Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dni dłużą mi się niesamowicie. Nie wychodzę z pokoju, jedzenie mam przynoszone przez gosposię. Oleg przychodzi często i zachowuje się jakby miał chorobę dwubiegunową. Raz jest spokojny i opanowany, a niekiedy jakby sam diabeł w niego wstąpił. Jednak przez większość czasu jest niemiły i mam wrażenie, jakby robił mi na złość. Jeśli chce mnie do siebie przekonać to nie tędy droga. Nie wyobrażam spędzenia reszty mojego życia z tym człowiekiem. Siedząc na łóżku przez większość czasu myślałam o Salvarze. Nasze początki były trudne, nawet nie wiem kiedy zdążyłam go pokochać. Stał się dla mnie kimś ważnym. Wiem, że chcę dzielić z nim resztę życia. Kocham go, ale nie wiem czy on darzy mnie takim samym uczuciem.

- Chcę wyjść na dwór – powiedziałam do gosposi, gdy przyniosła mi gorący obiad.

- Nie mogę nic na to poradzić – odpowiedziała. – Proszę porozmawiać z panem Olegiem.

- Przekaż mu to proszę.

Po moich słowach wyszła. Wiem, że jestem z natury tchórzliwa, ale muszę się stąd wydostać. Nie mogę żyć na zawsze zamknięta w czterech ścianach. Chcę zobaczyć się z Salvarem. Ciekawi mnie, czy mnie szuka. Jeśli mówił prawdę o swoich uczuciach do mnie, wiem że jest w drodze. Tylko ile jeszcze muszę na niego czekać?

Moje rozmyślania przerywa Oleg wchodzący do pomieszczenia. Staje we framudze drzwi, zaplata ręce na wysportowanej klacie i uśmiecha się przebiegle. Wiem, że coś kombinuje. Już nie przypomina tego faceta, którego poznałam w domu Salvara. Jest całkiem inny.

- Słyszałem, że masz do mnie interes – uśmiech na jego twarzy jeszcze bardziej się poszerza.

- Dobrze słyszałeś – odpowiadam z rezerwą. – Chcę wyjść z tego domu i pooddychać świeżym powietrzem.

- Chcesz? Ty chcesz? – zaśmiał się. – Powinnaś korzyć się przede mną i prosić. Nie obchodzi mnie to co ty chcesz.

- Jesteś arogancki – odpowiadam chłodno. – Nigdy. Powtarzam nigdy, się przed tobą nie ugnę – syczę.

- To nici z wyjścia – odwraca się do mnie plecami i przestępuje próg drzwi.

- Czego chcesz? – pytam wściekła.

Jego sylwetka pojawia się w pomieszczeniu. Wędruje przez chwilę i niekiedy spogląda na mnie zamyślonym wzrokiem. Z pewnością obmyśla jakiś plan, ale ja też mam swój. Muszę się wydostać z tego miejsca. Z okna w moim pokoju widziałam rozległy las poza murami posiadłości. Jeśli będę w stanie uciec i dotrzeć do lasu, być może zdołam się gdzieś ukryć i przeczekać.

- Hmm może na początek coś małego– odzywa się w końcu. – Zwykły całus wystarczy – łobuzerski uśmiech wstępuje na jego twarz.

Mrużę oczy i walczę ze sobą przez chwilę. Jeśli się zgodzę, będę miała szansę, a może to być moja jedyna. Jeśli nie spróbuję do końca życia mogę żałować. A poza tym nie powiedział, gdzie ma być ten całus.

- Dobra – odpowiadam niepewnie.

- Podejdź do mnie i pocałuj przyszłego męża.

Niepewnie stawiam kroki w jego kierunku. Od jego ciała bije pewność siebie i pycha. Wydaje mu się jakby był panem wszystkiego, jakby wszystkich przechytrzył. Gdy jestem już obok niego, mężczyzna nachyla się nade mną. W momencie zamknięcia jego oczu, pochylam się w bok i całuję go w policzek. Momentalnie jego oczy się otwierają i spogląda na mnie z chłodem. Na zewnątrz wygląda jak góra lodowa, a w środku zapewne się gotuje z wściekłości. Przez chwilę walczy ze sobą, ale uspokaja się.

- Przyznam, że to było sprytne posunięcie moja droga Ophelio. Jednak zastrzegam, że następnym razem, nie dam się tak łatwo oszukać – mówi i podchodzi do drzwi, otwierając je na oścież.

Nie będzie następnego razu - dodaję w myślach.

- Zrobiłam co chciałeś.

- Ah tak. Oczywiście, możesz wyjść. Za chwilę przyjdzie do ciebie ochroniarz i wtedy pójdziesz z nim – powiedział i wyszedł z pokoju, a ja słyszałam tylko dźwięk zamykanych na klucz drzwi.

Położyłam się na łóżku i na chwilę zamknęłam oczy. To co chciałam zrobić było ryzykowne, ale musiałam dopiąć swego. Dość ukrywania głowy w piasek. Jeśli chciałam być szczęśliwa, to tylko z Salvarem. Z mężczyzną, którego kocham. Nie z żadnym innym substytutem.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Mój strażnik wszedł do środka i oznajmił, że wybieramy się na dwór.

Już czas...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro