23. Życie oczami Sasoriego [2/2]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Właśnie skończyłem 7 lat. Czas na akademię, nowe znajomości. Tylko czy ja je chce? Nie wiem sam. Do tej pory radziłem sobie sam i będę dalej sobie radził. Jutro o 8... Chyba nie zapomnę. Mam nadzieję, że nikt nie wejdzie nieproszony z butami do mojego życia. Jak już to w skarpetkach...Sam już nie wiem co gadam... Czyżbym był zestresowany? Nie... Ja nie posiadam emocji, ani uczuć.

*Nazajutrz*

Rozpoczęcie tego jakże beznadziejnego roku. Za dużo tu ludzi. Do tego każdy ze swoimi rodzicami, prócz mnie. No dosłownie każdy. A nie, jednak nie. Jeszcze jakaś dziwna dziewczyna co siedzi sama na progu. Może bym poszedł, ale nie moja liga. Zaraz rozpocznie się uroczystość. Ja już chcę do domu. Do swojej pracowni. Tak, mam ją własną, ponieważ dostałem ją na urodziny od babci Chiyo. Wtedy postarałem się na jeden, nikły uśmiech. 

Drzwi do akademii się otworzyły i wszedłem jako jeden z ostatnich. Przywitał nas tam pan Kazekage.  Życzył miłej nauki i jeszcze gadał jakieś niepotrzebne nikomu bzdury. Sam wiem, jak mam się zachować i żaden gościu nie będzie mi mówił co mam robić. Chyba, że zapłaci lub też może zamówi jakąś moją marionetkę, wtedy go wysłucham i dam mu ją na czas. Nie lubię dawać ludziom czekać. Później zostaliśmy wysłani do naszych klas i wychowawców. 

Znowu gadają jakieś nieistotne rzeczy. Usiadłem w kącie sali i słuchałem naszego nowego nauczyciela. W pewnym momencie dostrzegłem tą samą dziewczynę, co przed wejściem. Siedziała sama w ławce w rogu, na początku sali.

Bo następnych zbędnych słowach naszego wychowawcy mogliśmy iść już do domu. Nareszcie. Zero ludzi, zero hałasu, tylko ja i moje marionetki. Wspaniale. Tylko szkoda, że jutro muszę iść do tej akademii. Ja już większość rzeczy potrafię, nic szczególnego mnie tam nie nauczą. 

*Następnego dnia*

Usiadłem w swojej kochanej ławce i czekałem na innych. Co z tego, że miałem przyjść o 7, a jest 5. Nauczyciel jakiś jest, a ja po prostu nie miałem już co robić w domu. W tym czasie może przejrzę podręcznik.

Nuda, nuda, to już umiem, to jest nawet ok.... MARIONETKI?!

Zacząłem czytać tą głupią książkę z takim zapałem, gdy zobaczyłem, że jest coś o marionetkarstwie. 

Po 30 minutach ktoś wszedł do klasy. To znów ta dziewczyna. Co ona tak wcześnie tutaj robi? Pewnie i ta dziewka zadaje sobie to samo pytanie w głowie.  Usiadła tym razem bliżej mnie i mogłem to wyczuć. Taka dziwna i znajoma chakra... Jakbym czuł już ją dawno temu, w  kołysce... To dziwne. Ja jej przecież na oczy nie widziałem w życiu. Jest taka... inna? Reszta ma chakrę przeciętną, ale ta? Nie mam pojęcia co to jest, ale kiedyś się dowiem. 

*W trakcie zajęć*

-Midori, narysuj...- coś tam mówił nauczyciel.

Boże, jakie banały, a ona tego narysować nie potrafi.

-Jak możesz nie umieć tego narysować?

-Może ty Sasori to narysujesz, skoro wiesz?

-Oczywiście.

Narysowałem to coś i odłożyłem kredę pod tablicę.

-Źle. Ktoś poprawi kolegę?

-Ja.- odezwała się ta dziwna dziewczyna.

Jak to źle... On coś pomylił, a nie ja.

-Poprawnie. Usiądź [Imię].

A not tak... zapomniałem dorysować jednej rzeczy. Trochę się upokorzyłem, ale to naprawię. A pro po... Więc tak ma na imię ta dziewczyna. Mam chyba konkurencję. 

*Po zajęciach*

Boże, wreszcie koniec. Czas leciał w tej szkole niemiłosiernie długo. Jeszcze te okropne rzeczy. Nie dość, że banalne, to jeszcze na dodatek bardzo nudne. Chcę jak najszybciej zostać geninem i chuuninem, a najlepiej joninem. 

*Rok później*

-Dzieci, mam dla was wiadomość, dotyczącą 2 uczniów z tej klasy.

Wszyscy wstanęli.

-Tak więc, [Imię] oraz Sasori, zostajecie od dzisiaj geninami. Razem z innymi uznaliśmy, że nie potrzebna wam dalsza nauka. Sasori, ty dołączysz do drużyny marionetkarskiej Mei-sensei. Będziesz razem z o 2 lata starszymi braćmi, Yahiko oraz Kuroko. Natomiast ty, [Imię], będziesz podopieczną Ikiry-sensei. Będziesz sama w drużynie z polecenia Kazekage. A teraz usiądźcie. To wasza ostatnia lekcja tutaj. Ochraniacze dostaniecie po zajęciach.

Po sali rozległy się szepty. No ok, jestem geninem, drużyna, ok... Ale zaraz... Chwila... Czemu ja ,a, się użerać z jakimiś braćmi, a ona jest sama?! To nie jest sprawiedliwe... W sumie, to dlaczego ona jest oddzielnie... Ona jest kimś innym... Teraz jestem już pewien...

Po zajęciach dostaliśmy ochraniacze i wyszliśmy nie żegnając się z innymi. Jej przyjaciele też są chyba zbędni. Do nikogo się nie odzywała, tylko siedziała na lekcji cicho, a na przerwach pod wielkim drzewem. Jakoś tak dziwnie samolubnie nawet wygląda. Zresztą, ja nie jestem lepszy... Ale czemu o niej myślę? Czyżbym był zazdrosny? Nie no, nie ma mowy. Ja tutaj rządzę. 

*Rok później*

Wreszcie, egzamin na chuunina. Zdany za 1 razem. Ona chyba też zdała, sądząc po tym, że przyszła również do zdjęcia pamiątkowego. Babcia mnie strasznie pospieszała. W pewnej chwili przy robieniu fotografii dziwnie się popatrzyła na tą całą [Imię]. Jakby ją kojarzyła? Nie wiem. To wszystko wydaje mi się jakieś podejrzane. Po zrobieniu zdjęcia szybko ruszyliśmy w stronę domu.

Chiyo wchodząc do niego pozamykała wszystko szczelnie i kazała mi usiąść. Wytłumaczyła mi, kim ona jest i ogólnie to wszystko.

-A teraz słuchaj. Niezbyt ją lubię, obwiniam ją o śmierć bliskich osób. Mam plan. Musimy ją wyszkolić, zrób medalion z czarnym piaskiem, służy do kontroli inną osobą, noszącą go. Do niego wsyp niebieski proch z swoim włosem. Podrzucisz go jej, a ona nie jest chyba na tyle mądra i go włoży. Rozumiesz?

-Hai Chiyo-sama.

*Wieczór*

Poszedłem się przejść, ale nagle usłyszałem hałas walki. To była ta dziewczyna z jakimś obcym ninja. Prawie zabił moją przyszłą marionetkę, lecz byłem szybszy. Potem zemdlała. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do babci. Była taka lekka, jak piórko.

-Babciu, znalazłem ją i uratowałem jej życie. W końcu muszę spełnić plan. 

-Dobrze, zaniesiemy ją do jej domu, będę się nią przez tydzień opiekować i się do niej zbliżę. Będzie wtedy łatwiej, a teraz chodźmy.

-Hai.

*Następnego dnia*

Wszedłem niespodziewanie do kuchni. Miała na sobie bandaże. Chciałem zobaczyć coś więcej, więc nićmi chakry chciałem odchylić jej ręce, ale babcia mnie powstrzymała i wyszedłem z tej kuchni. I tak nie miałbym co podejrzeć, płaska jak decha.

*Ileś tam dni później*

Dobra, czas wrzucić ten naszyjnik przez okno. Jedna połowa jest otwarta, druga zamknięta. Rzucam.

Kurwa. Trafiłem w tą zamkniętą. Ja to mam cela, zez rozbieżny zaawansowany normalnie... Ale przynajmniej zauważyła. Jest na plusie.

*Jakiś czas później*

Wyruszyła z babcią. Pusty dom. Cały dla mnie. Zawsze chciałem wejść do pracowni i pokoju zarazem babci.

Dobra, czas zajrzeć do tego kufra. 

Ubrania, ubrania, ubrania, jakaś zielona ektoplazma? A nie, przepraszam, to maseczka chyba w języku kobiet.  Podpisana morski zielony turkus.  Matko, kobiety... Zielony, to zielony i tyle, po co wam takie nazwy. Ooo jakieś książki. C-co to jest? ,,Tajniki Urody'' , ,,Ty, Ja, Łóżko, Teraz'' ,,Wypowiedz Moje Imię'', ,,Nocne Zabawy i Kraina Wodospadów'' oraz wiele innych tego typu. Już wiem co będę czytał przez ten cały czas. 

*4 lata później*

Dobra, wróciły...

-Sasori, [Imię] u nas zamieszka.

-Hai.

Zaraz chwila, co proszę?! Ja z nią nie chcę mieszkać i do tego będzie mieć pokój niedaleko mojej pracowni. 

*Wieczorem*

(Fragment przytoczony z rozdziału 9)

Usłyszałem jakieś jęki dobiegające niedaleko pracowni, w pokoju, w którym miała spać [Imię]. Czy ona się zabawia...Ugh! Ja i te moje chore pomysły. Jedyne uczucie, które mi teraz towarzyszy to zboczenie z drogi życia. Straciłem rodziców, do nikogo się już nie przywiązuję, boję się okazywać emocje. Taka jest prawda. Albo... Jestem po protu zimnym draniem, a nie przepraszam... Zimnym Mistrzem Sasorim. Tak, to o wiele lepiej brzmi. Pójdę chyba zobaczyć jakie ona fantazje tam ma, bo aż kusi. Zajrzałem i jednak okazało się, że jestem po prostu zboczony. [Imię] płakała skulona na łóżku. Przemoczyła już chyba całą pościel. Współczuję jej spać za przeproszeniem w tym gnoju i sajgonie. Zaraz chwila... Współczuję? Nie. Postanowiłem wkroczyć do akcji.

-Możesz trochę ciszej? Próbuję pracować.-powiedziałem obojętnym tonem.

-Zasmucę Cię, niestety nie.-wydukała przez łzy.

-Czyżby coś się stało?-spytałem jak głupi. Przecież to oczywiste, że wiedziałem.

-Umarła dla mnie ważna osoba, zresztą nie pierwsza.

-Ludzie w momencie poznania silniejszego uczucia muszą liczyć się z ryzykiem poznania nienawiści.

-Chiyo powiedziała, że ludzie, którzy darzą się silnym uczuciem mogą pomóc zagoić ranę na sercu.

-Eh ta babcia, ludzie nie są w stanie uleczyć rannego serca, tylko czas może to zrobić.

-Akurat z tym w pełni się nie zgodzę Sasori. Może ty tak sądzisz, bo po śmierci rodziców nie miałeś takiej bliskiej osoby. Sunagakure to jednak istne piekło.

-Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscem. Piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem.

-Może. Boję się Sasori, boję się przegrać z emocjami.

-Strach tnie głębiej niż miecze [Imię]. Ten, kto boi się przegrać, już przegrał.

-Tak w ogóle to dlaczego mi pomagasz?

-Tak szczerze to chciałem Cię dobić.

-Jesteś najbardziej oschłą, niesympatyczną, arogancką osoba bez uczuć jaką kiedykolwiek znałam. -niemal powiedziała na jednym tchu, podbiegła do mnie i przytuliła.

Myślałem, że mi oczy wylecą z orbit. P-przytulił mnie ktoś. Byłem zaskoczony i nie umiałem nic z siebie wydusić. Złapałem ją za czubki ramion i ścisnąłem. Lekko syknęła, więc poluzowałem ucisk. Na ostatkach sił z zaskoczenia, powoli zjeżdżałem rękoma w stronę jej pleców i delikatnie przytuliłem. 

-Arigato, Sasori-kun.

A to ja chyba powinienem powiedzieć:

-Arigato [Imię]-chan za pierwszy od wielu lat uścisk...

Po jakimś czasie dziewczyna usnęła w moich ramionach. Postanowiłem ją zanieść do salonu na kanapę, wolałaby chyba tam spać. Ale zaraz, co mnie to interesuje... no ale z drugiej strony... Zaniosę ją do salonu. Cholera, ruszyło mnie sumienie. 

*Następny dzień*

Babcia poleciła mi trenować [Imię]. Nie zgodziłem się, ale jak nazwała nas 7-latkami to stwierdziłem, że zostawię swoje resztki honoru i przyjmę propozycję. 

Później odbył się nasz pierwszy trening. Jak zwykle chciałem się popisać i jak ostatni łom poparzyłem sobie techniką ognia twarz. Ona mi je uleczyła. Nie rozumiem jednego. Jak na tym okrutnym świecie, gdzie więzi dla mnie nie istnieją, znajduje się taka istota, jak [Imię]...

*Jakiś czas później, godzina 15*

-[Imię], idziesz?

-Daj mi dokończyć.

-Nie lubię czekać.

W tamtym momencie chciałem przejąć nad nią kontrolę, ale nie mogłem. Coś mnie odepchnęło, jakaś siła. Mocno się wściekłem i poszedłem do babci. 

-Chiyo-sama! To nie tak miało wyglądać! Dlaczego nie mam nad nią kontroli!

-Sasori, plany się zmieniły.

-Dlaczego?! Byłaby idealna, w sam raz, taką mieliśmy umowę,a ty zaprzepaściłaś wszystko!

-O co chodzi Chiyo-sama?!-wtedy moja niedoszła lalka wyszła zza ściany.

-No bo widzisz [Imię]-chan...

Wtedy się dowiedziała o planie i wybiegła. Wszystko zniszczone... Ja nie wierzę...

Po jakimś czasie jednak wróciła i zgodziła się na treningi. ,,Tylko treningi''. No niech będzie. Znów wyszła, jak jej się chce tak co chwile wychodzić.

*Późny wieczór*

Nagle, gdy robiłem zamówienie dla Kazekage, wpadła do mojego pokoju i postawiła mi pewne warunki. Była ubrana w różową koszulkę i majtki. Nie wyglądała jakoś bardzo pociągająco, ale tak słodkoo... Boże, mój mózg wariuje. Lizaka jej brakuje. 

*Kilka dni później*

Znowu się pokłóciła z babcią. Eh. Babcia o ile się nie mylę ma zaraz spotkanie, ja może pójdę po jakieś picie z lodówki, jestem tak spragniony... 

Szedłem powoli korytarzem, a tu nagle jeb!!!!! Dostałem drzwiami od [Imię]. Ile ona ma tej siły! Przywaliła mi, niczym prawdziwy sumo! Jasna piwonia!!!!!

*Znów jakiś czas później*

Zaraz się wykrwawię przez nią. Chwila... Ona jest za... Łosz Kurwości!!

Stała tam w samym staniku i spodenkach. Teraz to wyglądała pociągająco... Nagle jednak podeszła i zmusiła mnie do tego, bym dał sobie pomóc. Po chwili kazała mi ściągnąć koszulkę. , czy ona... a nie, jednak nie. Po prostu się upieprzyłem własną krwią. Ach ten mój umysł po książkach babci...

Później dostaliśmy opieprz stulecia od babci. No to już jest traktowane jako groźbę karalną. Ale jej lepiej się nie sprzeciwiać... 

Później ją jeszcze troszeczkę pozaczepiałem i skończyłem na dziś. Następnego dnia trening.

-Dzisiaj Taijutsu.

-Nie lubię Taijutsu. 

-Nie obchodzi mnie to.

-Nie chcę tego ćwiczyć.

-Nie zachowuj się jak dziecko.

-Nie zachowuję się jak dziecko.

-Nie podważaj mojego zdania.

-Nie upieraj się jak osioł na to Taijutsu.

-Nie trać naszego cennego czasu.

-Nie ćwiczymy dziś Taijutsu. Może tak Ninjutsu?

-Nie, ćwiczymy dzisiaj Taijutsu.

-Nie.

-Nie pyskuj mi.

-Nie jesteś moim ojcem.

-Nie jestem, ale jestem za to Twoim trenerem, masz się mnie słuchać.

-Nie będziesz mi mówił co mam robić.

No i zaczęła się gówno burza. W końcu odpuściła. Z triumfalnym uśmiechem zacząłem trening z nią.

*Jakiś czas później*

Jaka łamaga! Nic nie potrafi...

Zacząłem z nią krótki dialog, po czym dostałem w krocze. Podniosłem się i zacząłem z nią rozmawiać. Ku mojemu zaskoczeniu było całkiem miło. Po jakimś czasie jednak powiedziała coś, co mnie zatkało.

-To co? Gotowy na dalsze treningi, czy wymiękasz?

-Przy Tobie mam wymiękać? Po moim trupie.- odpowiedziałem z zadziornym uśmiechem.

*3 lata później*

Jutro moje urodziny. Czas się przekonać czy pamięta. 

*Rozmowa*

Nagle posmutniałem. Nie wiem, czy byłem smutny, czy zły. Emocje... Nie, to niemożliwe. Odszedłem od niej i starałem się jej do końca dnia unikać. 

Następnego ranka udałem się na misję, gdzie jakiś ninja zrobił ranę ciętą na moim ramieniu. Wróciłem do domu, a tam zastałem babcię i [Imię] z tortem. 

To miłe z ich strony. Podszedłem do babci, ale ominąłem [Imię]. Po prostu. Poszedłem w końcu do pracowni i usiadłem na krześle patrząc obojętnie na biurko, niedowierzając, że na pewno zapomniała...

Nie minęły 3 minuty, a zapukała do mojego pokoju. Dałem jej 5 minut. Dostałem małą klepsydrę. Zaczęliśmy rozmawiać, z czego później jak zwykle wywiązała się kłótnia. W końcu postanowiłem coś zrobić.

-Bo co?!- spytała krzycząc.

-Bo to.

Pocałowałem ją. Na początku nie odwzajemniała, lecz gdy przycisnąłem ją do siebie pozwoliła sobie na więcej. Po jakimś czasie jednak odepchnęła mnie i wybiegła. 

W sumie nie wiem czemu to zrobiłem. Chciałem po prostu ją uciszyć... A może to uczucia lub też emocje, których próbowałem się wyzbyć... Nie, to niemożliwe. 

Co się dzieje... Gdzie są moje kochane szare oczy...Pytam się... Gdzie one są... Odpowiesz mi?..

XXXXXXXXXXXXXXXX

Yo,

Mam nadzieję, że ten jakże w miarę długi rozdział wam przypadł do gustu. Nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować za głosy i za komentarzy, jest was co raz więcej ^^ Jesteście jednym słowem boscy, a gdy piszę tą książkę, to wreszcie czuję, że mam dla kogo :') Na początku myślałam, że nikt nie będzie tego czytał a tutaj surprise! Co raz bardziej wierzę w swoje możliwości i ciesze się, że jesteście tutaj i to czytacie. Dziękuję wszystkim jeszcze raz :D









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro