Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Od kilku dni zbywam Ivana. Na jego pytania odpowiadam jak najkrócej. Bez zbędnych grzeczności, czy czegokolwiek innego. On zdaje się tego nie zauważać, robi wszystko tak jak wcześniej. Wkurza mnie, a następnie przymila. Mam już tego serdecznie dosyć. Raz mnie całuje, a potem ironiczne się śmieje. Nie mam pojęcia o co mu chodzi. Na pewno nie mogę dać mu się zwieść kolejny raz na jego piękne słówka. Nie ma mowy o tym, żeby się martwił. Prędzej sam wpuścił by mnie w paszczę lwa na pożarcie. Próbuje dać mi poczucie fałszywego bezpieczeństwa aby całkiem mnie wykończyć. Jestem tego pewna.

Dzisiaj wspólnie mamy iść śledzić Audrey. Ustaliliśmy, że będę czekać pod barem w aucie, śledząc wchodzących i wychodzących. On będzie obserwować tylne wejście, ja przednie. Dobrze, że będziemy rozdzieleni. Nie wytrzymałabym z nim w jednym samochodzie zbyt długo. Katorgą dla mnie jest wspólny pokój i jego ciągłe chodzenie za mną.

Z racji tego, że mam jeszcze godzinę do wyjścia, postanawiam zadzwonić do mamy oraz Tatiany. Z mamą rozmowa przebiega dość szybko, rozmawiamy o moich postępach i o tym jak żyje mi się w obcym kraju. Nie wspominam o Ivanie i jego grzeszkach, nie chcę niepotrzebnie zaprzątać jej głowy. I tak ma wyrzuty sumienia przez tą prośbę.

O ile z mamą poszło sprawnie, to z Tatianą już nie. Wygarnia mi wszystko zacząwszy od nie powiedzenia jej o moim wyjeździe, kończąc na tym, z kim się tam udałam. Jej wywód trwa jakieś piętnaście minut ale dobiega końca, gdy pytam jak jej sprawy z Nicolaiem.

- Nie wiem co z nim nie tak – wzdycha. – Spaliśmy ze sobą kilka razy, nawet zaprosił mnie do restauracji. Poznałam również jego ojca. I na tym koniec, nie robi nic w kierunku rozwinięcia tego związku.

- A jest jakiś związek? Mam na myśli no wiesz... mafioso musi mieć kobietę i tak dalej. Nie znam się na tym – śmieję się nerwowo, nie chcę jej urazić w żaden sposób, a o to akurat nie trudno. – Ale wydaje mi się, że on nie jest gotowy na jakikolwiek związek.

- Jak nie jest gotowy?! – wrzeszczy do słuchawki. – Ma 29 lat do cholery. To najwyższy czas na znalezienie stałej partnerki. Przecież musi przedłużyć swój ród! – Boże skąd ona wytrzasnęła takie rzeczy? Dobrze, że nie widzi mnie w tej chwili. Kręcę oczami chyba na wszystkie strony.

- Widzę, że bierzesz go na poważnie. Ale zastanów się czy jest wart twojego zachodu. Ten typ mężczyzn jak się uweźmie to koniec. Zawsze dostaje co chce. Naprawdę chcesz wchodzić w związek z kimś takim?

- Jest idealny. Bogaty, przystojny... - zaczyna wyliczać, a ja wypuszczam powietrze z ust. Przy nim powinna stać kobieta twardo stąpająca po ziemi. Tatiana taka nie jest, mimo tego, że wie czym się zajmuje. – Zdobędę go. Zobaczysz będzie mój, już ja się o to postaram. Zniszczę każdą konkurencję.

- Ej przystopuj trochę. Jeśli znajdzie kogoś to powinnaś się usunąć w cień. On jest zdolny do wszystkiego, a jeśli skrzywdzisz kogoś dla niego bliskiego to nie chcę być w twojej skórze.

- Nie martw się, już ja go usidlę – ona jest nienormalna, nawet nie słyszała co dopiero powiedziałam. – Jego ojciec przy mnie mówił o dzieciach. Wspomniał o wnukach. Więc sama widzisz, nawet on jest po mojej stronie.

- Rób co chcesz, ale potem nie przychodź do mnie z płaczem.

- Będziesz moją świadkową – świergocze.

Rozmowa o Aristowie nuży mnie jak jasna cholera. Kończę szybko, tłumacząc się pomocą cioci. Małe kłamstewko nie zaszkodzi. Tatiana zawiedziona kończy, przy okazji przypominając abym dzwoniła jak najczęściej. Bardzo ją lubię, ale czasem mam dość. Jej pokręcona natura jest męcząca. Mówię do niej jedno, ona robi drugie.

Patrzę na zegar i nawet nie wiem, kiedy minęła godzina. Zaczynam się szykować do wyjazdu. Nie mam pojęcia ile nam tam zejdzie, więc lepiej będzie zahaczyć o sklep. Nigdy nic nie wiadomo, a o pustym żołądku nie mam zamiaru siedzieć tyle godzin.

Wchodzę z moim towarzyszem do sklepu. Od razu zaczynam przemierzać półki w poszukiwaniu interesujących mnie przekąsek. Nie muszę szukać długo, szybko odnajduję upragnione rzeczy. Idę do kasy jednak przystaję w połowie drogi, chowam się za regałem i obserwuję Ivana. Mam nadzieję, że z tej odległości również coś usłyszę. Kiedy ja szukałam jedzenia on w najlepsze zabawiał się z ekspedientką. Prycham pod nosem. Próbuję zagłuszyć zazdrość zażenowaniem.

- Może wpadniesz do mnie? – mówi kasjerka, eksponując swój biust.

- Chętnie ale teraz mam robotę, jeszcze się zgadamy – odpowiada jej, posyłając swój czarujący uśmiech. Jak zwykle musiał przynajmniej trochę wyeksponować swoje mięśnie. Dobrze wie jak tatuaże działają na niektóre dziewczyny.

- Masz mój numer, tylko mam nadzieję, że twoja towarzyszka nie wydrapie mi oczu – śmieje się.

- Nic nas nie łączy, możesz być spokojna.

Nie mogąc już tego słuchać dziarskim krokiem ruszam do kasy. Kładę zamaszyście wszystko na blat i proszę jeszcze paczkę fajek. Kasjerka kasuje wszystko z szyderczym uśmiechem. Gdyby nie stojący obok mnie mężczyzna to stłukłabym jej tą paskudną buźkę. Wkłada wszystko do torby i prosi o pieniądze. Daję jej większą kwotę, mówiąc żeby poprawiła swój gust, bo w tym co ma na sobie nie wygląda najlepiej. Z uśmiechem zostawiam ją czerwoną na twarzy. Słyszę jak Ivan cicho śmieje się pod nosem. Gdy docieram do auta od razu zaczyna mnie atakować.

- Nie musiałaś być o mnie zazdrosna, mogłaś powiedzieć, że chcesz mnie tylko dla siebie.

- Chyba śnisz. Nie chciałabym mieć z tobą do czynienia, nawet jeśli bylibyśmy ostatnimi ludźmi na ziemi.

- Tak, tak wmawiaj sobie – śmieje się na głos.

- Idiota – mruczę pod nosem.

Pod bar dojechaliśmy dość późno. Zgodnie z planem zostaję w aucie, a Morozow idzie na tyły. Przez półtorej godziny nie widzę, aby wchodził lub wychodził ktoś warty uwagi, gdy nagle dostrzegam mężczyznę, z którym kłóciła się ta chora na głowę kobieta. Od razu daję cynk Ivanowi, że wchodzę do środka. Miałam siedzieć spokojnie w aucie, ale taka okazja może się nie powtórzyć. Szybkim krokiem kieruję się do baru.

Weszłam do środka. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, co było dość dziwne. Ostatnim razem każdy nasz ruch był śledzony, teraz najwyraźniej mieli lepsze rzeczy do roboty.

Mężczyznę, który mnie zaciekawił, zauważyłam przy barze. Rozmawiał z jakimś barmanem, obaj mieli dobre humory, gdyż towarzyszył im śmiech. Udałam się w ich kierunku i najnormalniej w świecie zamówiłam piwo. Miałam cichą nadzieję na podsłuchanie interesujących mnie faktów.

Usiadłam w takim miejscu, aby mieć na nich dobry widok oraz słyszeć co mówią. Powoli sączyłam alkohol i podsłuchiwałam mężczyzn. Nie moje nieszczęście nie mówili nic godnego uwagi.

W momencie, gdy miałam zamówić drugie piwo usłyszałam huk wystrzałów. Była to cała seria, ktoś strzelał do nas. Schyliłam się pod stół. Gdybym została na miejscu, najprawdopodobniej bym zginęła. Widziałam, jak mężczyźni wyciągają spluwy i oddają strzały. Ktoś tu był przygotowany na taki obrót sprawy. Korzystając z zamieszania na czworakach przesuwam się w kierunku baru. Rozglądam się na boki i gdy widzę, że nikt nie zwraca na mnie uwagi szybko wślizguję za niego.

Zastanawia mnie co robi Ivan. Czy to jego sprawka? Na pewno nie, on był sam i miał tylko jedną broń, wystrzałów było dużo. Nie mogę teraz o nim myśleć, muszę się skupić. Jednak na myśl, że mogłoby mu się coś stać zaczynam czuć strach. Próbuję szybko odpędzić złe myśli z głowy. On jest silny, na pewno nic mu nie jest.

Widzę pełno półek, na których jest lód, dużo różnych kubków i innych nieznanych mi rzeczy. Dostrzegam również zeszyt. Bez namysłu chwytam go i zaczynam przeglądać. Nic ciekawego, same numery dostawców. Przekartkowuję go jeszcze raz i widzę numer do właściciela. Bingo. Z racji tego, że nie mam długopisu, staram się zapamiętać ciąg cyfr. Mam nadzieję, że nic nie pomylę.

Strzały się skończyły. Miałam wrażenie jakby wszystko trwało trzy godziny, a tymczasem po sprawdzeniu zegara stwierdzam, że minęło tylko kilka minut.

- Co pani tu robi? – słyszę za uchem głos.

Odwracam się i widzę barmana. Dobrze, że zdążyłam odłożyć notes na miejsce. Teraz tylko wymyśleć jakieś wiarygodne kłamstwo. Z racje tego, iż klęczę, wstaję i drżącymi rękami opieram się o blat.

- Nie słyszał pan tych wystrzałów, czy jest pan głuchy? Miałam tam siedzieć i zginąć?

- Nie, oczywiście, że nie.

- No właśnie, dlatego gdy tylko usłyszałam strzały schowałam się tutaj. Całe szczęście, że obyło się bez ofiar – mówię mając przy tym zbolałą minę. Teatralnie chwytam się za głowę.

- Powinna pani odpocząć, może zamówić taksówkę? – pyta przestraszony barman.

Czyżby bardziej bał się mojego omdlenia, niż tego co miało miejsce? Widocznie był wyszkolony. Dobrze, że miałam do czynienia z bronią już wcześniej bo byłoby bardzo źle.

- Nie, nie trzeba – uśmiecham się słabo. – Zaraz zadzwonię po znajomego.

Omiatam wzrokiem pomieszczenie, część ludzi już się ulotniła. Niektórzy siedzieli jakby strzelanina nie miała miejsca. Nigdzie nie widziałam mężczyzny za sprawą, którego się tu znalazłam. Zamykam na chwilę oczy, a gdy je otwieram widzę Ivana. Wyciąga do mnie ramiona, a ja ufnie się w niego wtulam. Moje oczy momentalnie stają się wilgotne i nawet nie wiem kiedy zaczynają kapać z nich łzy.


1473 słowa, więcej niż kiedykolwiek :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro