Rozdział 14 Huk

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 14 Huk

Kasidi było ciepło, a zarazem czuła wewnątrz niej chłód. Zupełnie jakby otaczały ją dwie tak sprzeczne ze sobą energię i walczyły o to, by zdobyć jej przychylność. Zmusić do zaakceptowania jednej z nich. Kasidi powoli otworzyła oczy, po czym zaczęła wpatrywać się tępym wzrokiem w sufit nad sobą. Upajała się widzianą czernią, gdy nagle drgnęła, zbudzona z dziwnego transu.

– Gdzie jestem? – spytała Kasidi, łapiąc się za głowę.

Ból w niej był tak silny jak jeszcze nigdy wcześniej. Kasidi nigdy nie czuła czegoś takiego jak kłucie głowy, lecz teraz... To mógł być znak, że stało się coś ważnego. Coś, co aż w tak dużym stopniu wpłynęło na stan zdrowia Kasidi. Dziewczyna próbowała sobie przypomnieć wydarzenia z Arki, lecz jedyne, co była wstanie sobie przypomnieć to uśmiech na twarzy jakiejś kobiety. Nie wiedziała, co stało się po tym jak uderzała w barierę strażniczki. To było jej ostatnie wspomnienie. Chociaż to nie do końca prawda. Oprócz wymienionych wcześniej obrazów, Kasidi pamiętała ból i czyjś głos. Głos, który był balsamem dla jej uszu. Jednak kim był jego właściciel?

– Widzę, że już wstałaś, gwiazdeczko piekielna.

Kasidi odruchowo usiadła i obróciła się w stronę, z której dochodził głos. Zrobiła to tak szybko, że stojący w progu Astaroth roześmiał się. Nastolatka od razu rozpoznała demona z domu swojej ciotki. Zmarszczyła brwi, obmyślając w głowie plan jakiejkolwiek obrony i ataku. Nie znała zamiarów Astarotha, a wolała się choćby w minimalny sposób zabezpieczyć. Niestety, sytuacja z jej mocą była podobna do tej z Arki. Kasidi nie mogła użyć swojej mocy, lecz czuła ją. Przynajmniej tyle – pomyślała dziewczyna, świdrując wzrokiem demona naprzeciw niej.

– Co ja tutaj robię? – spytała Kasidi, zmuszając się do użycia spokojnego lecz stanowczego tonu. Nie chciała zirytować demona, wiedziała, że nic jej to nie da. Kasidi pokręciła mentalnie głową. Jeszcze parę dni temu nie przejmowałaby się takimi rzeczami, lecz teraz... Teraz tamten czas był tylko odległym i nieuchwytnym wspomnieniem. Wizją rzeczywistości, w której Kasidi dotąd egzystowała. Jednak tamten czas odszedł i nigdy już nie powróci. Zbyt dużo się dowiedziała, by teraz móc żyć tak jak kiedyś. Połączenie z Lucyferem, wojna i anioły, które nie cofną się przed niczym byle osiągnąć swój cel.

Astaroth wzruszył ramionami, przenosząc wzrok na ścianę naprzeciw siebie. Na jego twarzy widniał uśmiech, a w oczach widoczne były psotne iskierki. Według Kasidi to nie wróżyło niczego dobrego.

– Znalazłem cię na rozdrożach i po konsultacji z moim panem, przyniosłem tutaj – oznajmił Astaroth po chwili ciszy. – Zaskakujesz mnie, Kasidi – rzekł demon, przenosząc wzrok na swoją rozmówczynię. – Wtedy, kiedy wzięłaś na siebie moc bariery... – Postawił krok w jej stronę, chowając dłonie do kieszenie swoich szarych spodni. – Wezwałaś demona, a na twojej dłoni znajduje się piekielne znamię. Mimo to, nie zawarłaś z cesarzem żadnego paktu. Ta moc należy do ciebie.

Kasidi nie była zaskoczona tym, że demon poszerzył swoją wiedzę na jej temat. Wręcz przeciwnie spodziewała się tego. Istoty piekielne są bardzo ciekawskie i uparte, a kiedy coś zdobędzie ich zainteresowanie są gotowe przetrząsnąć cały świat byle znaleźć coś o tej rzeczy, osobie czy miejscu.

– Kim jesteś? Dzielisz moc z moim panem, twoja dusza mimo, iż powinna zostać splamiona w dalszym ciągu lśni blaskiem czystości. – Astaroth przejechał dłonią po swoich włosach. – Twoi rodzice zginęli w pożarze, jednak to wersja, którą znają ludzie wokół ciebie. Ty i Zoe znacie prawdę. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Zabiłaś ich, kiedy to oni chcieli odebrać ci życie.

Kasidi zacisnęła usta w wąską kreskę. Jej mięśnie napięły się. Dziewczyna była gotowa do ataku, jednak z całych sił starała się nie wybuchnąć. Obecnie nic by jej to nie dało. Astaroth specjalnie chciał ją zdenerwować. Prowokował ją. Kasidi nie zamierzała dać się wciągnąć w grę demona. Nie jest zabawką, a królową. Panią otchłani.

– Ty zrobiłbyś to samo – syknęła Kasidi, a Astaroth wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem.

– Tak, masz rację – wydusił Astaroth. – Zrobiłbym to samo, chociaż nie. Zadałabym ich więcej cierpienie niż ty to zrobiłaś – odchrząknął. – Przejdźmy jednak do konkretów. Zarówno ja, jak i sam Lucyfer nie wiemy, kim możesz być. Pewnym jest, że związana jesteś z moim panem, jednak jak głęboka jest ta wasza więź? – Pochylił się nad Kasidi, przez co prawie, że stykał się z nią czołem. – Oni ci powiedzieli, czyż nie?

Okłamanie go, byłoby nierozsądne. Demon zdoła wykryć kłamstwo i tak wydusi od niej pożądane informacje. Gdyby mogła użyć mocy, wtedy miałaby szanse na oszustwo, bez niej jest jednak skazana na porażkę. Powiedzenie prawdy mogłoby być zabawne, ale i też ryzykowne. Kasidi uśmiechnęła się. Ryzyko było tym, co zawsze lubiła.

– Nasze dusze są jednością – powiedziała Kasidi z diabelnym uśmiechem.

Astaroth nie spodziewał się takiego wyznania. Mógł przypuszczać wszystko, ale nie to. Dusza nastolatki przed nim i ta należąca do jego pana, była jedną i tą samą. Dwie połówki tworzą całość – takie było prawo. Zasada, której złamać nie mógłby sam stwórca.

Demon chwycił Kasidi za dłoń, a do jego nozdrzy trafił tak znajomy mu zapach. Źrenice Astarotha rozszerzyły się. Jak mógł nie zauważyć tego wcześniej? Nastolatka odepchnęła od siebie oszołomionego demona, uznając, że zbyt bardzo się z nią spoufala. Znamię na dłoni dziewczyny zapiekło, przypominając swojej właścicielce o sobie.

– Jesteś... – Astaroth zamilkł, czując kolejny zapach. – Byłaś w Arce, miałaś kontakt z najwyższymi sługami boga. Naprawdę – pokręcił głową. – jesteś bardzo interesującą kobietą. Godną bycia...

Kasidi miała ochotę uderzyć Astarotha, lecz jej rozmyślenia o skrzydzeniu demona, przerwał huk i nagły wstrząs.

CDN

Szczęśliwego pierwszego dnia wiosny ^^ Wyrok już niedługo się skończy, ale zapraszam was do Aoxis, w której historia będzie o wiele dłuższa =}

(Data opublikowania tego rozdziału: 21.03.18r)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro