Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 – Odetchnij i zastanów się dwa razy zanim zrobisz coś, czego będziesz żałować do końca życia. – Łapię go za rękaw bluzy. – Bughuul! Chociaż raz w życiu mnie posłuchaj, bo dobrze ci radzę. Nerwy tylko pogorszą sytuację. Na pewno jest jakieś sensowne wytłumaczenie, i na pewno je słyszysz, gdy opanujesz swoje emocje, bo aktualnie wyglądasz, jakbyś miał zaraz kogoś zabić.

– Kazałem ci zostać w samochodzie – odpowiada chłodno. – Ty też byś mogła chociaż raz mnie posłuchać.

Ze wszystkich sił próbuję zatrzymać demona, który aż płonie ze wściekłości. Niestety moje szanse są porównywalne z szansami pięcioletniego dziecka. Rezygnuję więc z planu A i szybko wkraczam w plan B, który zakłada zatorowanie mu drogi przed drzwiami.

– Nigdzie nie pójdziesz, dopóki się nie uspokoisz – warczę. – Z góry założyłeś najgorszy scenariusz i kipisz złością.

Bughuul nie wydaje się być przejęty moimi próbami opanowania sytuacji. Łapie mnie w talii i odstawia na bok, niczym porcelanową lalkę. Bez problemu wchodzi na komisariat policyjny, a ja gnam za nim, jakby goniło mnie stado psów.

Może nie powinnam się śmiać, ale gdy moim oczom ukazuje się Milo uwięziony za kratami, po prostu wybucham. Chłopak wstaje, gdy tylko pojawiamy się na komisariacie. Nie wydaje się być przerażony, czy przejęty. Jego mina mówi „co tak długo", a krwawiące rany na twarzy „ktoś mnie naprawdę wkurwił".

Gdy Bughuul dostał telefon od komendanta, z informacją o rzekomym zatrzymaniu chłopaka, myślałam, że to żart. Ale gdy zobaczyłam, że demon jest wściekły, szybko doszłam do wniosku, że nie dość, iż telefon był autentyczny, to jeszcze nie pierwszy.

– Coś ty znowu narobił? – Demon podchodzi do małego pomieszczenia, w którym znajduje się brunet.

– Tak jak zawsze, bójka – odpowiada za chłopaka, komendant. – Naprawdę chciałem już przymknąć oko, ale działo się to podczas nielegalnych wyścigów motorami. Sam rozumiesz... Tu już nawet nie chodzi o pobicie.

– Te same wyścigi, na które zabroniłem ci chodzić?

Wnioskuję, że Milo jest aktualnie w czarnej du...

Chłopak łapie dłońmi kraty.

– Byłem tam tylko obserwatorem, nie jeździłem... A teraz wypuśćcie mnie stąd. Przecież nic wielkiego się nie stało – błaga zniecierpliwiony.

Demon łapie go za nadgarstek i powija rękaw skórzanej kurtki.

– A ten numerek, to co tutaj robi? Sam go sobie namalowałeś? A oko pewnie podbiłeś na treningu... Może spędzisz tutaj dobę...

– Ally. – Milo posyła w moją stronę wzrok, który wyżera mnie od środka. – Możesz mu coś powiedzieć? – Desperacja bije od chłopaka na kilometr.

Jestem w tym momencie tak użyteczna, jak pusta butelka po whisky. Skoro nie udało mi się zatrzymać Bughuula przed wejściem tutaj w takim stanie, to tym bardziej nie uda mi się go przekonać, by odpuścił Milo, który swoją drogą, wygląda jak małe dziecko przyklejone do szyby od sklepu ze słodyczami.

– Jeśli chcesz, to może tutaj zostać – odzywa się komendant. – Prawdę mówiąc, to powinienem go zatrzymać. Jeszcze kilka takich wykroczeń i możesz sobie narobić niezłego bagna, młody.

Bughuul spogląda raz na zamkniętego bruneta, a raz na komendanta, który w lewej dłoni trzyma pęk kluczy.

– Wypuść go.

***

– Czekaj, bo chyba nie rozumiem. Poszedłeś na wyścig i założyłeś się z podejrzanymi typkami o kasę? – Patrzy w tylne lusterko.

– No tak jakby... Ale to byli oszuści, a mi i kilku innym chłopakom się to nie spodobało. Dodatkowo mówili – ostatnie dwa słowa wypowiada o wiele ciszej.

– Co masz na myśli?

– O Stephanie – wypowiada równie cicho.

Nie muszę nawet dotykać Bughuula, by wiedzieć, że cały się spiął.

– Wiesz co to za demony? – pyta dociekliwie.

– Nie mam stuprocentowej pewności, ale wydaję mi się, że trzymali się z... no wiesz. Z nim. – Milo dokładnie dobiera słowa, jakby bał się powiedzieć ich za dużo. Przyczyną jego zahamowania jestem ja. – Wkurzyłem się, jasne? Już nawet nie chodziło o ten hajs, który mi wisieli.

– Mówiłeś komuś wcześniej, że zjawisz się na wyścigu?

– Tak, ostatnim razem zapisałem się na liście, ale co to ma do rzeczy?

– Nic. Dokończymy tą rozmowę w domu.

Czuję się jak gówno. Nie chcą rozmawiać przy mnie, ale ja nie jestem głupia i jeśli myślą, że coś przede mną ukryją, to się grubo mylą. Nie ma szans bym zrezygnowała z takiej okazji. To może być ten dzień, w którym dowiem się czegoś więcej. Muszę na razie tylko udawać, że wcale, a wcale mnie to nie interesuje i jestem zajęta oglądaniem widoków za oknem.

– No tak czy inaczej, nie zagrasz podczas meczu.

Milo energicznie podskakuje na tylnym siedzeniu.

– Żartujesz? Dlaczego? Tylko się broniłem.

– Tyle razy ci mówiłem, że nie masz tam chodzić, bo to niebezpieczne. Jeździsz jak kretyn nieznający zasad drogowych. Pomyśl, co by się mogło stać, gdybyś stracił panowanie nad motorem... Twoje ciało też ma granice wytrzymałości!

– Myślisz, że nie uważam? Nie możesz mi zabraniać robić czegoś co kocham. No, kurwa!

– Nie chcę ci tego zabraniać – wzdycha. – Ale nie chcę cię też zbierać z jezdni.

Możecie sobie myśleć, co chcecie, ale popieram Bughuula. Hobby jakie wybrał sobie Milo, jest w cholerę niebezpieczne i naprawdę może skończyć się tragicznie. Owszem, jest wielu śmiałków, którzy jeżdżą, ale to zawodowcy, którzy są szkoleni pod nadzorem. Na dodatek, wiem jakie chłopak potrafi osiągać prędkości jadąc samochodem, więc nawet nie wyobrażam go sobie na wyścigu za kierownicą motoru.

– I tak zrobię, co będę chciał – upiera się.

– Nie udawaj dorosłego, Milo. Zawsze możesz sobie znaleźć inne zajęcie, bo na tych cholernych wyścigach więcej się nie pojawisz. Nie dość, że narażasz własne życie, to jeszcze zadajesz się nie wiadomo z kim.

Atmosfera w samochodzie staje się napięta i ciężko jest tutaj wytrzymać. Nie chcę się wtrącać, bo w sumie nie mam w tej kwestii nic do gadania... Nie ważne którą ze stron poprę.

Odwracam się za siebie, by posłać chłopakowi współczujące spojrzenie, ale zamiast tego, robię zaskoczoną minę. Robię ją, ponieważ widzę, jak brunet szybko ociera kilka łez z policzka.

***

Cała dzisiejsza sytuacja tak bardzo mnie przytłoczyła, że zamiast skupiać się całkowicie na wkuwaniu, ja obarczam swoje myśli zupełnie czymś innym. W mojej głowie ciągle rozbrzmiewa zdanie „Gadali o Stephanie". Nie mam zielonego pojęcia o co mogło chodzić, i kto mógł coś o niej mówić w takich okolicznościach. Dziewczyna z motorami ma tyle wspólnego, ile ja z matematyką. Fakt, faktem, że Milo mógł zabierać Steph na takie imprezy, ale tutaj znowu mi się coś nie zgadza. Z tego co słyszałam, to spotkania motocyklistów nie należą do tych najbezpieczniejszych, a nie wydaję mi się, żeby chłopak mógł aż tak ją narażać. Po ostatnich „akcjach", nawet nie pozwala jej wracać do domu później niż przed dwudziestą trzecią.

Bughuul też nic nie chce mówić. Ciągle czeka, aż Milo się uspokoi i opowie mu, co dokładnie stało się dzisiejszej nocy. A ja czekam, aż pójdą do jakiegoś pomieszczenia i będę mogła ich podsłuchać. Może to nie fair, ale, halo, posiadanie sekretów przed swoją żoną też nie jest fair. Ponadto, chcę wiedzieć, co jest nie tak ze Stephanie i czy nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Jest w końcu moją przyjaciółką i nie darowałabym sobie, gdyby coś jej się stało.

Odkładam podręcznik na bok, bo wiem, że dzisiaj nic mi się nie uda zdziałać w kierunku chemii. Obracam się na krześle i włączam telefon. W social mediach, na stronie szkoły, pojawia się kilka postów na temat meczu, który odbędzie się na początku października, a dokładniej za tydzień. Kate wraz z dziewczynami trenują jak oszalałe, a ja coraz bardziej cieszę się, że udało mi się uciec od krótkich spódniczek. Chłopcy także nie dają za wygraną. Spędzają na treningach o wiele więcej czasu, więc do domu zazwyczaj wracam sama. Dopóki nie zdecyduję się do jakiego innego kółka dołączę, będę musiała znieść samotność.

Martwię się jednak o Milo, który może nie pojawić się na zawodach. Zdążyłam już zauważyć, że prócz motorów, to football jest dla niego całym światem. Czasami zastanawiam się, dlaczego to właśnie Peter został kapitanem drużyny. Tak dobrej kondycji nie ma chyba nikt, a już nawet nie wspomnę o zapale i zaangażowaniu. Byłoby strasznie niesprawiedliwe, gdyby chłopak nie zagrał na meczu.

Kilka chwil poświęcam jeszcze na scrollowaniu instagrama, po czym wchodzę na drugiego. Bo wiecie, dziwne by było, gdyby ludzie i demony korzystały z tych samych social mediów. Ten świat zbyt długo nie zostałby tajemnicą. Dlatego też każda rasa ma swoje aplikacje i tak jest o wiele łatwiej. Ja jednak korzystam z dwóch instargramów, ponieważ nie potrafiłam doszczętnie zerwać więzi, jaka łączy mnie z tamtym światem. Dlatego też mniej więcej wiem, co robią moje przyjaciółki, brat, czy nawet moja młodsza siostra. Dziewczynka ostatnio obchodziła jedenaste urodziny, a ja przeszłam załamanie nerwowe, ponieważ nie mogłam tam być, uściskać jej i wręczyć prezentu.

Cassie i Megan rozpoczęły ostatni rok w szkole w Houston. Z ich opisów wnioskuję, że wybierają się również na wspólne studia. Gdybym została w Nowym Jorku dzieliłyby nas setki kilometrów, a loty wcale nie są takie tanie. Spotykałybyśmy się od święta, więc tak czy inaczej nasza relacja szybko by uległa zmianie.

Alex uzyskał stypendium sportowe i ewidentnie bardzo dobrze radzi sobie na studiach. Znalazł nowych przyjaciół i dziewczynę. Chciałabym zobaczyć ich razem na żywo, a nie tylko na zdjęciu. Wiem, że miałabym taką możliwość, ale pojawienie się po tym co zrobiłam byłoby kretyńskim pomysłem. Już nawet nie mówię o Bughuulu, który od razu by mnie wyśmiał. Spotkanie rodziny oznaczałoby wydanie sekretów, które nigdy nie powinny zostać wydane.

Oczywiście nikt nie wie o drugim instagramie, ponieważ wywołałoby to niepotrzebną burzę. Szybko straciłabym możliwość obserwowania profili rodziny i znajomych, a tego bym chyba nie przeżyła. Ale przecież sama tego chciałam. To była moja i tylko moja decyzja. Pewnie jako jedyna z nielicznych postawiłam miłość do faceta wyżej niż miłość do rodziny. Już czuję, jak wszystkie feministki świata rozszarpują mnie na strzępy.

Wychodzę z sypialni. Słyszę ciche kroki za sobą, a po chwili moja kostka jest cała mokra. Odwracam się, by zobaczyć sprawcę. To tylko Lucyfer, który ewidentnie znudzony, polizał moją nogę. Tuż za nim pojawia się drugi zwierzak rodziny, z którym do tej pory się nie oswoiłam. Trzymanie w domu żywego tygrysa, to jak kąpanie się z aligatorem. No halo, kto tak robi? Na szczęście zwierze jest jeszcze bardziej przyjazne niż mój pies. Zachowuje się jak zwykły mały kotek i chyba myśli, że serio nim jest. Wciska się w małe szczeliny, majta się pod nogami i potrafi przez kilka godzin wylegiwać się na słońcu... oczywiście, gdy jest odpowiednio głaskany.

Duży kot idzie w moją stronę z pluszakiem w pysku, a ja obliczam, ile czasu zajmie mi zwianie do zamkniętego pomieszczenia, i czy zdążę uciec przed żywą maszyną zjadającą ludzi. Tygrys jednak kładzie zabawkę pod moimi stopami i chyba oczekuje, że zacznę się z nim siłować. Prędzej skoczę przez barierki niż to zrobię.

Udaję, że wcale nie widzę zaczepek zwierzaka, odwracam się na pięcie i powoli odchodzę. Kot nie daje jednak za wygraną i podąża za moimi śladami.

– On cię tak strasznie uwielbia, że chyba powinienem być zazdrosny. – Demon wyrasta tuż za moimi plecami i obejmuje mnie w talii. – Skoro tak dobrze się dogadujecie, to na następne urodziny kupię ci geparda – mówi żartem, po czym opiera podbródek na moim ramieniu.

– Jakbyś nie zauważył, to takie żarty mnie nie śmieszą. Przez tego sierściucha moje życie w tym domu stoi pod jednym, wielkim znakiem zapytania – prycham jednocześnie odwracając się twarzą do Bughuula. – Ale skoro rozmawiamy już o prezentach, to wolę dostać prawdę.

– Ja bym za to wolał byś zajęła się własnymi sprawami. – Daje mi pstryczka w nos. – Nie wściubiaj go tam, gdzie nie jest potrzebny.

Nienawidzę, gdy Bughuul taki jest. Kochany i jednocześnie uparty.

Opieram dłonie na biodrach, unoszę głowę do góry i posyłam mu wściekłe spojrzenie. Pewnie wyglądam teraz komicznie, bo powiedzmy sobie szczerze, przy metrze sześćdziesiąt, moja złość nie jest traktowana poważnie. Dołożę do tego tupnięcie nogą i już mogę konkurować z dziesięciolatkami.

Bughuul chyba nadal żyje ze świadomością, że sekrety w związku niczemu nie szkodzą. W końcu każdy je ma, i nie ma sensu wywlekać je na światło dzienne. Na szczęście ja mam odmienne zdanie na ten temat, i możecie teraz zmieszać mnie z błotem, ale jak każdego dnia coraz bardziej go kocham, tak też przestaję mu ufać. Dlatego też przytulam się do mojego ukochanego i sprytnie kradnę mu telefon.

Głupie? Oczywiście. Czy mi się za to oberwie? Oczywiście. Ale skoro on nie chce być szczery, to ja jestem zmuszona tej szczerości poszukać, nawet jeśli oznacza to przeszukanie jego komórki.

– Pójdę się położyć. – Chowam kradzioną rzecz do rękawa w bluzie. Całe szczęście, że jest oversize i ten wielki iphone się tam mieści. – Przyjdziesz później do mnie? – Uśmiecham się uroczo i niewinnie.

– Daj mi pół godziny. – Całuje mnie na pożegnanie.

Czym prędzej gnam do sypialni i siadam wygodnie na łóżku. Możliwe, że nic nie uda mi się znaleźć, ale będę żyła ze świadomością, że chociaż próbowałam.

Włączam telefon i pierwsze, co mi się ukazuje, to pieprzone hasło. Od razu wpada mi do głowy data moich urodzin, więc tak też wpisuję. Niestety to nie działa. Moje imię? Nie. Data naszego ślubu? Śmiechu warte. Gdyby faktycznie tak było, to Bughuul bardzo szybko straciłby dostęp do swojego telefonu... Bo który facet pamięta takie rzeczy?

Ally, myśl. Mysi być jakiś sposób, by zdjąć blokadę... Data pierwszego filmu? Chwila, skąd mam wziąć takie informacje? Musiałabym zapytać Milo, ale nie sądzę, że puści parę z ust, w szczególności, że jest obrażony na cały świat. Postanawiam jednak spróbować.

„Proszę nie zadawaj głupich pytań, tylko podaj mi datę twojego nagrania. To ważne".

Zapachniało desperacją? A jakby inaczej.

„Jesteś w swoim pokoju".

„Tak. Co to ma do rzeczy?".

Nie muszę długo czekać, a Milo puka w drzwi i pojawia się przede mną. Nim udaję mi się schować telefon, chłopak łapie mnie za nadgarstek.

– Chyba powinienem się wkurzyć, ale dopóki nie pozwoli mi grać na meczu, to możesz kraść jego rzeczy do woli. Masz sojusznika. – Uśmiecham się, słysząc słowa Milo. – Ale hasło, to nie data mojego filmu.

– Chwila, nie zapytasz po co mi dostęp do komórki Bughuula? – Marszczę brwi.

– I tak mi nie powiesz. Pewnie mu nie ufasz i chcesz sprawdzić, czy nie pisze na boku z jakąś laską pokroju Olimpii. Wpisz szesnasty maj, tysiąc dziewięćset dwudziesty.

Robię się coraz bardziej zaniepokojona, ale wykonuję polecenie chłopaka i już po chwili telefon zostaje odblokowany.

– Powiedział ci?

– Nie, ale miałem kilka opcji i ta pierwsza była prawidłowa. – Siada obok mnie na łóżku. – To pokaż z kim tam cię zdradza.

Nie mogę szukać informacji z Milo nad sobą. Może i jest wkurzony za mecz, ale gdyby skapnął się, że tak naprawdę moje cele są o wiele bardziej skomplikowane, zabrałby mi komórkę.

– Wolałabym sama – mówię nerwowo.

– Przecież mu nie powiem.

– Nie o to chodzi. Dzięki za pomoc, ale teraz chcę zająć się tym bez ciebie. Ale jeśli znajdę jakieś dowody zdrady, to będziesz pierwszym, którego powiadomię – śmieję się.

– Jak chcesz – wzdycha. – Ale zdjęcia rozmów też chcę.

Jasne.

***

Dwadzieścia minut szukania i nic. Bughuul nie ma w tym telefonie dosłownie żadnej rzeczy, która mogłaby mnie zainteresować. Spodziewałam się chociaż jakieś podpowiedzi, ale najwyraźniej moje starania poszły na marne. Mam chociaż pewność, że mnie nie zdradza, bo przy okazji przejrzałam kilka jego wiadomości i z żadnej nie wynika, że ma romans. Nie żebym go o coś osądzała. Wychodzi na to, że jednym źródłem informacji jest mój mąż, a ja muszę znaleźć sposób, by w końcu się ugiął i mi o wszystkim opowiedział. To będzie ciężki orzech do zgryzienia. Nie wierzę jednak, że gdzieś w tym domu nie znajduje się odpowiedz na choćby jedno z moich pytań. Nie możliwe, by Bughuul tak dokładnie wszystko ukrył. W końcu każdy popełnia nawet minimalne błędy, prawda?

***

Wiecie, co najlepiej reperuje stan psychiczny? Kawa i wielka muffinka w Starbucksie. Aktualnie jest sezon na dyniowe przysmaki, i choć ja za dynią nie przepadam, tak w tej babeczce naprawdę pasuje jej posmak. Zajadając się wysokokalorycznym deserem, zapominam o wszystkich zmartwieniach... do czasu. Do czasu, gdy w owej restauracji, przy moim stoliku, nie zasiada pewna osoba. Kradnie mi resztę kawy i zapatruje się już na moją muffinkę. Komu jak komu, ale Ally Palmer nie kradnie się jedzenia. Nie, gdy owa Ally przechodzi krytyczny stan.

Chłopak ze śmietanką pod nosem, zaczyna się do mnie szczerzyć, a ja żałuję, że nie pozwoliłam Bughuulowi załatwić mi ochroniarza. Jednak nie był to wcale głupi pomysł. Złodziej leżałby pod stołem z podbitym okiem, a ja odebrałabym moją własność, którą tak bezczelnie mi ukradł.

– My się chyba jeszcze nie poznaliśmy. – Wyciąga rękę w moim kierunku. Ja się jednak odsuwam. Ja i mój talerz, który stał się kolejnym celem Jaydena.

– Zapomniałeś już, jak zaatakowałeś moich przyjaciół na stołówce szkolnej? Mam ci odświeżyć pamięć? – wściekam się.

– Zależy co masz na myśli, przez „odświeżyć pamięć". – Porusza dwuznacznie brwiami. – Serio, o wiele bardziej wolę frappuccino. Twoja kawa smakuje jak siki.

– Wybacz, ja nie mam takiego porównania – odszczekuję się z podniesioną głową. – Nie wiem, co tutaj robisz, ale przysiadanie się bez pytania jest bardzo niegrzeczne.

Chłopak bierze solniczkę i rozsypuje jej zawartość na stoliku.

– A kto powiedział, że jestem grzeczny? – Opiera głowę o dłoń i zaczyna zataczać palcem kółka na rozsypanej soli. – Jestem pod wrażeniem, że taka bezbronna dziewczyna, porusza się po Piekle bez zgrai napakowanych gości. Nie boisz się, że coś mogłoby ci się stać? – Przewraca palcem solniczkę jednocześnie wykrzywiając usta w literkę „o".

Może moje zdolności dedukcyjne są znikome, ale jestem prawie pewna, że Jayden sugeruje atak na moją osobę. Właśnie w takich momentach żałuję, że zrezygnowałam z lekcji samoobrony.

– Nasza rozmowa nie ma najmniejszego sensu. Chciałabym abyś opuścił miejsce, które zająłeś. Cieszyłabym się jeszcze bardziej, gdybyś znalazł sobie inną kawiarnię. – Opieram podbródek na splecionych dłoniach. Zdania wypowiadam z taką elokwencją, że Jayden nawet nie jest świadomy jak bardzo wyzywam go w myślach.

– Nie musisz mnie gnoić za to, że poprztykałem się z twoimi znajomymi. – Opiera się luźno o oparcie. – A może oceniasz mnie po okładce? – Podnosi jedną brew.

No cóż, trzeba przyznać, że po bardzo gorącej okładce... Chwila. Przesiadywanie w towarzystwie tego chłopaka, wpływa bardzo źle na mój i tak już stargany stan psychiczny.

Brunet szybko to zauważa. Podnosi się energicznie na krześle, po czym bierze moją dłoń i składa na niej delikatny pocałunek. Czy on nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakie na siebie ściąga? Wszystkie części Piły złączone w całość, to wciąż bajeczka dla dzieci, przy tym, co zrobiłby Bughuul, gdyby dowiedział się o zaistniałej sytuacji.

– Nigdy więcej tego nie rób – warczę. – I przestań zachowywać się, jakbyś był pod wpływem, bo mam wrażenie, że rozmawiam z Jackiem Sparrowem na haju.

– Wybacz, że narzuciłem się twojej osobie. – Chyba również postanawia zgrzecznieć. Jestem w szoku, gdy podchodzi do mnie na bardzo niebezpieczną odległość i przystawia usta do mojego ucha. – Mimo wszystko bardzo zależy mi na poznaniu cię bliżej. Jeśli postanowisz już złożyć papiery rozwodowe, to wiesz, gdzie mnie szukać. – Kłania się nisko, po czym zabiera moją babeczkę i wychodzi z kawiarni.

***

– Aha, i jeszcze jedno. Jak już próbujesz mnie oszukiwać, to chociaż się, kurwa wysil, bo w tym momencie mnie po prostu obrażasz.

Od godziny wysłuchuję wielkiej nagonki na mnie... niestety zasłużonej. Bughuul chodzi nerwowo po pokoju, i mam wrażenie, że za chwilę rzuci telefonem, który ściska w dłoni. Jak mogłam być taka głupia. Chciałam oszukać demona... Było tylko kwestią czasu, aż mój mąż dowie się o kradzieży i szperaniu w jego prywatnych rzeczach. Mimo wszystko nie żałuję, że to zrobiłam. Może moje postępowanie otworzy mu oczy i w końcu zrozumie, że zasługuję na prawdę. Nawet jeśli, jest cholernie bolesna.

– Nie chciałam, żebyś się denerwował. – Podchodzę do Bughuula. Demon aż kipi ze złości. – Nie chcę by nasz związek opierał się na jednym wielkim kłamstwie, ale ty nic nie robisz, by to zmienić. Ciągle coś ukrywasz, pomijasz pewne tematy, w ogóle ze mną nie rozmawiasz, wkurzasz się, gdy węszę. Kradzież twojego telefonu była szczeniackim posunięciem, ale myślałam, że się czegoś w końcu dowiem.

– Czego chciałaś się dowiedzieć? – Pokazuje mi komórkę. – Że cię zdradzam? Że planuję coś złego? Powiedz szczerze, co ty o mnie myślisz? Bo traktujesz mnie, jakbym był kolesiem, który może cię skrzywdzić.

– To nie prawda! – krzyczę. – Ale czuję, że oddaliliśmy się od siebie. – Ocieram rękawem pojedynczą łzę. – Nasze relacje były zupełnie inne, gdy mieszkałam w Nowym Jorku.

– Może mieszkanie razem nam nie służy.

Czuję się, jakby ktoś uderzył mnie podręcznikiem od biologii w głowę, a ta książka jest naprawdę gruba i ciężka. Nie jestem aż tak wytrzymała emocjonalnie, by znieść kolejną kłótnię. Mam dość ciągłego oszukiwania i zwodzenia. Porzuciłam wszystko, co miałam dla kogoś, kogo ani trochę nie znam. I ja o tym wiedziałam. Wiedziałam, że Bughuul ma przeszłość, której nie chce wyjawić. A jednak byłam na tyle popieprzona, by spakować swoje rzeczy i zacząć zupełnie nowe życie.

– Co jest, do kurwy nędzy z wami wszystkimi? – płaczę jednocześnie zaciskając dłonie w pięści. – Nie jestem wrogiem. Chciałam się tylko do was zbliżyć, choć wiem, że jest to praktycznie nie możliwe. Nie pasuję do waszego głupiego obrazka, ale chociaż mogliście dać mi szansę. Ja się naprawdę staram, ale najwyraźniej tylko ja...

– Ally – przerywa mi i chce złapać mnie za rękę, ale szybko się odsuwam.

– Próbujesz mnie chronić przed prawdą, ale ja nigdy nie prosiłam o tą ochronę. I wiesz co? W jednym masz rację. Mieszkanie razem nam nie służy. – Odwracam się na pięcie i wychodzę z sypialni.

Jak mogłam się spodziewać, Bughuul idzie tuż za mną. Woła mnie bym zaczekała, przeprasza, a nawet błaga... ale mnie nie dogania. Wybiegam z domu, za czarną bramę i zaczynam płakać najgłośniej jak tylko potrafię. Zanoszę się płaczem, i wiecie co? W końcu czuję ulgę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro