Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy weszłyśmy do gabinetu uprzednio dostając pozwolenie, Sophia już zarzucała swoje szpony na Salvara. Mężczyzna patrzył na mnie zimnym wzrokiem, tak bardzo innym od tego jakim obdarzał mnie zaledwie parę dni temu. A mówią, że to kobieta zmienną jest.

Sophia siada swojemu mężowi na kolanach, a ja nie wiem co ze sobą zrobić. Czuję się zagubiona.

- Ophelio na podłodze jest jeszcze miejsce – mówi złośliwie blondynka. Spogląda na mnie z wyższością, zadowolona z tego, że udało jej się mnie upokorzyć.

Ku mojemu zdziwieniu Oleg pociąga mnie na swoje kolana. Zaskoczona w pierwszej chwili nie wiem co zrobić, więc siedzę nieruchomo. Dopiero po paru sekundach zaczynam się szamotać na jego kolanach. Mężczyzna chwyta mnie jedną ręką w pasie i trzyma w żelaznym uścisku. Przechodzą mnie dreszcze, gdy czuję coś twardego wbijającego mi się w pośladek. Czy to jest to co myślę?

- Już ma gdzie siedzieć, więc nie musisz się o nic martwić – mówi Oleg.

Blondwłosa napuszyła się, poczerwieniała i popatrzyła na mnie z wyrzutem. Salvar z kolei wpatrywał się we mnie. Jego lodowate spojrzenie przeszyło mnie, szczękę miał zaciśniętą. Właśnie w tej chwili najbardziej chciałam uciec od nich wszystkich i zaszyć się w pokoju.

- Słodko razem wyglądacie – powiedziała Irina.

Gdy kobieta wypowiedziała te słowa, Oleg jeszcze ciaśniej otulił mnie ramieniem. Przez jego gest poczułam się jeszcze bardziej spięta. Myślałam, że jest to niemożliwe. Ostatnio dość często przekraczam swoje granice. Zwłaszcza jeśli chodzi o mężczyzn.

Przez kilka chwil trwała cisza. Nikt się nie odzywał. Dopiero, gdy Siergiej zapytał czy ktoś nie chce alkoholu, atmosfera zaczęła się rozluźniać. Na nowo rozbrzmiały głosy, a nawet śmiechy. Tylko ja się nie odzywałam. Siedziałam skulona w ramionach mężczyzny, którego widziałam pierwszy raz na oczy.

- Nalać ci czegoś? – wyszeptał mi do ucha.

Jego gorący oddech zmieszany z alkoholem drażnił moją szyję. Zrobiłam się czerwona i nieśmiało pokiwałam głową na boki. Nie chciałam nic od niego, a już szczególnie alkoholu. Mam za słabą głowę i wiem, że nie wyszłoby mi to na dobre, gdybym się teraz upiła. Bardzo możliwe, że zrobiłabym coś głupiego. Wiem, że Sophia cieszyłaby się, gdybym zrobiła z siebie idiotkę w oczach mężczyzny, który jej się podoba.

- Może porozmawiamy na osobności? – Oleg znowu podjął próbę kontaktu.

- Nie, muszę iść do łóżka. Jestem zmęczona – powiedziałam drżącym głosem i gwałtownie wstałam.

Zdezorientowałam go. Najwyraźniej nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony. Przeprosiłam wszystkich, mówiąc o zmęczeniu i zostawiłam ich za drzwiami. Dopiero w moim pokoju odetchnęłam z ulgą, na wszelki wypadek zakluczyłam drzwi. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Nie znam Olega i nie wiem co mogłoby wpaść mu do głowy.

~~~~

Wczoraj zasnęłam praktycznie od razu, gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki. Nie słyszałam, żadnych niepokojących dźwięków, nic mnie nie obudziło w nocy. Albo miałam głęboki sen, albo nic się nie działo. Wolałabym drugą opcję. Zdecydowanie.

Szybkim krokiem idę do łazienki i wykonuję poranne czynności. Nie ubieram na siebie nic wyszukanego, tylko jasne jeansy i granatową bluzę. Jeśli któryś z gości Salvara mnie taką zobaczy, jest więcej niż pewne, że będę miała problem. Nie jestem jednak w nastroju do ładnych ubrań. Dziś stawiam na wygodę. Można powiedzieć, że wczoraj księżniczka, dziś kopciuszek.

Schodzę na dół prosto do jadalni. Nie zastaję nikogo, na co oddycham z ulgą. Teraz najmniej potrzebuję towarzystwa. Swoje kroki kieruję do kuchni. Widzę jak Maria przygotowuje wykwintne potrawy. Unoszę brew do góry. Na śniadanie nigdy nie były przygotowywane takie rzeczy. Kobieta jeszcze mnie nie zauważyła, więc po cichu podchodzę do kuchenki i podnoszę pokrywkę jednego z garnków. Nabieram palcem ciemnobrązową ciecz i wkładam do ust. Mruczę. Ten sos jest obłędny.

- Boże! Ależ mnie panienka wystraszyła – Maria łapie się za serce i oddycha szybko. Zauważa co robię i patrzy na mnie ze strachem – Niech panienka nie dotyka sosu, kucharz zaraz wróci, a jak zobaczy co tu się wyprawia to głowy nam pourywa.

- Przyszłam na śniadanie – mówię trochę niepewnym głosem.

- Oh biedactwo pewnie nikt ci nie powiedział, że znowu będziemy mieć gości.

- Ci z wczoraj pojechali?

- Tak, byli tylko na jeden wieczór. Powinna panienka się przebrać. Nie wolno chodzić w takich ubraniach. To nie przystoi.

- Ale mi jest w nich wygodnie – dąsam się.

- Ludzi, którzy przyjadą są bardzo ważni i szanowani. Pracują dla samego Nicolaia Aristowa, więc nie wolno ich lekceważyć.

Naburmuszam się i idę do pokoju. Zaglądając do szafy w milczeniu przeczesuję włosy. Decyduję się na białą sukienkę z długim rękawem, odkrywającą całe ramiona, jej długość jest do kolan. Myślę, że nie mogą narzekać na mój ubiór. To i tak wielkie poświęcenie z mojej strony. Przez całe moje życie nie nosiłam tylu sukienek, ile noszę tutaj. 

Mój spokój przerywa intruz. Do pokoju wchodzi Salvar. Uważnie lustruje mnie wzrokiem, odrobinę za długo trzymając wzrok na piersiach. Peszę się i czerwienię.

- A jakbym była naga? – pytam, a moja klatka piersiowa unosi się gwałtownie.

- Nie narzekałbym - mówi z cwanym uśmieszkiem.

Mężczyzna zbliża się do mnie szybkim korkiem i chwyta w swoje ramiona. Jego dłoń unosi mój podbródek do góry. Patrzymy sobie w oczy. Nie wiem o czym myśli, ale jest to coś bardzo intensywnego. Nie potrafię nawet opisać sposobu, w jaki na mnie patrzy. Mam wrażenie jakby zatrzymał się czas. Salvar zbliża do mnie swoją twarz i jednocześnie otula mnie ciepłem swojego oddechu. Po chwili czuję jego usta na moich. Jego pocałunek jest jak dotknięcie skrzydeł motyla. Jest delikatny, a jednocześnie przepełniony żarem. Niepewnie oddaję pocałunek, a on wkłada mi język do ust. Niewinność jaka nam na początku towarzyszyła zamienia się w żądzę. Całujemy się jak opętani, do momentu, aż brakuje nam powietrza. Przestajemy i spoglądamy na siebie, łapiąc oddech.

- Gdybym wiedział, jak to będzie wyglądało w życiu nie zgodziłbym się na ten układ. Wyperswadowałbym babci pomoc tym ludziom. Jednak z drugiej strony nie poznałbym ciebie.

- O czym ty mówisz? – pytam ze zdziwieniem w głosie.

- Przykro mi, że dopiero teraz zaczynam sobie uświadamiać, jaki skarb miałem obok siebie przez cały czas.

Nie rozumiem nic z tego co mówi. Patrzy na mnie smutnym wzrokiem, a ja nie wiem o co mu chodzi. Coś się w nim zmieniło. Zaczął mnie inaczej postrzegać, takie mam wrażenie. Do tego ten pocałunek...

Azarow bierze mnie pod rękę i razem schodzimy na dół na śniadanie. Przez całą drogę kurczowo trzyma mnie, jakby nie chciał puścić. Mam złe przeczucia.

W jadalni czeka na nas babcia Salvara i dwójka nieznanych mi osób. Kobieta i mężczyzna. Oboje są starsi i wyglądają jak małżeństwo. Na mój widok na ich twarze wstępuje uśmiech. Marszczę brwi. Przez chwilę stoimy i nikt się nie odzywa. Dopiero po jakimś czasie odzywa się staruszka:

- Ophelio, poznaj swoich rodziców... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro