Rozdział 15 Pakt Salomona

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział15 Pakt Salomona 

K

asidi spięła się, spoglądając na Astarotha z zaciekawieniem. Cóż takie mogło się stać, że wstrząsało to samym piekłem? Nagle znamię zaczęło piec jeszcze bardziej. Dziewczyna zakryła je dłonią, zaciskając usta w wąską kreskę. Ta energia... Znała ją aż nazbyt dobrze. Anielskie moce zawsze ją irytowały, lecz teraz były tak potężne, że wręcz wyżerały ją od środka. Chciała je zniszczyć. Obrócić posiadacza tej energii w proch.

– Oni naprawdę nas zaatakowali... – mruknął Astaroth, obracając się na pięcie. Stanął tyłem do Kasidi. – Jeśli chcesz poznać Lucyfera, chodź ze mną – polecił.

Kasidi wybuchła śmiechem.

– Skąd pomysł, że tego chcę? – spytała, marszcząc prowokacyjnie brwi.

Astaroth pstryknął w palce, a Kasidi odczuła na swoim ciele silny nacisk. To była grawitacja. Najwyraźniej demon musiał nad nią panować. Starała się wykrzesać z siebie choć odrobinę mocy i obronić się przed działaniem mocy, lecz było to daremne. Magia w niej nie chciała się obudzić. W dalszym ciągu byłą uśpiona. Kasidi zazgrzytała zębami. Chciała pokonać swoją słabość, pożądała potęgi. Ciepło, które rozlało się po jej palcach przyniosło jej ukojenie. Moc, choć niewielka, odpowiedziała na wołanie swojej właścicielki. Astaroth uśmiechnął się jeszcze szerzej. Miał rację.

– Jednak tyczy się ciebie pakt! – zawołała, odwracając się w stronę Kasidi. W momencie, kiedy na nią spojrzał mała wiązka energii uderzyła w jego twarzy, raniąc ją. – Ach, ta siła. To dlatego jesteś tak niezwykła, tak potężna. – Oczy Astarotha pociemniały. – I to z tego powodu zostałaś związana z Lucyferem wbrew Bogu.

Kasidi nie rozumiała niczego, co powiedział do niej Astaroth. Demon mówił szyfrem, który zapewne tylko on sam znał. Jednak czy naprawdę znał powód, dla którego Kasidi była taka jak jest? Czy to nie na skutek więzi jej duszy z Lucyferem? Demon zdawał się znać jeszcze jedną przyczynę, lecz nie zamierzał jej chyba zdradzić. Milczał, lecz w momencie, kiedy Kasidi zaatakowała go po raz kolejny, ten uniknął ataku i złapał ją za dłoń.

– Jesteś dziedziczką Salomona. Człowieka, który podporządkował sobie siedemdziesiąt dwa filary piekielne. – Astaroth wybuchł głośnym, przepełnionym szaleństwem śmiechem. – Jak mogłem nie zauważyć tego wcześniej? – spytał sam siebie, zacieśniając uścisk na dłoni Kasidi.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, szykując się do odepchnięcie mężczyzny gdy nagle Astaroth znikł. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Kasidi rozglądała się, szukając wzrokiem demona. Przypuszczała, że ten sobie z niej kpi. Jednak w momencie, kiedy zamiast Astarotha przed nią pojawił się mężczyzna o białych włosach i odrobinę spiczastych uszach, zapomniała o demonie. Nowoprzybyły pochłonął całą jej uwagę. Był piękny, a aura go otaczająca przepełniona przez dumę i moc. Kasidi zmarszczyła brwi. Kim jest stojąca przed nią osoba? Demonem wyższej rangi niż Astaroth? To musiało być pewne. Mężczyzna był o wiele potężniejszy. Dreszcze przeszły przez ciało nastolatki. Kasidi skrzywiła się.

– Kim jesteś? – spytała Kasidi, czując, że znamię na jej dłoni zachowuje się bardzo dziwnie. Mrowiło, odbierając dziewczynie zdolność logicznego myślenia. Zupełnie jakby się z czegoś cieszyło.

Nieznajomy zbliżył się do Kasidi i położył dłoń na jej czole. O dziwo nastolatka nie miała ochoty odepchnąć od siebie mężczyzny. Jego dotyk nie drażnił jej, a wręcz przynosił ulgę. Czuła się... jak w domu.

– Czy to jest ważne? – spytał dumnym acz pozbawionym złośliwości głosem.

W głowie Kasidi zapaliła się czerwona lampka. Nie podobało się jej zachowanie nieznajomego. Traktował ją tak jakby była dla niego czymś cennym. Szlachetnym kamieniem, który przy upadku może się stłuc i obrócić w proch. Kasidi nie była przedmiotem, a także nie była krucha. Dlaczego więc, jego dotyk sprawiał, że nie mogła się mu sprzeciwić? Zupełnie jakby musiała być mu posłuszna.

– Nikt nie ma prawa rozkazywać królowej... – Kasidi przez przypadek powiedziała fragment swoich rozmyśleń na głos.

Nieznajomy roześmiał się, nachylając się nad nastolatką. Jego czerwone jak płomienie oczy, wpatrywały się w tęczówki Kasidi. Dziewczyna przełknęła z trudem ślinę, czując się dziwnie obnażoną.

– Tak, masz rację – przyznał, odgarniając kosmyk włosów nastolatki. – Jednak ja nie wydałem ci rozkazu, a uprzejmie zadałam pytanie.

Dziewczyna nie mogła się, nie zgodzić z jasnowłosym. Powiedział prawdę, która w jakiś sposób drażniła Kasidi. Na dodatek ten jego dotyk. Nastolatka uniosła dłoń, chcąc by mężczyzna od niej odszedł, lecz nim zdążyła zrobić cokolwiek, poczuła silny uścisk w piersi.

– To boli, prawda? – spytał, a w jego tęczówkach zaczął tańczyć ogień. Patrząc na nie Kasidi miała wrażenie, że spogląda w duszę samego diabła.

– Czego ty ode mnie chcesz? – wysyczała Kasidi, mierząc swojego domniemanego wroga spojrzeniem.

Białowłosy odchylił jej głowę do tyłu, ignorując w pełni wypowiedziane pytanie. Kasidi poczuła się senna i dziwnie zdrętwiała.

– Pragniesz wolności, miejsca, którym mogłabyś żyć tak jak sama zechcesz... – wyszeptał kuszącym głosem. – Odpowiadając na twoje pytanie, chcę ciebie. Pragnę tego, co obiecał mi Salomon. Osoby, która będzie trwać przy mnie przez wieki. Nieśmiertelnego towarzysza i powiernika. – Zbliżył swoje usta do ucha Kasidi i delikatnie je ucałował. – Powiedź, że chcesz być moja, a dostaniesz wszystko czego zapragniesz... – nalegał.

CDN

I mamy następny ^^ Pomylilam daty, czy też nie? =}

(Data opublikowania tego rozdziału: 26.03.18r)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro