Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Jadąc samochodem spodziewałam się serii wrzasków i przekleństw, a jedyne co usłyszałam to to, iż go zawiodłam. Czuję przez to ogromne wyrzuty sumienia. Ivan jest jaki jest ale wiem, że chce mnie chronić, w końcu to jego zadanie.

- Powiedz coś – szepczę.

Parzę na niego i dostrzegam zdenerwowanie. Jego czoło jest zmarszczone, a na twarzy widnieje grymas. Chyba nigdy nie widziałam go tak wkurwionego. Tak to dobre określenie. Nie raz wyprowadzałam go z równowagi ale nigdy nie udało mi się to, aż do tego stopnia.

Pod powiekami czuję zbierające się łzy. Nie chcę się przy nim rozklejać. Nie mogę, uzna mnie za słabą. Już i tak mną pomiata. Szybko próbuję wytrzeć wierzchem dłoni tworzące się krople.

- Co mam powiedzieć? – pyta. Chyba nie dostrzegł moich łez.

- Cokolwiek.

- Jesteś nieodpowiedzialna. Dobrze, że ci kolesie w środku byli przygotowani na takie akcje bo wystrzelaliby was jak kaczki i musiałbym szukać twojego ciała w stosie trupów – mówi spokojnie, jednak słychać poirytowanie w jego głosie. – Mimo wszystko jestem szczęśliwy, że nic ci się nie stało. Nie wiem co bym zrobił, gdyby cię trafili.

Patrzę na niego z rozdziawioną buzią.

- Jak to co? – pytam w szoku. – Straciłbyś robotę u Nicolaia.

- Nie o to mi chodziło – wzdycha.

- Więc o co? – dopytuję.

- O nic. Już jesteśmy – mówi.

Faktycznie znajdujemy się pod domem. Byłam taka w niego wpatrzona, że nawet nie zauważyłam kiedy dotarliśmy. Pomimo mojego wcześniejszego oswojenia z bronią, chwiejnym krokiem kieruję się do drzwi. Jest dosyć późno, więc staram jak najciszej poruszać się po domu. Nie mam zamiaru obudzić cioci. Jest dla nas miła ale podejrzewam, że gdybyśmy ją obudzili nie skończyłoby się to przyjemnie.

Choć chodzę jak najciszej potrafię, po ciemku nic nie jest łatwe. Oczywiście szybko tracę równowagę, jednak ku mojemu zaskoczeniu nie ląduję na podłodze ale na klacie Ivana. Złapał mnie, a teraz oboje leżymy na podłodze ale ja w znacznie lepszym położeniu. Mamrotam ciche dziękuję i chcę z niego zejść. Gdyby to było takie proste. Morozow mocno trzyma mnie w swoich ramionach, nie bacząc na moje szamotanie się. Jest facetem, co równa się z tym, że jest silniejszy.

- Puść mnie – szepczę i patrzę w jego oczy, które dostrzegam mimo ciemności.

Zamiast mnie uwolnić przybliża swoje usta do moich, gdy jest dość blisko zatykam mu usta moją uwolnioną dłonią. Mruga szybko zdezorientowany. Nie ze mną te numery. Jestem niemal pewna, że to kolejna z jego sztuczek. Ten mężczyzna doprowadza mnie do szewskiej pasji, doskonale się przy tym bawiąc. Nie zniosę kolejnego poniżenia z jego strony. Odkąd jesteśmy w Detroit zachowuje się straszne. Cały czas mnie rozprasza i zabawia mną.

Widzę, że chce coś powiedzieć jednak jestem szybsza.

- Proszę przestań. Mam dość. Ciągle grasz w te swoje gierki. Naprawdę nie mam już siły – mówię zrezygnowanym tonem.

- W nic nie gram – jasne, oczywiście. Patrzę na niego spod byka. – Za każdym razem jest to samo. Całujesz mnie, podpuszczasz, a następnie śmiejesz z mojej naiwności. Nie chcę czegoś takiego – mówię cały czas wpatrując się w jego piękne oczy.

- A czego byś chciała? – pyta, uważnie mnie obserwując. – Mówisz, że gram. Ty mnie prowokujesz – co on pieprzy? Ja prowokuję? Czym? Jest śmieszny.

- O czym ty mówisz? Niczym cię nie prowokuję. Daj mi przynajmniej jeden przykład prowokacji z mojej strony – patrzę na niego z niedowierzaniem. Wiem, że nie jest w stanie mi nic udowodnić.

- Ubiorem, ciałem, zachowaniem... uwielbiam twój śmiech, nawet ten sarkastyczny i niemiły. Wszystko to na mnie działa jak płachta na byka.

Nie mogę uwierzyć w to co mówi. Mam ochotę go wyśmiać, ale z drugiej strony zrobiło mi się bardzo przyjemnie na sercu. Przepadłam. Czuję, że zaczynam żywić do niego większe uczucia. Nie mówię tutaj o zakochaniu ale gdzieś w głębi serca zaczyna się coś kłębić. Mimo chęci nie dopuszczenia tej myśli do siebie, taka jest niestety prawda.

Nareszcie przyznałam przed samą sobą. Szybsze bicie serca, zazdrość, radość z małych gestów skierowanych w moją stronę. Dlaczego nie odczuwam tego czegoś do normalnych mężczyzn? Kulturalny i porządny mężczyzna z normalnym zawodem. Takiego faceta mi potrzeba, a nie śmiejącego się ze mnie i wiecznie igrającego ze mną idiotę.

Tacy cię nie pociągają - przechodzi mi przez myśl.

Tak... prawda jest taka, że nie czuję pociągu do grzecznych i poukładanych mężczyzn. W ogóle o czym ja myślę? Ja i Ivan? To stanowczo nie wypali.

- Nie zauważyłaś? – pyta. – Pożądam cię – co on do mnie mówi, czuję się jak ciepła klucha. – Nicolai nie wysłał mnie z tobą dlatego, że nie miał kogo wziąć. Chętnych było bardzo dużo. Uwierz mi. Ale myśl, iż mogłabyś być tu z kimś innym niż ze mną doprowadzała mnie do furii.

- Przestań – niemalże krzyczę. – Ciągle grasz, zwodzisz mnie, upokarzasz. Nie zniosę tego dłużej – mówię z płaczem i siłą wyplątuję się z jego uścisku.

Znowu to robi, najpierw jest opryskliwy, następnie do bólu miły i tak w kółko.

Idę szybko do łazienki, uprzednio biorąc kosmetyczkę wraz z ubraniami. Szybko zamykam łazienkę. Zdążyłam w ostatnim momencie, gdyż słyszę głośne pukanie do drzwi. Mówi, że go pociągam. Super... On patrzy tylko na ciało i wszystko co powierzchowne. Chcę zrobić mu na złość, tak aby poczuł zazdrość i wiedział co czułam, gdy obserwowałam go flirtującego z tą pożal się Boże kasjerką. Rzekomo mu zależy, zobaczymy czy naprawdę i w jakim stopniu.

- Lydia otwórz. Porozmawiajmy jak normalni ludzie – nie, nie będziemy rozmawiać.

Szybko się ogarniam, zamawiam taksówkę i czekam pięć minut. Nie będę jeszcze otwierać. Cały czas słychać jak dobija się do drzwi ale niech robi co chce. Teraz ja zagram sobie na jego uczuciach. Zobaczy jak to jest.

Zamaszyście otwieram drzwi. Morozow patrzy na mnie z mordem w oczach. Zgrabnie go wymijam, biorę torebkę, następnie kieruję się do wyjścia.

- Gdzie ty się wybierasz? – pyta wściekły.

- Gdzieś, gdzie nie ma wkurzających dupków igrających sobie z uczuć innych kobiet – ominęłam prawdę, przecież mu nie powiem gdzie idę. Na bank by mnie nie puścił.

- Po moim trupie. Nie zgadzam się.

- Akurat ty kochanie – lekko pukam go palcem w klatę. – Nie masz nic do gadania – uśmiecham się kpiąco i otwieram drzwi.

Mężczyzna chwyta mnie mocno za ramię i pociąga w swoim kierunku.

- Przypominam ci kochanie, iż jako kochająca się para powinniśmy spędzać czas razem, a ja akurat jestem zmęczony, więc nigdzie nie idziemy – odwzajemnia mój uśmiech. – Do tego jest późno.

Nie będziemy tak pogrywać panie gangsterze. Nie ze mną te numery. Wkurzona chwytam go za przyrodzenie i ściskam. Jego oczy momentalnie stają się ciemniejsze, a jego oddech szybszy.

- Nie mam zamiaru siedzieć z kimś kto myśli kutasem, a nie mózgiem. Żegnam.

W myślach tańczę mój mały taniec zwycięstwa. Jego mina była warta wszystkiego. Jeszcze nie wiesz z kim zadarłeś panie Morozow.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro