Że kochał w teorii i w praktyce, że nie mógł wytrzymać dnia bez choćby krótkiego uścisku, że delikatne pocałunki w czoło były najlepsze na zepsuty humor i, w końcu po wielu rozmyślaniach, że różnice zdecydowanie służyły pomyślnemu rozwojowi związku.

A różnic było wiele, począwszy od samego stylu bycia, który objawiał się podczas gry na miejscowym boisku, aż po wzrost i wiek, które, gdy tylko mijali na ulicach zatłoczonego miasta kogoś znajomego, odznaczały się aż zanadto.

Mały Gigant centymetrami pochwalić się nie mógł, co faktem było, jest i będzie, ale przy Hinacie prezentował się niczym ludzki odpowiednik Mount Everestu. A przynajmniej on tak twierdził, gdy jego następca nie potrafił zdjąć produktu z najwyższych półek.

Dużej ilości wiosen na karku także nie dźwigał, ledwie przekroczył próg wymarzonych studiów, jednak matka nierzadko powtarzała mu, że związek z osobą młodszą był jednym z jego najgorszych pomysłów.

Ale, mimo różnic, tych wyżej wymienionych, jak i innych, o których wspominać byłoby długo, obaj kochali się mocno i nie widzieli sensu w przerywaniu tej miłości nawet na sekundę.

Takie krótkie coś traktujące o jednym z moich ulubionych shipów. Czyż oni razem nie są słodcy?