Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Z taksówki wysiadam pod jakimś klubem. Mój wygląd daje wiele do życzenia. Ubrana w obcisłe czarne spodnie i krwistoczerwoną bluzkę bez ramiączek nie jestem dopasowana do tutejszych klimatów. Dobrze, że ten idiota nie zwrócił uwagi w czym wychodzę.

Podchodzę do ochroniarza i chwilę z nim rozmawiam. Wystarczy zatrzepotać rzęsami i ładnie uśmiechać, a wejście staje dla mnie otworem. Nie musiałam się zbytnio wysilać. Faceci pójdą na wszystko.

Klub jest przepełniony prawie po brzegi, aby dojść do baru muszę przepychać się pomiędzy spoconymi ciałami ludzi. Tak jak myślałam całkiem odstaje od reszty. Kobiety są ubrane jak najskąpiej. Niezrażona idę w zamierzonym kierunku. Od razu zamawiam drinka. Sączę powoli, mimowolnie sprawdzając telefon. Oczywiście mnóstwo nieodebranych połączeń od Ivana. Uśmiecham się pod nosem. Kątem oka dostrzegam zmierzającego w moją stronę mężczyznę. Mierzę go wzrokiem. Brązowe włosy, zielone oczy oraz opalenizna, jest przystojny. Dosiada do mnie i zamawia kolejnego drinka na swój koszt. Rozmawiamy, przystojniak ma na imię Jason, jest tutejszy.

Nawet nie wiem, która godzina, na pewno późna ale nie ma zamiaru wracać jeszcze do domu. Jestem pijana, nie tylko ja, mój towarzysz także. Oboje śmiejemy się i opowiadamy śmieszne historie z życia. Polubiłam go, jest całkiem inny niż mój współlokator. Sympatyczny, zabawny, a przede wszystkim myśli głową, a nie dolną częścią ciała. Gdy chcemy zamówić kolejne drinki barman oznajmia nam, iż nic już nam nie sprzeda. Chwilę się z nim kłócimy jednak udajemy się do wyjścia. Jason zamawia taksówkę, po czym kierujemy się do kolejnego lokalu, podaje adres kierowcy i po dłuższej chwili znajdujemy się pod dość dobrze znanym mi miejscem.

Raven's

Mrugam szybko i nie mogę uwierzyć w to co widzę, jeszcze parę godzin temu odbyła się w tym miejscu strzelanina, teraz nie ma po niej śladu. Jak to możliwe? Z niepewnością spoglądam na mojego towarzysza, jednak ten niezrażony ciągnie mnie do środka. Jeśli wcześniej byłam pijana, tak teraz wytrzeźwiałam przynajmniej w połowie. Czy on wie co tutaj się wydarzyło? Może jest jakimś szpiegiem i chciał wybadać sytuację? Mam coraz więcej wątpliwości.

Wchodzimy do lokalu, jak zwykle jest pełno miejscowych. Od razu idziemy się napić. Przy barze jest Audrey. Wygląda na to, że zmiana tamtego chłopaka obecnego przy strzelaniu się skończyła.

- Cześć Rey, daj nam coś mocnego – mówi Jason, zwracając się do barmanki.

- Widzę, że masz towarzystwo – omiata mnie wzrokiem. – W dodatku jakie.

- Oj daj spokój, nie spinaj się tak. Nie musisz być zazdrosna moja droga przyjaciółko – wybucha śmiechem.

- Widziałam cię z tyloma kobietami, iż nic mnie już nie zdziwi. Nawet jakbyś przyprowadził samą królową Elżbietę – lekko się uśmiecha. Patrzę na nią zdumiona, ma piękny uśmiech ale rzadko go ukazuje. Widocznie jest zarezerwowany dla specjalnych osób. – Gdzie twój towarzysz? – pyta mnie. Mam wrażenie, iż jej wzrok prześwietla mnie na wylot.

- Jestem sama.

- Nie bądź taka podejrzliwa. Nie każdy ma złe intencje – mówi z szerokim uśmiechem brązowowłosy.

Ona i Jason muszą być dobrymi przyjaciółmi. Dzięki niemu nie jest tak wrogo do mnie nastawiona jak na samym początku. Możliwe, że gdybyśmy się spotkały w innych okolicznościach zostałybyśmy dobrymi znajomymi. Wzdycham, a w głowie pojawia się myśl.

- Przedtem była tu strzelanina, teraz jest tu czysto jakby nic się nie stało. Jak to jest możliwe? – pytam i czekam na jej reakcję – mój towarzysz cały czas patrzył na mnie, jednak teraz jego wzrok jest utkwiony w Audrey.

- Właściciel tego miejsca ma dużo kasy i wpływów, więc załatwił to w ekspresowym tempie. Może inaczej. Wiem, że węszycie tu razem, ty i ten ciemnowłosy – przełykam ślinę. – Ułatwię wam sprawę. Jak wiesz królują tu gangi. Policja próbuje się nie wtrącać w gangsterskie porachunki. Każdy walczy o teren. Kenneth rządzi tutaj, to jest jego obszar. Ma wielu wrogów, którzy tylko czekają aż się potknie. Niektórzy jednak nie są tak cierpliwi i próbują zagarnąć jego teren już teraz. Dlatego wcześniej doszło do tego incydentu. Tutaj każdy jest gotowy na takie sytuacje, nie jest to nic nowego dla ludzi mieszkających w tym mieście. Każdy ma się na baczności. No może nie każdy... - podkłada nam pod nos drinki. Nawet nie zauważyłam kiedy je zrobiła. – Szukacie Paula, nie znajdziecie go. Przynajmniej nie żywego. Ludzie, którzy dzisiaj sprezentowali tutaj to małe widowisko postrzelili go. Dostał sześć kulek. To nie był przypadek, było to ostrzeżenie dla właściciela. Zginął jego brat, bardzo to przeżył. Był dobrym człowiekiem, nie zasłużył na to co go spotkało. Zawsze służył radą i pomocą.

Jestem w szoku. Byłam pewna, że on żyje i specjalnie nie daje żadnych znaków mojej mamie. Oni wszyscy boleśnie odczuli jego śmierć. Myślałam, iż są nieczuli i zimni. Myliłam się. Widać po Audrey jak ją to boli. Próbuje ukryć ból ale marnie jej to wychodzi. Wiedziałam, że tutaj rządzą gangi ale nigdy nie miałam do czynienia z nimi otwarcie. Zawsze żyłam w otoczeniu mafii, oni mnie chronili. Chcieli dobrze, to ja zawsze uciekałam i sprawiałam problemy. Tata miał porachunki z różnymi ludźmi, gdyby nie Nicolai i jego ojciec pewnie już by nas nie było na tym świecie, mnie oraz mojej mamy. Byłam taką ignorantką. Jest mi głupio.

- Przepraszam – szepczę cicho i wpatruję się w Audrey – Nie wiedziałam...

- Skąd miałaś wiedzieć? – zadaje pytanie retoryczne przy okazji machając ręką. – Zapomnijmy o tym.

- Lydio jesteś szpiegiem? – pyta Jason i uśmiecha się na swój specyficzny sposób. – Wyobraziłem sobie ciebie w czarnym lateksowym stroju i spluwą w rękach. To byłoby bosko seksowne! – wykrzykuje podekscytowany.

Już mam się odezwać ale jestem mocno zszokowana, przez co Audrey jest pierwsza.

- Ale pieprzysz – śmieje się cicho. – Takie durne pomysły możesz mieć tylko ty.

- Ja? Sama powiedziałaś, że jest szpiegiem.

- Nie szpiegiem. Przekręcasz moje słowa – Jason coś odburkuje i przestaje się odzywać.

Dziwne jest to, że zaczynam rozmowę z Audrey. Przy bliższym poznaniu nie jest taka chłodna i zdystansowana. Teraz mam o niej całkowicie inne zdanie. Możliwe, że wie kto jest dzieckiem Kennetha. W końcu jest jego pracownikiem i tak jakby rządzi.

- Ray! – słyszę krzyk, na który gwałtownie się odwracam.

W drzwiach stoi dziewczyna z wielkimi zielonymi oczami. Nagle dostaję olśnienia. Mnóstwo osób, które tutaj spotkałam ma zielone oczy. Audrey, Jason, a teraz ta kobieta. Moja mama ma zielone, zresztą ja również. Czy to jest jakaś wskazówka? Mam nadzieję.

Dziewczyna szybkim krokiem zmierza w naszą stronę. Nikt z klientów nie zwraca na nią uwagi. Zauważam, iż patrzy na mnie z nieukrywaną złością i niechęcią.

- Co ona tu robi? – gwałtownie pokazuje na mnie. – Nic ci nie jest Rey? – pyta i omiata wzrokiem całą twarz barmanki.

- Spokojnie Ruby, nie rób szumu i hałasu wokół siebie. Nie jest to potrzebne.

- Ona wraz z tym swoim chłopakiem obserwowali dzisiaj knajpę. Są niebezpieczni. Pewnie trzymają się z wrogiem – syczy.

- Nie, nie trzymają się. Powiedziałam jej o wszystkim. Możesz być spokojna.

- Jak to powiedziałaś!? – krzyczy dziewczyna.

- Uspokój się!

Ruby, jak została nazwana dziewczyna momentalnie cichnie. Jason przygląda się wszystkiemu z wyraźnym rozbawieniem na twarzy. Muszę przyznać, że wygląda niezwykle uroczo.

- Kochana siadaj i napij się z nami. Lydia jest w porządku. Idealny z niej towarzysz do picia.

Audrey stawia przed nią jakiegoś drinka. Ruby patrzy na mnie niepewnie, jednak powoli wszyscy zaczynamy ponownie rozmawiać. Dlaczego takich ludzi nie ma w Rosji? Moi znajomi stamtąd przy nich mogą się schować. Nawet zdążyłam polubić zimną Audrey.

Nawet nie wiem, która godzina, ale gdy moi nowi znajomi zaczynają się zbierać również to czynię. Oznajmiają mi, że godziny otwarcia baru dobiegają końca. Razem z Jasonem kieruję się do wyjścia uprzednio żegnając się z dziewczynami. Jestem szczęśliwa, mimo początkowej niechęci do mnie byłam w stanie znaleźć z nimi wspólny język. Bardzo mnie to cieszy.

Mężczyzna zamawia mi taksówkę. Podczas czekania postanawiam zapalić. Częstuję go papierosem, którego ochoczo przyjmuje. Palimy razem śmiejąc się. Jeszcze chwilę stoimy, gdy taksówka podjeżdża wsiadam, a na pożegnanie całuję Jasona w policzek.

Nie spodziewałam się tak przyjemnie spędzonego czasu, przy okazji podowiadywałam się przydatnych rzeczy. Teraz tylko pozostaje konfrontacja z Ivanem. Mam nadzieję, że śpi. Zegarek w telefonie pokazuje czwartą czterdzieści trzy i mnóstwo nieodebranych połączeń i wiadomości. Jednym słowem czeka mnie bardzo miła pogawędka z panem Morozow. Już nie mogę się doczekać.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro