Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bill jechał tak szybko jak mógł bez groźby zabicia ich. Zaledwie kilka minut po odjechaniu Harry zemdlał kładąc się przy foteliku dziecka. Starał się nie panikować ale jego pokłady żelaznych nerwów już dawno temu zniknęły. Był wdzięczny że ta ładna dziewczyna była tam i im pomogła. Chciałby teraz znać jej imię aby móc odpowiednio podziękować za pomoc.
Westchnął gdy zobaczył ulicę prowadzącą do ich domu. Był to długi na milę pas więc bezpiecznie mógł przyśpieszyć nie martwiąc się o innych uczestników ruchu. Widząc zbliżający się dom zaczął trąbić aby zwrócić uwagę wszystkich. Odetchnął z ulgą gdy zaniepokojony Severus stał już na zewnątrz zanim ten się zdążył zatrzymać.
-Harry stracił przytomność!- wrzasnąl Bill wyskakując z SUV'a, podbiegł do drzwi od strony Harry'ego i zaczął rozpinać jego pasy.
-co się stało?- Severus szybko wyjął z fotelika Leorę. Chciał od razu sprawdzić co z Harry'm ale pierw musieli wejść do środka ponieważ na polu było dla nich za zimno.
Bill podniósł Harry'ego i pognał do domu a Severus z Leorą znajdowali się zaraz za nim.
-Nie wiem, zostawiłem go na chwilę przed sklepem. Wróciłem w samą porę żeby zobaczyć jak robi mu się słabo, na szczęście była tam dziewczyna która złapała jego i Leo, nie mógł się skupić zaczął niewyraźnie mówić.
Bill położył Harry'ego na kanapie i zabrał Leorę z ramion Severusa. Mistrz Eliksirów wyjął różdżkę i od razu rzucił urok diagnostyczny.
-Cholera. On ma hipoglikemię.
-co to jest?- Bill zdecydował że zdobędzie teraz podstawowe wykształcenie magomedyka, nie chciał więcej czuć się tak bezsilny. Potrzebowała go jego nowa rodzina, zwłaszcza Harry i Leora. Na merlina, jeśli coś stanie się Severusowi, jeśli go tutaj nie będzie nie będzie miał pojęcia co robić i do kogo dzwonić.
-Hipoglikemia to za małe stężenie cukru we krwi. Harry wciąż dochodzi do siebie po tym wszystkim co wydarzyło się w Azkabanie, wliczając jego wygłodzenie z powodu złego odżywiania i narodziny dziecka. Jego żołądek zaczynał się przyzwyczajać do jedzenia normalnych porcji a dziś dostał tylko kilka przekąsek, później ten atak paniki przez który dałem mu eliksir bezsennego snu  w niskiej dawce a wkrótce potem eliksir odżywczy. Spowodowało to że jego poziom cukru spadł niebezpiecznie nisko.- Severus wezwał swoją torbę lekarską
-Czy będzie w porządku?- Spytał Fred. Stał za Billem z ramionami George'a owiniętymi wokół siebie w ramach wsparcia.
-po tym jak podam mu eliksir wyrównujący poziom cukru będzie. Będziemy musieli monitorować jego poziom glukozy przez jakiś czas ale nie sądzę żeby miał z tym jeszcze kiedyś problemy.- Severus podał Harry'emu eliksir a następnie transmutował koc aby go przykryć.
-Więc, kto gotuje?- burknął Moody?
Rosalie pojechała do domu zapominając o zakupach. Musiała porozmawiać z Carlise'm na temat tego chłopca i jego dziecka. Dlaczego dwie nieznajome osoby pachną tak jak Edward? Nie pachnieli jak  ktoś z kim byłby dawno temu, pachnieli jakby byli jego chłopakiem i dzieckiem teraz.
Rosalie również martwiła się bardzo o chłopca. Wyglądał tak niezdrowo i słabo. Obawiała się również że był maltretowany. Chłopiec  pokryty był bliznami i siniakami oraz tak bardzo wzdrygał się na każdy dotyk. Człowiek który przyszedł mu na pomoc mógł wyglądać miło ale niestety wygląd mógł zwodzić. Zamierzała później śledzić ich zapach aby dowiedzieć się gdzie mieszkają. Może jutro zabierze chłopaka na pizzę której ten tak bardzo chciał.
Wchodząc do domu mogła stwierdzić że Edward jeszcze nie wrócił. Dobrze. Nie potrzebowała jego i jego humorków gdy będzie wszystko wyjaśniać.
-Rose kochnie, gdzie są zakupy?- spytała Esme
- nie miałam okazji ich zrobić. Musimy urządzić spotkanie rodzinne- Rosalie wiedziała że wszyscy ją usłyszą i spotkają się w salonie
-Czy wszystko w porządku Rose?- zapytał Carlise wychodząc ze swojego gabinetu.
- nie, nie sądzę.. Alice czy miałaś jakieś wizje dotyczące nowej rodziny wprowadzającej się do Forks?- Spytała siostrę
Oczy Alice nie były skupione a ona spojrzała w górę- Nie, nic, czy przeprowadziła się tu nowa rodzina?- zwykle miała wizje kiedy ludzie się poruszali lub kiedy nowi odwiedzali okolicę w której żyli. Jedyne osoby o których nie miała wizji to Jacob i jego stado wilków.
-spotkałem w sklepie piętnastoletniego chłopca ze swoją córką- zaczęła Rosalie.
Ręka Esme poleciała do jej ust- o mój Boże, on jest taki młody. Dzieci w tych czasach tak bardzo śpieszą się żeby dorosnąć.
-Carlise, to dziecko było tak małe, wyglądało na to że powinna być w NICU (oddział intensywnej terapii noworodków)  poza tym jak maleńka była wydaje się że była zupełnie zdrowa, ale ten chłopiec  wyglądał okropnie, ma niesamowitą niedowagę, był blady, pokryty bliznami i blednącymi siniakami. Coś było nie tak z jednym z jego oczu na którym miał opaskę, zapomniałam o niej. Miał najbardziej niesamowicie zielone oczy. Prawie zemdlał w sklepie i upadłby gdybym nie złapała jego i dziecka.
Carlise'owi nie spodobało się to co usłyszał. Zazwyczaj nie lubił bawić się w ludzkie sprawy ale nie znosił przemocy wobec dzieci. Wiele lat temu mięli sąsiada który stosował przemoc wobec sowjego syna. Tak bardzo chciał go wtedy osuszyć z krwi.- czy był z nim ktoś w tym sklepie?
-Tak, czerwono włosy chłopak który powiedział że jest jego bratem, ale nie pachniał jak jego brat. Carlise  to nie jest najważniejsze- Rosalie zaciskała dłonie w pięści na kolanach.
Carlise nie widział żeby Rosalie była tak zdenerwowana odkąd przyprowadziłą skatowanego Emmetta do domu błagając aby mu pomógł. Nie miał pojęcia co mogło być ważniejszego od maltretowanego dziecka.
-Carlise, zarówno chłopiec jak i jego dziecko mięli na sobie zapach Edwarda- powiedziała cicho Rosalie.
- Czy to możliwe że Edward wpadł na niego wcześniej kiedy zniknął na tych kilka godzin?- Spytała Alice. Była zdenerwowana bo nie miała żadnej wizji na temat nowej rodziny. Jeśli potrzebowali pomocy chciała to wiedzieć. To co widziała Rosa musiało być naprawdę złe.
-nie. To nie był ten rodzaj zapachu.- Rosalie spojrzała mu w oczy.- Carlise, to był silny zapach partnera i mam przez to na myśli połączonego partnera. Dziecko miało w sobie cechy wyglądu Edwarda i pachniało jakby było jego.
-Jak to możliwe?- zapytała zszokowana Esme- może nie przyjrzałaś mu się dokładnie.
Rosalie uśmiechnęła się lekko- Trzymałam ją Esme, trzymałam jej maleńkie ciałko i przenosiłam ją do ich samochodu. Jej oczy, Esme, nigdy nie widziałam tak pięknych oczu. Były szmaragdowozielone oczy jej ojców z plamkami szarości. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
Esme uśmiechnęła się smutno do córki. Wiedziała jak bardzo pragnęła własnego dziecka.  Posiadanie takiego dziecka musiało być cudowne ale też bolesne.
-nie wiem dlaczego pachnie jak partner Edwarda a  dziecko jak jego córka. Przeznaczoną Edwarda jest Bella. To naprawdę nas dotyczy- Carlise nie miał na to żadnego logicznego wytłumaczenia ale ogółem cała ta sytuacja mu się nie podobała.
-czułam od niego silniejszy zapach Edwarda niż od Belli. Było w tym jeszcze coś dziwnego, nie pachnieli jak ludzie- dodała Rosa.
Jasper podniósł się słysząc to- Co masz na myśli?
-nie czułam pociągu do ich krwi. Ich zapach był nieco ludzki ale miał w sobie coś dzikiego, jakby naładowany, piorunujący zapach. Naprawdę trudno to wytłumaczyć.
-czy uważasz że są niebezpieczni?- Jasper nie pozwoliłby nikomu odkryć sekretu swojej rodziny. Gdyby byli niebezpieczni sam by się ich pozbył.
Rosalie była przerażona, wiedziała co ma na myśli jej brat- nie! I nie waż się myśleć o krzywdzeniu ich- warknęła
-wow uspokój się Rose, naprawdę spodobało ci się to dziecko- Emmett nigfy nie widział żeby zachowywała się w ten sposób w stosunku do ludzi. Zazwyczaj gdy uznawała kogoś za niebezpiecznego sama proponowała rozlew krwi.
Rosalie spuściła głowę- czuję się w stosunku do nich bardzo opiekuńcza- powiedziała cicho.
Carlise zastanawiał się przez chwilę- może powinienem odwiedzić tę rodzinę.- spojrzał na Rose- Ty i ja pójdziemy jutro po wyjściu z pracy, możemy powiedzieć że się martwiłaś i chciałaś sprawdzić czy wszystko okej więc cię przywiozłem.
-nie podoba mi się to- powiedział Jasper- jeśli idziesz to idę z tobą abym mógł czytać ich intencje.
-Zgoda, nasza trójka pojedzie jutro wieczorem. Aha i trzymajmy to zdala od Edwarda dopóki nie dowiemy się z czym mamy do czynienia- Carlisle wiedział że trudno będzie to utrzymać w tajemnicy przed Edwardem ale jeśli nie będą myśleć o tym i skupią się na czymś innym to może zadziałać.
-Jeszcze jedno- powiedziała Rosalie lekko zakłopotana- czy to możliwe? Znaczy skoro nie pachną jak ludzie.. to jest możliwe że on nosił dziecko- Rosalie się odwróciła i uderzyłą Emmetta kiedy tylko zaczął się śmiać- cholera, to nie jest zabawne, chłopiec, on pachniał jak matka dziecka a nie ojciec.
Carlise uniósł jedną brew- to fizycznie nie możliwe- naprawdę nie mógł doczekać się spotkania z tym dzieckiem.
Harry patrzył na pusty pokój który pewnego dnia będzie należał do jego córki jeśli tylko więź kiedykolwiek pozwoli im się rozdzielić. Chciał żeby pokój był perfekcyjny ale nie miał pojęcia jak go udekorować. Nigdy nie miał własnego pokoju do dekoracji a nawet własnego ubrania. Chciał żeby pokój był wyjątkowy dla jego małej księżniczki, może mógłby zatrudnic do tego kogoś. W tym domu byli sami faceci co oni mogli wiedzieć o dziewczynkach i dekorowaniu.
Był już wczesny wieczór pierwszego dnia ich nowego życia i czuł się znacznie lepiej. Eliksir pomógł przywrócić normalny poziom cukru we krwi a Fred przygotował kanapki na lunch. Kombinacja tych dwóch rzeczy dokonała u niego cudów. Był nieco zdenerwowany że nie dostał swojej pizzy, nie mógł się doczekać kiedy ją spróbuje.
Wchodząc do pokoju z Leorą na rękach, uśmiechnął się. Jego pokój był duży, prawie tak duży jak sypialnia w Gryffindorze w której spał przez cztery lata. Uśmiechnął się kiedy zobaczył małą różową gondolę koło swojego łóżka. Moody przetransmutował to wcześniej dla niego. Harry potrząsnął głową, ciężko mu było sobie wyobrazić pokrytego bliznami, szorstkiego ex Aurora robiącego małą gondolę w różowym kolorze.
-wiesz jak zdobyć wszystkich mój mały aniołku- Harry pocałował jej maleńki policzek i zaśmiał się kiedy drobną piąstką złapała jego nos- twój tata cię kochał maleńka, był taki szczęśliwy kiedy  dowiedzieliśmy się o tobie. Przykro mi że nigdy go nie poznasz.
Rozejrzawszy się po pokoju Harry westchnął. Pokój był praktycznie pusty, nie posiadał nic. Z tego co Severus mu powiedział jego „przyjaciele" zniszczyli większość jego rzeczy. Fred i George byli w sanie uratować jego album ze zdjęciami, pelerynę ojca, mapę i miotłę ale to wszystko. Ron rzeczywiście ukradł wszystko oprócz albumu ale bliźniacy byli w stanie odebrać mu te rzeczy.  Był tak samo zdenerwowany na brak jego własności jak i załamany stratą Hedwigi. George powiedział że po procesie gdzieś poleciała i od tamtej pory nikt jej nie widział. Miał nadzieję że jest szczęśliwa gdziekolwiek się znajduje.
-cóż, dość rozmyślań. A może pomożesz ugotować obiad dla wszystkich?- Harry zapytał swoją córeczkę która właśnie obudziła się z drzemki- zmienimy ci tylko pieluszkę i potem dam butelkę.
Harry ugotował pyszną kolację składającą się z makaronu, chleba z masłem czosnkowym i sałatki. Fred przejął opiekę nad swoją chrześnicą i bawił się z nią w kuchni podczas gdy zielonooki gotował. Harry był tak szczęśliwy że mógł siedzieć przy stole z ludźmi których uważał za rodzinę. Wiedział że nigdy go nie zdradzą i nie zrobią krzywdy. Oczywiście osiem miesięcy temu myślał tak samo o wszystkich innych.  Siedząc w celi w Azkabanie myślał że jedyny sposób  w jaki się stamtąd wydostanie to w worku na zwłoki. Nigdy nie wyobrażał sobie że będzie tu siedział, śmiejąc się z rodziną, z Leorą u swojego boku.
-Potter, co to jest?- spytał Moody trzymając liść sałaty.
Harry zachichotał cicho widząc jego minę- to sałata, na sałatkę.
-czy wyglądam jak królik? Ja jem ludzkie jedzenie. Gdzie są klopsiki?
Harry złapał za miskę w której miał wspomniane jedzenie i wręczył ją Moody'emu. Widząc ile Auror nałożył ich na swój talerz był zadowolony że zrobił ich ogromny garnek.
-Jesteś po prostu świetny, muszę się tu wprowadzić- powiedział Moody.
-zawsze jesteś mile widziany, a Leora cię kocha. – dziewczynka spała w innej gondoli obok krzesła.
-to jest lepsze..- zaczął George.
-niż mamy- dokończył Fred biorąc kęs makaronu.
Harry uśmiechnął się na ten komplement . uwielbiał gotować i oglądać ludzi którym smakuje to co gotuje.
-Harry jutro razem ze mną idziesz do szpitala, zobaczymy czy jest jakiś okulista który może cię zobaczyć. Gdybyśmy mieli telefon to moglibyśmy pierw zadzwonić ponieważ pewnie nie dadzą rady przyjąć nas bez umówionej wcześniej wizyty.
- naprawdę mam nadzieję że uda mi się odzyskać wzrok. Nie znoszę tego że nie mogę wszystkiego widzieć- Harry zaczął przesuwać jedzenie po talerzu.
-przestańcie bawić się jedzeniem i jedzcie- powiedział Severus.
- Przykro mi ale naprawdę nie jestem głodny- odparł Harry.
- nie pytałem cię czy jesteś głodny tylko mówiłem że masz jeść. Nie polepszy ci się jeśli nie będziesz jadł. Czy chcesz żeby Leora została sierotą?- zadrwił mistrz eliksirów.
Harry podniósł głowę. Spojrzał na śpiące dziecko i zaczął płakać.
-nie.. nie. Przepraszam.. i... i.- Harry znów miał problemy z oddychaniem. Leora zaczęła wiercić się przez sen.
Severus wstał od stołu i złapał eliksir uspokajający- cholera Potter, musisz oddychać.
-nie chcę jej zostawić, przepraszam- Harry teraz łkał. Nie wiedział dlaczego płacze tak mocno, ale myśl o tym ze jego córeczka mogła być sierotą złamała mu serce. Wyobraził sobie Leorę zamkniętą w komórce pod schodami. Wyobraził ją sobie jako malucha siedzącego na ziemi z żołądkiem bolącym od głodu kiedy wszyscy inni jedli. Widział jej maleńkie nagie plecy podczas gdy w kółko lądował na nich pasek.
Harry został wyrwany z jego wizji gdy ktoś ściągnął go z krzesła i położył na podłodze. Słyszał jak Leora krzyczy w tle. Jego magia zaczęła dziko krążyć po pokoju szukając osoby krzywdzącej jego dziecko.
-cholera Potter . skończ już- wrzasnął Severus. Jeśli Harry się nie uspokoi to zniszczy cały dom.
Harry wrzasnął kiedy poczuł ukłucie w nogę. Cokolwiek to było to zajęło go na tyle że Severus miał czas wlać mu do gardła odpowiedni eliksir.
-zaklęcie żądlące, serio Moody?- George nie wiedział czy powinien być zły na niego czy śmiać się. Nienawidził patrzeć jak Harry'ego boli ale musieli go uspokoić. Magia zaczynała już niszczyć rzeczy w domu.
Harry ukrył twarz w szyi Severusa krzycząc- Proszę, chcę Cedrica, tak bardzo mnie boli, proszę, przestań.- Nawet przy eliksirze uspokającym płakał tak mocno że ledwie mógł oddychać- Stop, proszę przestań.
Severus musiał przełknąć gulę w gardle. Harry był w tak wielkim bólu. Próbował zachowywać się jakby go to nie obeszło ale bolało go to bardzo. Żałował że nic nie może zrobić, ze nie ma sposobu na zmniejszenie bólu. Ktoś kto znalazł bratnią duszę nigdy nie powinien żyć bez niej.
-proszę zrobię wszystko, proszę, pozwól mu wrócić. To była moja wina, weź mnie, Leora go potrzebuje.- Harry rozpaczliwie trzymał się profesora Snape'a.
Severus podniósł wzrok i zobaczył Freda i George'a ze łzami w oczach, nawet Moody spuścił głowę.
-Cii, to nie była twoja wina Harry, Leora cię potrzebuje, ona potrzebuje tatusia, Harry musisz się uspokoić, ranisz Leorę- Severus nienawidził używania dziecka jako metody uspokojenia Harry'ego ale musiał coś zrobić.
-cholera!- mistrz eliksirów spojrzał w dół i zauważył że nos Harry'ego krwawi. Musiał wyczuwać ich emocje. Patrząc na bliźniaków zasygnalizował im to.
Widząc jak Harry krwawi George wziął go od Severusa i przytulił mocno. Wiedział że Harry potrzebuje groundera ale w tej chwili nie był w stanie utrzymać Leory.
-proszę George, proszę, spraw by ból zniknął, moje serce boli bez Cedrica, nie mogę bez niego żyć- zawołał Harry.
George zamknął oczy próbując powstrzymać łzy- wiem że to boli braciszku, proszę, spróbuj oddychać, Leora cię potrzebuje
Harry wciąż płakał. Oparł się plecami o pierś George'a a ten otoczył go ramionami kołysząc nim.
-nie możesz dać mu eliksiru bezsennego snu czy czegoś w tym stylu?- Fred podniósł Leorę próbując ją uspokoić, starał się nie płakać, to była najsmutniejsza rzecz jaką kiedykolwiek widział. Harry  był w tak wielkim bólu po stracie Cedrica.
-nie mogę, dostał już jeden wcześniej a eliksir uspokajający nie działa, musi sam z tego wyjść- Severus uklęknął przed Harry'm i wziął jego twarz w dłonie- Harry spójrz na mnie- błagał. Postukał go lekko w policzek próbując zwrócić jego uwagę- Spokojnie Harry. Skup się na moim głosie.
-P p proszę. N niech to się skończy- Harry przetoczył się na podłogę i zwymiotował.
Severus usunął zaklęciem bałagan i wyczarował wiadro zimnej wody i szmatkę. Zanurzywszy szmatkę w wodzie zaczął nią sunąć po szyi Harry'ego, zaczerwienionej twarzy i opuchniętych oczach. Po wymiotach chłopiec zaczął się uspokajać.  Zwinął się w pozycji embrionalnej i zapadł w wymęczony płaczem sen.
Severus przejechał dłońmi po twarzy i opadł na krzesło- Cholera! To było okropne!
-Nigdy nie było udokumentowanego przypadku śmierci jednej bratniej duszy a przetrwania drugiej. Nie wiemy jakie mogą być konsekwencje- Moody wstał i pomógł George'owi zrobić to samo.
-o jakich konsekwencjach mówisz?- spytał Fred starając się nie panikować.
-nie wiem ale Potter wyglądał jakby odczuwał prawdziwy fizyczny ból, coś tu nie gra. Martwię się o niego- powiedział Moody wpatrując się w Harry'ego.
Edward był w sypialni Belli czekając aż ta skończy sprzątać po obiedzie który przygotowała dla Charliego. Siedział na łóżku przeglądając czasopismo ślubne którego jeszcze nie przeczytał. Będą brać ślub w ciągu kilku najbliższych miesięcy.
Edward nie mógł się zorientować co mu dolega. Był zachwycony że poślubia dziewczynę swoich snów ale coś było nie w porządku. Czuł się jakby coś próbowało odciągnąć go w całkiem innym kierunku. Zamykając czasopismo rzucił nim o biurko i ukrył twarz w dłoniach. Co do diabła było z nim nie tak? Dwa tygodnie temu czuł się dobrze. Wiedział czego chciał i nie miał żadnych wątpliwości. Co mogło się zmienić? Wiedział że kocha Belle, wiedział że kochał ją bardziej niż cokolwiek na świecie. Nie mógł wyobrazić sobie życia bez niej, był gotowy umrzeć kiedy myślał że utonęła.
Podniósł głowę gdy usłyszał jak wchodzi na schody. Zanim zdążyła zamknąć drzwi do sypialni złapał ją i zaczął żałować. Wspierając się pchnął ją na ścianę przyciskając swoje ciało do jej. Odetchnął z ulgą gdy jego ciało zareagowało na nią, na dotyk jej miękkiego, ciepłego delikatnego ciała na jego zimnym i twardym. Czuł jej piersi pod klatką piersiową, a jej małe dłonie pocierały jego plecy gdy namiętnie go całowała.
Nagle ostry ból przeszył klatkę piersiową Edwarda rzucając go na kolana. Coś było nie tak, ktoś go desperacko potrzebował. Zaciskając dłoń w ciasną pięść podniósł ją do piersi. Gdyby nie był martwy pomyślalby że miał atak serca.
- Boże Edwardzie co się dzieje?- Bella chwyciła Edwarda za ramiona potrząsając nim- proszę, przerażasz mnie.
Edward próbował odpowiedzieć ale ból był zbyt silny. Ten ból był gorszy niż ten zadawany przez Jane. Próbował wstać, potrzebował Carlise'a  ale gdy tylko uniósł się na nogi te znów się pod nim ugięły.
Rezygnując po prostu położył się dysząc. Słyszał w tle panikę Belli ale nie mógł nic zrobić. Zamknął oczy i próbował odciąć się od bólu.
Edward był zaskoczony gdy zaczął słyszeć inny głos. Ten głos brzmiał jakby dochodził z głębi tunelu. Z początku nie mógł zrozumieć co mówi ale stopniowo stawał się coraz głośniejszy. Brzmiał jak młody męski głos który płakał i błagał.
-proszę George, proszę, spraw by ból zniknął, moje serce boli bez Cedrica, nie mogę bez niego żyć.
Co się do diabła dzieje? To nie było takie jak wtedy gdy słyszał myśli innych to było inne.
Edward uświadomił sobie że ktoś uderza go w policzek. Był zdezorientowany gdy otworzył oczy i zobaczył ojca nad sobą.
-Carlise co się stało?- Edward był zaskoczony gdy jego głos brzmiał tak słabo i skrzekliwie.
-miałem nadzieję że ty możesz mi to powiedzieć synu- Carlisle siedział w domu czytając kiedy zadzwoniła do niego zrozpaczona Bella która powiedziała że coś jest z Edwardem nie tak i boi się że umiera. Chłopak z trudem łapał oddech którego nie potrzebował i drżał, nigdy nie widział u wampira czegoś takiego.
-nie wiem. Nagle zacząłem czuć taki okropny ból w klatce piersiowej, w sercu, czułem się jakby ktoś mnie wołał, usłyszałem jakiś głos, chłopak płakał i błagał. Carlise co się ze mną dzieje- Edward wstał chwiejąc się na nogach.
-nie wiem ale zabiorę cię do domu abym mógł to sprawdzić- Carlise zastanawiał się czy to nie miało niczego wspólnego z tym tajemniczym chłopcem. Szybko zaczął wymieniać różne choroby aby Edward nie wyczytał nic w jego myślach.
-też idę- Bella owinęła się wokół ramienia Edwarda nie zauważając że miał wystarczająco czasu aby wstać sam bez niej pochylającej się nad nim.
Harry wpadł w panikę kiedy obudził się po całej przespanej nocy. Odkąd miał Leorę wstawał 3 razy w nocy żeby ją nakarmić. Słysząc jej miękkie gruchanie odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się gdy zobaczył Freda ubranego w purpurową sukienkę w pełni wyposażoną nawet w pasujące kokardki wpięte we włosy. Mrugając kilka razy zauważył że jego oczy są strasznie suche. Pocierając je skrzywił się gdy poczuł że są opuchnięte.
-Hej, czujesz się dziś lepiej?- Fred ułożył na kolanach pięknie ubraną Leorę.
Harry był przez minutę zdezorientowany dopóki nie przypomniał sobie wydarzeń z ostatniej nocy- przepraszam- Harry złapał dłoń Leory i zbadał jej maleńkie paluszki.
Fred usiadł na łóżku i pociągnął Harry'ego za ramiona.  Uśmiechnął się gdy Harry położył głowę na jego ramieniu- Proszę, nie przepraszaj, czujesz żal i cierpisz, proszę,  nie ukrywaj tego, to tylko skumuluje się w tobie i eksploduje tak jak poprzedniej nocy, jesteśmy tu dla ciebie a my pomożemy ci jak możemy.
-Tak bardzo za nim tęsknię- Harry przełknął łzy.
-wiem że tak. Nie mogłem sobie wyobrazić że cokolwiek stałoby się George'owi. Po prostu zwariowałbym z żalu- Fred delikatnie przeczesał jego włosy gdy poczuł jak kilka łez przesiąka jego koszulę.
-Ok., dosyć tego głębokiego gówna. Chcesz poznać sekret? Nie powiedziałem nawet George'owi- Harry podniósł głowę zaciekawiony- widziałem jak bill wymyka się  wcześnie rano z sypialni przerośniętego nietoperza wyglądając na dobrze wymacanego.
-zamknij się! To nie jest sposób- Harry patrzył Fredowi w oczy kilka sekund a potem jego szczęka opadła- Och, merlinie, nie żartujesz prawda?
-nie- powiedział Fred pokazując swoją P. (masz pomysł o co może chodzić z „popping his P.?)
Harry zaczął się śmiać, nie mógł uwierzyć że jego wiecznie spięty i wstrzemięźliwy opiekun był obolały, kochający zabawę Bill Weasley- może to wyjaśnia dlaczego Snape był ostatnio taki miły.
-no cóż, nie będzie zbyt miły jeśli się nie ruszysz. Pamiętaj zabiera cię do mugolskiego szpitala więc ubierz się ładnie.- Fred wziął śpiącą Leorę z ramion Harry'ego.- teraz idź, weź prysznic.. jestem dziś szczęśliwcem który może siedzieć w łazience z dzieckiem i podziwiać twój gorący tyłek.
Harry odwrócił się i spojrzał na niego szeroko otwartymi  oczami- nie patrz na mój tyłek!!
-masz rację, nie patrzę i nie wiem że od urodzenia masz na lewym pośladku znamię które wygląda jak tiara przydziału- Fred parsknął gdy twarz Harry'ego stała się czerwona.
-Ja.. ja.. nie mam tiary przydziału na tyłku- powiedział oburzony Harry.
-Czy chciałbyś abym wyśledził go dla ciebie palcem?- Fred odrzucił głowę do tyłu kiedy Harry aż się zadławił.
Carlise właśnie mył się  po wizycie ostatniego tego dnia pacjenta kiedy poczuł zapach Edwarda. Po wczorajszym ataku był bardzo zaniepokojony synem. Patrząc na zegarek zmarszczył brwi kiedy zauważył że Edward powinien być jeszcze w szkole. Szybko wysuszywszy ręce szybko ruszył aby znaleźć syna.
Stanął zmrożony kiedy zapach Edwarda zaprowadził go do małego chłopca i dziewczynki siedzących w poczekalni. Carlise wiedział że to chłopiec o którym mówiła Rosaie. Widział że jej troska była uzasadniona, chłopiec wyglądał okropnie. Nie mógł też zrozumieć czemu pachnie jak Edward. Nie wiedział jak to możliwe. Jak ten chłopak mógł być partnerem Edwarda? Rosalie miała rację ten chłopak bardziej pachniał Edwardem niż Bella. Zaciekawiony zbliżył się do pary.
-witaj jestem doktor Cullen, czy jest coś w czym mogę ci pomóc?-  Carlise zrozumiał swój błąd kiedy chłopiec podskoczył.
-Umm, cześć jestem Harry, mój opiekun poszedł umówić mnie na wizytę do okulisty- Harry spojrzał nerwowo w dół, było coś dziwnego w tym człowieku. Nie mógł wywnioskować co ale nie sądził że doktor Cullen może być człowiekiem.
-Cóż, to nie jest moja specjalność ale mogę na to zerknąć- Carlisle widział  oczywiste oznaki znęcania się. Chłopiec był zdenerwowany, nie nawiązywał kontaktu wzrokowego, zachowywał się tak jakby spodziewał się uderzenia i był cały pokryty bliznami. Chciał zabrać go do gabinetu i zbadać go.
- nie wiem. Mój opiekun powiedział że powinienem na niego zaczekać, ma bardzo dobry humor i nie chcę tego zepsuć- Zaśmiał się Harry.
- no cóż zaprowadził cię do szpitala aby cię zbadać. Dlaczego nie pozwolisz mi zajrzeć pod twój  opatrunek?- Carlisle próbował podpatrzeć dziecko ale była przykryta kocami. Był ciekawy czy wyglądała jak Edward tak jak mówiła Rosalie.
-Cullen, jest pan ojcem Rosalie?- zapytał Harry. Doktor Cullen miał ten sam niezwykły kolor oczu jak Rosalie. Przypominały mu oczy Remusa tuż przed pełnią.
-Tak Rose jest moją córką. Wczoraj po powrocie do domu powiedziała że chce cię odwiedzić po szkole aby sprawdzić co u ciebie. Tak między nami to myślę że chce zobaczyć twoją córeczkę. Jest zakochana w dzieciach- Carlisle uśmiechnął się gdy chłopiec zaczął się odprężać.
-Była dla mnie wczoraj bardzo miła i pomogła mi, baz niej mógłbym upuścić Leorę- Harry zaczynał czuć się bardzo komfortowo w towarzystwie lekarza. Był bardzo miły i miał miły uśmiech. Nie obchodziło go że nie jest człowiekiem, oczywiście nie był niebezpieczny skoro pracował w mugolskim szpitalu. Był ciekawy kim on i Rosalie są.
-więc co powiesz na to żebym obejrzał twoje oko?- Carlisle mógł zrozumieć dlaczego Rosalie była już opiekuńcza w stosunku do chłopca, on też czuł potrzebę opiekowania się nim.
-O-okej ale czy nie powinniśmy zaczekać na mojego opiekuna- Harry wiedział że jeśli po prostu odejdzie Snape będzie się martwił. W tym momencie Leora zaczęła się denerwować.  Wyciągnął ją z kupy kocyk na które nalegał Fred.
Carlisle zaniemówił. To maleństwo wyglądało jak jego Edward po prostu stał nie mogąc oderwać od niej wzroku. Jak to możliwe?
-Doktorze Cullen? Wszystko w porządku?- spytał Harry. Był  trochę zaniepokojony kiedy lekarz po prostu się zaciął.
-wybacz mi, byłem zszokowany twoją córeczką. Czy jej matka donosiła ją do terminu?- Carlisle mógł powiedzieć, słuchając że dziecko jest zdrowe. Jej płuca były czuste, tętno było doskonałe a ona łapczywie piła z butelki którą właśnie dał jej chłopiec.
- Urodziła się tydzień lub dwa za wcześnie ale lekarze zapewnili nas że mimo jej wielkości wszystko jest w porządku- Harry uśmiechnął się do swojej małej córeczki- Jest tak dobrym dzieckiem, prawie nigdy nie płacze.
- Cóż czy to nie jest doktor Carlisle Cullen. Na pewno nie spodziewałem się że cię tu zobaczę.
Carlisle odwrócił się słysząc głos którego nie sądził że jeszcze kiedyś będzie miał okazję usłyszeć.  Nie słyszał tego głosu odkąd chłopiec wyjechał na siódmy rok nauki i już nigdy nie wrócił.
-Severusie. Severus Snape, czy to naprawdę ty?- z szerokim uśmiechem na twarzy Carlisle objął chłopca którego kochał jak syna wiele lat temu.
-czemu do cholery pachniesz jak wampir?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro