Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzę przy stole i czekam na gotującą się wodę. Zaraz powinna być gotowa więc wstaję, biorę kubek i wrzucam do niego torebkę herbaty miętowej. Spoglądam na drzwi, w których staje moja rodzicielka. Patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Słyszę gwizd czajnika, podnoszę go, następnie wlewam gorącą wodę do kubka.

- Wiesz, że nie musisz tego robić? - odzywa się, a mój wzrok kieruje się na jej twarz. Wzdycham.

- Podjęłam już decyzję, nic jej nie zmieni. - odpowiadam. Mój wzrok zaczyna błądzić po kuchni - Akurat ty powinnaś o tym wiedzieć - w tym momencie patrzę na nią.

- Wiem o tym, ale to nie jest takie proste. Zdajesz sobie sprawę do czego jesteśmy zobowiązane? - prycham na jej słowa.

- Oni nie mają nic do tego. Możemy robić co chcemy. - mówię spokojnie.

- Właśnie nie możemy! Mamy ich ochronę, twój ojciec się poświęcił abyśmy były bezpieczne, a oni doskonale się wywiązują z tego co mu przyrzekli. - mówi zdenerwowana.

- Tak? Wywiązują? - pytam ironicznym tonem - Jak na razie to nie widzę nic z tego ich przyrzeczenia. A wiesz dlaczego? Bo nic nam nie grozi! - krzyczę i śmieję się głośno. Jak ona może tego nie widzieć. Jedyne co robią to nas kontrolują, nic więcej. Cały czas czuję się jak w klatce. Musimy zdawać im relacje z wszystkiego co robimy, a także z tego gdzie chodzimy. Mam dość, męczy mnie takie życie. Chcę odnaleźć mojego brata lub siostrę, wiem że dzięki temu, będę w stanie się wyrwać choć na chwilę z takiego życia. Gdyby nie mój ojciec i jego powiązania z mafią, pewnie bylibyśmy teraz szczęśliwą rodziną. Ale oczywiście musiał być jej członkiem, zapłacił za to i my również. Zamiast siedzieć w domu, wybrał się na jakieś spotkanie, gdzie wywiązała się strzelanina, a on jako oddany człowiek tejże organizacji zasłonił swoim ciałem szefa. Podobno jego ostatnią wolą była ochrona swojej rodziny. Powinnam wezwać ojca z zaświatów i mu podziękować za bycie obserwowaną dwadzieścia cztery na dobę, siedem dni w tygodniu przez mafię. Zawsze ktoś monitoruje nasz dom. Przez to, że tata ochronił swojego szefa, przyrzekli nam ochronę do końca życia. Oni traktują takie rzeczy śmiertelnie poważnie i wiedzą, że mają dług. Vladimir Aristow, bo tak nazywał się mężczyzna, którego ocalił, trzy lata temu przekazał władzę swojemu jedynemu synowi. Nicolai rządzi twardą ręką. Każde przewinienie surowo każe, nawet nie chce wiedzieć w jaki sposób. Odkąd przejął rządy nawet do sklepu nie można wyjść spokojnie. Nie wiem jakie grzechy popełniłam w poprzednim życiu, ale musiały być dość poważne, patrząc na to co się wokół mnie dzieje.

- Lydia! Lydia! - ocknęłam się i słyszę wołanie mojej mamy - No w końcu - mówi zrezygnowana, a ja cicho prycham.

- Co w końcu? Każdemu się zdarza chwila zamyślenia.

- Tak, ale tobie dość często. - wzdycha - Musimy zadzwonić do Aristowa - no nie, już mogę sobie wyobrazić jak wysyła tabuny swoich ludzi. Ten człowiek ma coś nie tak z głową.

- Proszę bardzo dzwoń, ale jak ja będę już na miejscu. Znając go, pewnie wyśle tuzin swoich piesków za mną.

Nagle słyszę otwieranie drzwi, a w nich stoi nie kto inny jak Nicolai w towarzystwie swoich osiłków. Boże, czego on tu szuka. Nie wie, że nikt go tu nie zapraszał? Wchodzi jak do siebie. Jego jasne, zimne oczy wpatrzone są we mnie, ciemne włosy idealnie przystrzyżone po bokach układają się nienagannie. Jak zwykle wygląda perfekcyjnie. Zbliża się dostojnym krokiem ubrany w czarny opinający go garnitur, wart pewnie więcej niż cały nasz dobytek z nami włącznie. Wiadomo skąd ma tyle kasy, nielegalne interesy i inne sprawy. Wygląda jak idealny posąg, żywcem wyjęty spod ręki jakiegoś znamienitego rzeźbiarza.

- Doszły mnie słuchy, o twoim wyjeździe Lydio. - no ludzie trzymajcie mnie, posąg mówi - Nie uważasz, że powinnaś mnie o tym poinformować? - bezbarwny ton to u niego nie nowość.

Wcale mnie nie dziwi, że o tym wie. To całkowicie normalne, on wie szybciej co będę robić, zanim ja o tym pomyśle. Norma. Wzdycham i skupiam na nim wzrok.

- Nie muszę się z niczego tłumaczyć, szczególnie tobie. - specjalnie unoszę głowę wyżej aby pokazać mu moją determinację - Owszem moja mama chciała zadzwonić ale pojawiłeś się tutaj w ekspresowym tempie, nawet nie zdążyła wykręcić numeru - uśmiecham się do niego słodko, a kontem oka widzę przerażenie w oczach matki - Dlatego uważam, że musisz mieć założony podsłuch w naszym domu - widzę jak lekko marszczy brwi i unosi brwi, kącik ust unosi lekko ku górze.

- Twoja spostrzegawczość ci nie pomoże, chciałaś wyjechać bez pożegnania? Nie ładnie. - kręci głową.

- Na pewno zdążyłabym cię uraczyć tą jakże ważną informacją o moim wyjeździe, gdybym tylko wiedziała, że nie wyślesz swoich piesków za mną. - rozglądam się dookoła i nigdzie nie widzę najbardziej drażniącej i denerwującej osoby z jego otoczenia. Dziwne, zawsze mu towarzyszy, czyżby coś mu się stało? Podły uśmieszek wstępuje na moje usta.

- Nie wiem co cię tak rozbawiło, ale jeśli szukasz Ivana to załatwia sprawy związane z wyjazdem. - Skąd wiedział, że rozglądałam się w poszukiwaniu tego idioty? Po chwili coś do mnie dociera. Mrużę oczy i pytam z podejrzliwością. - Jakim wyjazdem?

- Waszym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro