wpis 02 - zazdrość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłaś już przyzwyczajona do okazjonalnych wybuchów masowej ilości pracy papierkowej w pracy. Czasami zdarzały się takie dni, kiedy tonęłaś w dokumentach, starając się ogarnąć wszystko o godzinie, która wołała wręcz o pomstę do nieba. Im poważniejsza misja bohaterów pracujących w agencji, tym dłużej musiałaś wypełniać obowiązki asystentki i sekretarki właściciela agencji - Mirio, który sam zwykle obrywał na tym wszystkim najmocniej. W końcu to on wracał do ciebie poobijany, posiniaczony i często ze szwami, prosto ze szpitala. Czasami zdarzało mu się nawet omijać tak ważny punkt i od razu włóczyć się do ciebie, aby nacieszyć oczy i wypełnić dziurę samotności, powiększającą się w jego sercu z każdą minutą odseparowania od jego najdroższej.

Dzisiaj właśnie trafił się jeden z takich dni. A dodatkowa krnąbrność Mirio nie pomagała ci w zachowaniu spokojnej postury. Martwiłaś się o niego, wyglądał, jakby przejechał po nim pociąg czy dwa, ale zamiast jechać do szpitala, postanowił najpierw doczłapać się tutaj, bo, jak twierdził, „stęsknił się za twoimi całusami". W takich chwilach naprawdę nie miałaś do niego siły. Stąpał po cienkim lodzie twojej cierpliwości, na domiar złego skacząc po zamrożonej tafli.

- Mirio, kochanie ty moje, miłości mego życia, mój najdroższy. Masz w trybie instant jechać do szpitala. Przecież ty ledwo stoisz na nogach! Jakim cudem w ogóle zaszedłeś taki kawał drogi w tak marnym stanie?!

- Powiem ci, jak dasz mi buzi - odpowiedział. Ułożył usta w dziubek i zamknął oczy, przekonany, że spełnisz kryterium i nareszcie dostanie to, po co tu przyszedł.

Już miałaś wygarnąć mu, gdzie może sobie wsadzić twoje buzi, oraz, że jak tak dalej pójdzie, to nie dostanie żadnego buzi przez najbliższy miesiąc, ale wystająca fioletowa czupryna zza rogu i skrawek szpiczastych uszu go uratowały. Momentalnie zamknęłaś buzię. Nie usatysfakcjonował cię fakt, że nie otrzymałaś konkretnej odpowiedzi od partnera, ale gdyby nie Tamaki, natraciłabyś jeszcze więcej potrzebnych ci tej nocy nerwów.

- Mam lepszy pomysł - zaczęłaś. Uchylił jedną powiekę, ale jego wyraz twarzy pozostał bez zmian. Miałaś szczerą ochotę parsknąć. Wyglądał komicznie. - Dostaniesz buzi, jak będziesz grzecznym chłopcem i dasz się odwieźć Tamakiemu do szpitala, i poczekasz, jak grzeczny chłopak, pamiętaj, aż skończę podpisywać papiery i wrócę do domu. Co ty na to?

- Hmm - udawał, że zastanawiał się przez chwilę. Zaraz jednak obdarował cię rasowym uśmiechem godnym All Mighta i powiedział - Moja propozycja bardziej mi się podoba.

Nie wybuchniesz. Nie dasz za wygraną.

- TAMAKI!!! - wydarłaś się, zaskakując tym sposobem Mirio. Wzdrygnął się prawie niezauważalnie, ale zaraz wrócił to swojej typowej postawy wiecznie uśmiechniętego, zakochanego na zabój chłopaka. Musiał przyznać, że wyglądałaś niezwykle seksownie w niesprzyjającym dla niego nastroju. Ale tak naprawdę zawsze prezentowałaś się zjawiskowo.

Niemal natychmiast otrzymałaś odpowiedź. Cichutki, drżący głosik zza rogu zapytał:

- T-t-tak, [Nazwisko]?

- Zawieziesz teraz swojego kolegę do szpitala, a potem do domu i wytłumaczysz mu, że ma odpoczywać.

- Niee, ja chcę buzi - zaprzeczył blondyn, który nagle przygarnął cię do siebie, łasząc się policzkiem o twoją głowę.

- Mirio, ile ty masz lat?

- Wystarczająco, aby dostać buzi od mojej bratniej duszy.

Westchnęłaś jedynie z bezsilności.

- Zobaczymy się za parę godzin - zakończyłaś dyskusję - Postaram się uporać się ze wszystkim w godzinę, ale nic nie obiecuję.

Gdyby Mirio był w pełni sił, Tamaki miałby ogromne trudności w odklejeniu go od ciebie. Wyczerpany i poobijany stawał się uległy na użycie siły, dzięki czemu fioletowowłosy z łatwością zarzucił sobie ramię przyjaciela na szyję i przeniósł niemalże cały (niemały) ciężar ciała blondyna na siebie. Stęknął cicho, ale udało mu się zachować równowagę. Wolnym krokiem skierował się w stronę schodów.

- Tamaki, proszę, ja muszę być teraz przy [Imię] - zaskomlał, nawet nie patrząc na przyjaciela. Wzrok wbił prosto w ciebie. W modrych oczach migotała prośba o nieustanne trwanie u twego boku. Ledwo włóczył nogami, ale to nie zwalniało go z posady twojego obrońcy.

- [Imię] niedługo do ciebie wróci - obiecał Amajiki - N-nic jej nie będzie. W końcu nigdzie indziej nie znajdziesz tak dużej ilości bohaterów na metr kwadratowy, jak w agencji.

- Wiem - szepnął, wciąż snując za tobą wzrokiem - Ale tylko ja jestem w stanie zapewnić jej należyte bezpieczeństwo.

Tamaki westchnął, cały czas prąc naprzód. Tutaj rozmowa urwała się na moment.

Fioletowowłosy wolał nie pytać, co Mirio rozumiał przez „należyte bezpieczeństwo". Szczerze mówiąc, był zbyt zlękniony odpowiedzi, mając na uwadze nadopiekuńcze i obsesyjne pobudki kolegi, których był świadkiem nie raz w szkole, w pracy, czy nawet na spotkaniach z blondynem.

Cisza między nimi nie trwała długo, bowiem gdy tylko Mirio otworzył buzię, z jego gardła wypłynął strumień obaw wymieszanych z gloryfikacją twojej osoby. Tamaki mógł jedynie mechanicznie potakiwać, kiedy jego najlepszy przyjaciel wtulał głowę w jego ramię, rozmarzonym głosem opowiadając o twojej wspaniałości. Temat ciebie nie schodził z ust Mirio aż do powrotu do waszego mieszkania. Tamaki odetchnął z ulgą dopiero po zatrzaśnięciu drzwi od samochodu.

Poklepałaś się po policzkach, aby, przynajmniej w małym stopniu, skoncentrować się ponownie na pracy. Im szybciej zaczniesz, tym szybciej wrócisz do Mirio, który zaczynał dosłownie wariować, kiedy nie sprawowałaś nad nim pieczy i nie byłaś w stanie pełnić roli jego osobistej przytulanki. Dla własnego komfortu wolałaś uporać się ze wszystkim w jak najszybszym tempie.

- O, [Imię], właśnie cię szukałam.

Już miałaś ruszyć z miejsca, ale głos twojej współpracowniczki skutecznie cię zastopował. Uśmiechnęłaś się szczerze. Hasemi była twoją koleżanką z biura i mogłaś śmiało powiedzieć, że to z nią utworzyłaś najbardziej zażyłą relację w miejscu pracy W prawdzie nie pisałyście ze sobą, a myśl o wypadzie na szybką kawę nawet przez myśl ci nie przeszła, Hasemi i tak wypełnia część twojego serca i byłaś wdzięczna, że trafiła ci się tak wspaniała znajoma.

Zastanawiałaś się tylko, czy słyszała twoją... nietypową rozmowę z Mirio. Jeśli rzeczywiście podsłuchała co nieco, miała okazję zobaczyć swojego przełożonego z zupełnie innej, całkowicie nieprofesjonalnej strony. Wolałaś jednak o to nie pytać. Zamiast tego, zwróciłaś się do niej w sprawie twoich poszukiwań.

- Coś się stało?

- Nic wielkiego - machnęła ręką - Nie jestem po prostu pewna jak wypełnić pewien raport i pomyślałam, że poproszę o pomoc najlepszą pracowniczkę w kadrze.

- Nie podlizuj się - upomniałaś figlarnie.

- Zapewniam cię, że nie byłaś jeszcze świadkiem mojego podlizywania - zachichotała - Więc... mogę prosić najlepszą pracowniczkę o pomoc?

- Możesz - przekręciłaś oczami.

- Jesteś wielka, skarbie. Obiecuję, że kiedyś odwdzięczę się za ten akt litości nad strapioną duszą.

- Dramatyzm jak zwykle w punkt.

W odpowiedzi puściła do ciebie oczko.

Jak dobrze, że Mirio nie było w pobliżu.

###

Papierkowa praca, która w teorii miała ukraść ci godzinę z życia, tak naprawdę gwizdnęła dwie i pół. Głównie była to sprawka Hasemi oraz jej raportu, nad którym głowiłyście się znacznie dłużej, niż powinnyście. Dopiero po wnikliwej burzy mózgów oraz drobnej kawie, udało wam się wykombinować, co zamieścić na czystym papierze, aby miało to ręce i nogi.

W podzięce, Hasemi zaproponowała, że podwiezie cię do domu, twierdząc, że będzie to pierwsza rata spłaty długu zaciągniętego u ciebie.

Z początku byłaś sceptyczna co do tego pomysłu. Zwykle to Mirio podwoził cię do domu, bo kończyliscie pracę w tym samym czasie, ale w jego obecnym stanie, wolałaś, aby nie siadał za kierownicą. Nie miałaś pewności, jak zareagowałby na wieść, że twoja koleżanka odbiera mu przyjemność wspólnej jazdy do mieszkania, ale myśląc o tym, jak dużą trasę musiałabyś pokonać pieszo, wycieńczona, głodna i otoczona potencjalnym zagrożeniem (kiedy dokładnie przejęłaś po nim tendencje do wyolbrzymiania pewnych codziennych, niegroźnych czynności?), zdecydowałaś się skusić na propozycję koleżanki.

Rozmowa w aucie kleiła się i wprawiła cię w całkiem niezły nastrój, rekompensatę za stres przelany tego dnia w pracy. Nawet nie zauważyłaś, kiedy zatrzymałyście się pod zamieszkiwanym przez ciebie dużym apartamentowcem. Mirio stał już przed klatką schodową, ubrany w grubą bluzę z jego kreskówkową podobizną. Spojrzałaś na niego spod byka, chociaż nie był w stanie tego zobaczyć.

- Dziękuję, uratowałaś moje nogi przed śmiercią - powiedziałaś, łapiąc za klamkę wewnętrzną.

- Do usług. Jakbyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała, możesz śmiało przychodzić do mnie. Jestem twoją dłużniczką, pamiętaj.

- Coś się wymyśli. Do zobaczenia - pożegnałaś się, po czym otworzyłaś drzwi.

- Do zobaczenia - odpowiedziała. Nie byłaś w stanie zobaczyć drobnego rumieńca na jej policzkach oraz z lekka uniesionego kącika ust.

Jakimś cudem doszłaś do twojego czekającego chłopaka, który nie marnował czasu i od razu otoczył cię ramionami, okrywając twoją twarz warstwą szybkich pocałunków.

- Hej, przecież prosiłam cię, abyś czekał na mnie w mieszkaniu. Nie możesz się teraz nadwyrężać! - próbowałaś upomnieć go między pocałunkami, ale ciężko było przemówić mu do rozumu, kiedy wchodził w tryb spragnionego czułości chłopaka, który nie widział swojej partnerki od co najmniej miesiąca. W jego przypadku jednak, miesiąc kurczył się do zaledwie kilku godzin.

- Nie mogłem się powstrzymać - wyznał, na razie kończąc z całusami - No i nadal nie dostałem od ciebie buzi.

- Dostaniesz, jak tylko położysz się do łóżka i będę mieć pewność, że spokojnie się rehabilitujesz.

Wydął dolną wargę.

- A mogę chociaż wnieść cię po schodach?

- Innym razem, Mirio.

- No to jeszcze jedno pytanie - nagle całkowicie spoważniał. Zmarszczył brwi, patrząc na ciebie tak intensywnie, że na twoich przedramionach wyłoniła się gęsia skórka. - Dlaczego nie pozwoliłaś swojej braniej duszy zawieźć się do naszego domu, ale zezwoliłaś na to znajomej z pracy, która teraz wie gdzie mieszkamy?

Blondyn świadomie o tym nie wspomniał, nie chcąc sprawiać ci dodatkowej przykrości, ale kiedy odpisałaś mu, że dzisiaj podwiezie cię tak naprawdę obca ci osoba, pewna część Mirio umarła. Odebrał to jako atak w jego stronę. Wolałaś towarzystwo przypadkowej osoby z agencji, niż towarzystwa kogoś, z kim było ci pisane spędzić całe życie, kogo powinnaś stawiać na piedestale, tak jak on ubóstwiał, adorował, a nawet czcił ciebie.

Impulsywnie wtulił się w ciebie mocniej, nie przerywając kontaktu wzrokowego nawet na milisekundę. Siniaki bolały go przy nacisku, ale ten nietrwały ból nie mógł się równać z cierpieniem złamanego serca.

Nie lubił, kiedy polegałaś na innych. W jego idylli, to on wykonywał za ciebie każdą możliwą czynność, abyś ty mogła cieszyć się życiem u jego boku. Pragnął jedynie twojego szczęścia, więc jak miał czuć się, gdy kierowałaś swój uśmiech do praktycznie obcych mu osób, które nie miały pojęcia, jak wiele był w stanie poświęcić, aby ten uśmiech wywołać.

Sporadycznie okazywał zazdrość, czy robił się zaborczy, ale dzisiaj udało ci się popchnąć go do osiągnięcia limitu. Przez krótki moment, w jego głowie buzowała myśl, że powinien pokazać tej kobiecie, że jesteś zajęta, tworzysz z nim szczęśliwy związek, a ona nie powinna obracać się w twoim gronie znajomych.

Był zazdrosny o każdą sekundę niespędzoną z tobą.

Dopiero kiedy ujęłaś jego policzek, zdał sobie sprawę, że zacieśnił uścisk, na pewno sprawiając ci ból.

- Przepraszam! - powiedział rozgorączkowany. Powagą ustąpiła miejsca zmartwieniu. - Nie chciałem cię skrzywdzić, nigdy nie skrzywdził bym cię umyśle.

- Kazałam ci zostać w domu, bo się o ciebie martwię, Mirio - odpowiedziałaś na wcześniejsze pytanie - Jazda samochodem na pewno zadałaby ci masę bólu, sądząc po wynikach, które przesłał mi Tamaki. Teraz jest czas twojej rehabilitacji i na tym powinieneś się skupić.

- Nie chcę skupiać się na sobie - wyznał - Mój świat kręci się wokół ciebie. Moje istnieje jest nierozerwalnie związane z twoim i moim obowiązkiem jest zapewnienie ci dogodnego życia, gdzie zawsze byłabyś szczęśliwa.

- Jesteś idiotą - westchnęłaś.

- Obawiam się, że tak - wtulił się w ciebie mocniej, cień uśmiechu igrał na jego ustach - Ale... postaram się zastosować do twojej rady, jeżeli cię to rozweseli.

- Powoli, ale do przodu - pocałowałaś go w nosek - No, a teraz chodźmy. Mam dzisiaj straszną ochotę na pizzę.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

Bez najmniejszego problemu podniósł cię i rozpoczął marsz do windy, ignorując twoje krzyki sprzeciwu. Nigdy nie wymagał od ciebie zbyt dużo, jedynie, abyś trwała już na zawsze przy nim i odpowiadała na jego miłość, ale tym razem postanowił narzucić ci rekompensatę za kalające go uczucie zazdrości, barwiące jego duszę na czarno.

Nie mógł natomiast pozwolić, by taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Na samą myśl o twojej znajomej, która z każdym dniem wchodziła z butami do waszego życia coraz głębiej i głębiej, czuł okalającego go uczucie urzeczywistnienia jego najkrwawszych oraz najskrytszych pragnień.

Może nie wyleje jej jutro, ani pojutrze. Ale kiedyś nadejdzie dzień, kiedy pozbędzie się jej raz na zawsze, a ty ponownie będziesz mogła skupić się tylko na nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro