Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kenneth jest nadzwyczaj ostrożny. Właśnie jeden z jego osiłków maca mnie po całym ciele, zapewne próbując doszukać się jakiejś broni lub innego ustrojstwa mogącego zgładzić ich szefa. Rozumiem wszelkie środki ostrożności, ale ten facet zaczyna działać mi na nerwy. Bezczelnie obłapuje mi tyłek! Zaraz mu przyłożę.

- No już koniec. Szef się niecierpliwi – mówi jakiś łysy typ.

Mężczyzna, który tak namiętnie mnie obmacywał niechętnie się ode mnie odrywa i zaczyna prowadzić mnie w kierunku masywnych drzwi. Rozglądam się na boki i dopiero teraz mam szansę lepiej przyjrzeć się lokalowi. Na całości króluje ciemny fiolet, sufit zdobią srebrne lampki. Środek zajmuje podwyższenie, gdzie znajdują się rury dla tancerek. Po bokach ustawione są sofy dopasowane idealnie pod kolor. Wszystko ze sobą współgra co daje oszałamiający efekt.

Dochodząc do drzwi, osiłek puka, a po chwili słychać głośne ,,Wejść''.

Wchodzimy do środka. Od razu ukazuje mi się umięśniony mężczyzna. Jak na swój wiek trzyma się bardzo dobrze. Włosy lekko oprószone siwizną, dawniej musiały byś kruczoczarne. Gdyby był młodszy na pewno oglądnęłabym się za nim na ulicy. Ale plotę, nawet teraz bym się oglądnęła. Jego dziecko, moje rodzeństwo musiało być piękne. No cóż, moja mama do najbrzydszych nie należała. Sporo mężczyzn się za nią oglądało.

- Siadaj – mówi surowym tonem.

Momentalnie kulę się w sobie i ostrożnie wykonuję jego polecenie. Pod pewnymi względami przypomina mi Nicolaia, a nawet Ivana. Wszyscy władczy i wiedzący czego chcą.

- Nie marnuj mojego czasu i powiedz o co ci chodzi.

Dobra raz kozie śmierć.

- Jak już mówiłam nazywam się Lydia Malkov. Może nazwisko panu nic nie mówi ale moją matką jest Nina – kończę i milknę na chwilę. Widzę, iż przyswaja sobie informacje.

- A cóż robi u mnie córka wyrodnej matki? – prycha, jednak w jego głosie można wyczuć zaciekawienie i tęsknotę?

W ogóle nie zdziwił go fakt, że ma córkę. Może ma jakiegoś informatora w Rosji?

- Ona nie jest wyrodna – momentalnie przeczę, ale po chwili mentalnie uderzam się w czoło.

- Nie? A jak wytłumaczysz zostawienie ledwo narodzonego dziecka na pastwę losu? – kręci głową w rozbawieniu. – No widzisz? Nawet sama nie jesteś pewna tego co mówisz, masz wątpliwości.

- Każdego dnia staram się zrozumieć jak mogła zostawić własne dziecko. Kiedy sama już się przekonuję, pojawiają się coraz to nowsze pytania. Niby ją rozumiem ale jednak nie całkiem – żalę się obcemu mężczyźnie. Super. – Ale to nie jest do końca jej wina. Gdybyś tylko pozwolił się jej z nim kontaktować...

- Moja wina? – przerywa mi. – Nie bądź śmieszna. Ona nie była gotowa wychowywać mojego dziecka. To co zrobiłem dla niej to wyłącznie moja dobra wola. Powinna być wdzięczna za to, że pozwoliłem Paulowi do nie dzwonić – mówi coraz bardziej wzburzony. Niedobrze. – Mój brat zginął, więc telefony się skończyły.

- Mówił jej same ogólnikowe informacje! Ma być za coś takiego wdzięczna!? – krzyczę i morduję go wzrokiem.

- Owszem powinna. Czego ode mnie oczekujesz? – pyta nieco spokojniejszy po moim wybuchu.

- Chcę wiedzieć kim ono jest. Podaj mi jego namiary – w pomieszczeniu rozległ się jego głośny śmiech.

- Rozbawiłaś mnie, masz za to u mnie plusa – jakiego kurwa znowu plusa?

- O co ci chodzi? – pytam wkurzona.

- Nie mam zamiaru ci nic mówić. Sama musisz odkryć kim jest moje dziecko.

Chyba sobie kpi. Nie dość, że pofatygowałam się do niego, zostałam obmacana to jeszcze mi nie poda namiarów na moje rodzeństwo. Cham z niego. Widać, że go to bawi. Lubi manipulować ludźmi, sprawia mu to jakąś chorą satysfakcje. Współczuję takiego ojca.

- Niby jak mam to zrobić?

- Sama coś wymyśl, to nie mój problem. A gdy już ci się uda, to wiedz, że to jego własna decyzja. Ma trudny charakter i samo musi zadecydować czy chce poznać własną matkę, czy nie. Ja nie mam w tej kwestii nie do gadania.

Jest bardzo ostrożny, mówi bardzo ogólnie i rozważnie odpowiada na moje pytania, aby się nie zdradzić. Stary podstępny drań!

- Nie masz nic do gadania – małpuję go. – ale danych nie podasz – mówię zirytowana.

- Zabawa trwa. Szukaj, kombinuj i działaj – zaczyna się śmieć, a ja gwałtownie wstaję. Nie dowiem się od niego już nic konkretnego. Idę w kierunku wyjścia, a jego śmiech kroczy za mną jak cień, aż do samych drzwi klubu.

Na zewnątrz robi się ciemno. Nawet nie wiem ile minęło czasu. Gdy wychodziłam z klubu na pożegnanie jeden z ochroniarzy klepnął mnie dość mocno w tyłek. Na pewno będę mieć ślad. Nie chcę mieć problemów, więc ignoruję go. Zamawiam taksówkę. Jak już czekam to zapalę fajkę. Wyciągam upragnioną rzecz i odpalam. Stoję niedaleko klubu, więc widzę kto wchodzi i wychodzi. Otworzyli parę minut po moim wyjściu. Patrzę cały czas w kierunku drzwi lokalu, przez co nie zauważam podchodzącej do mnie osoby. Poczułam za to lekkie klepanie po ramieniu. Odwracam się gwałtownie i widzę Audrey. Muszę wyglądać komicznie z szokiem na twarzy, ponieważ zaśmiała się cicho. Co się stało, że do mnie podeszła i w dodatku zaśmiała?

- Poczęstujesz mnie fajką? – pyta. Przyglądam jej się w skupieniu, wyciągam papierosa i podaję jej.

- Dzięki, ratujesz mi życie, bo właśnie mi się skończyły.

- Co tu robisz? – pytam jednocześnie całkiem ignorując wypowiedziane przez nią podziękowania. Na jej twarzy nawet nie przemknął cień zdziwienia. Przekonała się do mnie trochę dzięki Jasonowi. Myślę, że mogę pozwolić sobie na jej podpytanie.

- Idę do szefa, sprawy służbowe – zbywa mnie tą odpowiedzią. Na pewno ona nie jest jego dzieckiem. Nie zwraca się do niego jak córka do ojca, ale to nie jest reguła. Może chce mnie zmylić?

- A tak, przepraszam, że zapytałam. Czy... - dobra zrobię to szybko – twój szef ma dzieci? – boję się jej odpowiedzi. W duchu mam nadzieję na jakąś podpowiedź z jej strony.

- Czemu pytasz?

- Z ciekawości, obiło mi się coś o uszy.

- Ma córkę i syna – moje oczy momentalnie robią się większe. To są jakieś żarty. – Dobra ja spadam – mówi i gniecie butem wyrzuconego peta.

Nawet nie zwracam na to uwagi. Mam mętlik w mojej głowie. Tego się nie spodziewałam. Jak to córkę i syna?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro