wpis 02 - obsesja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Mam dla ciebie prezent — oznajmiłaś, szukając spojrzenia twojego partnera.

Tamaki zarumienił się delikatnie, przez krótką chwilę zachowując kontakt wzrokowy. Kiedy jednak resztki kontroli nad emocjami i pewnością siebie wyparowały, był zmuszony opuścić ciemne oczy. Pozwolił sobie jednak na mały, krzywy uśmiech, marnie reprezentujący, jak nieziemsko szczęśliwy był w tejże chwili.

Miałaś dla niego prezent. Dla niego. Tylko dla niego. Będzie to rzecz, z którą nie podzieli się z nikim, jego własność, coś co będzie mógł bez przeszkód nazwać jego. Boże, ale był podekscytowany. Przysunął się nieśmiało bliżej ciebie, drżącymi rękami zaciskając krawędź materiału twojej abnormalnie szerokiej bluzy, którą dzisiaj na siebie zarzucił, po zakończeniu zajęć. Nie był pewny, jak mógłby dać upust emocjom, nie robiąc ci kłopotu i bez stracenia w twoich oczach.

— Naprawdę? — zapytał, jakby nie dowierzał w to, co przed chwilą powiedziałaś. Znów na ciebie spojrzał. Uśmiechałaś się. Rumieniec oblał mu policzki.

— Oczywiście — potwierdziłaś, sama zarażając się jego ekscytacją. Uwielbiałaś oglądać go w tym stanie. Dryfującego między szczęściem, a ożywieniem tak dużym, że ledwo trzymał się swojego miejsca. — Wszystko dla mojego chłopaka — dodałaś, cmokając go w policzek — Poczekaj sekundę.

Źrenice Tamakiego literalnie zamieniły w serduszka. Tak zwykły dla par gest zawsze sprawiał, że zakochiwał się w tobie od nowa i od nowa, mocniej i mocniej, choć teoretycznie nie powinno być to możliwe. Jego miłość była nieskończona i wieczna, nie ograniczał jej żaden gest, żadna czynność. Mogłaś zrobić z nim co tylko chciałaś, zniszczyć psychicznie, rozkruszyć na drobne kawałeczki, złamać serce na miliardy kawałeczków, a on wciąż kochałby cię tą samą miłością.

Odwrócił się w twoją stronę, walcząc z pokusą nie posłuchania cię i pospieszenia ku tobie, aby nie marnować nawet sekundy, kiedy rzeczywiście mogliście spędzać czas razem, bez żadnych obstrukcji. Nawet jeśli twoja nieobecność trwała zaledwie kilka sekund i już po chwili usiadłaś na swoim łóżku, tuż przed nim, chowając wspomniany prezent za plecami.

— Zamknij oczy — poleciłaś.

Nie chciał spuszczać cię z oczu nawet na sekundę, ale nie posłuchanie twojej prośby kłóciłoby się z jego kodeksem moralnym, więc spełnił twoje życzenie. Był pewny, że słyszałaś jego serce, obijające się agresywnie o żebra. Niewidoczny, dodatkowy wyznacznik tego, jak bardzo był podekscytowany.

— Daj mi rękę.

— [Imię]...

— Cichutko — ostrzegłaś delikatnie, wręcz po matczynemu. Otworzył na moment oczy, pokazując ci, jak bardzo zagubiony był, nie mogąc cię zobaczyć. — Słońce, tylko na momencik. Zależy mi, żeby to była niespodzianka, dobrze?

Twój delikatny ton głosu zawsze skutecznie działał w takich sytuacjach. Tamaki przełknął ślinę i wziął głęboki oddech. Ponownie zamknął oczy, tym razem wyciągając dodatkowo nadgarstek w twoją stronę.

Gdyby to była każda inna osoba, w tym momencie pewnie dostawałby ataku paniki, ale wiedza, że jesteś tuż przed nim, że to TY nakreślasz niewidzialne kółeczka na jego skórze własnym kciukiem, działała na niego uspokajająco. Tylko ty mogłaś bawić się jego strachem i poczuciem niepewności. Tylko przy tobie czuł się tak wyluzowany. Nawet Mirio nie udało się osiągnąć tego poziomu, choć byli najlepszymi przyjaciółmi.

Czuł, że podwijasz rękaw jego bluzy, na co zmarszczył delikatnie brwi. Co dokładnie planowałaś zrobić? Zapytał sam siebie i natychmiast uzyskał odpowiedź.

— Ta-da! Możesz już otworzyć oczy, skarbie.

Powieki Tamakiego zatrzepotały, a oczy natychmiast zakotwiczył w odkrytym nadgarstku, wokół którego owinięta była ręcznie robiona bransoletka. Na czarny rzemyk nawleczone były kwadratowe i okrągłe koraliki, a cała bransoletka miała swój własny, niepowtarzalny motyw. Kolorystycznie natomiast trzymałaś się głównie palety jego kostiumu bohaterskiego. Większość koralików była biała i granatowa, nieliczna reszta żółta. Na niektórych, głównie białych, dostrzegł nawet ręcznie malowane motylki, a także jego inicjały.

— Podoba ci się? — zapytałaś niepewnie, lecz trochę musiałaś poczekać na odzew.

Na razie Tamaki był zbyt zajęty badaniem nowego obiektu wzrokiem, a także dotykiem, każdą najdrobniejszą część bransoletki analizując opuszkami palców, chociaż nie był pewien, czy był nawet godzien otrzymać coś tak niezwykłego, wspaniałego i czasochłonnego. Nie zasługiwał na twoją dobroć, nie zasługiwał na ciebie. Był tylko drobnym, zakochanym do obsesji pyłkiem dryfującym bez celu w świecie bogini, za jaką cię uważał.

W kącikach jego oczu spiętrzyły się łzy, które szybko rozlały się na policzki Tamakiego. Pociągnął nosem. Naprawdę na ciebie nie zasługiwał.

— O jeju, skarbie, co się stało? — w pełni zaniepokojna starłaś dłonią mokrą skórę swojego partnera. Musiałaś popełnić jakiś błąd. — Nie podoba ci się?

— Nie! — zaprzeczył natychmiast. Ostatnie czego chciał, to żebyś zaraziła się jego brakiem wiary w siebie i swoje dokonania. — J-jest naprawdę cudowna, przepiękna wręcz. Ale n-nie powinnaś marnować czasu na...

— Słońce, nie, nie masz prawa nawet kończyć tego zdania. Zacznijmy od tego, że to absolutnie nie było marnowanie czasu, tylko czysta przyjemność. Po drugie, zasługujesz na znacznie więcej, niż zwykła bransoletka.

— To nie jest zwykła bransoletka — tym razem przyszła jego kolej na poprawienie ciebie — To dzieło sztuki.

— Cieszę się, że tak uważasz — uśmiechnęłaś się szeroko. Nie umknęło ci, że wciąż wpatrywał się w prezent, nawet kiedy łzy nie do końca mu na to pozwalały. — Jesteś wart znacznie więcej niż galerie pełne dzieł sztuki, nie zapominaj tego.

Nie miałaś racji, ale naprawdę nie chciał się z tobą o to wykłócać. Nie dzisiaj. Nie w tej chwili. Nigdy.

— Dziękuję — szepnął, nareszcie przenosząc świecące z uniesienia oczy na ciebie — Nigdy jej nie zdejmę — wyznał. Znałaś swojego partnera na tyle dobrze, że wiedziałaś już, że nie żartuje.

To samo działo się z każdym innym "prezentem" które od ciebie otrzymywał. Nie miałaś pojęcia, co Tamaki wyczynia za twoimi plecami. Sam kolekcjoner starał się ukrywać swoją nieczystą działalność, abyś nie była nim obrzydzona i poważnie zastanawiała się nad zostawieniem go. Nie miał pojęcia, nie chciał nawet o tym myśleć (choć niestety podobne myśli często nawiedzały go w słabszych momentach życia), co zrobiłby ze sobą, gdybyś go zostawiła. Tak naprawdę nie miałby już po co egzystować na tym smutnym, ziemskim padole. Nie pozostałoby mu już nic innego, niż śmierć.

W jego prywatnym zbiorze można było znaleźć przeróżne rzeczy. Od butelki po twoim ulubionym napoju, który kiedyś dałaś mu do dokończenia, a on nie miał serca jej wyrzucać, bo takie drobnostki jak gumka do włosów, zostawiona przypadkiem w jego pokoju. Każdy z tych śmieci miał dla Tamakiego ogromne znaczenia. Stanowiły kapsułę w czasie, krótki powrót do tych szczęśliwych chwil, do których wracał, kiedy nie było cię przy nim.

— C-chcę też zrobić coś dla ciebie — powiedział nagle. Przysunął się bliżej ciebie, nagle przepełniony energią — Cokolwiek zechcesz — zanim zdążył pomyśleć głębiej, nad tym co właściwie powiedział i całkowicie spalić buraka, zabrałaś głos.

— Hmm, co powiesz na matching bransoletki? — zaproponowałaś.

— Jasne. M-mogę nawet dać ci ją jutro.

— Nie kłopocz się. Zrobisz ją w swoim czasie.

Byłaś taka kochana, taka wspaniała. Nie zasługiwał na ciebie. A jednak pozwolił sobie na uśmiech i, odnajdując w sobie odwagę, zapytał:

— M-mógłbym cię do ciebie przytulić?

— Oczywiście — odpowiedziałaś entuzjastycznie, otwierając dla niego ramiona.

Powoli, badając teren, aby nie zapeszyć nastroju i nie zrobić ci żadnej krzywdy, przysunął się bliżej, by zaraz objąć cię ramionami.

— Wygodnie? — spytałaś dla pewności.

— Mhm — wymruczał, wyraźnie zadowolony. Nic więcej nie było ci potrzebne do szczęścia.

Wzrok Tamakiego utknął w bransoletce, dumnie spoczywającej na jego nadgarstku. Czerwień przyprószyła jego policzki, kiedy pomyślał, jak wiele pracy musiałaś w nią włożyć, jak dużo czasu spędziłaś, szukając materiałów, a potem nawlekając każdy koralik na rzemyk. Pragnął się odwdzięczyć, musiał się odwdzięczyć, aby pokazać ci drobną, mikroskopijną cząstkę miłości, jaką cię darzył.

NIgdy jej nie zdejmie. Nie ważne czy do snu, czy do kąpieli, czy na jakąkolwiek inną okazję. Już na zawsze pozostanie na jego ręce i tylko utrata kończyny mogła zmusić go do pozbycia się prezentu.

Z tym postanowieniem zamknął oczy, słuchając jeszcze delikatnego tonu twojego głosu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro