Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Stutter-

Obudziłam się z bólem pleców. Ten materac jest naprawdę niewygodny. Dopiero po chwili przypomniałam sobie całą sytuację. Chciałam zajrzeć do Zane'a, ale dwóch strażników mi przeszkodziło.

- Chodź z nami. Mistrz Chen chce się z tobą widzieć - powiedział jeden z nich.

- Zostawcie mnie - rozkazałam. Strażnicy niemalże natychmiastowo wyszli z mojej celi. O co chodzi? Czy to moja moc? Muszę sprawdzić.

- Hej! - zawołałam za nimi - Oddajcie mi klucze i siedźcie cicho.

Jeden ze strażników wyciągnął rękę z pęczkiem kluczy. Uśmiechnęłam się sama do siebie - teraz to  można uciekać! Otworzyłam swoją celę i zamknęłam w niej zdezorientowanych strażników. Podeszłam do celi obok i wsunęłam klucz do dziurki. Zastałam tam Zane'a, który chyba znowu spał. Uwolniłam go od łańcuchów i obudziłam delikatnie.

- Zane - szepnęłam - Udało mi się. Możemy stąd iść.

Android jak na zawołanie się obudził, kilkakrotnie mrugając.

- Idziemy? - zapytał. Kiwnęłam głową i złapałam go za rękę. Po drodze nie napotkaliśmy żadnych strażników, co było dziwne. Chen jest aż tak lekkomyślny?

- Powinniśmy pójść tam - stwierdził Zane, wskazując na korytarz - To wyjście.

- Chwila... A co z resztą? Oni wciąż są na tym piekielnym turnieju.

- Niekoniecznie. Podsłuchałem rozmowę strażników i okazało się, że Cole i kilku innych mistrzów żywiołów przegrali i pracują teraz w fabryce.

Boże, ile ja spałam?! Cole już zdążył odpaść z turnieju?!

- Z nimi mamy szanse... - szepnęłam - Prowadź.

Przeszliśmy kilka korytaży. W końcu doszliśmy do wielkich drzwi. Otworzyłam je. Gdy byliśmy w środku, zobaczyliśmy wielką salę z wieloma sprzętami, służącymi zapewnę do robienia kluch. Było dwóch strażników, ale nim cokolwiek zdążyli zrobić, użyłam na nich swojej mocy.

- Łał, Stutter - burknął Cole - O, Zane?! To ty, chłopie?! - natychmiastowo zmienił minę i poszedł przytulić swojego przyjaciela.

- Wiesz... My tu chcemy się z tąd wydostać... - mruknęłam.

- Przecież masz moc. Nie możemy po prostu iść, a ty byś używała swojej mocy na strażnikach? - zapytał jeden z mistrzów.

- Cóż, to niezły plan... Ale nie panuję jeszcze nad swoją mocą i boję się, że zawiodę. Dodatkowo, nie lubię zmuszać ludzi do tego, czego nie chcą robić - wytłumaczyłam.

- Panna Dobre Serce się znalazła - prychnął niezadowolony czarny ninja. Wywróciłam oczami na jego słowa - Ponoć osiągnęłaś pełnię możliwości.

- No tak, ale... Nie wiem, muszę potrenować.

- W tobie jedyna nasza nadzieja - stwierdził ktoś inny.

Popatrzyłam na wszystkich. Westchnęłam.

- Nie mogę - szepnęłam - To dla mnie za dużo.

Niezadowolone okrzyki rozeszły się po sali. Tak mi wstyd, że musiałam ich zawieść. Po prostu nie zrozumieją tego, co teraz czuję.

- To co robimy? - zapytał ktoś.

- Pixal przeskanowała kanalizacje - odparł Zane, a przed nim pojawiło się coś niebieskiego.
- Pixal z tobą jest? - zdziwił się Cole.
- Jest... w mojej głowie - wytłumaczył nindroid, dalej patrząc na niebieskie coś.
Oddaliłam się od nich, bo musiałam sobie wszystko wyjaśnić w myślach. Usiadłam pod ścianą. Zaczęłam zastanawiać się, co się stanie, jeśli się z tąd nie uwolnimy. Chen mnie złapie i jakimś sposobem odbierze moc? Może po prostu mnie zabije? Albo... zabije innych? Nie chcę o tym myśleć.
- Stutter? - zawołał mnie Zane - Mamy już plan. Rury nas uniosą, ale bez jednego z nas.
Wstałam. Pokiwałam głową.
- Zgoda. Ucieknijcie kanalizacją, a ja odwiedzę uczestników turnieju - uśmiechnęłam się słabo.
- Na pewno? - dopytał Cole.
- Dam radę, słyszysz?! - krzyknęłam na zdezorientowanego ninja - Dam radę...
I wyszłam, trzaskając drzwiami.

-Kai-

Ostatnio sporo się działo. Wielu uczestników odpadło z turnieju, a my dowiedzieliśmy się wiele ciekawych rzeczy: Chen używa laski do odbierania mocy, a ta moc jest mu potrzebna do jakiegoś zaklęcia. Teraz siedzimy w balonie i czekamy na informacje o następnej walce. Tak się zamyśliłem, że nie zauważyłem, kiedy Neuro otworzył pomieszczenie dla pilota i okazało się, że nikogo tam nie ma. Rozbudziłem się, kiedy zobaczyłem Nyę błąkającą się po lesie na ekranie.
- Nya! - krzyknąłem mimowolnie.
- To ty ją znasz? - zdziwił się jeden z uczestników turnieju.
- Jasne, to moja siostra!
- Ale bidulka nie ma szans! - stwierdził Jay.
- Więc musimy znaleść ją pierwsi - dodał Garmadon, który również tu był.
Z dalszej przemowy Chena dowiedzieliśmy się, że podłoga balonu zaraz się otworzy, ale zorganizował nam aż 8 spadochronów. Szybko chwyciłem jeden i trzymałem się ścian, czekając na upadek. Wszyscy inni uczynili to samo.
- Chen i te jego zapadnie! Powoli zaczyna mnie to wkurzać! - warknął Lloyd.
Po chwili wszyscy spadliśmy w powietrze. Na szczęście, od razu ubrałem na siebie swój spadochron i go otworzyłem. Za to inni prowadzili prawdziwe powietrzne bójki. Na końcu został jeden spadochron i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zabrakło jednego dla Garmadona. Lloyd oddał mu swój i sam spadał dalej, zapewne czekając na śmierć...

Tęskniliście? Wiem, że nie XD Stwierdziłam, że dokończę to opowiadanie i MOŻE zrobię drugą część. Jeszcze nie wiem. Nexta nie spodziewajcie się zbyt szybko, bo ledwo się przemogłam, aby to dodać :') Pozdrawiam serdecznie :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro