Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obracam złoty zegarek w dłoniach i uważnie przyglądam się wskazówkom. Szybko orientuję się, że wylądowałam w dwutysięcznym siedemnastym, w czasach, gdy jeszcze nie znałam Bughuula. Tym razem Temere również nic nie mówi. Wspomniał tylko, że to będzie długa podróż, ale nie zdążyłam mu nawet odpowiedzieć. Na początku zdziwiłam się, gdy zamiast w czasach, kiedy nikt jeszcze nie słyszał o telefonie czy internecie, wylądowałam tylko trzy lata przed współczesnością, ale najwyraźniej demon dobrze wiedział, co tym razem robi.

Ponownie stojąc przed drzwiami prowadzącymi do willi, biorę głęboki wdech i powstrzymuję dłonie przed dalszym drżeniem. Jeszcze nie wiem, co zobaczę, ale sam ton jakim przemawiał do mnie Temere oraz jego słowa informujące mnie, że teraz w końcu zobaczę to, po co tutaj przyszłam, świadczą tylko o jednym. Muszę być gotowa na wszystko, bo następne kilkanaście lub kilkadziesiąt minut, a może nawet kilka godzin, będę musiała znieść rzeczy, których moja psychika może nie wytrzymać.

Ale po co ja się tak stresuję? Sama siebie wpędzam w nerwy i wciskam kit, że na sto procent w tych czasach odwaliło się coś strasznego. A może tak nie jest. Może demon znowu pomylił daty, a może wielkie rzeczy, dla mnie okażą się tylko błahostką.

– Kurde, Ally. Jeśli nie ruszysz się w przeciągu kilku sekund, wiele przegapisz. A ja nie zamierzam ponownie cię cofać. Zważywszy na to, że trafiłaś w środek historii i dużo jeszcze przed tobą.

Środek historii. Przed całą tą podróżą zdążyłam ułożyć sobie plan. Moim priorytetem jest dowiedzenie się, co zrobił Bughuul, kim jest ta kobieta ze zdjęcia, łudząco przypominająca kobietę z jednego z moich koszmarów, ale i również co skrywa pierwsze nagranie. Drugim podpunktem na liście jest Stephanie i jej przerażające zachowanie.

Nie miałam więcej życzeń, ale i tak mogę spodziewać się jeszcze czegoś dodatkowego. Bo skąd mam wiedzieć, że mój mąż nie miał więcej sekretów?

– Ally! – Podnosi ton głosu, a mnie przeszywają dreszcze.

– Dobrze, dobrze.

Ostatni raz wypuszczam powietrze z płuc i kładę dłoń na zimnej klamce. Nim otwieram drzwi, w głowie powtarzam sobie, że to co dzisiaj zobaczę, niczego nie zmieni. Że nie zmienię przeszłości moich bliskich, ale również nie zamierzam więcej do niej wracać. Właśnie tak. Muszę się tego trzymać.

Przeszywa mnie chłód, gdy pojawiam się w korytarzu. Rozglądam się na boki, ale nie dostaję żadnego znaku, którym mogłabym cię kierować. Zostaje mi instynkt, który naprawdę potrafi zawodzić.

Mogę iść w lewo, bądź w prawo na górę po schodach, do salonu lub jadalni. Przemawia za mną jadalnia, ale dopiero czyjś donośny płacz, dochodzący z góry, sugeruje, że to za nim powinnam podążyć. Wchodzę po czarnych schodach, a każdy następny krok staje się dla mnie coraz trudniejszy do wykonania. Jakby coś podświadomie ściągało mnie w dół. Ale ja się nie poddaję, a po chwili zjawiam się na samej górze.

Serce wali mi jak młot pneumatyczny, a nogi przestają odmawiać posłuszeństwa, w szczególności wtedy, gdy szloch staje się coraz głośniejszy. Dopiero teraz rozpoznaję, że nie tylko jedna osoba płacze. Jednak drugi głos jest tak cichy, że to całkiem zrozumiałe, dlaczego nie słyszałam go z dołu.

Podchodzę do drzwi, łapię za klamkę i na jeden, dwa, trzy, otwieram je.

Coś podchodzi mi do gardła, i dopiero po kilku sekundach orientuję się, że to wielka gula, która uniemożliwiła mi oddychanie. Czuję, jakby coś ściskało moje płuca, a oczy same z siebie zaszły łzami. Obiecałam sobie, że nie będę płakać. Że będę silna. Byłam gotowa na tak wiele. Ale... ale to tak przerażające, że boję się choćby otworzyć usta i wziąć cichy oddech. Ten widok złamał mnie na pół i sprawił, że serce roztrzaskało się na milion kawałeczków.

– Nie wierzę. – Wysoki chłopak o czarnych włosach łapie się za głowę. Nawet stąd widzę, jak po policzkach ciekną mu łzy. – Coś ty narobiła!? – Próbuje krzyczeć, ale jego głos za bardzo się łamie.

Blondynka łyka własne łzy, a z jej gardła ponownie wydobywa się odgłos szlochu. Po jej zmęczonej twarzy, widzę, że nie ma już na to siły. Wypłakała całą wodę z organizmu i jedyne co jej pozostaje, to niemy krzyk.

– Nie rób tego teraz, Milo. Nie denerwuj jej – prosi demon siedzący na skaju łóżka i trzymający na swoich kolanach szesnastoletnią bądź siedemnastoletnią dziewczynę z zakrwawionymi nadgarstkami. – Już nie płacz, wszystko będzie dobrze – mówi cicho, zaciskając dłonie na jej ranach, by powstrzymać cieknącą czerwoną ciecz.

Automatycznie się cofam, gdy dwie gospodynie wparowują do pokoju z bandażami.

W tym czasie Milo klęka przy Stephanie i gładzi jej drżące kolana.

– O Boże – wypowiada te słowa, jakby go dławiły, po czym zasłania dłonią oczy. – Co ty sobie myślałaś?

W tym czasie słyszę odgłos nadjeżdżającej na sygnałach karetki. Choć wiem, że nikomu nie będę wadzić, wchodzę do pokoju, by nie stać w przejściu.

– Przestań! Przestań! Przestań! – krzyczy, jednocześnie się wyrywając. – Zostaw mnie!

Dziewczyna nawet nie ma szans, by wydostać się z objęć Bughuula, więc po chwili przestaje się wiercić i zastyga w bezruchu.

– Zabierz mnie stąd – proszę Temere, który od kilku minut się nie odzywa. – Nie chcę tego widzieć.

– Jasne, że nie chcesz. Nikt by nie chciał. I pomyśleć, że gdyby Bughuul nie wszedł do pokoju przed siedemnastą, to wszystko skończyłoby się jeszcze bardziej tragicznie – mówi tak, jakby miał to wszystko gdzieś.

– Jak możesz! – krzyczę. – On się prawie zabiła, a tobie to obojętne!?

– To nie moja przyjaciółka.

Głośno przełykam ślinę.

– Dlaczego to zrobiła?

– Jeśli się w końcu zamkniesz i dasz mi działać, to wszystkiego się dowiesz – warczy.

Nagle jego nastawienie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Już nie chce żartować, śmiać się i mi dokuczać. Czuję, że coś jest bardzo nie tak, ale im dłużej siedzę w tym pokoju, tym mniej rozumiem.

– Zamierz mnie stąd – powtarzam się, słysząc za sobą demony z ratownictwa i uspokajającego Stephanie Bughuula.

– Już się robi.

***

Przykleiłam dłonie do wielkiej szyby, jakby była oblana klejem. Mój wzrok od dobrych piętnastu minut spoczywa na leżącej w łóżku szpitalnym Stephanie oraz siedzącego przy niej demona. Słyszę każde jej słowo. Czuję na sobie każdą łzę. Chciałabym móc do niej podejść i mocno przytulić, ale wiem, że tak naprawdę mnie tutaj nie ma. Jestem tylko widzem tego cholernego przedstawienia.

– Mówiłem ci, że coś z tym zrobię. – Próbuje złapać ją za dłoń, ale ta momentalnie się odsuwa. – Dlaczego nie chciałaś się zgodzić?

– Dobrze wiesz dlaczego – szepcze tak cicho, że naprawdę muszę wytężyć słuch. – Wszystko by runęło.

– Nie obchodzi mnie to – podnosi ton głosu.

– Jak możesz tak mówić? – szlocha. – Wszyscy by ucierpieli. Jedna rzecz przekreśliłaby całe nasze życia... Twoje życie. – Odwraca głowę. – Proszę, nie rób nic głupiego.

Widzę, jak Bughuul zaciska dłonie na barierkach od łóżka.

– To nie powinno tak wyglądać, Stephanie. – Podnosi głowę. – To ja powinienem cię chronić, a nie odwrotnie.

– Chronię nas wszystkich. A przynajmniej próbowałam. – Zasłania dłonią oczy. – Przepraszam.

Demon przysuwa się do blondynki, po czym bierze ją w ramiona.

– Żyję prawie tysiąc lat, a jeszcze nikt nigdy nie napędził mi takiego strachu – próbuje wydusić z siebie jakiś śmiech, ale nie za bardzo mu to wychodzi. – Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało. – Odgarnia grzywkę z jej czoła, po czym całuje w czubek głowy.

– Raczej nie miałbyś wyboru. – Uśmiecha się delikatnie.

Coraz bardziej chciałabym do nich podejść i przytulić moją przyjaciółkę. Tak bardzo chciałabym być teraz przy niej.

Nawet nie zauważam, gdy po moich policzkach zaczynają płynąć łzy.

Chwilę później do pomieszczenia wparowuje Peter z Milo. Blondyn o mało nie przewraca się na śliskiej podłodze. Łapie się barierek, po czym wykonując duże kroki, wyrywa dziewczynę z objęć demona i sam z całej siły ją do siebie tuli.

Myślałam, że limit łez został na dzisiaj wyczerpany, ale Peter swoim zachowaniem uświadamia mnie, że bardzo grubo się myliłam.

Chyba pierwszy raz widzę, gdy płacze.

Zaraz za nim kolejno pojawiają się Dylan z Teddem oraz Emma z Kate. Na ich twarzach maluje się rozpacz, przygnębienie i poczucie, że zrobili coś nie tak.

– Zdajesz sobie sprawę, że prawie rozwaliłem auto, gdy tutaj jechałem? – śmieje się cicho Peter. Jednak uśmiech znika mu jeszcze szybciej niż się pojawił. – To takie straszne – dodaje załamany, powstrzymując kolejne łzy.

– Stephanie. – Kate łapie ją za rękę. – Pomożemy ci się z tym uporać. Jesteśmy z tobą. Zawsze będziemy.

– Właśnie – odzywa się Dylan i ustawia się za siedzącym na łóżku Peterem. – Przecież jesteśmy rodziną.

Robię kilka kroków w tył, po czym wypuszczam powietrze z płuc.

Temere miał rację, mówiąc, że nie jestem gotowa, by zobaczyć takie rzeczy. Byłam naiwna myśląc, że dam sobie radę z ich sekretami. Z całą przeszłością. Jednak nadal jestem na tyle zdeterminowana, by dowiedzieć się dlaczego doszło do tej katastrofy. Dlaczego Stephanie jakiś czas później zaczęła pić...

Słyszę ciche westchnięcie.

– Idziemy dalej? – pyta łagodnie.

Jeszcze raz patrzę na otoczoną przyjaciółmi Stephanie, po czym kiwam twierdząco głową.

***

Szary dym z papierosów, zapach wylewanej na boki wódki, krzyczące demony oglądające mecz, i on. Siedzący przy barze i wlewający w sobie kolejną szklaneczkę Jacka Danielsa. Czarne, lekko kręcone włosy opadają mu na zaczerwienione policzki. Widzę, jak chłopak prawie usypia na blacie, ale kelner pytający, czy coś jeszcze podać, szybko go budzi.

– On już więcej nie pije. – Do baru wchodzi mój facet, który jednym ruchem ręki rzuca plik banknotów na stół, po czym bierze Milo pod ramię i prowadzi do wyjścia.

– Jestem dorosły – wścieka się. – Weź mnie zostaw – czka.

– Dorosły – prycha pod nosem. – Właśnie widzę.

Bughuul otwiera drzwi od auta i każe chłopakowi wsiąść do środka. Ten jest tak padnięty i pijany, że szybko się zgadza, chyba zapominając, że przed chwilą się sprzeciwiał.

Wykorzystując moment, gdy demon wsiada za kierownicę, również pakuję się do auta.

– Myślisz, że to był dobry pomysł? Upijać się do nieprzytomności.

– Po prostu. – Z boku widzę, jak przeciera dłonią zmęczone powieki. – Po prostu nie rozumiem – czka – dlaczego to zrobiła. Mogliśmy bardziej mieć ją na oku.

– Niektórych rzeczy nie da się przewidzieć – tłumaczy spokojnie, wyjeżdżając z parkingu. – Ale on cię teraz potrzebuje. Nie pijanego ciebie, który się zatacza. Tylko takiego, który ją przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze. Nawet nie wiesz jaka była smutna, gdy dowiedziała się, że dzisiaj do niej nie przyjdziesz – zacina się na chwilę. – Wszystkim jest teraz ciężko, lecz wydaje mi się, że jej najbardziej. Jeśli chcesz jej pomóc, to nie pij na umór tylko jedź jutro ze mną do szpitala.

Bughuul cały czas przemawia do niego kojącym głosem, który lekko uspokaja roztrzęsionego Milo. Jednak alkohol w jego organizmie szybko pobudza skrajne emocje.

– Zabiję go – warczy do siebie.

– Nie gadaj głupot. Zresztą, nie będę z tobą dyskutować, gdy jesteś pijany.

– Jak to możliwe, że jesteś taki spokojny, gdy takie rzeczy dzieją się wokół ciebie? – papla, co chwilę otwierając i zamykając okno automatycznym przyciskiem. W końcu demon blokuje wszystkie szyby.

– W środku strasznie panikuję, ale nie mogę się tak po prostu załamać– wzdycha. – Co ja ci się w ogóle tłumaczę. I tak jutro niczego nie będziesz pamiętać.

Reszta drogi przemija w milczeniu. No może poza chwilowymi tekstami Milo w stylu „jest mi niedobrze", „chcę wysiąść z tego samochodu" i „zaraz udekoruję tapicerkę, więc mam nadzieję, że nie jedziemy moim samochodem".

Koniec końców zostaję jeszcze chwilę w tej linii czasowej, by popatrzeć sobie, jak przez następne dziesięć minut Milo siedzi w łazience i wymiotuje, a Bughuul ostrzega, że zabierze mu dowód i skończy się picie w barach.

– To naprawdę miało miejsce? – pytam, odruchowo patrząc w górę.

– Nie, chyba nie zabrał mu tego dowodu...

– Nie o to chodzi! – podnoszę głos. – Temere, skup się. Czy naprawdę do tego wszystkiego doszło? To możliwe, że Stephanie ukrywała przede mną takie rzeczy?

Bardzo szybko wszystko układam sobie w głowie. Dziewczyna próbowała odebrać sobie życie w wieku siedemnastu lat, a kilka miesięcy później ją poznałam. No może rok później. Musiała przede mną nieźle udawać, że wszystko jest w porządku, bo przecież w tamtym czasie do głowy by mi nie wpadło, że do czegoś takiego doszło. Poza tym na jej rękach nigdy nie było nawet zadrapania, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nasze ciała naprawdę dobrze się regenerują. A jednak mimo wszystkich wskazówek jakie przede mną zatajała, mogłam się domyślić... Czy ja byłam aż taka głupia?

– Nie potrafię zmieniać przeszłości – mówi w końcu. – Wszystko co widzisz jest najprawdziwszą prawdą. Nie ma w tym ani grama kłamstw.

Siadam na łóżku Milo i delikatnie gładzę aksamitną pościel.

– To koniec tego epizodu? Chcesz mi coś jeszcze pokazać zanim przeniosę się do bardziej odległych czasów?

Mam nadzieję, że tak, ponieważ nadal brakuje mi kilku elementów układanki. Chcę wiedzieć dlaczego blondynka to zrobiła. To mój aktualny cel.

– Och, tak – odpowiada tajemniczym tonem. – To będzie zarazem najlepsza i najgorsza scena na tej linii czasowej.

Mam wrażenie, że się teraz upiornie uśmiecha, a mnie dopadają ciarki. Jednak doszłam zbyt daleko, by teraz tak po prostu się wycofać i dać za wygraną. Czuję, że kilka kroków dzieli mnie od poznania wielu skrywanych przede mną sekretów i to uczucie dodaje mi motywacji.

– Dobrze. – Podnoszę się z miejsca. – Więc działaj.

***

Otulam się ramionami, jakbym oczekiwała, że dadzą radę mnie ogrzać. Chłodne podmuchy powietrza oraz ciemność, która mnie otacza wcale nie dodaje mi otuchy. Niebo jest spowite ciemnymi chmurami, za którymi być może chowa się księżyc. A może wcale go nie ma, a ja stoję teraz zdana wyłącznie na siebie w przerażającej uliczce. W oddali słyszę nadjeżdżające auto, ale to nie ono kradnie moją całą uwagę.

Przy ścianie wymalowanej licznym graffiti, siedzi mężczyzna. Czarna bluza przysłania jego twarz, nogi podciągnął do samego podbródka, a na kolanach oparł ręce. W ogóle nie wiem, kim może być. Tak naprawdę tylko cichy oddech uświadamia mnie, że to istota żywa, a nie mgła.

Robię kilka kroków do przodu, bo fakt, że nikt mnie teraz nie widzi, bardzo mnie cieszy. A jednak gdzieś z tyłu głowy czuję strach i panikę. Staję kilka metrów od demona.

W takich momentach człowiek wie, że zaraz coś się stanie. Że spokój nie może tak długo trwać. I dokładnie wtedy, gdy odgłos silnika robi się głośniejszy, a światła reflektorów rozjaśniają mi widok, mężczyzna unosi głowę. Robi to na ułamek sekundy, dlatego i tak nie dostrzegam jego twarzy.

Demon podnosi się na równe nogi, a kiedy ma zamiar uciec, ktoś staje mu na drodze.

Nawet w takich sytuacjach, gdy wszystko spowija mrok, wiem, że to mój facet, który łapie nieznajomego za bluzę i uderza nim o ścianę. Jestem pewna, że powstało tam wgniecenie.

– Pojebało cię!? – wrzeszczy inny demon, próbując wydostać się z uścisku Bughuula.

Ten nic nie mówi. Wymierza kolejny cios w jego twarz, aż w końcu demon osuwa się po ścianie i zmęczony opiera o nią głowę. Ciemny kaptur opada jak kurtyna na scenie, odsłaniając rzeczy, których nie powinnam widzieć. Zdradzając mi kulisy tego przedstawienia.

Zakrywam dłonią twarz i odruchowo cofam się do tyłu. Moje serce łomocze jak oszalałe, a w bębenkach zaczyna mi świszczeć. Właśnie teraz, gdy sama jestem gotowa zemdleć, obcy demon, którego twarz widzę już bardzo dobrze, otwiera usta i wypowiada do reszty paraliżujące mnie słowa.

– I po co ci to? – Próbuje się podnieść, ale Bughuul mu to uniemożliwia. – Zbijesz mnie? – prycha. – Gówno możesz. Idź z tym na policję, a cię zdepczę jak robaka. Rozwalę te pieprzone gniazdko, które sobie uwiłeś.

– Myślisz, że ktoś będzie słuchaj typka, który jest marginesem tego społeczeństwa? – Ponownie łapie go za bluzę i rzuca nim o ziemię. – Nie zamierzam patrzeć, jak bezkarnie chodzisz sobie ulicami tego miasta.

Temere zaciska dłonie w pięści, a na jego twarzy pojawia się złowrogi uśmiech. Po chwili zaczyna się śmiać.

– Bawi mnie twoja aktualna postawa, Bughuul. – Przekręca się na plecy. – Wydaje ci się, że czym jesteś? – pyta na razie dość spokojnie. – Panem tego świata? Myślisz, że wszyscy będą jeść ci z ręki i nigdy się nie dowiedzą co zrobiłeś? Ukrywasz to szesnaście lat, ale koniec z tym. – Jego oczy ciemnieją. – Pieprzony hipokryta!

Bughuul z całej siły staje mu na swobodnie leżącej ręce. Słyszę trzask pękającej kości i donośny krzyk Temere, który od razu zwija się z bólu.

Jestem taka przerażona. Nigdy jeszcze nie widziałam mojego męża aż tak wściekłego. Mam wrażenie, że za chwilę naprawdę zrobi coś czego będzie żałować... A później sobie przypominam, że Temere musiał wyjść cało z opałów, skoro jeszcze chwilę temu normalnie z nim rozmawiałam.

– Nie sądziłem, że zejdziesz tak nisko. Że będziesz się na mnie mścił za przeszłość. A tym bardziej, że wciągniesz w to Stephanie! To co zrobiłem kilkanaście lat temu, to przeszłość. Rozumiesz? – Klęka przy nim i łapie za szyję. – Głupie brudy, które posiada każdy. Nic mi nie zrobisz. Nic na mnie nie masz. – Uderza nim o ścianę. Temere wbija pazury w dłonie Bughuula, które ten nadal zaciska na jego szyi. Jedna ręka zwisa mu wzdłuż ciała, ponieważ najprawdopodobniej jest złamana.

„Wciągniesz w to Stephanie". Stephanie... Stephanie... Stephanie.

Czuję, jak to jedno imię zostaje w moim umyśle jak permanentny marker.

– Zniszczyłeś moją rodzinę. – Łapczywie nabiera powietrza. – Była moja, a ty tak po prostu... po prostu...

Z całą siłą jaką posiada, uwalnia się z żelaznego uścisku mojego faceta, po czym prawie uderza go pięścią w twarz. Jednak zbyt szybko pada na podłogę, by dokończyć cios.

– Twoją rodzinę? – prycha. – Co ona ci, kurwa, nagadała? Że niby ty... – wybucha śmiechem. – Zawsze byłeś idiotą, ale sądziłem, że aż tak?

Temere wyciera wierzchem dłoni brudny od krwi nos.

– Nie daruję ci tego, rozumiesz? – Bughuul grozi mu palcem.

– A może to jednak koniec bawienia się w dom? – Ostatnimi resztkami sił wstaje na równe nogi i unosi głowę, by spojrzeć mu w oczy. – Piękne bajki zawsze szybko się kończą, a ja zamierzam zniszczyć twoją doszczętnie.

Tylko ponownie oświetlające uliczkę reflektory przerywają mojemu mężowi w uderzeniu demona. Obydwoje milkną, kiedy samochód podjeżdża i się zatrzymuje. Światła gasną. Wiatr nagle przestaje wiać. Miauczące koty uciekają w popłochu. A drzwi w czarnym ferrari w końcu się otwierają. Z czterech stron wysiadają dobrze mi znani chłopacy z kijami baseballowymi.

Coś niefajnego podchodzi mi do gardła i próbuje się wydostać, ale jest ono tak zaciśnięte, że ledwo łapię powietrze.

– Jeny – zaczyna Milo. – Wyglądasz gorzej niż ostatnim razem.

Obłęd, przerażenie, niemy krzyk, chęć ucieczki... To wszystkie emocje, które jestem w stanie wyczytać z oczu Temere.

– Co wy... – zaczyna Bughuul.

– Teraz nasza kolej – nie daje mu dokończyć Dylan.

– Właśnie. Bardzo chętnie ponownie obije mu mordę – dodaje Peter, wymachując kijem jak zabawką.

– Ty możesz już jechać do domu – odzywa się Tedd.

Czwórka chłopaków podchodzi do konającego demona, ale tylko Milo odzywa się przed pierwszym atakiem.

– Nie wybaczę ci za Stephanie. – Popycha go na ścianę. Temere wychyla głowę, by jeszcze raz spojrzeć na stojącego z boku Bughuula.

– I tak zniszczę wszystko co zbudowałeś, braciszku.

Wtedy Milo zamachuje się i... I zaciskam powieki, zakrywam uszy, w których dudni tylko jedno słowo. Temere... Nie. Moloch. O Mój Boże. Przez cały czas zadawałam się z nim, nawet nie dopuszczając do siebie myśli, że to może być brat Bughuula. Okłamał mnie! Zrobił to celowo, by spełnić swoją groźbę.

Zaczynam szlochać. Dopiero teraz rozumiem, jak wielki błąd popełniłam. Zamknęłam się w jednym pomieszczeniu z facetem, który był przyczyną zachowania Stephanie. O którym nikt nigdy nie chciał mówić.

– Ty skończony...

– Oj, biedna Ally. Taka oszukana przez duży, niesprawiedliwy świat – prycha. – Trzeba było być grzeczną dziewczyną i słuchać się męża, który ostrzegał cię przed obrzeżami miasta. On naprawdę robił to po to, byś była bezpieczna i nie spotkała na drodze takich jak ja. Chociaż myślę, że nawet do głowy by mu nie wpadło, że się spotkaliśmy.

Zaciskam dłonie w pięści. Jestem teraz bezsilna. W pętli, którą tylko on może otworzyć.

– Wypuść mnie stąd – warczę. – W tej chwili!

– Myślisz, że mam zamiar cię tutaj trzymać w nieskończoność? Dopóki nie poznasz całej historii możesz sobie histeryzować i błagać mnie o wolność. Zostaniesz tutaj tak długo, aż w końcu otworzysz oczy i zrozumiesz, że porzucając rodzinę popełniłaś straszliwy błąd.

Ocieram mokre od łez policzki i biorę głęboki wdech. Będę tańczyć jak mi zagra, by tylko stąd wyjść. Nie wiem, co zrobił Stephanie, ale gdy tylko dotrę z powrotem do domu, od razu wszystko opowiem. Nie pozwolę, by uszło mu to na sucho.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro