Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiercę się. Na szyi czuję lekkie łaskotanie, więc niechętnie otwieram oczy. Pierwsze co widzę to Nicolai składający delikatne pocałunki na mojej szyi i dekolcie. Automatycznie mój oddech staje się płytki, co mafioso zauważa.

- Dzień dobry – mówi i całuje mnie w usta.

Mruczę i rozciągam ramiona, co skwitowane jest cichym śmiechem. Uważnie lustruję mężczyznę, bije od niego szczęście. Jest wyluzowany, a jego twarz zdobi uśmiech. Taki podoba mi się najbardziej, jest naturalny.

- Żałujesz? – pyta i czeka na moją reakcję. Całe jego ciało spięło się przez zadane pytanie.

- Nie – szepczę, posyłam mu delikatny uśmiech i gładzę jednodniowy zarost na jego twarzy.

- Nie zabezpieczyliśmy się – oznajmia.

Mrużę oczy.

- Wiem ale biorę tabletki – wypowiadam swobodnie. Mogłabym przysiąc, że w jego oczach przemknął cień zawodu.

Kiwa głową i wtula się w mój bok. Przez jakiś czas leżymy na łóżku i po prostu rozmawiamy, poznajemy się wzajemnie. To jest niezbędne do powstania związku. Oprócz tego musiałam trzy razy zapewniać Nicolaia, że między nami jest w porządku i tak długo jak mnie nie okłamie i nie zatai przede mną niczego, tak długo będzie zgoda.

Rozległe pukanie zaburza nasz spokój. Mój towarzysz krzyczy pozwolenie na wejście do pomieszczania. W drzwiach stoi Aleksander – szef ochrony i chłopak Ruby.

- Mamy problem – w jego spojrzeniu widoczna jest determinacja.

Nicolai bez słowa zaczyna się ubierać. Nie mu nie robi widok Borisova, wręcz przeciwnie, mam wrażenie jakby prężące się muskuły Aristowa miały zaznaczyć przed mężczyzną do kogo należę. W myślach prycham. Jego ego musi być wielkość Azji, jak nie większe.

- Co się dzieje? – pytam cicho i mrużę oczy.

Mafioso kiwa głową, a ochroniarz przełyka ślinę.

- Nie wiadomo jeszcze co dokładnie się dzieje, ale znaleziono dwóch naszych ludzi zmasakrowanych i rzuconych pod bramę posiadłości – wzdrygam się.

Nicolai rzuca pod nosem słowa po rosyjsku, prawdopodobnie przekleństwa.

- Zbierz ludzi, podwój ochronę – rzuca do Rosjanina i kieruje się do wyjścia. Przystaje w połowie drogi, odwraca się i szybko do mnie podchodzi. Na ustach czuję lekki pocałunek i słyszę zapewnienie, że wszystko będzie dobrze.

Przez chwilę siedzę na łóżku jakbym zapuściła korzenie, a następnie marszcząc brwi i krzycząc rzucam poduszką w drzwi. Nie powiedział mi nic konkretnego. Na pewno zabójstwo tych dwóch mężczyzn musiało mieć jakiś motyw. I pomyśleć, że dosłownie kilka minut temu przeprowadziliśmy rozmowę na temat zatajania informacji, kłamstwa i zaufania.

Wściekła zrzucam z siebie kołdrę i zaczynam zakładać bieliznę, gdy ktoś wchodzi do mojego pokoju. Ze zdenerwowaniem wpatruję się w intruza, którym okazała się być Ophelia. Dziewczyna szybko zakrywa szybko oczy i odwraca się do mnie plecami ale nie wychodzi z pokoju. Wszystkiemu towarzyszą głośne przeprosiny. Śmieję się i pozwalam odsłonić oczy i stanąć naprzeciw mnie.

- Co się stało?

- Podobno znaleziono ciała dwóch martwych mężczyzn – na jej słowa kiwam głową, dając jej tym samym do zrozumienia, że wiem o tej sprawie – Przy nich znaleziono karteczkę z pogróżką. Była ona przypięta do jednego z ciał wbitym gwoździem – otwieram szerzej oczy.

Coraz bardziej mi się to nie podoba.

- Co było tam napisane?

- Nie wiem – kiwa głową na boki. – Nie dowiedziałam się tego od kucharza – wzrusza lekko ramionami.

Ta dziewczyna jest zdecydowanie jednym ze słodszych stworzeń jakie kiedykolwiek było dane mi oglądać. Swoją postawą, lekką naiwnością oraz szczerością potrafi sobie zaskarbić przychylność każdego.

- Ale jest jeszcze coś. Ci mężczyźni byli na urlopie – zaciskam pięści.

- To oznacza, że byli śledzeni już wcześniej – stwierdzam.

Irlandka przyznaje mi rację. Obie siadamy na łóżku, pościel jest rozwalona tak, jakby tajfun stanął na jej drodze. Oblewam się rumieńcem.

- Hmm – mruczy. – Czyżby stało się tutaj coś o czym nie wiem? – specjalnie przeciąga ostatni wyraz i mruży oczy uważnie śledząc moją twarz.

Wzdycham i opowiadam jej o nocy z Rosjaninem. Nie pomijam żadnego faktu, oprócz zawodu w jego oczach, gdy dowiedział się, że biorę tabletki. To na razie wolę zostawić dla siebie. Muszę zobaczyć co czas przyniesie.

- Pasujecie do siebie – przewracam oczami. To zdanie słyszałam chyba milion razy. – Jego wygląd jest trochę straszny ale...

- Jego wygląd straszny? Popatrz na Salvara - tu dopiero masz straszny wygląd. Facet wiecznie wygląda jakby szukał kogoś do obicia gęby.

- Według mnie wygląda milusio, twój facet ma straszne spojrzenie, zupełnie jakby czytał w myślach.

Naszą małą potyczkę słowną przerywa Ivan. Kolejna osoba, która mi dzisiaj przeszkadza.

- Zbierajcie się! – krzyczy. – Zostaliśmy zaatakowani, musimy was przewieźć w bezpieczne miejsce.

- Kto atakuje? – dopytuję.

- Raymond White i twój dziadek...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro