszty, ale wciąż słyszę ich głosy i widzę światło. Wyjmuję dziennik, by wreszcie zagłębić się w jego treść.

W głębi mrocznych archiwów Minas Morgul, gdzie światło Valinoru nie sięga, odnalazłem zakurzony tom napisany nieznanym mi dotąd pismem. Był to zbiór zaklęć o mocy tak wielkiej, że sam fakt ich istnienia wydawał się być herezją wobec Eru. Wśród nich znalazłem formułę, która zdawała się dla mnie najbardziej interesująca...

Ghâsh nazg golugrâk, ghâsh nazg bagronk, ghâsh nazg thrakatghâsh agh burzum-ishi gundum.

To zaklęcie, choć niezrozumiałe dla większości, w odpowiednich ustach mogło wywołać efekty, które przekraczały granice śmierci i życia. 

Urwana strona. Przewracam kartkę, lecz kolejne strony są puste. 

— Czarna magia i mroczne słowa z Mordoru — szepczę z lekka przestraszona. 

Nie jestem pewna czy chcę kontynuować lekturę, dlatego szybko zamykam dziennik i chowam go do kieszeni. Nagle spadający kamień przyciąga moją uwagę. Ktoś musiał go strącić. Podnoszę wzrok i dostrzegam wspinającego się po ścianie odrażającego, wychudzonego stwora. Z obrzydzeniem obserwuję go przez chwilę, a potem podchodzę do Gandalfa i Froda, którzy prowadzą ważną rozmowę. Choć nie chcę im jej przerywać, robię to.

— Tam coś jest — zwracam uwagę.

— To Gollum — odpowiada Gandalf, nie odrywając wzroku od punktu przed sobą. 

Czyli od początku zdawał sobie sprawę, że tu jest. 

— Gollum? — Frodo wygląda na zaniepokojonego.

— To ten, który zbiegł z naszych lochów w Mrocznej Puszczy. — Uświadamiam sobie, 

— Tropi nas od trzech dni — wyjaśnia Gandalf.  Pierścień przywiódł go tutaj. Nigdy się nie wyzwoli z jego mocy. Darzy pierścień miłością i nienawiścią, jak siebie samego. 

— Szkoda, że Bilbo go nie zabił — mówi Frodo z wyczuwalną odrazą.

— Szkoda? — Gandalf patrzy na niego poważnie. — Wielu żywych zasługuje na śmierć, a niektórzy konający zasłużyli na życie. Czy możesz im je zapewnić? Nie sądź i nie uśmiercaj tak pochopnie. Nawet mędrzec wszystkiego nie przewidzi. Czuję, że Gollum zagra jeszcze jakąś rolę, w imię dobra lub zła, nim to wszystko się skończy.

— Tędy! — Wstaje nagle, więc wraz z nim reszta towarzyszy. Rozmowy zostają przerwane i wszyscy w milczeniu podążamy za nim przez wskazany tunel.

— Przypomniał sobie! — Merry wygląda na uradowanego, ale Gandalf szybko temu zaprzecza.

— Nie, ale tu mniej cuchnie. Jeśli kiedyś zabłądzisz, Meriadoku, zawsze idź za nosem.

Wędrujemy przez ciemne korytarze, aż docieramy do sali, której kontury ledwo dostrzegamy. Gandalf decyduje się na ryzyko i mocniej oświetla pomieszczenie, żebyśmy mogli Wnętrze jest majestatyczne i potężne, a my wszyscy zaczynamy podziwiać jego wnętrze.

— Oto jest wielkie królestwo i stolica krasnoludów — ogłasza Gandalf, prezentując wnętrze z uroczystym tonem.

Sala jest ogromna, z dwoma rzędami potężnych, rzeźbionych kolumn. Legolas wyraża zachwyt, a ja nie mogę się z nim nie zgodzić. Podążamy drogą pomiędzy filarami, a ja wiem, że ten widok już na zawsze zapadnie mi w pamięć. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że kopalnia krasnoludów może budzić taki zachwyt.

Gandalf woła za Gimlim, który rusza w kierunku jednego z pomieszczeń. Bez wahania podążam za nim, czując, jak pulsujące napięcie wypełnia powietrze.

— Nie! — dobiega do mnie zrozpaczony jęk krasnoluda. Ze zmarszczonymi brwiami, wbiegam do środka i moje oczy natychmiast lądują na oświetlonym jasnym światłem grobie. Wokół niego, martwe ciała krasnoludów rozsiane są jak świadectwo niedawnej tragedii. Podchodzimy bliżej pochówku, a Gandalf zaczyna czytać napis wyryty w kamieniu.

— Tu spoczął Balin, syn Fundina, władca Morii — teraz już rozumiem rozpacz krasnoluda. Kładę dłoń na jego ramieniu, oferując milczące wsparcie. Gandalf, z szacunkiem, zdejmuje swoją czapkę, a smutnym głosem dodaje — Nie żyje. Gimli, słysząc te słowa, pogrąża się w jeszcze głębszej rozpaczy.

Czarodziej dostrzega na podłodze księgę. Przekazuje Pippinowi swoje przedmioty i podnosi ją, otrzepując z kurzu, by odsłonić jakie tajemnice skrywa.

— W drogę, nie zwlekajmy — rzekł Legolas. 

— Zgadzam się. Nie powinniśmy niepotrzebnie ryzykować, zostając tu dłużej. — Zgadzam się z bratem.

 Gandalf, zatopiony w lekturze, ignoruje nasze słowa i zaczyna powoli czytać tekst zapisany w księdze.

— Zajęli most i Drugą Salę. Zaryglowaliśmy bramy, lecz wkrótce musimy ulec. Ziemia drży... bębny... bębny... w głębinach. Nie możemy wyjść. W mroku przenika cień. Nie możemy wyjść. Nadchodzą... — kiedy kończy, spogląda na nas zaniepokojonym wzrokiem. Kątem oka dostrzegam Pippina, który bawi się ze szkieletem, nieświadomy, że stoi tuż obok głębokiej studni. Ze złym przeczuciem z tyłu głowy, idę prędko w jego kierunku. Nim zdążam hobbit przekręca strzałę wystającą z klatki piersiowej szkieletu, a jego głowa odpada i zaczyna spadać w dół.

— Nie — mówię zmarnowana, stojąc zaledwie kilka kroków od hobbita. Wszyscy spoglądają w moim kierunku, by zrozumieć o co chodzi. Zrozumienie przychodzi, gdy hałas odbijającej się od ścian głowy wypełnia pomieszczenie. Przerażony Pippin odwraca się, a całe ciało szkieletu wpada do studni, wywołując ogłuszający huk. Znów jesteśmy w tarapatach.

Wszyscy milkniemy, a gdy dźwięk ucicha, bierzemy wdechy ulgi. 

Gandalf, wściekły, zamyka księgę.

— Głupi Tuk! — krzyczy do wystraszonego i skulonego hobbita. Odbiera od niego swoje rzeczy i odwraca się, pełen gniewu.

Nasze miny stają się niepewne, a w powietrzu unosi się niepokojący dźwięk. Dudnienie. Wkrótce uświadamiam sobie, że to chmara stworzeń, przyciągniętych hałasem. Miecz Froda zaczyna żarzyć się na niebiesko, a narastające dźwięki tylko potęgują nasze zaniepokojenie.

— Gobliny — mówię.

— Uciekajcie z Gandalfem! — Aragorn zwraca się do hobbitów, ale wiemy, że szanse na ucieczkę są nikłe. Nie ma drugiego wyjścia, a pierwsze strzały orków już zmierzają w naszym kierunku.

— Mają jaskiniowego trolla — stwierdza Boromir, gdy wspólnie zamykamy drzwi.

Razem z resztą zaryglowujemy drzwi znalezionymi toporami i włóczniami. Boromir i Aragorn barykadują bramę, a ja z Legolasem podajemy im narzędzia.

Gdy kończymy, przyjmujemy bojową pozycję, gotowi do ataku. Orkowie dobijają się do bramy, tworząc w niej pierwsze dziury.

— Niech przyjdą! — Gimli, pewny siebie, staje jak skała przy drzwiach, które skrzypią pod naporem wrogów. — Jeden krasnolud jeszcze tu dycha! — Jego wzrok nie opuszcza drzwi, które wyglądają na to, że za chwilę ustąpią pod ciężarem nadciągającej hordy.

Legolas i ja napięliśmy łuki, a Aragorn, Boromir oraz Gandalf wyjęli miecze. Nawet hobbici, choć mniejsi, przygotowują się do walki z determinacją w oczach.

Wspólnie z moim bratem wystrzeliwujemy pierwsze strzały. Dwa gobliny padają na ziemię, wydając głośny ryk, który tylko potęguje napor na wrota.

Drzwi w końcu pękają, a wrogowie wdzierają się do środka. Moje ręce drżą, gdy strzelam jednemu w nogę, a drugiemu w brzuch. Wyciągam sztylet, ale moje ruchy są niepewne. Jestem przerażona, a niedoświadczanie w boju wcale mi nie pomaga. Jeden ze stworów pędzi w moim kierunku. Wbijam mu sztylet w oko i jednym szarpnięciem, wyciągam ostrze, a czarna krew wytryska. Przecieram rękawem zmęczoną twarz. Widzę ciało, które już osuwa się na ziemię.  Próbuję rzucić sztyletem w głowę kolejnego przeciwnika, ale ruch okazuje się za mało precyzyjny.  Naciągam strzałę na cięciwę i wystrzeliwuję w goblina. Pole walki powoli się przerzedza, ale wtedy do sali wbiega troll.

Legolas niemal natychmiast wypuszcza strzałę w jego kierunku, ale potwór ledwie to odczuwa.

Troll macha swoją maczugą w stronę Sama, który zręcznie przebiega mu między nogami. Stwór odwraca się, gotowy zadać ostateczny cios, ale w to samo ramię trafia go topór Gimliego. Potwór wydaje bolesny ryk, a ja już czuję, że zaraz oberwę jego bronią, którą wymachuje na wszystkie strony. odskoczyłabym gdyby tylko nie było za mną ściany. W ostatniej chwili łańcuch oplata jego szyję i ciągnie go do tyłu. Aragorn i Boromir stają się moimi wybawcami, ale mój uśmiech znika, gdy troll odepchnął Gondorczyka na ścianę. Jeden z goblinów próbuje wykorzystać sytuację mężczyzny, ale wystrzeliwuję w jego kierunku strzałę. Gdy ta nie trafia, zakładam na cięciwę następną i ku mojej uldze, ląduje prosto w jego czaszce. 

Gdy pada obezwładniony, dołączam do reszty, która walczy z potworem, ale jedynie część moich strzałów jest celna. Po raz pierwszy mam okazję strzelać w ruchomy cel.

W pewnym momencie troll skupia się na mnie. Próbuje uderzyć mnie łańcuchem, ale zamiast wykorzystać moment, zastygam ze strachu w bezruchu. Gdy ponownie odzyskuję władzę w ciele jest już za późno. Chwyta mnie za nogę i rzuca o ścianę. Nagły ból rozchodzi się po moich plecach.

Kątem oka widzę Froda, który chowa się za filarem. Jestem za daleko, by mu pomóc, a moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Podnoszę się z trudem i kieruję kroki w stronę hobbita, z nadzieją, że zdążę coś zrobić.

— Frodo! — krzyczy Aragorn, a ja chwytam sztylet z niepewnością. Już miałam rzucić nim w trolla, ale zobaczyłam kolejnego goblina, zmierzącego w moim kierunku. Atakuję go, ale moje ruchy są niezdecydowane i ostrze ledwo wbija się w głowę przeciwnika. Wciąż żyje. Odsuwam się do tyłu, aż moje plecy spotykają się ze ścianą. Goblin biegnie, ale po chwili traci głowę. Gdy głowa spada, widzę Boromira. 

— Nie ma za co — mówi, ale nie mam czasu mu jakkolwiek odpowiedzieć, bo odbiega pomóc z trollem.

Następuje cisza, więc spoglądam na resztę.

Frodo oberwał włócznią w brzuch.

Wściekli Merry i Pippin atakują olbrzyma, a ja bezradnie obserwuję. Aragorn i Legolas wkraczają do akcji. Aragorn ponownie owija łańcuch na szyi trolla, ciągnąc go, a Legolas wykorzystuje moment i strzela mu prosto w szyję. Troll pada, a jego śmierć przynosi koniec walki.

Ból w plecach powoli ustępuje. Biorę gwałtowny wdech. Nie radości, a przerażenia. Podchodzę powoli do reszty, która już stoi przy rannym hobbicie.

— Nie... — Aragorn szepcze, odwracając Froda na plecy. Ku naszemu zdumieniu, hobbit podnosi się o własnych siłach do pozycji siedzącej i zaczyna ciężko oddychać. Sam, widząc to, natychmiast podbiega do przyjaciela.

— Żyjesz  — mówi z wyraźną ulgą.

— To nic — odpowiada Baggins, łapiąc się za miejsce, gdzie powinna być włócznia. Widząc nasze zdziwione twarze, dodaje — Nie jestem ranny.

— Powinieneś nie żyć — Aragorn wyraża zdumienie  — ta włócznia przebiłaby dzika.

— Chyba go nie doceniamy — stwierdza Gandalf, podchodząc bliżej. Frodo na te słowa rozpina kilka guzików koszuli, odsłaniając białą jak śnieg kolczugę.

— Mithril. — Gimli mówi zaskoczony, a chwilę później dodaje wesoło. —Zaskakujesz nas, panie Baggins.

Jednak uśmiech i ulga znika z naszych twarzy, gdy słyszymy kolejnych orków zbliżających się w naszym kierunku.

— Do mostu Khazad-Dum! — krzyczy Gandalf, po czym rusza biegiem naprzód, a my natychmiast podążamy za nim. Wychodzimy z pomieszczenia do wielkiej i długiej sali, ale teraz nie ma czasu na podziwianie. Musimy uciekać, by uniknąć rychłej śmierci z rąk tych potworów. Hobbici od czasu do czasu oglądają się za siebie z ciekawości, czy są śledzeni, a ja już wiem, że tak jest, słysząc ryki za sobą, a chwilę później widząc orków przed sobą.

Orkowie zaczynają nas otaczać. Nie mając drogi ucieczki, zatrzymujemy się, licząc jedynie na cud, ale nie zamierzamy się tak łatwo poddać. Przyjmujemy pozycje bojowe, gotowi do obrony. 

Stwory już mają nas zaatakować, ale przeszkadza im głośny ryk z sąsiedniego pomieszczenia i światło jarzące się z tego miejsca. Wszyscy orkowie zatrzymują się przerażeni, po czym zaczynają się wycofywać i znikać w szczelinach sufitu oraz podłogi. Moje serce bije niespokojnie. Co to jest, że nawet cała chmara orków się boi?

— Co to za nowe diabelstwo? — pyta Boromir czarodzieja, który po chwili milczenia odpowiada:

— Balrog — gdy tylko to słyszę, patrzę na niego jeszcze bardziej przestraszona — demon z przedwiecznego świata — dodaje, a po chwili kontynuuje — nikt z was go nie pokona. Uciekajcie! — ostatnie słowo wykrzykuje, a my bez zwłoki uciekamy w kierunku najbliższego wyjścia.

W pewnym momencie, przechodząc przez jedną z bram, napotykamy głęboką przepaść, której głębokość Boromir prawie przetestował, ale mój brat chwyta go w ostatniej chwili, tuż przed upadkiem.

— Prowadź ich. Most jest blisko — mówi Gandalf do Aragorna, po czym obaj spoglądają w kierunku naszej jedynej drogi ucieczki. Gdy czarodziej zdaje sobie sprawę, że Aragorn nie zamierza go posłuchać, podnosi głos. — Rób co mówię! Miecze tu nie pomogą!

Wtedy Aragorn wreszcie słucha Gandalfa i rusza schodami w dół, a my za nim, z magiem biegnącym na końcu. Ja z Legolasem przeskakujemy po kilka stopni, podczas gdy hobbici mają z tym większy problem i schodzą po jednym.

W końcu dochodzimy do szczeliny oddzielającej nas od celu. Razem z bratem przeskakujemy bez problemu, następnie skacze Gandalf, a zaraz po nim Boromir z Merrym i Pippinem pod pachami.

Nagle zdaję sobie sprawę, że ktoś strzela w naszym kierunku, więc napinam łuk i celuję. Strzała świszczy przez powietrze, ale nie trafia. Próbuję ponownie i tym razem trafiam w cel.

Pojawiają się kolejni orkowie, co Legolas zauważa i pomaga mi z nimi walczyć. Gdy kończymy, nasi towarzysze zaczynają skakać. Łapię Sama, a gdy Aragorn próbuje pomóc Gimliemu, ten sprzeciwia się.

— Krasnoludem się nie rzuca! — mówi, a chwilę później skacze, ale ląduje na krawędzi i prawie spada, gdyby nie refleks mojego brata, który w ostatniej chwili łapie krasnoluda.

— Nie za brodę! — jęczy niezadowolony Gimli.

Schody pod Aragornem i Frodem zaczynają się łamać, ale odsuwają się w porę, by uniknąć upadku. Teraz szczelina jest szersza i trudniejsza do przeskoczenia.

Dodatkowo słyszymy kolejny ryk Balroga z drugiego pomieszczenia, co powoduje trzęsienie całej sali i chwianie się schodów.

— Trzymaj się! — krzyczy Aragorn do Froda. Schody tak się ruszają, że można nimi kierować odpowiednimi ruchami. — Do przodu — instruuje mężczyzna, a hobbit bez wahania go słucha, pochyla się, a schody pędzą w naszym kierunku. Odsuwamy się, a one z wielkim hukiem zderzają się z naszą częścią, dzięki czemu towarzysze mogą do nas dołączyć.

Pomagamy im zejść, po czym kontynuujemy ucieczkę w dół, by uniknąć spotkania z bestią czyhającą na nasze życie. Gdy schodzimy, Gandalf krzyczy:

— Przez most! — jednak na chwilę się zatrzymuje, a następnie odwraca, co ja również robię, ale żałuję tego.

Z ognia otchłani wyskakuje wielki płonący potwór z olbrzymimi skrzydłami, rogami oraz ogonem, którym wymachuje we wszystkie strony. Bestia głośno ryczy, po czym rusza ociężałym krokiem w naszym kierunku.

Moje serce zaczyna bić szybciej, a ja, przerażona, zaczynam biec dalej. Z tego, co zauważam później, czarodziej również tak postępuje.

Po pewnym czasie wbiegamy na most, który jest bardzo wąski i niebezpieczny. Kątem oka spoglądam w przepaść i, nie dostrzegając niczego oprócz ciemności, ruszam jeszcze szybciej, by jak najszybciej znaleźć się na drugiej stronie. Gdy w końcu tam docieram, odetchnęłam z ulgą i spoglądam na przebieg dalszej sytuacji.

Ku mojemu zdziwieniu, Gandalf zatrzymuje się na środku mostu, po czym odwraca się w kierunku stwora, stojącego tuż przed mostem i będącego już gotowym, by na niego wkroczyć.

— Nie przejdziesz! — krzyczy, mierząc potwora swoim uważnym i groźnym spojrzeniem.

— Gandalf! — wrzasnął przerażony Frodo, który jest gotowy zbiec do czarodzieja, lecz nie pozwalają mu na to silne ramiona Aragorna.

Zmęczona opieram się plecami o zimny kamień, obserwując całe zajście. Wierzę w Gandalfa i jego siłę. Już nie raz ją pokazał.

— Jestem sługą Tajemnego Ognia, władca płomienia Anoru — zaczyna mówić do Balroga, a po chwili głośno dodaje, podnosząc jednocześnie laskę do góry, która zaczyna się jarzyć mocnym światłem — Czarny ogień ci nie pomoże, płomieniu z Udunu!

Bestia podnosi dłoń do góry, a w jej ręce pojawia się płonący miecz, którym zamachuje się na czarodzieja. W tym momencie krew mi zamarza w żyłach, a serce zaczyna bić szybciej.

Na szczęście broń Balroga odbija się od światła laski, czego stwór nie odbiera zbyt dobrze. Ryczy wściekle.

— Wracaj do cienia! — krzyczy Gandalf, a stwór nie ma zamiaru go słuchać i ku naszemu niezadowoleniu robi krok na moście, gotowy na niego wejść, a w jego dłoni pojawia się ognisty bicz. Wściekły czarodziej dodaje głośno. — Nie pozwolę ci przejść! — Podnosi laskę do góry, którą uderza o kamienny most, a Balrog cofa się o krok. Po chwili z powrotem rusza na most, lecz ten na jego nieszczęście zaczyna się walić, a bestia spada w przepaść.

Czarodziej, pewien zwycięstwa, odwraca się w naszym kierunku i jest gotowy  iść, lecz na jego nodze owija się bat stwora. Czuję, jak moje serce przyspiesza.

Gandalf zsuwa się z powierzchni mostu i zawisa nad przepaścią, a Frodo jest gotowy tam pobiec, lecz zatrzymuje go Boromir, a hobbit zaczyna się szarpać i krzyczeć imię czarodzieja.

— Biegnijcie głupcy! — to są jego ostatnie słowa, zanim spada w ciemną przepaść.


© SindSwayer 2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro