Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Gdy docieram do domu na zewnątrz robi się coraz jaśniej. Powoli nastaje świt, nowy dzień. Pewnie będę odsypiać. O ile władca mi pozwoli. Przewracam oczami. Przed wejściem do środka rozglądam się na boki i nigdzie nie widzę samochodu. Czyżby go nie było? Może mnie szuka? Z takimi myślami wchodzę i od razu kieruję do pokoju, skąd biorę piżamę. Następnie udaję się w kierunku łazienki, gdzie wykonuję poranne, tak poranne czynności, a następnie idę do łóżka. Próbuję zasnąć jednak przewracam się z boku na bok. Zamykam oczy i zaczynam liczyć barany, podobno to pomaga i chyba tak jest, ponieważ zasypiam.

Budzi mnie lekkie szturchanie w ramię. Powoli otwieram oczy i widzę twarz cioci. Jest wyraźnie zmartwiona. W pierwszej chwili chce w nią walnąć poduszką i powiedzieć, aby mi dała spokój, jednak szybko rezygnuję z mych niecnych zamiarów. To byłoby bardzo nieładnie z mojej strony. Kręcę głową w rozbawieniu.

- Lydio już południe, nie chciałam was budzić ale zobaczyłam, iż samochodu Ivana nie ma. Wiesz może, gdzie on się podziewa? Dzwoniłam na jego komórkę ale nie odbiera, przez co zaczynam się martwić – z jej ust lecą słowa niczym karabin maszynowy.

- Umm, pokłóciliśmy się trochę, sama wróciłam późno, więc nie mam pojęcia gdzie on jest. Ciocia nie powinna się martwić, jest dużym chłopcem i jestem pewna, że sobie świetnie poradzi – posyłam jej pokrzepiający uśmiech.

- Oh, no dobrze. Teraz kiedy cię obudziłam musisz przyjść na obiad – odpowiada i wychodzi z pokoju.

Rozciągam ręce i ziewam przeciągle. Nie mam na nic ochoty. Zerkam na zegar, spałam jakieś siedem godzin. Niby dużo ale jestem niewyspana. Z całą pewnością nie należę do nocnych marków. Wstaję i kieruję się do łazienki, biorę krótki prysznic oraz ubieram przygotowane wcześniej ubrania. Sięgam po telefon. O dziwo nie miałam na nim żadnych wiadomości. Ignoruję to i wystukuję zapamiętany z wczoraj numer. Może nie mam sklerozy i nie pomyliłam cyferek. Z tą nadzieją klikam odpowiedni klawisz w urządzeniu i czekam. Łączenie trwa kilka sekund, ja mam wrażenia jakby minęły godziny. Jeszcze chwilę czekam jednak kończę połączenie, gdyż nikt nie odbiera. No cóż spróbuję później. Pewnie jest zajęty.

Powoli kieruję swe kroki do kuchni, skąd wydobywa się piękny zapach. Ciocia naprawdę wyśmienicie gotuje. Po samym zapachu mogę stwierdzić, że obiad będzie bardzo dobry.

- O już jesteś. Siadaj i jedz, już ci naszykowałam – mówi miłym tonem ale słychać zdenerwowanie w jej głosie.

- Co się stało? – pytam zaciekawiona.

- Ivan do mnie dzwonił. Pytał mnie czy już wróciłaś, gdy potwierdziłam powiedział, że wróci jutro – odwraca się do mnie i posyła mi zmartwione spojrzenie. – Wiem, że to nie moja sprawa ale musieliście porządnie się pokłócić.

Lubię tą kobietę lecz wściubia nos w nieswoje sprawy. Mam nadzieję, że się nie dowie o naszym małym kłamstwie. Nie chcę być wyrzucona z domu.

- Ivan może nie wygląda ale jest bardzo wrażliwy. To dobry chłopak – czy ona siebie słyszy? – Jednak jego wadą jest to, że jest uparty jak osioł – lekko kiwam głową, osłem rzeczywiście jest. – Jak coś sobie upatrzy, musi to mieć. Za wszelką cenę. Widziałam jak na ciebie patrzył. On cię pragnie, widać to gołym okiem. Zależy mu na tobie. Nie trzeba wcale być ekspertem, żeby wiedzieć takie rzeczy.

To, że Ivan jest na mnie napalony sam mi powiedział ale nie mam zamiaru być jakimś upatrzonym przedmiotem. Prycham lekko i biorę się za przygotowany posiłek. Gdy jestem przy końcu, dzwoni mój telefon. Wyświetla się numer Kennetha. Nie powiem, szybki jest. Odchodzę od stołu, uprzednio przepraszając ciocię. Wychodzę przed dom i odbieram połączenie.

- Dzwoniono do mnie z tego numeru... Jeśli to ty Blackshot i tym razem bawisz się w głuche telefony, czy tym podobne to odpuść. Już dość narobiłeś, chcesz mnie przestraszyć i doszczętnie zniszczyć, jednak nie uda ci się to.

- Przepraszam ale nie wiem, o czym pan mówi – mówię lekko drżącym głosem.

- Kto mówi? – pyta rozdrażnionym tonem. – Nie mam czasu na zabawy.

- Nazywam się Lydia Malkov, muszę pilnie z panem porozmawiać.

- O co chodzi?

- Wolałabym spotkać się osobiście, to nie jest rozmowa na telefon.

- A ja wolałbym wiedzieć z kim mam do czynienia – odpowiada szorstko.

Facet mógłby zluzować, pewnie ma urwanie głowy przez tą strzelaninę i sprawy gangu ale halo, to nie koniec świata i powód do wyżywania się na innych ludzi. Gdybym ja zaczęła strzelać fochy na prawo i lewo to nie wiem do czego by doszło, zapewne do katastrofy. Jeśli chodzi o mnie, to przeważnie staram się podchodzić do wszystkiego na spokojnie. Tak staram się, ale nie zawsze dobrze mi to wychodzi. Szczególnie jeśli chodzi o takiego Ivana. Nic mu nie robię, nie zawadzam, a on co? Działa mi na nerwy jak nikt inny, jednak najbardziej drażniące jest moje szybsze bicie serca przy nim. Po tym całym zadaniu muszę się od niego całkowicie odizolować. Jednak nie jestem pewna czy będę w stanie to zrobić.

- Przedstawiłam się panu, a z mojej strony to i tak za dużo jeśli chodzi o rozmowę przez telefon.

Słyszę jak warczy i krzyczy na kogoś, wyzywając od idiotów i niekompetentnych baranów. A nie mówiłam? Pewnie wyżywa się na kim popadnie.

- Dobra niech będzie w Red za godzinę, jeśli się spóźnisz to nici ze spotkania i całej tej cholernej farsy.

- Będę na czas – ledwo skończyłam mówić, a ten już się rozłączył.

Teraz pozostaje mi tylko się przebrać w jakieś odpowiednie ubrania i zamówić taksówkę. Ostatnio szłam na nogach, ale teraz lepiej będzie jak dotrę tam jakimś środkiem lokomocji. Morozow ma być jutro, więc załatwię to sama. Podejrzewam, że pieprzy teraz jakąś panienkę, w końcu żadnej okazji nie może przegapić. Jednak na samą myśl o tym czuję nieprzyjemne skurcze w żołądku, a w głowie pojawia obraz Ivana i jakiejś kobiety, tym samym kiełkując we mnie coraz większą zazdrość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro