wpis 01 - obsesja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie byłaś do końca pewna, kiedy dokładnie usnęłaś. Właściwie to mało osób potrafi wskazać dokładny moment finalnego odłączenia się od rzeczywistości i ty nie byłaś wyjątkiem. Z przyzwyczajenia odłożyłaś telefon na biurko czatujące nad łóżkiem i okryłaś się mocniej kołdrą, aż po sam nos. Oczy same ci się zamknęły, nie musiałaś wydawać żadnego impulsu. Byłaś zwyczajnie śpiąca, instynktownie obrałaś kierunek, którym poszedłby każdy człowiek potrzebujący snu. W tamtej chwili liczyłaś się tylko ty oraz twoja potrzeba zdobycia energii do przetrwania kolejnego dnia. Na moment zapomniałaś o wszystkich konwersacjach, których nie dokończyłaś, ignorując bardzo istotny fakt, że jedną z nich prowadziłaś z twoim chłopakiem, Denkim. Wyciszony telefon odebrał ci możliwość otrzymania werbalnego powiadomienia, które pomogłoby ci powiadomić partnera, że udajesz się już na spoczynek i nie powinien niepotrzebnie się martwić, jak miał w zwyczaju, kiedy w grę wchodziłaś ty.

Po drugiej stronie ekranu, Kaminari przygryzał nerwowo paznokieć kciuka, maniakalnie zastanawiając się, dlaczego od dwóch minut nie reagujesz na mema, którego ci wysłał.

Czyżby czymś cię zdenerwował? Jeszcze raz przeczytał dokładnie wszystkie wasze niedawne wiadomości. Nie, nie było takiej możliwości. Zachowywałaś się normalnie, jak najlepsza dziewczyna pod słońcem.

Wgryzł się w palec mocniej. Dopiero posmak krwi uprzytomnił mu, że krzywdzi sam siebie.

A może miałaś go dosyć? Ta opcja również była nieprawdopodobna - wydedukował. Nigdy nie miałaś go dość, był przecież twoim chłopkiem, twoim prywatnym rozweselaczem i poprawiaczem humoru, co zresztą często mu powtarzałaś. Nie znudził ci się, nadal szczerze go kochałaś i akceptowałaś.

A przynajmniej miał taką nadzieję.

Ruchem głowy odgonił przykre myśli i jeszcze raz skupił wzrok na konwersacji. Nadal nie odczytałaś wysłanego przez niego mema. Zmartwiony, rozpoczął masowy spam pytaniami dotyczącymi głównie twojego zdrowia, humoru oraz samego bytu. Jednak nawet po tak zmasowanym ataku, ikonka z twoim profilowym pozostała niewzruszona, męcząc dalszymi obawami i zmartwieniami Kaminariego.

Pomimo wszechobecnej ciemności (w końcu było już dawno po ciszy nocnej) podniósł się z łóżka, zataczając okręgi po całym pokoju, wciąż wpatrzony w ekran. Skupiony na tobie, nie myślał nawet o możliwości przypadkowego przewrócenia czegoś i wywołania hałasu, który obudzi pół dormitorium. Dla niego byłaś po stokroć ważniejsza niż późniejsze konsekwencje u Aizawy. Denki MUSIAŁ dowiedzieć się dlaczego go ignorujesz. Dręczył go wręcz agonalny ból. Nie czuł, że przesadza z doborem słownictwa, w tamtym momencie czuł się jak żywy trup.

Co się stało z waszą uroczą tradycją, po której zawsze zasypiał z uśmiechem na twarzy i umysłem wypchanym tobą? Codzinnie pisaliście do siebie dobranoc, zmiksowane z życzeniem sobie miłych snów o drugiej połówce. Był to wasz rytuał, obowiązek mający drugie dno, stymulujące opiekuńczą i obsesyjną naturę chłopaka. Miał zapewnić go, że wszystko z tobą w porządku, że nic ci nie jest i myślisz tylko o nim, tak jak on myślał o tobie.

Oczywiście pomyślał o tym, że mogłaś po prostu usnąć ze zmęczenia, ale jakoś nie przyjmował tego do wiadomości. Jego [Imię] nie wystawiłaby go w ten sposób, na pewno musiało ci się stać coś poważnego i teraz czekałaś na swojego wybawcę, którym mógł być jedynie Denki. Tak, w tej chwili potrzebowałaś swojego bohatera, a on były gotowy sprostać każdemu wyzwaniu, by cię uratować.

###

Stukanie przerwało twoją ciągłość snu. Najpierw dźwięk uderzania knykciem o szybę usłyszałaś niczym przez szklaną zaporę, nie miałaś pojęcia skąd dochodzi, a nawet co może oznaczać. Odgłos był rozmyty i niewyraźny.

Ale kiedy stukanie przybrało na sile, przeistaczając się w łomot, poderwałaś się z łóżka, jeszcze lekko zaspana szukając źródła dźwięku.

Musiałaś zakryć usta ręką, aby powstrzymać krzyk. Na twoim balkonie, oświetlony słabym światłem księżyca, które nadawało mu przyprawiający o ciarki wygląd, stał Denki. Uśmiechał się szeroko, odsłaniając rzędy zębów, szczęśliwy, że usłyszałaś jego wołanie i wyglądałaś na całą i zdrową. Palcem wskazującym zachęcił cię do wpuszczenia go do środka, ale ty potrzebowałaś kilku chwil, aby otrząsnąć się po nieprzyjemnej pobudce. Nie byłaś pewna czy tak łatwo pozbędziesz się tego widoku z pamięci.

Spełniłaś żądanie, od razu atakując go tekstem:

- Denki, co ty...

Jednakże uciął twoja wypowiedź głodnym pocałunkiem. Owinął się wokół ciebie, nie dając nawet sekundy na odpoczynek. W jego towarzystwie słowo to było zakazane. Zawsze musiałaś dawać z siebie wszystko, aby nadążyć za całusami czy przytulasami, a Denki nie zdawał sobie sprawy, że wymaga od ciebie zbyt wiele.

- Nie napisałaś mi dobranoc - wymamrotał w twoje ramię, ale zaraz podniósł głowę. Wypchnął dolną wargę dla lepszego efektu, chcąc abyś się nad nim zlitowała. - Wpadłem w panikę i tak jakoś wyszło.

- Denki, jest czwarta w nocy - powiedziałaś zaspana, nagle czując senność po spaleniu adrenaliny.

- A ja codziennie kładę się spać o piątej - powiedział dumnie, jakby było z czego - Skarbie, nie możesz zostawiać mnie samego. Myślałem, że oszaleję, kiedy mi nie odpisywałaś. Co się stało?

- Po prostu usnęłam z wyciszonym telefonem - sprostowałaś, gładząc go po plecach. Denki lubił wyolbrzymiać niektóre sprawy, zwłaszcza kiedy dotyczyły jego uczuć lub ciebie, ale wiedziałaś, że w takich sytuacjach nie należy się z nim droczyć. Jego żarliwość czasami potrafiła być bardzo niestabilna i krucha. - Jutro ci napiszę twoje dobranoc - zapewniłaś, cały czas utrzymując szept - Mam ważniejsze pytanie: czy tobie do reszty odbiło? - pacnęłaś go żartobliwie w głowę, chociaż wcale nie było ci do śmiechu - Zszedłeś tutaj z drugiego piętra, jeden zły ruch i musiałabym zbierać czerwoną paćkę z trawnika!

- A kochałabyś mnie nadal jako czerwoną paćkę? - zapytał podekscytowany odpowiedzi.

- Głupie pytanie oczywiście, że tak - kącik twoich ust uniósł się do góry, kiedy poczułaś jak zasypuje cię gradem pocałunków.

- Skakanie po balkonach nagle nie brzmi tak źle - jego twarz nagle rozjaśniła się w przypływie nowej idei - Ooo, obawiam się, że właśnie wpadłem na genialny pomysł! Od dzisiaj codziennie wieczorem po ciszy nocnej będę cię odwiedzał. Jakieś głupie zasady szkoły nie mogą nas dłużej separować! Teraz możemy być naprawdę nie rozłączni.

Pospiesznie pocałował cię w usta, rozradowany nowym pomysłem, który nareszcie rozwiązałby problem, który gnębił go od początku waszego związku. Wyglądało na to, że nadchodził kres dla godzin tęsknoty przed zaśnięciem i potrzebą przeglądania tysięcy twoich zdjęć w telefonie, aby móc zmrużyć oczy chociaż na półtorej godziny.

- Czuję, że mam przejebane - westchnęłaś.

- Zgadza się - zachichotał - Teraz cię już nie wypuszczę, wiesz? Już nigdy cię nie puszczę - obiecał.

W ciemnościach nie mogłaś zobaczyć, jak poważnie wyglądał wypowiadając te słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro