Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzę przed domem na tarasie. Muszę dokładnie przemyśleć prośbę mojej matki. Decyzja jest trudna. W dalszym ciągu myślami wracam do rozmowy z moją rodzicielką.

-Coś się stało? Wołałaś mnie? – zapytałam.

-Owszem, muszę z tobą poważnie porozmawiać. – oznajmia moja mama – Opowiem ci moją historię. To dla mnie bardzo trudny temat i mam nadzieję, że mnie zrozumiesz.

To naprawdę musi być ważne, nigdy nie była taka poważna, coś czuję, że nie będzie to miła i przyjemna pogawędka matki z córką.

-Pamiętasz jak wspominałam, że byłam kiedyś w Stanach Zjednoczonych?

-Umm tak, ale co w związku z tym?

Usłyszałam jak wzdycha, a na jej twarzy zaobserwowałam smutek. To, co miała mi do powiedzenia musiało być dla niej trudne.

-Jeszcze zanim poznałam twojego ojca, wyjechałam do Stanów za pracą. Jak każdy chciałam się wyrwać z biedy i zarobić parę groszy dla siebie oraz rodziny, dlatego zdecydowałam o swoim wyjeździe. Wiadomo na początku nie było łatwo, zwłaszcza, że nie znałam języka. Pracowałam przy zbiorze jabłek. Było ciężko ale zarobki dobre, a wieczorami mogliśmy wychodzić do klubów, o ile byliśmy w stanie po całym dniu harówki. Dzięki nocnym wyjściom nauczyłam się w miarę języka. Właśnie na jednej z takich nocnych eskapad poznałam Kennetha.

-Kennetha? - zapytałam z wyraźnym zaskoczeniem w głosie.

-Tak, ale nie przerywaj mi proszę. – odpowiedziała mi smutnym tonem – Kenneth był inny niż faceci w klubach. Od razu wpadł mi w oko, zresztą ja jemu także. Był z tych ,,niebezpiecznych kręgów''. – zrobiła cudzysłów palcami – Zakochałam się w nim, spotykaliśmy się przez miesiąc, a potem zaszłam w ciążę.

Mrugam szybko oczami i patrzę na nią jakbym zobaczyła ducha. Przełknęłam ślinę. Czułam jakby serce chciało mi się wyrwać z klatki piersiowej. Co ona mówi? Jak to zaszła w ciążę?

-Co!? Jak to w ciąży? – krzyczę zdenerwowana.

Spuszcza głowę i po chwili słyszę cichy szloch, momentalnie milknę i czekam na to, co ma mi do powiedzenia.

-Proszę nie oceniaj mnie. – wychlipuje.

Jak to mam jej nie oceniać, zaszła w ciążę z praktycznie obcym dla siebie kolesiem. Zawsze myślałam, że to mój tata był jej pierwszą miłością.

-Mam rodzeństwo, a ty mi dopiero teraz o tym mówisz!? – krzyczę. Jestem zbulwersowana i rozżalona. Własna matka mi nie ufała? Nie mieści mi się to w głowie. Patrzę na nią, a ona powoli podnosi głowę.

-Bałam się, byłam młoda i niedoświadczona, a do tego w obcym kraju. – W mojej głowie przemyka myśl o tym, że mogła usunąć ciążę. Automatycznie robi mi się zimno.

-Usunęłaś ciążę? – pytam drżącym głosem.

-Nie! Nie byłabym nigdy w stanie zabić niewinnego dziecka. Chciałam wyjechać od razu jak się dowiedziałam ale Kenneth mi zabronił, jak na młodego mężczyznę bardzo przejął się losem swojego dziecka. – mówi jednym tchem – Ja chciałam je oddać zaraz po urodzeniu. On jednak oznajmił, że się nim zajmie. Wiedziałam, że wrócę do Rosji, do rodziny, on także o tym wiedział.

- Nie zamierzał walczyć o ciebie, o związek z tobą? – pytam. Nie mogę tego pojąć, skoro ją kochał, dlaczego pozwolił jej odejść.

-Widać było po mnie, że nie jestem gotowa na macierzyństwo. Przed urodzeniem postawił mi jednak warunek. - marszczę brwi, a moje usta krzywią się w grymasie.

-Jaki warunek? – pytam.

Wyraźnie słyszę jej westchnienie. – Powiedział, że pozwoli mi odejść, ale nigdy nie dowiem się o płci dziecka. – rozszerzam oczy, a usta naprzemiennie się zamykają i otwierają, nie wiem co powiedzieć. Jak można być takim potworem, jestem w szoku – Zgodziłam się, ponieważ wiedziałam, że to dobry układ i łatwiej będzie mi wyjechać. Nigdy nie poznałam mojego dziecka, nie wiem czy mam córkę, czy syna.

- Nie miałaś żadnych kontaktów z tym całym Kennethem? – pytam oszołomiona – Nie dawał ci żadnych informacji, chociażby o stanie zdro.... – nie dokańczam, bo spogląda na okno, a mój wzrok podąża w kierunku, na który patrzy. Firanką targa lekki letni wiatr. W powietrzu czuć zapach obiadu gotowanego przez sąsiadów. Nagle jej wzrok biegnie po całym pokoju, po czym zatrzymuje się na mnie i ciężko wzdycha.

-Miał brata, który za zgodą Kennetha przesyłał mi informacje o moim dziecku. Jednak nigdy się nie dowiedziałam jaką miało płeć. Musiał wiedzieć, że będę żałować swojej decyzji ale na to było już za późno. Oddałam mu pod opiekę nasze maleństwo.

-Gdybyś miała cofnąć czas. – w tym momencie spoglądam na nią, aby rozszyfrować czy mówi prawdę – Zostałabyś? – pytam i czekam na to co mi odpowie, boję się tego.

- Kochanie, gdybym została, nie poznałabym twojego taty i nie miałabym ciebie. Jednak uczucie, że mam jeszcze jedno dziecko i nie widziałam jak rosło, mnie przerasta. – widzę łzy spływające po jej policzkach. Czuję nieprzyjemny uścisk w żołądku – Mogłam wyjechać z kraju, jeszcze będąc w ciąży, a nie decydując się na tam na poród. Dokonałam wyboru, a teraz za niego płacę.

-Jak to płacisz? – pytam zdziwiona – Znaczy wiem, że ci ciężko oraz, że masz wyrzuty sumienia ale... - przerywa mi.

- Od roku nie dostaję informacji o moim dziecku. – mów roztrzęsiona – Coś musiało się stać, wiem że jest dorosłe, w końcu to już dwadzieścia cztery lata od narodzin i mojego wyjazdu. Paul, brat Kennetha raz na rok wysyłał mi informacje jak sobie ono radzi, a teraz cisza. – mówi na jednym tchu.

Myślałam, że moje oczy nie mogą rozszerzyć się jeszcze bardziej, oh jakże się myliłam. Musiałam wyglądać jak jedna z bohaterek tych dziwnych kreskówek, które teraz robią.

- Może sobie zapomniał lub wyraźnie stwierdził, że to już nie ma sensu. – wydukałam. Co miałam jej powiedzieć? I tak dowiedziałam się zbyt wielu rzeczy jak na jeden dzień. Wyraźnie przesadzała.

-Nie, na pewno nie! – krzyczy. - Obiecał mi... - ścisza głos i zanosi się głośnym płaczem – Obiecał mi, że będzie przesyłał informacje – jej głos staje się cichym, wręcz niesłyszalnym szeptem.

Dobra, obiecał jej i co z tego? Facet mógł najnormalniej w świecie umrzeć i dlatego nie ma informacji, współczuję jej, ale musi wytłumaczyć mi jedną bardzo ważną kwestie.

-Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz, czemu ukrywałaś przede mną coś tak ważnego? – pytam, podnoszę głos i już nie myślę nad żadnym słowem, które do niej wypowiadam. Teraz dopiero dotarło do mnie, że okłamywała mnie przez całe życie – Oszukiwałaś mnie cały czas, zamierzałaś mi kiedykolwiek o tym powiedzieć? Mam rodzeństwo, kiedy chciałaś mi o tym wspomnieć!? – dopiero teraz czuję kumulującą się we mnie złość. Jak ona mogła, przecież pomogłabym jej. Już nawet nie chodzi o fakt, że mi nie powiedziała ale, że cały czas nosiła ten ciężar sama. Patrzę na nią i widzę ból na jej twarzy, spogląda na mnie ze skruchą, a łzy w dalszym ciągu spływają po jej lekko pomarszczonej buzi.

-Uwierz mi, że chciałam ci powiedzieć prawdę ale uznałam, że ten ciężar muszę udźwignąć sama.

-Wiesz jak się teraz czuję? – pytam ze spokojem i spoglądam na jej umęczoną i zapłakaną twarz – Jak jakaś wyrodna córka, na pewno nie zostawiłabym cię z tym samej – widziałam jej emocje, jedna zastępowała drugą, a ostatecznie zostały skumulowane, przez co ponownie zaniosła się płaczem. Podeszłam do niej i lekko przytuliłam, nie wiedziałam co powiedzieć, czułam się rozżalona. Nie powinna mieć przede mną tajemnic. Jej ciało powoli się rozluźniało, a ja czułam jak ufnie wtuliła się we mnie i zaczęła cicho szeptać.

- Wiem, że teraz nie mam prawa cię o nic prosić, nie zasługuję na twoje przebaczenie. Ale po tylu latach chcę wreszcie poznać moje dziecko. – i to właśnie po tych słowach staję się blada, gdyż najbardziej mnie zaskakują.

Kończę wspominać i udaję się do domu, aby oznajmić ostateczną decyzję mojej mamie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro