65.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weszłam do pokoju w południe, wszyscy leżeli, a do moich nozdrzy dotarł okropny zapach. Alkohol, pot i chusteczka wie co jeszcze.

Odkrząknęłam na głos i przeniosłam ciężar ciała na lewą nogę.

-Co tak głośno...-zaczął mamrotać Deidara.

-Zamknij się Hidan...-tym razem to był Itachi.

-Ale ja nic nie mówię...-odpowiedział Sasori.

Hidan był tak spity, że nawet już nie reagował. 

Zaśmiałam się pod nosem i wyszłam do kuchni. Ta tutaj była większa, ale skromniejsza, niż ta w naszej bazie. Natknęłam się na Konan.

-I co z tamtymi gośćmi?-powiedziałam z uśmiechem.

-Pain mi zakazał mówić, ale niezbyt dobrze.

-Czegoś konkretnie chcą?

-Powiedzmy, ale to nieważne...

-Coś związanego ze mną?

-W większej części nie, jednak może trochę...

-Konan.-spojrzałam znacząco na kobietę, lecz ta nadal miała wyraz twarzy nie wyrażający żadnych emocji.

Gdy kobieta otworzyła usta, by coś powiedzieć, przerwał nam Pain, wchodzący do pomieszczenia. 

-Kobiety...-westchnął.

Spojrzałyśmy na niego przepraszająco.

-Chodźcie ze mną do gabinetu, mam dla Ciebie misję, [Imię].

-Jak mam iść na misję, skoro nie potrafię używać chakry?

-Misja nie będzie tego wymagała.-jego jeden kącik ust podniósł się w górę.

Spojrzałam na niego pytająco.

-Nasi goście są z sąsiedniej, trochę mniejszej wioski, próbują mi wmówić, iż ich zamiary są pokojowe. Jednakże mam przeczucie, że chodzi im jednak o przejęcie tej wioski. Uważają się za silniejszych od nas. Nie wiedzą, w jakim są błędzie. Z tego co mi wiadomo wpadłaś w oko jednemu z nich. Spotkasz się z nim i sprawdzisz, czy mam raję.

-Że co? Nie będę się z nim umawiać! Poza tym, jak niby miałabym to zrobić? Wpaść na niego przez przypadek i powiedzieć, że pragnę się z nim spotkać? A może od razu rzucić się mu w ramiona i powiedzieć, że go kocham i że ma mi powiedzieć o co chodzi naprawdę, bo mu inaczej łeb odetnę?

-Zatrzymali się na tej ulicy, wynajęli pokoje.-wskazał palcem na rozwiniętą chwilę wcześniej mapę.

-Ja nawet nie wiem, jak dokładnie wygląda.

-Rozpoznasz go po tym, że będzie świdrował Cię wzrokiem inaczej, niż inni.-uśmiechnęła się Konan.

-Na pewno to muszę robić?-spytałam od niechcenia.

-Tak. A teraz idź. Poproś gospodarza budynku w holu o schronienie przed deszczem, który nagle zacznie padać mocniej niż zwykle.

-Hai.-powiedziałam i zażenowana wyszłam z pomieszczenia.

Poszłam do pokoju po płaszcz. Gdy go wzięłam chciałam jeszcze się napić czegoś, więc poszłam do kuchni. Zobaczyłam tam siedzących Deidarę i Sasoriego.

-Wróciliście już do świata żywych?-spytałam z rozbawieniem.

-Nie widać?-Sasori z worami pod oczami podszedł do mnie, objął mnie w tali i chciał pocałować.

-Ej, nie zagalopowujesz się czasami?

-O co Ci chodzi?-był zszokowany. 

Strzepnęłam jego ręce z siebie.

-Pamiętasz co mówiłeś oburzony wtedy, gdy wparowałeś nachlany do mnie i Konan?

-No coś tam było.

-Powiedziałam Ci, że  nie jesteśmy już razem.

-Myślałem, że żartowałaś.-spoważniał.

Wyciągnęłam sok z lodówki, upijając łyka i odkładając go z powrotem.

-To nie myśl, jak na razie nie jesteśmy razem, a teraz wybacz, idę na misję. 

-Jaką misję? Przecież nie możesz używać chakry.

-Akurat to zadanie tego nie będzie wymagać.

-Idę z tobą.

-Nie możesz. 

-A to dlaczego?-dzieliły nas centymetry, patrzyliśmy sobie w oczy.

-Po 1 to moja misja, po 2 nie potrzebuję obstawy, a po 3 muszę po prostu kogoś poderwać.-powiedziałam na jednym tchu, lekko poddenerwowana.

Czerwonowłosy otworzył usta z zdziwienia.

-Nie pozwalam Ci!

Podniósł na mnie głos.

-Nie masz nic do gadania!

-Właśnie, że mam! Kocham Cię!-złapał mnie za nadgarstek.

-A masz pewność, że ja kocham Ciebie?-wycedziłam i wyrwałam się z jego uścisku.

Czułam coś do niego, ale to nie było to samo, co kiedyś. Rzadko rozmawialiśmy, a jak już, to nasze rozmowy były dziwne i krótkie. Dawno też nie współżyliśmy. Wiadomo, moja przygoda w Konohagakure, praca, misje, ale chociaż mógłby poświęcić mi więcej czasu, niż swoim marionetkom. Deidara patrzył się na nas z powagą, ale także rozbawieniem. 

Wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam w stronę wyjścia. Wpadłam na otwarte drzwi. Zajrzałam do środka. Znajdował się tam arsenał broni. Od shurikenów i kunaiów , po różne preparaty, aż do katan. 

W moim oku pojawił się błysk. Weszłam do środka i już chciałam sięgnąć po piękną katanę, której rączka była bogato ozdobiona, jednak w ostatniej chwili się opamiętałam. Przecież ja go mam uwieść, a nie przestraszyć. 

Ciekawe co by pomyślał, gdybym poszła tam z kataną przewieszoną na pasku na plecach. 

Wzięłam zatem tylko strzykawkę z środkiem usypiającym i wyszłam. 

Gdy miałam już przekroczyć próg, zdałam sobie sprawę, że będę za bardzo rzucać się w oczy, w płaszczu z czerwonymi chmurami.

Co ja mam zrobić...

-Przewróć go na drugą stronę.-usłyszałam głos w głowie.

Idź stąd.

-Jak dasz ten płaszcz na drugą stronę.

Zrobiłam jak kazał mi Pain.

Lepiej?

-O wiele.

Potem  już się nie odezwał.

Czas na łowy,w wielkim stylu wyszłam z budynku. Moje włosy idealnie się ułożyły. Gdy postawiłam następny krok, deszcz, który był wyjątkowo słabszy, nabrał znacząco na sile.

Dzięki, Pain,

-Nie musisz dziękować. Zrobiłem to z przyjemnością.

XXXXXXXXXXX

Ktoś nie może się doczekać rozdziału 69? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Dziękuję, za wszystkie głosy i komentarze! ^^

~Cherryl.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro