21.
-Bo ja...
Nagle Sasori syknął.
-Muszę iść na chwilę do łazienki.
-No niech Ci będzie, a co jest pod tą zasłoną?
-Nie dotykaj tego, to jest... ściśle tajne. Masz tego nie dotykać, rozumiesz?!
-T-tak. Tylko już nie krzycz na mnie.
Wtedy wyszedł z pokoju.
Czekałam... Czekałam... Czekałam!!! Nie ma go od nie wiem już ilu minut! Czy on mnie... wystawił? Idę to sprawdzić.
Odchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam, jak Sasori próbuje zabandażować swoją ranę na ramieniu. Musiał ją zrobić dzisiaj na misji. A mówiła babcia, żeby nie szedł, bo to niebezpieczne, ale nie, uparł się jak osioł.
-Sasori, może pomogę?
-Nie. Nie jesteś moją nianią i nie potrzebuje wiecznie Twojej pomocy medycznej.
-Dlaczego jesteś dla mnie taki oschły?
-Chodź, chciałaś ze mną porozmawiać.- powiedział kończąc zawiązywać opatrunek.
Pociągnął mnie za rękę i zamknął drzwi za nami, trzaskając nimi na cały dom.
-O czym chciałaś porozmawiać?
-Ja po prostu... chciałam Cię przeprosić.. bo ja..
-Zapomniałaś o moich urodzinach?
-Tak, właśnie to. I-I j-ja chcę Cię przeprosić.. I d-dać Ci jeszcze to... Wyjąkałam, a Sasori wziął pudełeczko i zaczął rozpakowywać prezent.
-Wymyśliłam coś na ostatnią chwilę i mam nadzieję, że Ci się s-spodoba.
Sasori popatrzył na mnie pytająco.
-To jest mała, złota klepsydra. Możesz ją przypiąć do ubrania czy coś... Wygląda tak samo, jak ta, co mam w tym przeklętym naszyjniku. Nie jest źle?
-Nie [Imię], jest piękna, ale nadal mam wrażenie, że mnie unikasz.
-No a co sobie myślałeś? Że po tamtych zdarzeniach będziemy wielkimi przyjaciółmi? Tak w ogóle, to czemu się ostatnio do mnie odezwałeś i ze mną rozmawiałeś? Nie robiłeś tego.
-Czy ty, jak wszystkie tępe dziewczyny musisz się czepiać!? Nie przyszło Ci na myśl, że może chciałem się pogodzić?! Chociaż to podreperować, żeby było lepiej i żebym nie musiał Cię na co dzień widzieć tylko na korytarzu i na treningu, gdzie prawie się nie odzywaliśmy?! Pomyśl!!!!!
-Ach tak?! To trzeba było może to inaczej zacząć?! Cały czas to ja miałam wrażenie, że to Ty mnie unikasz i mnie nienawidzisz! Myślałam, że chodzą Ci po głowie myśli, jak mnie tutaj przechytrzyć albo do jasnej cholery zabić!!!!!
-HM?! Co proszę?!
Tak naprawdę, to się boisz! Boisz się okazywać uczucia. Uważasz to za coś wstydliwego. Za coś słabego. Za coś, co nie powinno istnieć. I w Twoim mniemaniu nie istnieje. Prawie w ogóle ich nie okazujesz! I jak myślisz, jak mam się domyślić przez to, że chcesz się pogodzić czy coś w ten deseń?!
-Zamknij już ta jadaczkę!
-Bo?!
-Bo to!
W pewnym momencie Sasori się zbliżył i złączył nasze wargi. Całował delikatnie i subtelnie. Oczywiście, jak to ja, na początku nie odwzajemniałam, lecz gdy położył swoje zimne dłonie na mojej tali i przycisnął mnie do siebie, przeszedł po mnie dreszczyk... Nie niemiły i nieprzyjemny, wręcz przeciwnie. To było wspaniałe uczucie. Wtedy zaczęłam odwzajemniać pieszczoty, a czerwonowłosy pogłębił pocałunek. Z delikatnego stał się bardziej namiętny i dziki.
Po jakimś czasie jednak odepchnęłam go i wybiegłam z jego pokoju, sama zaś zamykając się w swoim.
Co ja zrobiłam... To niemożliwe... Po cholerę to odwzajemniłam?! Mogłam go od razu odepchnąć i nazwać chorym pojebem! To przecież jest mój wróg! Rywal! A ja się z nim pierwszy raz całowałam. Matko jedyna! Ja się zaraz zabije... Otworzyłam okno i spojrzałam przez nie. Był już późny wieczór, a chłodny wiaterek rozwiał moje włosy i poczułam chłód. Rzuciłam się na łóżko.
Zacisnęłam pięści na poduszce. Czułam, że łzy znów próbują się wydostać spod zaciśniętych powiek. Żeby powstrzymać to, w tempie światła wyczołgałam się z łóżka i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju. Mimo, iż okno było otwarte, a powietrze ogarnęło już całą przestrzeń, czułam, jak co raz trudniej mi się oddycha. Czyżbym żałowała tego, że nie zostałam dłużej? Przetarłam dłońmi twarz mokrą od potu i łez. Po pustym mieszkaniu roznosiło się ciche stukanie moich stóp po podłodze. Po chwili zdałam sobie sprawę, że nerwowe bieganie dookoła wcale mi nie pomoże, a jedynie przyczyni się do zbudzenia babci oraz... nawet już nie potrafię wymienić jego imienia... Szybko usiadłam na krześle w kuchni , które spokojnie stało przy stole. Spojrzałam na powierzchnię kawałka drewna i nagle poczułam, jakby żelazne sznury przywiązywały mnie do krzesła. Nie byłam w stanie się ruszyć. Sznury te zapewne były wykonane z mojego gigantycznego poczucia winy, nienawiści i rozgoryczenia. Czyżbym się do niego przywiązała? Aż trudno mi to mówić. No ale przecież ja go nie kocham. Nie jest ani moim chłopakiem, ani przyjacielem. Jest tylko znajomą osobą, z którą się pocałowałam. Jak mogłam to zrobić...
Słońce już powoli wschodziło, całą noc przesiedziałam na tym krześle, nie zamykając oczu. Tego wieczoru nie spałam w ogóle. Myślałam. Zaraz wstanie babcia... Nie chcę, żeby widziała mnie w takim stanie. Poszłam więc do pomieszczenia, zwanego moim pokojem. Moje kochane 4 kąty, które mnie rozumieją, choć nie są żywą istotą... chociaż w sumie moje kaktusy... o czym ja myślę!!! O Sasorim i kaktusach! Nie wierzę w samą siebie. Rzuciłam się na łóżko i leżałam. Miałam iść już spać, ale właśnie uświadomiłam sobie, że muszę coś później powiedzieć Sasoriemu, nie wiem czy się ucieszy z takiej wiadomości...
XXXXXXXXXXXXXX
Jam jest Polsat! Zły i niemiłosierny, co przerywa w takich momentach XD Nie no, postanowiłam, że przyśpieszę minimalnie akcję, żeby coś się w końcu zadziało. Mam nadzieję, że przyszłe rozdziały zbiją was z tropu, bo ku zaskoczeniu nie wszystko pójdzie po waszej myśli. Dziękuję za głosy i komentarze :D (P.S. Te o Polsacie najlepsze XDDD)
~Cheerful-Senpai.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro