01 - czułości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

housewife!reader

Niebo spowite było już ciemną, połyskującą gwiazdami płachtą, kiedy Aizawa nareszcie zjawił się w domu. Ledwie zamknął za sobą drzwi, dosłownie zmuszając nogi, aby wykonały jeszcze te kilka ruchów, zanim nareszcie dostanie swój wymarzony odpoczynek.

Powiedzieć, że był zmęczony to zdecydowanie za mało. Słowo to nie oddawało prawdziwej mocy jego znużenia, nie potrafiło całkiem odzwierciedlić jak bardzo pragnął paść teraz na podłogę i po prostu tam zasnąć, nie przejmując się bolesnymi konsekwencjami tego czynu. I chociaż był przyzwyczajony do wyczerpania, bólu mięśni, zaschniętych oczu, niewyspania, dzisiejszy przypadek był wyjątkowo dotkliwy, tak bardzo, że powalił nawet zawodowego bohatera. W końcu i zawodowi bohaterowie zahartowani przez swoją pracę są tylko ludźmi, którzy potrzebują chwili na złapanie oddechu.

Spodziewał się całkowitego mroku w mieszkaniu. Było dosyć późno, o tej godzinie powinnaś już spać, ale udało ci się go zaskoczyć. Z salonu bowiem wydobywało się ciepłe, niezbyt intensywne światło — znak, że czekałaś na swojego męża, jak na żonę przystało. Niemalże uśmiechnął się pod nosem. Nie mógł się doczekać, aż cię zobaczy. Przewijałaś się przez jego myśli od momentu przekroczenia progu drzwi wyjściowych, praca wystarczająco długo trzymała go na smyczy.

Powolnym, wyczerpanym krokiem skierował się do źródła światła, miejscami podpierając się aż o ścianę, aby nie zaliczyć spotkania z podłogą. Prawdę mówiąc, dopiero teraz dotarło do niego, że ledwo włóczył nogami, w jakiś nadnaturalny sposób utrzymując cielsko w górze. Jeszczę trochę, pomyślał, jesteś prawie u celu.

Siedziałaś na kanapie, już przebrana w swoją ulubioną piżamę, czytając książkę — twój najnowszy nabytek. Wyraźnie widać było, że na niego czekałaś, a przynajmniej tę wersję przyjął za pewnik. Kiedy spędzał czas w pracy, ty oprócz troszczenia się o dom i pisania artykułów dla firmy, z którą podpisałaś porozumienie, zajmowałaś się myśleniem o nim i niecierpliwym oczekiwaniem na jego powrót. Tak, nie mogło być inaczej. Tego oczekiwał od ciebie jako idealnej partnerki.

Odwróciłaś się, słysząc jak szoruje podłogę skarpetami.

— Cześć, kochanie — w twoim głosie dosłyszał ulgę, bardzo szybko zastąpioną przez drobne rozbawienie — O mój, wyglądasz okropnie.

— Dość nieuprzejmy sposób powitania męża po powrocie z pracy — mruknął, jakby z samego wyglądu nie można było wyczytać, że jest padnięty.

Padł jak kłoda na kanapę, głowę układając na twoich kolanach. Na moment pozwolił sobie zamknąć oczy po wtuleniu twarzy w miękki materiał górnej części twojej piżamki i westchnął błogo, nareszcie czując odprężenie. Pierwszy raz od kilkunastu godzin poczuł się naprawdę rozluźniony. Jakby z jego pleców spadł ogromny ciężar, a płuca opróżniły z obciążających go obowiązków i powinności, jakie nakładała na niego praca bohatera. Teraz jego zobowiązania kręciły się wyłącznie wokół ciebie.

— Hej, jeśli chcesz, możemy się już położyć spać — zaproponowałaś.

Nie chciałaś przetrzymywać go przytomnego na siłę. Należał mu się odpoczynek, i to potężny, ale miałaś również świadomość, że jako bohater był zmuszony odkładać relaks na dalsze tory. Praca nauczyciela dodatkowo obciążała jego grafik, nie wspominając już o ogromnych pokładach stresu, z którymi musiał się mierzyć. Kochał jednak swoją pracę — co do tego nie miałaś wątpliwości.

I tutaj pojawiałaś się ty, dumnie nosząc tytuł jego osobistego odstresowacza. Jedynej osoby na świecie, która była w stanie go uspokoić i nie przyprawiała go o ból głowy (oprócz początków waszego związku, kiedy nie rozumiałaś pewnych rzeczy związanych z jego... miłosnymi potrzebami). Byłaś jego oazą, do której wracał po całym dniu błądzeniu po pustyni. I zamierzał bronić tej oazy przed innymi zagubionymi wędrowcami, nawet jeśli oznaczało to zabrudzenie sobie rąk szkarłatem.

— Nie, jeszcze chwilę — odparł. Głos wydostał się przytłumiony, zniekształcony przez barierę twojego ciała — Pozwól się nacieszyć tobą.

Zatopiłaś więc dłoń w jego długich, kruczoczarnych włosach, bawiąc się kosmykami i palcami rozczesując małe strąki. Zadowolone mruknięcie wystarczyło ci, by wiedzieć, że jest ukontentowany. Wtulił się mocniej w należący do ciebie brzuch, chowając się przed światem w twoim cieple. Na tę krótką chwilę pozwolił sobie zapomnieć o otaczających go zewsząd problemach. Nowych wychowankach, złoczyńcach uczestniczących w ataku na UA, czy potencjalnych rywalach. Nie, w tym momencie należał tylko do ciebie, resztę świata wymazując ze swojej świadomości. Żałował, że zawsze nie mógł pozwolić sobie na taki luksus.

— Dzieciaki bardzo cię wymęczyły? — zapytałaś, teraz gładząc opuszkami palców chropowaty od kilkudniowego zarostu policzek partnera.

— Nie było tak źle — odpowiedział oszczędnie, niemalże mrucząc z zadowolenia. Nie przepadał za czułościami, nie był to jego język miłości, ale to... to było cudowne. O mało nie stracił kontaktu z rzeczywistością, kiedy wznosiłaś go na niebiosa jedynie swoim dotykiem. — Gorzej ze złoczyńcami. Dzisiaj byli wyjątkowo aktywni.

— Nic ci nie złamali?

Nie ważne ile razy był wystawiony na atak twojej troski, za każdym razem miękł, całkowicie opuszczając otaczające go bariery.

— Żyję. Jeszcze — przekręcił się na plecy. Do nadchodzącego pytania musiał spojrzeć ci w oczy. Nagle nabrały surowości, stały się twarde, chociaż przez sekundą emanowały odczuwaną rozkoszą. Zmiana ta, choć dobrze ci znana, nieco zbiła cię z tropu. Zaprzestałaś wszelkich ruchów, co tylko spotęgowało rygorystyczny wzrok. — Wychodziłaś dzisiaj z domu?

Przełknęłaś ślinę. Poruszanie kwestia twojego opuszczania mieszkania stała się waszym codziennym rytuałem. Po powrocie z pracy, kiedy Aizawa porzucał rolę bohatera i nauczyciela, zadawał ci podobne sformułowane pytanie, aby zaspokoić swoją paranoję. Według niego, obszar twojej indywidualnej swobody nie wykraczał poza próg waszego domu. Tutaj mogłaś robić co tylko chciałaś (pod warunkiem, że nikogo nie zapraszałaś), bo tylko tutaj Aizawa miał pewność, że nic ci się nie stanie. Mało osób znało adres jego zamieszkania, dzięki czemu nie musiał uganiać się z pocztą fanów i przede wszystkim miał pewność, że nikt nieproszony nie będzie zakłócał waszego spokoju. Spokój dla ciebie i siebie — tego najbardziej pragnął w życiu.

Zawsze miałaś problemy z tym pytaniem. Nie czułaś się komfortowo dostając je prosto w twarz, ale musiałaś odpowiedzieć. Dla dobra siebie i Aizawy.

— Nie, cały dzień siedziałam tutaj — odpowiedziałaś, odgarniając zagubione kosmyki z czoła męża.

— Dobrze, bardzo dobrze — momentalnie złagodniał — Czyli będę mógł spać spokojnie.

Uśmiechnął się delikatnie i pocałował cię w policzek.

— Idź już do łóżka, ja zaraz do ciebie dołączę.

— Oczywiście, kochanie.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro