40.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Ranek*
Znowu się obudziłam w tym miejscu. Chyba się tu przeprowadzę...
Jak to typowy Sasori ma w zwyczaju, poszedł sobie gdzieś i jestem sama.
-Jak Ci się spało?-spytał, wchodząc do pokoju z herbatą.
-Przecież jesteś chory.
-Wyzdrowiałem, dzięki mojej pielęgniareczce.- powiedział, całując mnie w czoło i podając kubek z ciepłym napojem.
-Arigato i tak szybko?
-A widzisz.
-Co jak co, ale herbatę robisz świetną.
-Komplement za herbatę... Jesteś dziwna, ale wyjątkowa.
-Przynajmniej się wyróżniam.
-Idę po jakąś misję dzisiaj.
-Tak szybko po chorobie?
-To jest Suna, nie zachoruję ponownie, a poza tym po tej ranie nie ma już ani śladu.
-To idź, tylko uważaj.
-Martwisz się?- spytał z zadziornym uśmiechem, podchodząc do drzwi.
-Lepiej się spiesz, przecież nie lubisz kazać innym na Ciebie czekać.
Usłyszałam tylko cichy śmiech i poszedł.
Co ja będę robić w tym czasie... Może pójdę pomóc w szpitalu albo do Yuuki? Nie, przydam się bardziej w szpitalu.
Wyszłam z jego pokoju oraz pracowni i poszłam się ubrać, uczesać.
-Widzę, że macie coraz lepsze kontakty.- powiedziała babcia, opierając się o framugę drzwi.
-Da się znieść.
-Myślę, że to coś więcej.
-Dlaczego tak sądzisz?
-Już zanim poszedł na misję zaczął się częściej myć. Zależy mu chyba na Tobie.
-Babcia śmie twierdzić, że Sasoriemu na mnie zależy tylko po tym, że zaczął się częściej myć?
-Nie oszukuj mnie.
-Nie oszukuje, a teraz wybacz, wychodzę.
-Gdzie idziesz?
-Pomóc w szpitalu, może się przydam póki nie dostaję żadnych misji.
-Oszczędzaj siły, słyszałaś, że przesunęli termin egzaminu na jonina?
-Nie?
-To teraz już wiesz, za tydzień będziesz zdawać.
-Może tym razem mi się uda.
-Uda na pewno. Dobrze wiesz, że przeszłabyś już wtedy, gdybyś nie pomogła Sasoriemu.
-Oj tam oj tam. Do zobaczenia Chiyo-sama.
-Do zobaczenia.

*Gdy dotarłam do szpitala*
Podeszłam do recepcji.
-Czy dzisiaj mogę w czymś pomóc?
-Spadłaś nam z nieba!!- usłyszałam głos pielęgniarki, która po chwili wybiegła zza blatu i złapała mnie za rękę, ciągnąc do jakiejś sali.

-Tutaj leży jeden z shinobi Kirigakure.
-Czemu nie został zabity?-zapytałam bez emocji.
-Kazekage-sama chce wydobyć od niego informacje, ale najpierw trzeba go wyleczyć. Jest w ciężkim stanie.
-I ja mam to zrobić?
-Zrobisz to najszybciej.
-Hai.

Najchętniej bym go zatłukła, jak świnię. No ale cóż, zrobi to później za mnie Kazekage.
Zobaczmy co tutaj mamy.
Rana na piersi, trzy rany cięte na prawej ręce, coś dziwnego na szyi, tuż obok tętnicy, rana głęboka na brzuchu i prawej nodze. I on się nie wykrwawił. Czas na odsłonięcie maski z jego twarzy. Całkiem ładny, niestety nieprzytomny.
Rozpoczęłam leczenie zaczynając od ręki.
Po godzinie było wszystko ok, ale na wszelki wypadek miejsca ran owinęłam bandażem. Teraz pozostaje tylko czekać, aż się obudzi.

-[Imię], dziękuję za pomoc, ale mogłabyś dopilnować go, aż się wybudzi? Może w każdej chwili zbiedz, ale my nie jesteśmy wystarczająco silne.
-Nie ma problemu.
-Arigato [Imię].-powiedziała i wyszła z pomieszczenia.
Najchętniej bym go...
Moim jak narazie życiowym celem jest zostać wspaniałą kunoichi, a tak poza nawiasem to zabicie tych, którzy uśmiercili moich bliskich, Kirigakure, Konohagakure, szykujcie się, kiedyś nadejdę... O ile wcześniej sama nie umrę.
Spojrzałam na mężczyznę, a ten patrzył się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Jasna cholera!- krzyknęłam i odskoczyłam w bok.
-Aż tak źle wyglądam?
-Nie odzywaj się nawet, morderco.
-To ty mnie uleczyłaś?
-Istnieje taka możliwość, a teraz stul pysk.
-Ostro.
-Coś mówiłeś?
Pokiwał przecząco głową.
-Idziesz teraz ze mną.
-Gdzie?
-Gabinet Kazekage-sama. Chce z Tobą porozmawiać.
Chociaż nie zgodziłam się na jego eskortę, pomyślałam, że rozsądniej by było, gdybym ja go odprowadziła.
-Zabijecie mnie?
-To się okaże.
-Daj mi tylko ubrać buty.
-Tylko bez żadnych podejrzanych ruchów.
-Od razu wyciągnę kunaia z buta, podkreślam, że to sandał i Cię zaatakuję.
-Kto Cię tam wie.
-Możemy iść.
Ku mojemu zdziwieniu zachowywał się spokojnie i nie był za specjalnie podejrzany, ale i tak zachowałam czujność.  Szliśmy w milczeniu, aż w końcu dotarliśmy na miejsce. Bez pukania weszłam do gabinetu, biorąc ze sobą swojego przydupasa.
-Kazekage-sama.
-[Imię], pukaj następnym razem.
-Do drzwi?
-Wypędź swe brudne myśli i nie zachowuj się jak Czcigodna Chiyo, proszę.
-Z Sasorim już gorzej.
-W takim razie teraz może zostaw mnie sam na sam z wielmożnym panem.
-Hai.
Poczekać tutaj, a może iść dalej pomagać? Trochę kusi, żeby posłuchać ich rozmowy, ale z drugiej strony... Nie, dobra, wrócę do szpitala, mogłabym mieć kłopoty, gdyby Kazekage się zorientował.

Droga do budynku zleciała dość szybko i nie miałam konfrontacji z niemiłymi osobnikami, co zazwyczaj się mi często zdarza.
Gdy dotarłam na miejsce zostałam wysłana na jakąś sale i zaczęłam leczyć.
*5 godzin później*
Właśnie wychodzę ze szpitala. Pomogłam na kilku salach oraz uporządkowałam sterty papierów w gabinecie za recepcją. Sajgon jaki tam panował był nie do opisania.
No i szłam sobie do mieszkania, gdy nagle pod jednym z budynków dostrzegłam kałuże. No teraz to on ma problem.
Rzuciłam w nią kunaiem, by w końcu po chwili wyłonął się z niej shinobi z Kirigakure.
-Skąd ty...
-Proszę Cię, co może robić kałuża w Sunagakure, w wiosce otoczonej pustyniami.
Podbiegłam i uderzyłam zdezorientowanego mężczyznę, którego ciało po chwili bezwładnie upadło na piasek.
No to teraz [Imię] wchodzi do akcji moi drodzy.
Kontrolą piasku wzięłam i złapałam go w pasie i ruszyliśmy w stronę ciemnej uliczki.
Przygwoździłam jego ciało do ściany jednego z budynków. Czekam twarz tylko aż się obudzi.
-Gdzie ja... Jesteś popieprzona!!
-A ty jak się nie zamkniesz będziesz martwy. A i ja po prostu jestem wyjątkowa i wkurwiona.
-Dlaczego?
-Jesteś głupi czy tylko udajesz?
On mi nie odpowiedział, tylko patrzył się na mnie z bólem.
-Wchodzisz do mojej wioski z butami, nieproszony i niemile widziany, a do tego... Zamordowaliście Pakure-sensei. Tego wam nie wybaczę.
-Pakurę? Tą dziewczynę od skwaru.-zaczął się śmiać.
-Z czego rżysz?!- podeszłam i krzyknęłam my prosto w twarz, kręcąc kunaiem znajdującym się w jego dłoni.
-Zawsze będę pamiętał, jej upór i ostatnie słowa, ,,Jak zrobicie coś moim dzieciom, pożałujecie", nadal się z niej śmiejemy i nadal będziemy. Poza tym już nic nam nie zrobi, biedulka.
-Ona nie, ale ja tak.- zdenerwowałam się jeszcze bardziej i poderżnęłam mu gardło.
Zaraz mnie szlag trafi.
Wściekła wyszłam z uliczki i myślałam, że albo się jeszcze bardziej wkurzę albo pobawię się w strusia i ucieknę. Nie, ta druga opcja odpada. Przede mną właśnie stało z 20 shinobi, skąd ? Oczywiście, że Kirigakure, bo kto inny się tutaj ostatnio zapuszcza.
-Może ją oszczędzimy, ładna jest.
-Nie ma chyba potrzeby, choć w sumie..
-Tak więc młoda damo, w imieniu Mizukage Yagury zabieramy Cię do...-niedokończył, ponieważ ktoś wbił mu shurikeny w plecy. Później postać tajemniczego mężczyzny stanęła przede mną tyłem, patrząc sie na naszych już wspólnych przeciwników.
-Beze mnie chyba już ani rusz.
-To ty?
-Mów mi Masaki.
-[Imię]. Zdradzisz swoich?
-To już nie moi towarzysze, pogadamy później, czas się pobawić.
-Bierz lewą, ja prawą.
-Hai.
Tak o to wspólnie z moim nowym kolegą pokonałam wrogów. Nie powiem, dawno nie walczyłam i dostałam zadyszki.
-Kazekage chciał Cię widzieć.
-A tak a pro po, wypuścił Cię tak samego?
-Obiecałem jemu służbę, poza tym wiedział, że przyjdą wrogowie, a teraz chodź.
Wiedział i nie powiedział...
*Kilka minut później*
-[Imię].
-Kazekage-sama.
-[Imię].
-Kazekage-sama?
-[Imię]!!
-Kazekage-sama!!! D:
-Kto Ci pozwolił zabijać tamtego shinobi.
-Zdenerwował mnie.
-A gdyby ktoś z naszych Cię zdenerwował tez byś go przybiła do ściany?!
-Przepraszam...
-Dobra, stało się, ale nie rób już tego więcej. Nie chcemy mieć jeszcze więcej wrogów.
-Hai.
-Poznałaś już Masakiego. Twoją misją na teraz będzie oprowadzenie go po wiosce i zobaczenia, co potrafi. Daję Ci tydzień, góra dwa.
-Ale ja za tydzień mam sprawdzian na jonina i miałam ćwiczyć z Sasorim...
-Dasz spokojnie radę.
-Hai.
Wyszłam z gabinetu. Tego mi brakowało, opiekowania się jakimś gościem i to z Kirigakure.
-I jak?
-Spotykamy się jutro o 15:00, nie zadawaj pytań, odpowiem ja nie jutro.
No i poszłam do domu.
Gdy dotarłam zdjęłam buty. Nikogo chyba nie było, a nie, widzę buty Sasoriego.
-[Imię], to ty?
-Tak.
-Możemy chwilę porozmawiać?

XXXXXXXXX
Yo,
Rozdział dodany z małym opóźnieniem ze względu na święta. Mogą pojawiać się drobne błędy, po raz pierwszy pisałam rozdział na telefonie, więc może to trochę inaczej wyglądać.

Jak tam wam minęły święta? =^,^=

Dziękuję za głosy i komentarze :D


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro