3 | fantasy | 3 || kuroken

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W momencie, w którym mężczyzna w srebrnej zbroi otworzył przed nim drzwi do właściwej komnaty, poczuł nagłą ochotę cofnięcia się, odmówienia pomocy królowi, doradcy i mężczyźnie, który leżał nieprzytomny na łóżku. Woń i unoszący się wszędzie dym z palonej mieszanki ziół, która miała otępić rannych i pozbawić ich zmysłu czucia na określony czas, nie współgrała z energią. Choć użyte zioła i energia miały naturalne pochodzenie, obie wypierały się, narzucały swoją wolę i zioła wyraźnie wygrywały, przyprawiając blondyna o zawrót głowy i zdecydowanie większy ból w skroniach niż zaledwie dziesięć minut temu, gdy jeszcze siedział w swoich komnatach.

Odkaszlnął, czując pieczenie gardła i nozdrzy, oczy zaszły mu łzami, mimo to wszedł do środka, by choć zobaczyć, w jakiej sprawie go tu ściągnięto.

Z uda rannego mężczyzny wystawała strzała. Nie, wbiła się z jednej strony i wyszła z drugiej, chyba tylko cudem nie raniąc drugiego uda. Pochylony nad nim starzec szeptał dziwne, wręcz śmieszne formułki, znaczenia których blondyn uczył się lata temu, a nieco później przekonał się, że w przypadku leczenia modlitwa zwyczajnie nie działała. Starzec przykładał do czoła rannego zimny okład, po ostrych rumieńcach widać było, że ciało zapłonęło gorączką.

- Zakażenie - stwierdził, zbliżając się do łóżka. Starzec drgnął na dźwięk jego głosu, zaraz uspokoił się, widząc charakterystyczne barwy czarodzieja.

- Nie, panie - odparł, kręcąc głową. Miał zachrypnięty, niski głos. - Świeża rana, zaledwie godzinę temu go przywieźli.

- Próbowaliśmy wyciągnąć strzałę, ale nie pozwolił - wtrącił siedzący w kącie mężczyzna. Jego popielate włosy mieszały się z siwym dymem, przez co czarodziej zauważył go dopiero teraz. Miał na sobie czarny kaftan, w niektórych miejscach poplamiony krwią. Zwiadowcy króla. Tylko oni mogli, oprócz czarodziejów, nosić czarne stroje. Symbolizowało to śmierć, którą bez wahania zadawali wrogom politycznym państwa, dla blondyna zaś czerń i biel oznaczały nieludzkie zdolności balansowania między światem nienarodzonych, żywych i martwych, w które czarodzieje mogli wkraczać.

- I słusznie - zirytował się, słysząc słowa Zwiadowcy. - To najgłupsza rzecz, jaką mogliście zrobić. Przez takie bezmózgie kundle wykrwawiłby się, zanim pokonalibyście połowę drogi do zamku.

Nie zwrócił uwagi na prychnięcie mężczyzny. Gestem dłoni dał znać jemu i starcowi, by wyszli z komnaty. Starzec od razu wykonał polecenie, kłaniając mu się nisko, zwiadowca nawet nie drgnął.

- Zostaw nas samych - powiedział blondyn, podchodząc do okna, które otworzył na oścież. Świeże powietrze powoli wypierało palone zioła, robiąc miejsce energii. Poczuł dreszcze przechodzące od ramion po palce. - Muszę się skoncentrować, a do tego potrzebuję ciszy i spokoju.

- Wybaczcie, ale nie mogę go tu zostawić. - Zwiadowca kiwnął głową w stronę rannego mężczyzny. - Jest moim przyjacielem, z pewnością będę pierwszą osobą, o którą zapyta.

- Dobrze, ale nie próbuj mi przeszkadzać. A jeśli chcesz się do czegoś przydać, opowiedz mi, co się wydarzyło i jakie środki zostały podjęte do opatrzenia rany - wycedził, siląc się na spokojny ton. Nie przepadał za Zwiadowcami, którzy, choć nie potrafili używać najprostszych zaklęć przywołania, mieli wrodzoną energię i nie musieli jej, tak jak czarodzieje, czerpać z otoczenia. Dodatkowo zawsze roztaczali dookoła siebie dziwną aurę, aurę, która dekoncentrowała. I obrzydliwie śmierdzieli trupami.

Delikatnie dotknął strzały, która została ułamana, by nie przeszkadzała. Poruszył nią delikatnie, jednak mężczyzna nie zareagował. Gryząc wnętrze policzka, pochylił się nad jego twarzą o uchylił powieki. Drobnym skinienem palca sprawił, że na tęczówki padło sztucznie wytworzone światło. Z niepokojem stwierdził, że źrenice nie zareagowały.

- Opowiedz mi, co się wydarzyło - powiedział, przerywając ciszę panującą w komnacie. Popielatowłosy Zwiadowca dłuższy czas milczał, blondyn nie mógł zlokalizować jego energii, przez co, gdyby go nie widział, nie byłby w stanie powiedzieć, czy Zwiadowca jest w pomieszczeniu. - I dlaczego wasza energia nie zakłóca mojej? Nie macie jej?

- To sprawy dotyczące państwa, jakiś podrzędny czarodziej nie może o nich wiedzieć - powiedział w końcu mężczyzna, marszcząc groźnie brwi.

- Cóż, w takim razie nie pomogę twojemu przyjacielowi. - Blondyn mógł przysiąc, że uśmiech, którym obdarzył Zwiadowcę, był najwredniejszym, najpaskudniejszym uśmiechem, który dotąd udało mu się z siebie wykrzesać. - Powodzenia w wyciąganiu strzały - mówiąc to, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. W momencie, w którym oplótł klamkę palcami, rozległo się za nim szuranie krzesła.

- Poczekaj - wymamrotał Zwiadowca. Blondyn słyszał w jego głosie rezygnację, ale i ukrytą dumę. - Powiem ci, tylko... Pomóż mu.

***

Blondyn odrzucił płaszcz na ziemię, nie przejmując się tym, że materiał może się pobrudzić. Rozpiął guziki spinające rękawy koszuli i podwinął je do łokci. Popielatowłosy Zwiadowca nawet na chwilę nie spuszczał go ze wzroku, powodując nieprzyjemne uczucie wiercenia dziury w plecach.

Według jego raportu, choć lepiej było określić to słowem "opowieść", zostali wysłani do przeczesania południowej części lasu, w którą rzekomo udał się posiadający ważne informacje szpieg. Jakimś sposobem ich cel zdołał oszukać wszystkich, tworząc dziwnego rodzaju cząstki energii, które prowadziły wszystkich w głąb lasu, a gdy znaleźli się dostatecznie daleko, zostali zaatakowani. Jeden Zwiadowca nie zdołał przeżyć, strzała przebiła mu serce, kapitan zaś miał duże szanse na odzyskanie zdrowia.

- Wygląda na to, że na strzale coś było - stwierdził, skupiając energię w palcach prawej dłoni. - Coś, co skutecznie blokuje energię.

- Co masz na myśli? - zapytał Zwiadowca, podchodząc wolno do łóżka. Odruchowo ułożył dłoń na włosach drugiego Zwiadowcy, przeczesując je.

- Walczycie, używając energii, jednak, w przeciwieństwie do mojej, wasza ma ograniczone zasoby i potrzebuje czasu na odnowę - zaczął, przesuwając palcami po spuchniętym udzie. Brunet wyczuwalnie zadrżał pod wpływem energii, która wdarła się do jego ciała, szybko jednak została wypchnięta. - W twoim przypadku czuję ją. Choć powinno minąć jeszcze kilkanaście godzin, czuję, jak przecina powietrze i wpływa na moją energię. To normalne, jest silna, a zatem zawsze wyczuwalna. Zaś jeśli chodzi o niego... Nie ma nic. Tak, jakby coś trzymało energię w środku, nie pozwalało jej na ucieczkę.

- Czy... Co z tym zrobić? - Zwiadowca podniósł wzrok na blondyna, próbując doszukać się w jego twarzy jakiegoś pocieszenia. Nie znalazł nic.

- Jeśli nie uwolnimy energii, może umrzeć - wyjaśnił beznamiętnym tonem. - Musimy wyjąć strzałę, ale nie obiecuję, że to go nie zabije.

Zwiadowca kiwnął wolno głową, ponownie popatrzył na bruneta, który oddychał prawie niesłyszalnie, ale niespokojnie, co zdradzała unosząca się i opadająca klatka piersiowa.

- Posłuchaj mnie uważnie, bo będę potrzebował twojej pomocy. - Blondyn odczekał, aż Zwiadowca kolejny raz uniesie na niego wzrok. - Zaklęciem powstrzymam krew, w ten sposób nie umrze. A przynajmniej nie od razu. Musisz go przytrzymać. Być może energia go obudzi i zacznie się rzucać, a nie możemy dopuścić do sytuacji, w której pogłębiłby ranę lub strzała ułamała się i została w samym środku uda, okej?

Popielatowłosy nie odpowiedział. Oparł jedno kolano o łóżko, obok biodra bruneta i docisnął go ramionami do materaca. Blondyn przymknął powieki, spomiędzy palców wydostało się gęste, czerwone światło, już po chwili wniknęło w spuchnięte udo. Nie zastanawiając się dłużej, zacisnął dłoń na wystającym kawałku strzały.

- Zae Adv'in - wyszeptał, koncentrując całą swoją energię na przepływie krwi bruneta, sprawiając, że ta zwolniła.

- Nawet się nie waż - usłyszał tylko i w tym samym momencie wyciągnął strzałę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro