wpis 01 - nadopiekuńczość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wielkimi krokami zbliżał się termin waszej upragnionej randki, którą planowaliście już od tygodnia. Bardzo rzadko wychodziliście gdzieś razem — Mirio musiał sprostać oczekiwaniom obywateli jako bohater, a ty miałaś swoją własną pracę w jego agencji (bo na inną absolutnie by się nie zgodził, ale ty nie musiałaś o tym wiedzieć), która niestety pochłaniała większość twojego czasu.

Dodatkowo obciążał was fakt, iż praca bohatera wiązała się z wieczną służbą. Jeśli działo się coś poważnego, Mirio był zmuszony dać ci kosza i ruszyć na ratunek poszkodowanym. Na wasze szczęście, jeszcze nigdy nie znaleźliście się w takiej sytuacji. Mirio nigdy nie musiał doświadczyć tego okropnego uczucia wewnętrznego rozdarcia, kiedy debatował nad narażaniem życia niewinnych, aby zapewnić ci należyte szczęście, ale podświadomie wiedział, że kiedyś będzie zmuszony wybrać. I bez zastanowienia wybrałby ciebie.

Dlatego większość czasu spędzaliście w zaciszu mieszkania, gdzie Mirio nie musiał stawać przed wyborem życia lub śmierci. W zamkniętych czterech ścianach mógł kontrolować swoje potrzeby związane z tobą, a także okazywać ci miłość w każdej możliwej chwili.

Na randkę na mieście zgodził się jedynie z miłości do ciebie, która czasami wymykała mu się spod kontroli. Zdecydowanie wolał zostać w domu, gdzie zrobiłby wszystko, aby uszczęśliwić swoją księżniczkę. Ale skoro wyszłaś z inicjatywą wspólnego spędzania czasu poza mieszkaniem, nie był w stanie spojrzeć ci w oczy i powiedzieć kategorycznie „nie”.

Mimo, że do ustalonej godziny wyjazdu została jeszcze godzina, ty postanowiłaś spakować już koszyk na piknik. Mirio oczywiście natychmiast zaoferował swoją pomoc i jak zwykle skończyło się na tym, że wykonał praktycznie całą robotę za ciebie.

Pomysł na taką formę randki chodził ci od dłuższego czasu po głowie, ale pogoda ostatnimi czasy nie sprzyjała wypadom do parku. Dzisiaj jednak, jakby specjalnie na potrzebę randki, słońce grzało przyjemnie, a błękit nieba zasłaniały jedynie bezpańskie, samotne chmurki. Idealny dzień na spędzanie czasu na świeżym powietrzu.

— Skończone! — zadeklarował dumnie, chwaląc się swoją pracą.

Zagwizdałaś przeciągle, widząc równo ułożone kanapki, owoce, wodę oraz różnego rodzaju niezbyt zdrowe przekąski.

— Wygląda świetnie — pochwaliłaś. Miałaś wrażenie, że uśmiech twojego chłopaka stał się jeszcze szerszy — Jesteś pewny, że kanapki nie szczerstwieją? — zapytałaś jeszcze, przykrywając koszyk kocem.

— Nie ma takiej możliwości — odpowiedział z wyprostowanym palcem wskazującym. Drugą ręką objął cię w pasie i przyciągnął do siebie, na nowo napawając się twoją bliskością. — Jeśli moja ukochana życzy sobie świeże bułki, właśnie takie zostaną jej podarowane. Nic nie może zepsuć nam tej randki, kwiatuszku, a w szczególności jakieś głupie pieczywo.

— Ok, władco bułek — parsnkęłaś.

Mirio, który już dobrał się do twojego policzka, aby oprószyć go pocałunkami, zaśmiał się tuż przy twojej skórze, subtelnie cię przy tym łaskocząc. Szybko jednak powrócił do wykonywanej czynności, zatrzaskując się w pułapce atletycznych ramion, z której nawet przy zażartej szarpaninie nie potrafiłabyś się wydostać.

— Mamy jeszcze trochę czasu do wyjścia — zauważyłaś, okręcając się przodem do wiecznie uśmiechniętego blondyna. Na powitanie pocałował cię w nosek. — Co chciałbyś teraz zrobić?

— Hmm — zastanowił się głośno, kołysząc wami na boki — Mówiłem ci już, że nie ważne jaką czynność wykonuję, jeśli robię to z tobą, to jest to najlepiej spędzony czas w moim życiu?

— Chyba gdzieś to już słyszałam, słońce — odpowiedziałaś — I to nawet nie jeden raz.

— No to świetnie, bo zamierzam powtarzać ci to parę razy dziennie — cmoknął cię w usta, nie dając nawet chwili wytchnienia od swojej nieokiełznanej miłości — Zróbmy coś po twojemu.

— Po mojemu, tak?

Energicznie pokiwał głową. Wepchnął twarz w twoją szyję, aby i tam twoje ciało mogło doświadczyć tej dziwacznej obsesji, którą nazywał kochaniem. Pocałował cię raz, drugi i trzeci, skutecznie uniemożliwiając ci skupienie się na myśleniu. Po części robił to specjalnie. W końcu uwielbiał, kiedy twoja uwaga kręciła się jedynie wokół niego.

— Hmm, wszystkie zaległości z serialami nadrobiliśmy wczoraj, a nie opłaca nam się zaczynać czegoś nowego.

— Wszystko się zgadza — przytaknął ci, jeszcze raz atakując twój nosek pocałunkami.

— Nie pomagasz w skupieniu się, panie Lemillion — wygarnęłaś żartobliwie. Gdybyś mogła, oparłabyś dłonie na biodrach, ale żelazny uścisk Mirio, który dosłownie miażdżył ci płuca, uniemożliwiał ci zaakcentowania udawanej irytacji.

— Przecież ja nic nie robię, słonczeko — po czym   cmoknął cię w oba kąciki ust — Nic, a nic — nie oszczędził nawet twojej brody.

— Jesteś niemożliwy — przekręciłaś oczami.

Słysząc twoją uwagę wydął dolną wargę i zaprezentował ci swoje najlepsze szczenięce oczy. Wyglądało to dosyć dziwacznie w połączeniu z orygialnymi ślepiami Mirio, ale to właśnie ten bizarny efekt sprawił, że wybuchłaś śmiechem i sama obdarowałaś go szybkim pocałunkiem w usta.

— Masz szczęście, że cię kocham.

— Wisienko, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo mogę nazwać cię moją.

Zarumieniłaś się. I właśnie wtedy wpadłaś na pomysł, jak zabić czas przed piknikiem.

— Co powiesz na bezmyślnie przeglądanie kanałów w poszukiwaniu czegoś ciekawego?

— Trzy razy tak — nawet się nie zastanawiał. Jeśli propozycja ta pochodziła od ciebie, nie sposób było się nie zgodzić — No to lecimy.

Zanim zdążyłaś zapytać o co mu chodzi, Mirio chwycił pilota w dłoń i runął z tobą na łóżko, amortyzując upadek własnym ciałem. Zaśmiał się donośnie, uradowany z tak prymitywnej rozrywki i jednocześnie szczęśliwy z faktu, że trzyma cię tak blisko siebie. Dla lepszego efektu przyprószył twoją szyję gradem pocałunków, a następnie na nowo utlił cię w swoją szeroką klatkę piersiową. Ułożył się wygodnie na poduszkach opartych o ścianę i wręczył ci pilota. Nie zależało mu na wybranym przez ciebie programie. Zdecydowanie bardziej preferował otoczyć cię miłością i wykorzystać ostatnie chwile na nacieszenie się tobą.

Wszystko to jednak zmieniło się, kiedy zatrzymałaś się na wiadomościach krajowych. Prezenterka opowiadała właśnie o pewnej wyjątkowo niebezpiecznej grupie przestępczej, ostatnio atakujacej coraz częściej i bez żadnych skrupułów.

Mirio wstrzymał się z pocałunkami. Jego usta przywarły nieruchomo do powierzchni twojej ciepłej skóry na ramieniu, a oczy zakotwiczył w ekranie telewizora. Przyciągnął cię jeszcze bliżej siebie, podświadomie chcąc opasać cię bezpieczeństwem. Zmarszczone brwi jasno sugerowały, że obecnie przeżywał zawiłą rozterkę, której rozwiązanie z pewnością ci się nie spodoba.

— Zostańmy dzisiaj w domu — rzekł, z łatwością przekręcając cię przodem do siebie. Podczas tej rozmowy musiał patrzeć ci w oczy, abyś mogła wyraźnie zobaczyć, że tym razem nie żartował, a w jego oczach świeciła szczera troska o twoje życie.

— Słucham?! — odsunęłaś się delikatnie od niego, ale Mirio natychmiast popchnął cię na powrót do siebie.

— Nie mogę ryzykować narażeniem twojego bezpieczeństwa, wisienko. Sama słyszałaś, jak bardzo niebezpieczna jest ta grupa.

— Mirio, matko jedyna, przecież oni są aktywni na drugim końcu kraju!

Nadopiekuńczość twojego chłopaka nie była ci obca. Od czasu do czasu zdarzało mu się wpaść w podobny trans, kiedy twierdził, iż nawet najmniejsza rzecz mogła poważnie cię skrzywdzić. Nigdy nie zapomnisz, jak kroiłaś kiedyś cebulę na kolację, zadowolona, że nareszcie możesz dorzucić coś od siebie do ogniska domowego, ale twoje gotowanie zostało przerwane przez spanikowanego Mirio, który dostawał spazmów na sam widok ciebie trzymającej tak ostre narzędzie jak nóż.

Z twojej strony takie zachowanie wydawało się komiczne, ale — chociaż w małym stopniu — potrafiłaś dostrzec źródło podobnego obejścia.

Twoja śmierć, narażenie życia, czy nawet zwykłe skaleczenie w umyśle Mirio były postrzegane jako coś, do czego nigdy nie powinien dopuścić. Jego zadaniem była ochrona bliskich mu osób, aby już nigdy nie dopuścić do wydarzeń z przeszłości. Bał się zostać sam, brak ciebie stałby się przyczyną jego rychłego upadku.

Nie był już w stanie bez ciebie funkcjonować, dlatego też nie mógł pozwolić, aby coś ci się stało.

— A co jeśli jeden z nich potrafi się teleportować i wybierze akurat ciebie jako swój następny cel?

— Wtedy obroni mnie najsilniejszy bohater w Japonii, który tak się składa, że jest również moim chłopakiem.

— Nie poradzę sobie sam z całą grupą, zanim nadejdzie wsparcie. To zbyt ryzykowne.

— Planowaliśmy tę randkę od tak dawna — westchnęłaś.

Poddałaś się z tłumaczeniem. Jeśli chodziło o temat twojego bezpieczeństwa, dyskutowanie z Mirio przypominało jednostronną rozmowę ze ścianą. Był uparty i nieugięty, a ty nie byłaś w stanie do niego dotrzeć. Dalsza próba dialogu zakończyłaby się jedynie na niepotrzebnym pruciu nerwów.

— Wiem, kochanie, wiem — głos załamał mu się w kilku miejscach. Wyglądał na zdruzgotanego. — Wiem, że bardzo czekałaś na ten piknik, wiem, że jestem beznadziejnym partnerem, bo nie potrafię cię obronić, wiem, że możesz mi to wypominać do końca mojego życia. Tylko błagam, nie obrażaj się na mnie. Nie wiem co bym zrobił, gdybyś zaczęła mnie ignorować.

— Oh, słońce — pogłaskałaś go po policzku, w który natychmiast się wtulił. Zajrzałaś prosto w jego lazurowe oczy, w kącikach których mieniły się zalążki łez — Nie jestem obrażona. Zawiedziona i owszem, ale nie potrafię się na ciebie gniewać, kiedy serwujesz mi takie przemówienia. — zdołałaś wykrzesać lekki uśmiech.

— Przepraszam — wydukał, ale po chwili jego wcześniejszy entuzjazm golden retrievera powrócił w pełnej chwale. Zgarnął twoje dłonie we własne, a jego lico rozjaśnił dobrze znany ci uśmiech, w którym zakochiwałaś się na nowo średnio raz na tydzień. — Urządzimy dzisiaj ten piknik. Teraz, w tym momencie.

— Co? Przecież powiedziałeś, że...

— Urządzimy sobie piknik bez wychodzenia z domu. Nie ruszaj się stąd, ja wszystkim się zajmę.

Wybiegł z salonu, by po krótkiej chwili wrócić do niego z masą poduszek oraz kocy.

— O mój Boże, czy ty naprawdę... — przerwał ci szybkim pocałunkiem. Natychmiast zabrał się do pracy.

Oczywiście zaoferowałaś pomoc w budowie fortu z poduszek, ale Mirio odmówił, dodając, że on wszystkim się zajmie, a ty nie musisz kiwać nawet palcem. Pozostało ci więc wpatrywanie się w sprawnie pracującego blondyna.

Szybko się ze wszystkim uporał. W prawdzie forteca nie była doskonała, a jej fundamenty nie wyglądały stabilnie, ale nie miałaś serca mu tego mówić. Ważne było to, że postarał się stworzyć dla ciebie substytut randki w parku i udało mu się sprostać wyzwaniu.

Wgramoliłaś się do środka, podziwiając oświetlone delikatnym strumieniem światła wnętrze schronienia. Będziecie musieli częściej bawić się w budowniczych.

Twoje podziwianie zostało jednak szybko zakończone, kiedy Mirio chwycił cię w pasie i przyciągnął do swojego torsu, jakbyś nic nie ważyła. Jednym ramieniem ścisnął cię pod biustem. Druga ręka powędrowała po koszyk, który przysunął bliżej was.

Zanim zdążyłaś chwycić po pierwszą kanapkę i pochwalić go za kawał dobrze wykonanej roboty, Mirio przyssał się do twojej szyi, gdzie złożył soczysty pocałunek, by zaraz wyszeptać do twojego ucha:

— Nie pozwolę, aby ktokolwiek cię skrzywdził.

Obrócona do niego tyłem, nie mogłaś zobaczyć, jak w jego oczach błysnęła intencja niewykluczonego morderstwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro