Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pakowałam się bite cztery dni. Od rana do wieczora myślałam tylko o tym, co mogę zabrać, co będzie mi potrzebne, a co jest zbędnym balastem. Trzy wielkie walizki i dwie torby podręczne mówią same za siebie. Przygotowałam się jak na półroczny wyjazd, a tymczasem wyjeżdżam tylko na dwa tygodnie. Bughuul widząc moje torby mało się nie obalił. Ale nawet sobie nie wyobrażacie jak wiele rzeczy zabrała Kate. Jako ikona mody i popularna nastolatka musiała zabrać sześć dodatkowych walizek, by pomieścić nowe ciuchy, które kupi w Japonii. Milo stwierdził, że odrzutowiec nie wystartuje, a jeśli, to poleci z dwa metry nad ziemią, a dalej nie pociągnie. Jednak dwanaście pasażerów plus ich bagaże to niemały ciężar, szczególnie, gdy w owych pasażerach mieszczą się laski takie jak Tiffany. Bo wiecie, nie tylko Kate nastawiła się na wielkie zakupy.

Tokio było mi dane oglądać w serialach, czy na zdjęciach. Moja styczność z tym krajem ogranicza się do zamawiania pocky i wpieprzania sushi. Kto by pomyślał, że za parę minut stanę na innym kontynencie, i to do tego piekielnym kontynencie. Z tego co słyszałam TO Tokio nie różny się niczym od Tokia z mojego świata. Jedyną różnicą jest mnóstwo demonów i jeszcze więcej demonów.

Przed lotem Bughuul podzwonił tam gdzie trzeba i zarezerwował apartament dla naszej paczki. Sześć podobnie urządzonych mieszkań, z czego jedno kosztowało więcej niż samochód wyciągnięty prosto z salonu. Mamy piękny widok na miasto, które swoją drogą wygląda tak jak myślałam. Przypomina Hell of Hell, czyli nasze miasto, jednak atmosfera jest zupełnie inna. Na pierwszy rzut oka widać, że jest się w kraju kwitnącej wiśni. Powalona architektura, kolorowe restauracje prowadzone przez zwierzęta i SŁODYCZE. Rozumiecie? Wystarczyło, że przeszłam się jedną uliczką, a zobaczyłam tak wiele łakoci, że poziom cukru we krwi podskoczył mi do maksimum.

Kate, Emma, Milo, Holly, Peter, Dylan i Tiffany zaraz po rozpakowaniu się poszli szukać restauracji, w której będziemy mogli zjeść. Tedd, Willow i Steph zostali z nami, by dokładnie zwiedzić budynek, w którym się zatrzymaliśmy. Okazało się, że obok recepcji znajduje się kawiarnia, a po drugiej stronie wyjście do ogrodu.

Choć bardzo chciałam zajrzeć do kawiarni, by skosztować pysznie wyglądających makaroników, Peter popsuł moje plany wysyłając wiadomość z informacją, gdzie mamy się kierować, by zjeść obiad. No nie powiem, szybcy są.

– Nie mogę uwierzyć, że jestem w Japonii. Moje plany nigdy nie wykraczały poza Nowy Jork, a teraz zwiedzam świat. To takie cudowne – zachwycam się, oglądając każdy napotkany szczegół.

– Też się strasznie cieszę. – Willow rzuca mi się na szyję. – W końcu spędzimy razem trochę czasu.

Próbuję coś powiedzieć, ale ramiona dziewczyny uniemożliwiają mi oddychanie. Moje płuca zaraz zostaną zgniecione na amen.

– To tutaj. – Tedd wskazuje na bar, który na pierwszy rzut oka wygląda normalnie.

Stephanie przepycha się i jako pierwsza wchodzi do środka. Dopiero, gdy pojawiam się w pomieszczeniu, rozumiem czemu blondynka tak się zachowała.

Restauracja ze zwierzakami, to najlepsze, co mogło powstać. Małpki, które przynoszą ci napoje i koty umilające czas. Do tego wnętrze urządzone na wzór dżungli. Zwierzęta podchodzą do klientów jak do właścicieli. Dają się karmić, miziać, a nawet wykonują sztuczki. Może dla zwykłego człowieka kot, który podaje łapę to norma, ale dla kogoś, kto nawet nie potrafi nauczyć psa aportowania, to naprawdę wiele.

– Kilka metrów dalej znajduje się bar stylizowany na średniowiecze. Totalnie wyrąbiste maszyny do tortur, sztuczne ludzkie szczątki i kelnerki, za które dałbym się pokroić... Aleeee, ktoś tu zażądał natychmiastowego zatrzymania się w oblężonym kocimi kłakami zadupiu – komentuje znudzonym głosem Dylan, jednocześnie patrząc na zadowoloną Emmę.

– To samo masz na zajęciach z profesorem Westem. No może prócz ładnych kelnerek. – Odgarnia sierść z bluzki.

Wystarczy spojrzeć na Tiffany, by domyślić się, że jej najmniej bar przypadł do gustu. Już widzę to zdenerwowanie, gdy wychodząc zobaczy brudną sukienkę. Chyba nie przygotowała się na taki zwrot akcji, sądząc po zabójczych szpilkach czy idealnie wyprostowanych włosach. Czekam tylko na moment, gdy małpka rzuci się na jej fryzurę i zrobi sobie z niej gniazdo.

– Chyba cię polubiła – śmieje się Peter, biorąc na ręce małą kapucynkę.

Tak jak myślałam, zwierze uczepiło się jej kłaków.

– Taaa... Wiesz, że mam uczulenie na „zwierzęta" – akcentuje ostatnie słowo, po czym poprawia potargane włosy. – Mógłbyś ją ode mnie zabrać? – Zaczyna się denerwować.

Gdy słodka, aż do zrzygania parka udaje, że wszystko jest w porządku, ja zajmuję się dwoma rudymi kotami. Będę musiała wymyślić sposób by przemycić je do domu, bo zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Myślicie, że Lucyfer będzie na mnie zły? W końcu jakoś dogaduje się z tygrysem.

Zjadamy obiad, który swoją drogą bardzo mi smakował. Ryż w sosie słodko-kwaśnym, kawałki kurczaka i tajskie warzywa. Nie wspomnę nawet o porcjach, które podawane są z myślą o kulturystach. Serio, nawet ja tego nie dojadłam.

Tak czy inaczej, opuszczamy bar. Na zewnątrz zachodzi słońce, a to oznacza, że za chwilę Tokio zacznie tętnić życiem. Nie mogę się doczekać, gdy każdy budynek zostanie oświetlony, a bilbordy jeszcze bardziej przykują moją uwagę. Wiele restauracji zostaje otworzone dopiero w nocy, dlatego też moja ciekawość wzrasta z każdą kolejną chwilą. Zresztą nie tylko moja. Wygląda na to, że Willow czy Holly również są tutaj po raz pierwszy w życiu. Dziewczyny ciągną nas do wszystkich sklepów i zachwycają się każdą pierdołą.

– Chodź. – Bughuul łapie mnie za ramię i odciąga od towarzystwa.

– Myślałam, że razem wszystko zwiedzimy. – Oglądam się za oddalającą się paczką.

– Nie wolisz skoczyć gdzieś osobno? Znam wiele miejsc, które na pewno ci się spodobają – szepcze mi do ucha.

Momentalnie tracę grunt pod nogami.

***

Tak jak myślałam. Naszym pierwszym przystankiem jest ogromna, wykraczająca ponad wszystkie granice cukiernia. W środku wygląda jak mini wesołe miasteczko. Wielkie plastikowe figury, kolorowe karuzele i imitacje kolejek górskich. Kelnerki wyglądają jakby urwały się z najsłodszego anime. Zresztą całe to miejsce tak wygląda.

– Witamy w Candy Caffe.

Wita nas niska blondyneczka ubrana w biało-różową sukienkę i fartuch. Dłonie splotła za plecami i uroczo się do nas uśmiecha.

Dostajemy kartę dań, która wielkością mogłaby konkurować z podręcznikiem od biologii, po czym siadamy do stolika przy oknie oprawionym w cukierkową ramkę. Stoliki przypominają odwrócone karuzele z plastikowymi końmi, które po dziś dzień robią furorę wśród dzieciaków.

– Skąd znałeś drogę do tego miejsca? – pytam, i popijam truskawkowego shakea.

– Odpowiedź może zepsuć nam wieczór, a nawet cały wyjazd – odpowiada, wystawiając rękę poza oparcie kanapy.

– W takim razie wolę nie wiedzieć.

Raczej nie trudno wydedukować, że jedna z jego byłych kochała kolorowe smakołyki i wyjazdy za granice.

Zamawiam kolorowy makaron, który tak naprawdę jest zrobiony z lodów. Jest on posypany żelkami, orzechami, sosem czekoladowym i nugatem. Ku mojemu dziwieniu Bughuul zamówił to samo, ale mogę założyć się, że skonsumuje jedną szóstą.

Nagle dostaję wiadomość od Stephanie z zapytaniem, czy może do nas dołączyć. Jak się później okazuje całe towarzystwo ruszyło wybawić się na imprezie, a Steph nie za bardzo to pasowało. Od ostatnich wydarzeń, naprawdę unika wszelkiego rodzaju klubów z barami. Wie, że nie dałaby rady się powstrzymać, więc prędzej czy później zanurzyłaby dziób w drinku. A każdy wie, jak wygląda „wypiję tylko jednego".

Wysyłam jej adres z kawiarnią. Dziewczyna jest taką samą zagorzałą miłośniczką wszystkiego co kolorowe i słodkie, więc nie musimy długo czekać na jej przybycie. Ledwo siada, a już woła kelnerkę by złożyć zamówienie składające się z niebieskiego ciastka borówkowego, różowo-zielonej galaretki i bubble tea o smaku białej brzoskwini i liczi.

– Sorki za popsucie romantycznego wieczoru, ale nie zamierzam przesiadywać z grupą alkoholików, którzy prędzej czy później zezgonują na parkiecie.

– Wiesz chociaż gdzie poszli? – dopytuje Bughuul.

– A bo ja wiem. Krzyczeli coś o Shiodome, chociaż mogłam to przeinaczyć.

– Ale to inna dzielnica.

– Skoro tam poszli, to i wrócą... No gdzie moje jedzenie? – Kiwa głową na boki. – Rok temu od razu dostałam swoje zamówienie. Wystawię im taką notę, że... – przerywa, gdy kelnerka kładzie przed nią wielki talerz z sztucznie barwionym ciastem – że żaden klient nie oprze się, by tutaj wpaść. – Oblizuje usta i zabiera się za jedzenie. – Zmieniając temat, czy wy też uważacie, że z Tiffany jest coś nie tak?

– Tak – mówimy jednocześnie.

– Szkoda, że tylko my – komentuje Bughuul.

– Peter jest totalnie zaślepiony. Przed chwilą siedzieliśmy w parku, i laska obczajała każdego faceta, jaki obok niej przechodził. Miałam ochotę wyrwać jej kłaki z głowy, ale trochę wstyd tak przy wszystkich.

– Aż mi się niedobrze robi, gdy na nich patrzę. Prędzej czy później i tak laska złamie mu serce, a zwlekając tylko wszystko pogarsza.

– No dokładnie! – Steph wskazuje łyżeczką na demona. – Dlatego tak sobie pomyślałam, że trzeba trochę popchnąć ich związek do przodu. Skoro Peter nie widzi jaka z niej przebrzydła i fałszywa dziwka, to trzeba mu to pokazać na własne oczy.

– Nieważne co wymyślisz, i tak się na to nie zgadzam. Nie można od tak mieszać w cudzym życiu.

– Oh, przestań żyć tymi swoimi zasadami. – Przewracam oczami. – Jeśli czegoś nie zrobimy, to po zerwaniu chłopak totalnie się załamie... To co tam wymyśliłaś?

***

– Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Znajdźcie sobie innego kretyna.

– Nie bądź taki. Ten plan nie ma prawa się nie udać – mówi dziewczyna, po czym urywa kawałek gofra. – Gdyby była lesbijką, to może wrobilibyśmy w to Ally, ale jestem przekona, że w stu procentach gustuje w facetach.

– Chwila – przerywam Stephanie. – Dlaczego ty nie masz żadnej roli?

– Bo jestem pomysłodawcą, a to oznacza, że potrzebuję robotników. Wiesz, szef nie może ubrudzić sobie rączek – śmieje się chytrze.

– Niedawno ostro się z nią pokłóciliśmy, więc nie sądzę, że będzie chciała się do nas zbliżać – komentuje demon. – To naprawdę głupi pomysł. Spójrz na to z jego perspektywy. Prędzej pomyśli, że chciałem odbić mu laskę, a nie ratować przed toksycznym związkiem. – Otwiera drzwi od mieszkania.

W trójkę wchodzimy do pomieszczenia. Demon odkłada kluczyki na ladę, po czym odsłania okno, by spojrzeć na piękny widok. Mamy apartamentowiec w samym środku miasta, więc wszystko, co dzieje się na dole, jest przed naszymi oczami. Późna godzina tylko dodaje uroku. Kto by pomyślał, że wrócimy po pierwszej.

– Ally, a co ty o tym wszystkim myślisz?

– Z jednej strony powinnam ci przywalić, że w ogóle śmiałaś wymyślać taki plan, ale z drugiej może faktycznie trzeba pomóc im w rozstaniu. Jeśli Bughuul się zgodzi, to ja nie mam nic do gadania.

Widok mojego faceta kręcącego z blond flądrą może trwale odbić się na moim zdrowiu psychicznym, ale nie chcę, by za kilka miesięcy Peter nam wszystkim pourywał łby ze wściekłości, bo jego ukochana okazała się zdradziecką glizdą.

– Zastanowię się – burczy pod nosem mój mąż.

– Tylko szybko. Wolałabym to załatwić podczas wyjazdu.

Jako że mniej więcej udało nam się uzgodnić plan działania, czekam, aż kochana przyjaciółka opuści nasze tymczasowe mieszkanie. Nie chcę jej wywalać, ale noc jest krótka, a czas nieubłaganie ucieka.

– Oh, sorki. – Zaczyna macać kieszenie od spodni najprawdopodobniej w poszukiwaniu kluczy od swojego mieszkania. – Chyba oddałam je Willow – orientuje się po chwili. – Wygląda na to, że z wami zostanę.

Świetnie...

***

Cała ekipa wróciła nad samiuteńkim ranem. Może pominę scenę, gdzie Bughuul opieprzach ich za niedawanie znaku życia, imprezowanie w innej dzielnicy, upicie się do nieprzytomności i wrócenie na drugi dzień.

No tak czy inaczej, gdy oni odsypiali noc, ja i demon poszliśmy coś zjeść. Późnym popołudniem całą dwunastką zaatakowaliśmy centrum handlowe. Nakupowaliśmy mnóstwo rzeczy, które nam się nie przydadzą i słodyczy, które będę jadła przez następne dwa miesiące. Pod koniec zakupowego szaleństwa byłam tak padnięta, że Bughuul musiał nosić mnie na barana. Przyznam, że na chwilę udało mi się przysnąć, ale zostałam obudzona przez ulicę. A dokładniej przez trąbiące samochody. Odpoczęłam na obiedzie z restauracji serwującej sushi. Pod koniec dnia udało nam się jeszcze raz zgrać i wyruszyć do wesołego miasteczka.

Ostatni raz w wesołym miasteczku byłam podczas trzynastych urodzin. Nie pamiętam wiele z tego dnia, oprócz zwymiotowania na kolejce górskiej i zjedzeniu czterech, a może pięciu hot dogów. To właśnie po nich udekorowałam koszulkę mojego brata. Śmiałam się do rozpuku, dopóki Alex nie wsadził mnie na wielką karuzelę, która kręciła się szybciej niż rollercoaster. Krzyczałam jak opętana, a jeszcze głośniej płakałam. Po tych wydarzeniach nie odzywałam się do starszego brata przez kilka dni.

– Chodźmy do domu strachów – proponuje Peter.

– Wszystko, tylko nie kolejki górskie. – Tiffany obciąga krótką spódniczkę.

Niepotrzebnie się trudzisz skarbie, i tak nie zakryjesz chociażby połowy ud.

– Ja bym najpierw skoczyła do tej kolorowej budki z watą cukrową. – Willow wskazuje palcem na mini sklepik z kolejką ciągnącą się po samo wejście do miasteczka.

– Popieram pomysł. – Holly szczerzy się na samą myśl o jedzeniu.

– Wolałbym abyś poszła z nami. – Milo obejmuje dziewczynę ramieniem. – Znowu chcę posłuchać jak krzyczysz na widok przerażających twarzy.

– Niedoczekanie – prycha i dołącza do mnie oraz Willow.

– Czy my nie mieliśmy spędzić ten czas razem? – pyta Dylan.

– Jedzenie stawiam ponad przyjaźń, także spotkamy się za pół godziny przed wodnym rollercoasterem – mówi Holly po czym zabiera nas na mały podwieczorek w postaci waty cukrowej.

Stajemy w ogromnej kolejce, ale co się dziwić, skoro tylko tutaj produkują watę w kształcie małych diabełków. To najbardziej urocza rzecz jaką widziałam w tym miesiącu. Można wybrać smak, posypkę i patyczek. Mam ochotę przegnać połowę klientów, aby jak najszybciej dostać się do tego dobrodziejstwa.

– Dzięki za rozwalenie wczorajszego wieczoru – przerywam ciszę niemiłym komentarzem.

– Czekaj, a co ja mam z tym wspólnego? – Willow przekręca delikatnie głowę. Wygląda tak niewinnie, że prawie jej wierzę.

– Gdyby nie pomoc moja oraz Bughuula, Stephanie spałaby na wycieraczce.

– Chyba nadal nie rozumiem. – Dziewczyna drapie się po policzku. – Że niby dlaczego to moja wina? Mogła wejść do pokoju.

– Oh – niecierpliwię się. – Nie dałaś jej kluczy, więc jak miała wejść?

Blondynka wskazuje na siebie palcem.

– Ja? Przecież dawałam jej klucze chwilę przed tym jak poszła z Milo pod Candy Caffe.

– Coś kręcisz. – Marszczę brwi. – Przyszła do nas sama. Milo imprezował do samego ranka.

– Tak, ale najpierw z nią poszedł. Trochę się zdziwiłam, bo z tego co słyszałam, to w tamtym roku potrafiła trafić do kawiarni z każdego punktu w Tokio, i to nawet po ciemku – komentuje Holly, robiąc krok do przodu.

– Może zgubiła klucze? Wiesz jaka ona jest roztrzepana. W jednej sekundzie potrafi pogubić wszystko, co trzyma w dłoniach – dodaje Willow.

– Mówiła, że dała je tobie.

To nie pierwszy raz, gdy Stephanie zachowuje się dziwnie. Kilka miesięcy temu wynikało to z ciągłego picia. Wtedy jeszcze z nimi nie mieszkałam, ale z tego co słyszałam, to potrafiła naprawdę nieźle odwalać. Prócz picia dopadały ją stany apatyczne. Dowiedziałam się o tym dopiero po zaręczynach.

Na początku listopada, dziewczyna znowu opuściła szkołę. Chodzi na zajęcia, ale tak rzadko, że jestem w stanie policzyć na palcach od jednej ręki, ile razy widziałam ją w tym miesiącu w akademii. A chciałabym przypomnieć, że zaraz grudzień. Nie zwracałam na to uwagi, ponieważ jej zachowanie nie wydawało się być groźne. Mi też często zdarzało się opuszczać zajęcia.

Jednak teraz, gdy na nią patrzę, jak stoi w kolejce do domu strachów, oglądając się za siebie w stanie czuwania, po prostu wiem, że znowu coś jest nie tak.

– Może bała się zostać sama w mieszkaniu? Wiesz, inny kraj, wielki apartament, to robi swoje – mówi Holly.

Po oznajmieniu, że klucze rzekomo zostały z Willow, nie odstąpiła nas na krok. Wizja spania na kanapie w salonie bardzo jej się nie spodobała, i widać było to w jej oczach. Momentalnie straciły cały blask. Bughuul też to zauważył, więc zaproponował byśmy przedłużyli wieczór i obejrzeli jakiś film. Steph siedziała skulona pod kocem i nawet nie pisnęła słówkiem na temat owej produkcji, czy też „planu", który wymyśliła, by wybawić Petera z toksycznego związku. Myślałam, że chwilowo ma spadek nastroju i nic poza tym.

Jednak, gdy teraz wiem, że celowo została z nami w mieszkaniu, a Milo musiał jej pomagać w dotarciu do jej ulubionej kawiarni, coś jest na rzeczy. Niestety nigdy nie poznałam powodu, dla którego tak się zachowywała, ale mam wrażenie, że ciągle coś mi umyka. Jeden fragment, który pozwoli mi złożyć układankę w całość.

– Teraz my.

Willow wyrywa mnie z rozmyśleń okrzykiem radości.

Szybko wracam wzrokiem do dziewiętnastolatki, która kurczowo trzyma się swojej paczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro