Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak jak powiedział Salvar przez następne dwa tygodnie nie robiłam nic poza nauką manier pod czujnym okiem starszej kobiety, jak również szlifowaniu podstaw języka. O ile rozmowa w obcym języku szła mi w miarę znośnie, to pisanie i czytanie sprawiało mi znaczną trudność. Mój nauczyciel mówił, że to kwestia czasu jak się przyzwyczaję, ja sądziłam inaczej. Jeśli chodzi o babcię Azarowa, to byłam mile zaskoczona. Była surowa ale jej cierpliwość była ogromna. Nie beształa mnie za każdym razem, gdy coś poszło mi nie tak, tylko tłumaczyła.

Długo czekałam na dzisiejszy dzień. To dzisiaj mam zadzwonić do wujka. Długo nudziłam Salvara o krótką rozmowę z moją jedyną żyjącą rodziną. Mężczyzna cały czas mnie ignorował, gdy pewnego dnia oznajmił mi, że wkrótce pozwoli mi zadzwonić. Nie wiem co go odmieniło, wcześniej zbywał wszystkie moje argumenty dotyczące obaw wujka i tego, że zbyt długo się nie odzywałam. Coś czuję, że musi mieć w tym jakiś interes.

Kończę jeść śniadanie w obecności starszej pani. Kobieta daje mi cenne wskazówki dotyczące manier przy stole. Dzięki niej umiem coraz więcej i nawet rzeczy, o których nigdy wcześniej nie słyszałam nie stanowią dla mnie problemu. Wiem jak wybrnąć ze stresujących sytuacji podczas posiłku.

- Powinnaś już iść. Nauczyciel czeka – oznajmia kobieta.

Grzecznie kiwam głową i opuszczam pomieszczenie. Idę w kierunku dużej biblioteki – Azarow trzyma tam swoje zbiory. Podobno należały wcześniej do jego ojca, a nawet do dziadka. Gdy pierwszy raz tam weszłam prawie dostałam orgazmu. Jestem typem samotnika wiecznie siedzącego z nosem w książce, nie licząc zamiłowania do koni. To pomieszczenie było dla mnie niczym raj. Niemal od razu zaczęłam przeszukiwać półki zupełnie ignorując nauczyciela języka. Całe szczęście, że mężczyzna okazał mi dość dużo zrozumienia. Gdyby poskarżył się, jestem pewna, że dostałabym ostrą reprymendę.

- Dziś powtórzymy wszystko od początku. Pan Azarow chce wiedzieć jak idą postępy.

Mruczę coś pod nosem. Nie mam ochoty na powtórkę. Wiem, że nie będę się mogła skupić z powodu nadchodzącego telefonu do Edgara. Najprawdopodobniej będę musiała rozmawiać przy Salvarze, ale nie przeszkadza mi to. Wiem, że ma swoje sekrety i nie chce abym przypadkiem powiedziała coś za dużo. Na przykład to, że jestem przetrzymywana wbrew mojej woli w obcym kraju i u obcych ludzi. Wujek z pewnością postawił by swoich znajomych w gotowości. Wiem o tym, bo gdy byłam mała to podsłuchałam jego rozmowę z jego znajomym. Wiem, że ma podejrzanych znajomych z różnych niebezpiecznych kręgów.

Większość dnia spędzam na powtórce. Już prawie przywykłam do tempa mojej nauki. Dalej jednak od czasu do czasu pojawia mi się zastój i pragnę odpocząć od wszystkiego.

- Panienko, pan Azarow prosi o przyjście do jego pokoju – powiedziała Maria, wchodząc do biblioteki.

Kiwam głową w odpowiedzi i wychodzę z pomieszczenia. Wiem po co tam idę. W końcu porozmawiam z wujkiem Edgarem.

- Chciałeś mnie widzieć – mówię wchodząc bez pukania do jego pokoju.

Scena, którą zastaję wcale mnie nie dziwi. Sophia całuje jego ramię, a on przegląda jakieś dokumenty. Dziwi mnie jedynie fakt, że nie robi tego w gabinecie, tylko daje do nich dostęp blondynce.

- Tam masz telefon – wskazuje na komodę. – Wiesz czego masz nie mówić – mówi nie patrząc na mnie.

- Oczywiście. Muszę kłamać i mówić, że nie jestem więziona u człowieka, którego nie znam i wcale nie jestem zmuszona do uczenia się manier i języka. Mimo, iż wiem, że to bez sensu i nic z tego nie rozumiem – płyną ze mnie słowa. Nie wiem skąd u mnie odrobina odwagi, aby odezwać się do niego takim tonem.

- Już za niedługo dowiesz się po co tu jesteś – dalej mnie ignoruje.

Bez słowa biorę telefon do ręki i wykręcam numer, który przez lata nauczyłam się na pamięć.

- Halo – odzywa się w słuchawce znany mi męski głos.

- Wujku – mówię z ulgą.

- Ophelio... tak dawno cię nie słyszałem – mówi wzruszony. – Nic ci nie jest? Dobrze cię tam traktują? – pyta z przejęciem.

- Tak – postanawiam częściowo unikać prawdy na temat mojego faktycznego pobytu. – Wszystko jest dobrze.

- Kochanie wiem gdzie jesteś – mówi z westchnieniem. – Azarow popełnił błąd. Nie powinien się na to zgadzać. Ani on ani jego babka nie mieli prawa aby decydować o twoim życiu.

- Wujku ty coś wiesz! – krzyczę – Proszę powiedz mi – teraz ja ignoruję Salvara, który na moje słowa gwałtownie się prostuje.

- Dziecko ty jesteś... - telefon brutalnie zostaje mi wyrwany, a połączenie zostaje zakończone przez znienawidzonego mi mężczyznę.

Patrzę na niego w szoku. Przez chwilę mrugam i myślę nad tym co się stało, a po chwili rzucam się na Azarowa chcąc wyrwać mu telefon. Walczę z nim, lecz jego ramię obejmuje mnie mocno w talii. Jego druga ręka unosi do góry telefon, abym go nie dosięgnęła. Szamotam się i próbuję podskoczyć aby go dosięgnąć, mój wzrost jednak nie dorównuje jemu. Mężczyzna w końcu rzuca telefon do Sophii siedzącej do tej pory cicho.

- Zostań tu, ja ją uspokoję – wściekam się jeszcze bardziej i zaczynam uderzać ramionami we wszystkie strony, nie bardzo wiem w co uderzam, lecz gdy trafiam najprawdopodobniej w jego szczękę nerwy mu puszczają.

Z całej siły chwyta mnie w pasie unieruchamiając ręce i wychodzi ze mną z pomieszczenie. Kopię go w nogi, na co on jeszcze bardziej wzmacnia uścisk. Czuję jak powoli opadam z sił. Ostatkiem mojej determinacji próbuję walczyć ale on rzuca mnie na łóżko i trzyma moje dłonie w swojej jednej. Nogi mam obezwładnione. Jestem bez szans. Pochyla się nade mną, a na jego twarzy widać furię.

- Uspokoiłaś się już? – pyta wściekły.

- Nie! – krzyczę. – Nie wiem co ma na celu trzymanie mnie tu jak więźnia i uczenie tych wszystkich rzeczy ale nie uda ci się to – wybucha śmiechem.

Po furii, która była obecna na jego twarzy jeszcze parę sekund temu nie ma śladu. Wydaje się być rozbawiony moimi słowami. Wolną ręką przeciera moje usta, przez co rozchylam je bezwiednie.

- Nawet nie wiesz co mówisz. To wszystko jest dla twojego dobra. Jeszcze mi za to podziękujesz. Będziesz żyć jak księżniczka.

- Chcę moje dawne życie.

- Nic z tego – pochyla się nade mną i zerka ma moje wargi. – Jestem pod wrażeniem. Z cichej myszki w szaloną bestię – znowu się śmieje. – Aż się podnieciłem – bierze swoją dłoń z moich ust i poprawia dowód swojego podniecenia.

Patrzę na niego z obrzydzeniem. Grymas zaczyna zdobić moje wargi co ciemnowłosy kwituje jednym zdaniem.

- Zaraz zmyję ten brzydki grymas z twoich ust – mówi uwodzicielsko i brutalnie atakuje moje wargi.

Od razu gryzę go w język. Mężczyzna momentalnie odskakuje od mojego ciała. W ustach czuję metaliczny posmak przez co krzywię się nieznacznie.

- Kicia pokazuje pazurki. Coraz bardziej zaczynasz mi się podobać z takim charakterkiem. Rób tak dalej, a zacznę żałować tego, do czego cię przygotowujemy.

- Co masz na myśli? – siadam na łóżku i spoglądam na niego z ciekawością.

- Dowiesz się w swoim czasie. A co do twojego wujka, to musiałem przerwać tą rozmowę. Zaczął paplać za dużo. To jeszcze nie czas na jakiekolwiek wyjaśnienia. Musisz być gotowa.

Kręcę głową.

- Gotowa na co?

- Na przeznaczenie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro