02 - nadopiekuńczość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Z początku nie zdawałaś sobie sprawy, że coś jest nie tak.

Po pożegnaniu się z Aizawą (zostawił na twoim czole długiego i pieszczotliwego całusa) szłaś z wyznaczonym przez siebie grafikiem dnia. Nakarmiłaś wasze kotki, dopiłaś kawę w salonie, przeczytałaś fragment książki, podlałaś kwiatki, a następnie zajęłaś się dokończeniem artykułu, bowiem zbliżał się deadline wykonania zlecenia. Pierwsza połowa doby minęła ci nadzwyczaj spokojnie, bez niespodzianek ze strony kotów, sąsiadów, czy innych czynników trzecich.

Trwałaś w słodkiej nieświadomości do około południa, kiedy nareszcie postanowiłaś zajrzeć do kuchni, aby przygotować dla siebie posiłek. Należało ci się coś sycącego. W głowie tworzyłaś już miliony pomysłów na smaczne drugie śniadanie, ale twoje plany ukruszyły się w mgnieniu oka, kiedy zobaczyłaś co leżało na samym brzegu blatu kuchennego.

Pudełko śniadaniowe Aizawy. Najwyraźniej musiał zapomnieć go w porannej wrzawie, bo jak zwykle wolał wykorzystać cały zapas czasu na drzemanie z tobą w ramionach, literalnie zostawiając sobie sekundy na poranną toaletę, ubranie się i zjedzenie śniadania. Takie sytuacje nie były dla ciebie nowością i miałaś z nimi styczność praktycznie codziennie, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, żeby zapomniał drugiego śniadania. Shōta był raczej staranny i drobiazgowy, nie tak łatwo przytrafiało mu się zapomnieć, nawet o z pozoru takiej błahostce, jak drugie śniadanie.

— No i co ja mam teraz zrobić? — zapytałaś śpiącego na kanapie rosłego, dymnego kocura rasy Maine coon. Tuż obok niego leżała wasza druga pociesza, różowy Sfinks z szarymi uszami oraz ogonem tego samego koloru. Cisza posłużyła za odpowiedź. Nawet dźwięk twojego głosu nie zdołał zbudzić ich z przedpołudniowej drzemki. — Na was zawsze można liczyć.

Mimowolnie przygryzłaś dolną wargę, myśląc o tym, co mogłaś zrobić w takiej sytuacji. W normalnym związku nie miałabyś żadnych wątpliwości — po prostu wsiadłabyś w pociąg i odwiedziła męża w pracy. To co tworzyliście z Aizawą nie było jednak do końca normalne. Nie byłaś nawet pewna jakiej reakcji spodziewać się po nim, gdybyś rzeczywiście zaskoczyła go z wizytą w UA. Zrobiłby scenę przed swoimi współpracownikami i uczniami, czy może przyjął to ze spokojem i dopiero po powrocie do domu obdarzył kazaniem? Nie miałaś najmniejszej ochoty na żadne z podanych, pamiętając jak zachowywał się podczas twojej ostatniej podróży poza dom.

Oczywiście główne skrzypce grała w tobie troska o męża. Bardzo cenił sobie twoje posiłki i uwielbiał je spożywać, choć znacznie częściej i łatwiej wyrażał swoje upodobanie czynami, niż słowami. Raz szepnął ci na ucho, że jedzenie przygotowane przez ciebie nie ma sobie równych z tym stołówkowym i jest skłonny porzucić przyjmowanie szkolnego jedzenia na rzecz twoich drugich śniadań. Słowa, które wtedy niezwykle cię wzruszyły teraz stały się koszmarem, bowiem świadomość, że twój Aizawa ma głodować przez resztę dnia poważnie drażniła twoje wyrzuty sumienia.

Cholera, jeszcze akurat trafił wam się dzień, kiedy Shōta nie miał ani jednego okienka, a więc zadzwonienie do niego odpadało. Nie udałoby mu się wrócić do szkoły z drugim śniadaniem na czas. Jeżeli chciałaś zapobiec głodówce męża musiałaś ten jeden raz postawić na swoim i zapomnieć o nałożonych na ciebie zasadach, jak również podjąć decyzję możliwe jak najszybciej, bowiem zbliżała się pora przerwy obiadowej.

Jeszcze raz zerknęłaś na przeklęte pudełko śniadaniowe, analizując wszystkie zgromadzone za i przeciw.

Oby żaden uczeń go dzisiaj nie wkurzył — z tą myślą chwyciłaś pudełko, zgarnęłaś pieniądze na pociąg i ruszyłaś na spotkanie z partnerem. Twój urok i jego słabość do ciebie — jedyne rzeczy, które były w stanie uratować ci skórę.

UA było ogromne. Masywne, znacznie większe niż się spodziewałaś. Dopiero teraz dotarło do ciebie, że tak naprawdę nigdy nie postawiłaś tutaj stopy. Bo po co? Nie miałaś solidnego powodu, aby przekraczać mury elitarnej szkoły dla kształcących się bohaterów, a całkiem dobrze siedziało ci się w domu. Aizawa też nie zaprosił cię do siebie. Przez myśl by ci nie przeszło, że kiedyś uda ci się obejrzeć to miejsce na własne oczy. Życie naprawdę lubi zaskakiwać.

Nie obyło się bez pytań, kim jesteś, co tutaj robisz, a po wzroku pierwszego nauczyciela, którego spotkałaś domyśliłaś się, że mogłaś stanowić potencjalne zagrożenie dla placówki. Na szczęście po szybkich wyjaśnieniach zarówno ty, jak i napotkany pedagog odetchnęliście z ulgą, oboje byliście czyści, a ty uzyskałaś informację jak dostać się do pokoju nauczycielskiego.

— Idealnie pani trafiła — dodał jeszcze — zaraz kończy się lekcja.

I na tym zakończyła się krótka konwersacja.

Po kilku skrętach w złą stronę oraz jednym całkowitym zgubieniu się, udało ci się dotrzeć do celu. Nie mogłaś powstrzymać uśmiechu, widząc znany ci z czasów szkolnych napis na drzwiach. I jakbyś na moment ponownie stała się uczennicą, stresującą się przed zapukaniem do pokoju nauczycielskiego, dałaś sobie chwilę na naładowanie pewności siebie i przygotowanie się na niespodziewane zwroty akcji.

Trzy stuknięcia. A potem stłumione "proszę".

Zwliżyłaś usta językiem i otworzyłaś drzwi.

Marzyłaś, aby szczęście się ciebie trzymało, ale tym razem miałaś pecha. Aizawa nie był sam. Przy jednym z komputerów siedziała Midnight oraz Present Mic mocno zaangażowani w rozmowę. Po samej mowie ciała mogłaś odgadnąć ich charaktery.

— Dzień dobry — przywitałaś się.

Dawno nie widziałaś tak szybkiej reakcji u swojego męża. Długawe włosy zawirowały wokół jego twarzy, wprawione w ruch, kiedy Aizawa prawie złamał sobie kark okręcając się do ciebie. Ciężko było stwierdzić jaka emocja mocniej rysowała się na jego twarzy. Szok, niedowierzanie, konsternacja, złość? Poradziłabyś sobie z każdą, ale ze wściekłością miałabyś już spory problem, co głośno podpowiadało ci doświadczenie.

— Oh, dzień dobry [Imię] — jako pierwszy odezwał się Hizashi, przyjaźnie machający do ciebie. Ciężko było nie zrobić tego samego. Jego entuzjazm nieco cię zrelaksował.

— Co ty tutaj robisz? — Shōta wycedził z trochę zbyt przesadzoną ilością złości jak na twój gust. Zbliżyliście się na niebezpieczne tereny.

— Piękny sposób na przywitanie żony — wtrąciła się Midnight.

Spojrzenie jakie otrzymali od Aizawy prawie posłało ich do grobu.

— Na razie nie odpowiadaj — poradził ci — Rozwiążemy nasz problem na zewnątrz. I oczekuję jakiegoś dobrego uzasadnienia — dodał szeptem. Zapowiedź kary wisiała w powietrzu w razie twojego braku argumentów.

Chwycił cię za dłoń, niemal miażdżąc twoje palce i wyprowadził z budynku, ignorując dwuznaczny wzrok mijanych uczniów. Teraz stanowili najmniejszy jego problem. Zresztą, ciężko było mu skupić się na czymkolwiek innym, niż uczucie twoich kości, ścięgien i mięśni, zgniatanych siłą jego własnych tkanek. Połączenie to stanowiło kotwicę dla jego bestialskich zapędów, jakie nabył po utworzeniu z tobą głębszej relacji, a także jedyny most łączący go z rzeczywistością, wyłączne świadectwo poczytalności.

Myśli owiał wyłącznie wokół ciebie, a także nowo powstałego problemu, który na niego nałożyłaś. Dobrego miejsca do rozmowy szukał instynktownie, z pamięci doszukując się zarysu odosobnionego kącika dla waszej dwójki. Pokierował cię do mocniej zalesionej części terenu placu szkolnego. Rozmowę rozpoczął dopiero po dokładnym upewnieniu się, że nikt was nie śledził, a w okolicy nie szwęda się nikt, kto mógłby przeszkodzić wam w konwersacji, którą musieliście odbyć. Nie było od tego ucieczki, ani wymówki.

— Czyżbym był dla ciebie zbyt łaskawy? — zaczął.

Dopiero teraz puścił twą dłoń, na co zareagowałaś jękiem ulgi. Byłaś pewna, że zaraz bezpowrotnie stracisz czucie w kończynie. Tym razem jednak nawet twój dyskomfort nie był w stanie zburzyć obecnie odgrywanego charakteru Aizawy. W kwestii twojego bezpieczeństwa był nieugięty i nigdy nie ustępował z tematu. Doskonale wiedziałaś, że tak będzie, przygotowywałaś się na tą konfrontację od pierwszego kroku poza domem.

— Myślałem, że wiesz, jak ważne jest dla mnie twoje bezpieczeństwo, a będąc w pracy mogę ci je zapewnić jedynie mając pewność, że siedzisz w domu. Nie mogę ryzykować twoim zdrowiem, a tym bardziej życiem. Jesteś dla mnie zbyt ważna, rozumiesz to?! Nie mogę cię stracić!

Maska agresji opadła. Teraz Aizawa pokazywał swoje prawdzie kolory zmęczonego zmartwieniem oraz żyjącego w wiecznej panice człowieka, który bał się, że jeżeli spadnie ci chociaż pojedynczy włos z głowy zawiedzie jako bohater, a przede wszystkim mąż i twój partner. Zawarł ze sobą przysięgę, że na tym polu nie zawiedzie, że dotrzyma złożonej sobie obietnicy. Ale jak mógł spełniać własne oczekiwania, kiedy ty wałęsałaś się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo jak długo.

— Gdybyś nagle znalazła się w centrum ataku złoczyńców, wzięta jako zakładnik, czy użyta jako żywa bomba, o czym w tym momencie nie chcę nawet myśleć, mógłbym nie zdążyć cię uratować. A ja nie mogę sobie pozwolić na zwykłe "mógłbym". Ja muszę mieć pewność, że uda mi się cię uratować.

Wypluwane słowa z każdą sekundą zmieniały ton, zataczając się w coraz większym chaosie. Słychać było, że tracił grunt pod nogami, a jednocześnie obnażał się przed tobą z emocji, które zawsze skrywał głęboko w sobie. Przypominał popękaną porcelanę, która w każdym momencie mogła nie wytrzymać i roztrzaskać się na miliony kawałeczków.

I w końcu pękł. Znienacka okrył cię ramionami, przytulając cię, jakby nie robił tego od kilku lat, albo przed chwilą prawie straciłaś życie, jakby te wszystkie hipotetyczne scenariusze, o których mówił wydarzył się naprawdę, a on dopiero wrócił z wiru walki.

Zostawienie go samego w takim surowym stanie byłoby po prostu okrutne i nieludzkie, nawet biorąc pod uwagę fakt, w jakiej znajdowałaś się sytuacji. Tak więc ręce same skierowały się na jego plecy, gdzie zataczałaś drobne kręgi, starając się bez słów uspokoić bezładną duszę. Momentalnie się rozluźnił. Twój sposób zadziałał.

— Dlaczego wyszłaś z domu? — ponowił pytanie, teraz zadane w nieco innej formie. Zasłona wrogości i gniewu znów zasłoniła twarz Aizawy.

Oderwał się od ciebie, by spojrzeć w [kolor] oczy. Dwa, choć nierozgrzane, węgielki przepalały cię w pół, wymuszając jak najszybszą odpowiedź. Owijanie w tym przypadku nie miało najmniejszego sensu, a mogło jedynie pogorszyć sprawę.

— Zapomniałeś drugiego śniadania — odpowiedziałaś, nieco trzęsącymi się ze stresu dłońmi wyciągając pudełko śniadaniowe z bawełnianej torby — Nie chciałam, żebyś głodował, a pamiętałam, że nie masz dzisiaj żadnych okienek. Tylko dlatego wyszłam. Potem planowałam wrócić prosto do domu.

Czułaś się jak na przesłuchaniu, ale Aizawa szybko rozkuł błędne wrażenie.

Uśmiechnął się. Delikatnie, ledwo unosząc kąciki ust. Ale ten drobny gest stanowił dla ciebie sygnał, że zrozumiał twoje intencje i naprawdę ci uwierzył.

— Śmieszy cię to? — oparłaś dłonie na biodrach, próbując rozluźnić atmosferę. Potrzebowałaś świeżego powietrza. Aizawa zapewne również.

— Nie zrozum mnie źle, nadal jestem zły, że opuściłaś dom i naraziłaś się na niebezpieczeństwo, ale... jesteś po prostu urocza. Takie poświęcenie dla jednego pudełka śniadaniowego. Jesteś cudowna, kotku. Ale nigdy więcej tego nie rób — dodał pospiesznie, z przekąsem.

— Pragnę jedynie przypomnieć, że to ty zapomniałeś wziąć śniadania z domu.

— I nigdy więcej nie popełnię tego błędu.

Znów cię przytulił. Tym razem krócej, bardziej dla uspokojenia nerwów.

Tak. Nigdy więcej nie dopuści do takiej sytuacji. Nie wypuści cię z domu, nieważne jak panicznie pragnęłaś wolności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro