Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zazdrość kiełkuje we mnie, gdy patrzę na Nicolaia i Audrey. On spogląda na nią jakby była całym jego światem. Widać, że ją kocha. Po Rey widać, jak dużą przeszła przemianę. Dalej sprzeciwia się swojemu narzeczonemu ale teraz robi to ze smakiem i gracją. Oboje przyzwyczaili się do nieco zgryźliwych doczepek ze swojej strony.

Ostatnio, gdy Audrey upiła się, byłam pewna, że Aristow zrobi jej awanturę. Jedyne co zrobił to westchnął i zabrał ją do łóżka. Na moje szczęście wypiłam tylko pół szklanki alkoholu. Moja osoba i alkohol to nie najlepsze połączenie.

Minęło parę dni odkąd Salvar zostawił mnie tutaj. Wiem, że porozumiewał się z narzeczonym Audrey, do mnie się nie odzywał. Powoli zaczynałam mieć paranoję. W mojej głowie kotłowało się dużo myśli związanych z Azarowem. Martwiłam się, że to co mówił do mnie to było tylko na pokaz, albo już mu się znudziłam i stwierdził, że to nie ma sensu.

Usiadłam na parapecie i oparłam głowę o szybę. Na zewnątrz była garstka śniegu. Nigdy nie lubiłam tej pory roku, a teraz jakbym zaczęła się z nią utożsamiać. Spoglądałam na obraz za oknem i podziwiałam widoki. Do posiadłości cały czas ktoś przyjeżdżał i odjeżdżał. Z mojego pokoju miałam idealny widok na podjazd.

Zamrugałam szybko powiekami. Nie wierzyłam w to co widziałam. Wypadłam z pokoju jakby goniło mnie stado wściekłych zwierząt i zbiegłam po schodach. Widok, który zastałam wprowadził mnie w osłupienie.

W drzwiach stał mężczyzna, który podawał się za mojego ojca i mierzył z broni do Nicolaia. Audrey była trzymana przez jakiegoś ochroniarza. Za Tartarovem stało trzech mężczyzn i podobnie jak on mieli broń.

- Jeśli teraz wyjdziesz to daruję ci tą zniewagę – powiedział Nicolai. – Nie będę tolerował tego gówna. Daję ci pół minuty.

- Chcę tylko moją córkę. On ją porwał! Obiecał, że będzie bezpieczna i wykształcona, a teraz przekazał ją tobie... - Lev niemalże wypluł ostatnie słowa.

Nicolai się zaśmiał.

- Myślałeś, że się nie dowiem o twojej zdradzie? – spokojnie zapytał Aristow. – Od dawna knujesz za moimi plecami. Bratasz się z różnymi ludźmi, obiecujesz niestworzone rzeczy, a tak naprawdę wszystkich chcesz wychujać – prychnął.

- To nie...

Narzeczony Audrey podniósł rękę.

- Nie przerywaj mi! – krzyknął. – Twój czas się skończył. Ta dziewczyna jest teraz pod moją opieką. Przychodzisz tu i mierzysz do mnie z broni, żądasz niemożliwych rzeczy, straszysz moją przyszłą żonę... Jeśli myślisz, że wyjdziesz stąd żywy to się grubo mylisz!

- Córeczko... - zaczął ojciec. Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Z natury byłam dość wrażliwa, jednak ten człowiek oszukał mnie. Wiedziałam, że chciał mnie wykorzystać do swoich niecnych celów. Byłam tylko pionkiem w jego grze.

Nicolaia wypełniała furia. Mój ojciec zrobił błąd wchodząc tutaj, teraz będzie musiał odpokutować grzechy.

- Zajmijcie się nim – powiedział Aristow i odwrócił się do niego plecami.

Rozległy się strzały. Wszystko widziałam jakby w zwolnionym tempie. Kule zaczęły trafiać w meble i ściany. Ochroniarze Nicolaia rzucili się na Tartarova, a jego ludzi zaczęli strzelać. Aristow został osłonięty przez swoich ludzi, część z nich podbiegła także do mnie, aby mnie chronić. Mój ojciec cały czas walczył, mimo iż wiedział, że jest na przegranej pozycji. Widział jak jego towarzysze padają jeden po drugim, mimo to szarpał się. Chciał uciec, albo kogoś skrzywdzić. Stawiałam na to drugie.

Przez ten cały czas Praktycznie wstrzymywałam oddech. Zaczerpnęłam powietrza dopiero wtedy, gdy siłą zostałam zaciągnięta do jednego z pokoi na parterze. Za sobą słyszałam krzyki Tartarova. Krzyczał, że nie jestem tu bezpieczna i coś o poświęceniu. Reszta krzyków to były błagania o pomoc.

Ten człowiek, jak i jego żona byli dla mnie nikim. Nie czułam żadnych więzi krwi, ani nic w tym rodzaju.

W pokoju była Audrey z narzeczonym i paru innych ludzi, których nie znałam. Moja przyjaciółka była wtulona w tors Nicolaia. Nikt nic nie mówił. Słyszałam jej cichy szloch. Zdziwiłam się. Zawsze była twardą babką. Już miałam coś powiedzieć, gdy usłyszałam głośny plask.

Nicolai chwytał się za policzek czerwony od uderzenia. Audrey go uderzyła. Nie mogłam w to uwierzyć. Groźny gangster spoliczkowany przez kobietę.

- Jak śmiałeś! Mogłeś zginąć! Co ty sobie myślałeś!? – z jej ust słowa wypływały niczym z karabinu.

- Najdroższa... - zaczął. – Wiedziałem, że nic mi się nie stanie. Miałem wszystko dokładnie wyliczone i zaplanowane. Nie było mowy, aby coś poszło nie tak.

- Tego nie wiesz! – jej palec poszybował w górę i zatrzymał się na wysokości jego głowy. – Zrób tak jeszcze raz! Naraź się, a mnie popamiętasz!

- Nic mi nie zrobisz skarbie – łobuzerski uśmieszek wypłyną na przystojną twarz gangstera.

Kobieta zmrużyła oczy. Była wściekła.

- Nie bądź tego taki pewien. Mam już parę pomysłów. W tym jeden, który wydaje mi się najstraszniejszy i widnieje u mnie jako krok ostateczny.

- Najdroższa... - uniesioną ręką ucięła jego wypowiedź.

- Po prostu obiecaj mi, że nigdy więcej nie będziesz się tak narażał. Nie zniosłabym tego, gdyby coś ci się stało – kątem oka widziałam jak nieznani mi ludzi kiwają głowami i aprobują słowa narzeczonej szefa.

Nicolai westchnął i złożył przysięgę.

- Ophelio – zwrócił się do mnie Aristow. – Twój ojciec będzie torturowany. Muszę wydobyć z niego informacje z kim mnie zdradził i co chciał osiągnąć. Nic co powiesz nie uchroni tego człowieka przed jego losem.

Pokiwałam głową i zamknęłam na chwilę oczy i po paru sekundach ponownie je otworzyłam. Usiadłam na kanapie w pokoju, złożyłam ręce i zaczęłam się bawić palcami. Schyliłam głowę, tak abym nie widziała nikogo.

- Nie znam tego człowieka, ani jego żony. Mogą być moimi biologicznymi rodzicami, ale nie będą nimi w moim sercu. Nigdy nie byłam mściwą, ani zawistną osobą, ale rób co musisz. – powiedziałam na jednym wdechu i uniosłam głowę napotykając niebieskie tęczówki Rosjanina. Jego wzrok był zimny, ale wciąż pełen zrozumienia. - Nie będę stawiała oporu.

- Oh Ophelio – powiedziała Audrey i przytuliła mnie.

Dopiero teraz dotarło do mnie co się stało. Mogliśmy zginąć. Zaczęłam płakać, a ramiona kobiety mocniej mnie ścisnęły.

- Już dobrze – szepcze mi do ucha.

Uniosłam głowę i zobaczyłam, że byłyśmy same. Zrobiło mi się trochę lepiej. Nie chciałam, aby ktoś widział mój płacz.

- Przepraszam. Poniosło mnie.

- Przestań. To normalne. Nie codziennie jest się świadkiem takiego zdarzenia – uśmiecha się.

Kiwam głową i uspokajam się. Pociągam nosem i z wdzięcznością przyjmuję chusteczkę od Rey.

- O co chodziło z tym pomysłem na Nicolaia? – zmieniam temat.

- A to – macha ręką. – W najgorszym wypadku zerwę zaręczyny. Nie mogę być z kimś, kto nie dba o swoje życie i się wręcz podkłada pod spluwę. To dla mnie za dużo – mówi ze smutkiem.

- Ale wy do siebie pasujecie. Nie możesz tego zrobić – protestuję z oburzeniem.

- Wiem. Kocham go, aż boli. Ale nie chcę patrzeć jak cierpi. Cholernie się tego boję. Czasem nachodzą mnie złe myśli.

- Jakie?

- Co jeśli coś mu się stanie, a nie będę o tym wiedziała? Co będzie, jeśli zdecydujemy się na dziecko, a jego nie będzie przy mnie? Co ja powiem naszemu synowi lub córce? – teraz ona się rozpłakała.

Przytuliłam ją, jak ona wcześniej mnie. Jej obawy były słuszne. Nie dziwiłam się jej. Nicolai musiał z tym skończyć. Narażanie się nie jest dobre. Powinien pomyśleć, że ma narzeczoną, która się o niego martwi.

Miałam łzy w oczach.

Usłyszałam skrzypienie drzwi. Intruzem był Aristow. Miał nieobecny wzrok. Audrey nawet nie zwróciła na niego uwagi. Dalej szlochała na moim ramieniu.

- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – skierował pytanie do Audrey. – Masz obawy odnośnie naszej przyszłości. Jesteśmy w związku. Pary rozmawiają o takich rzeczach – mówi ze smutkiem w głosie.

- Boję się – wychlipała, na co on westchnął.

- Chodź do mnie – powiedział, a ona od razu ruszyła w jego kierunku.

Nie chcąc im przeszkadzać. Wstałam po cichu z kanapy i skierowałam się do drzwi. Zamknęłam je jak najdelikatniej potrafiłam i zaczęłam iść w kierunku schodów. Jakaś nieznana siła kazała mi spojrzeć na drzwi, w których jeszcze tak niedawno rozgrywała się strzelanina.

Stał tam.

- Nie przywitasz się? – zapytał Salvar.

☆☆☆☆
Dodaję wcześniej i dłuższy niż zazwyczaj 😁 korzystając z okazji życzę wszystkim Wesołych Świąt  Bożego Narodzenia, zdrowia, szczęścia i pomyślności 🎅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro