wpis 03 - zazdrość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tamaki od dziecka bał się dużych skupisk ludzi. Świadomość tracenia własnej wartości w grupie, poczucie nieistnienia, lęk przed niechcianym dotykiem czy rozmową, strach przed możliwością znalezienia się w centrum czyjejś uwagi, kiedy tak naprawdę, jedyne czego pragnął to zostawienie go w spokoju — wszystkie te doznania towarzyszyły mu niemal za każdym razem, kiedy musiał opuścić bezpieczną bańkę wyznaczonej przez siebie strefy i pokazać światu, że istnieje, zwracać na siebie zbędną uwagę, na którą również nie zasługiwał.

Zanim pojawiłaś się w jego życiu, to Mirio stanowił tłumik dla tych wszystkich niepotrzebnych, ale zdradliwych i gorzkich myśli, dręczących Tamakiego chociażby na przeludnionych szkolnych korytarzach. Przyjaciel zawsze wiedział, jak mu pomóc, przynajmniej na chwilę stłumić tłok w jego głowie. Polegali na sobie, w końcu znali się od dziecka i wiedzieli o sobie prawie wszystko.

Ale potem, kiedy wyznałaś Tamakiemu uczucia i zostaliście parą, Mirio zszedł na dalszy tor. To ty stałaś się podporą dla kompleksów swojego partnera, naturalnie pomagając mu, najczęściej nieświadomie, powstrzymać ataki paniki albo zdusić w zarodku strach związany z tłumami. Sam Tamaki nie był pewny, kiedy dokładnie doszło do zamiany ról, ale nie śmiał narzekać. Prawdę mówiąc, twoja skuteczność była znacznie lepsza niż u Mirio, nie uwłaczając promykowi słońca oczywiście. 

Jednakże wraz z zyskaniem wspaniałej dziewczyny, pojawiły się nowe lęki związane z tłumami, tym razem związane z twoją osobą. Każde wasze wspólne wyjście z czterech ścianach jego, bądź twojego pokoju, napawało go właśnie tymi nowo nabytymi lękami, nad którymi nie potrafił tak łatwo zapanować. Dzisiejszy dzień również nie różnił się od reszty. 

Czekaliście na rozpoczęcie lekcji na stołówce szkolnej, trwała bowiem przerwa na drugie śniadanie. Wokół panował gwar, młodsi uczniowie i wasi rówieśnicy co pewien czas mijali wasz stolik, rozmawiając i śmiejąc się głośno, przeszkadząc wam w spokojnym cieszeniu się sobą, przynajmniej w odczuciu Tamakiego. Trochę nielogiczny tryb myślenia z uwagi na publiczność tego miejsca. Mirio i Neijire nie było akurat z wami, wybrali osobny stolik na niemą prośbę przyjaciela, który ostatnimi czasy nie miał zbyt dużo okazji zostać z tobą sam na sam. Był im za to niezwykle wdzięczny, zwłaszcza, że teraz potrzebował twojego towarzystwa. Tylko twojego towarzystwa. Bez niepotrzebnych zapychaczy i odwracaczy uwagi. Tylko ty i on, tak jak powinno być. Tak jak sobie wymarzył.

— Myślałam, że umrę na majcy — zainicjowałaś rozmowę, wzdychając ciężko, kiedy usiedliście po odbiorze wybranych dań. Oparłaś głowę o sztywne ramię Tamakiego. Nie spodziewał się dotyku, stąd drętwość mięśni, ale bardzo szybko się rozluźnił, choć żarty z twojej śmierci, nawet tak niewinne, zawsze doszczętnie go przerażały. Nie powinnaś nigdy żartować z tak poważnego tematu.

— D-dobrze się czujesz? — zapytał dla pewności, spoglądając na ciebie wzrokiem wypełnionym panicznym zmartwieniem.

— Teraz już tak — zapewniłaś. Drobny uśmiech wkradł się na twoje usta. — Dzięki, że się martwisz.

— To nic takiego — odparł, tym razem już mniej pewnie i znacznie ciszej — Pomogę ci z pracą domową — nie pytał, stwierdzał raczej fakt — Jeśli chcesz, oczywiście — poprawił się, besztając się w myślach za brak zostawienia ci możliwości wyboru za pierwszym razem.

— Oj Tamaki, nie musisz się mnie pytać o takie rzeczy — odpowiedziałaś — Nikogo innego bym przecież nie poprosiła o pomoc — podniosłaś go dodatkowo na duchu, z satysfakcją obserwując, jak burzy się mur niepewności w mowie ciała Tamakiego. Zupełnie zrelaksowany, dopiero teraz zaczął jeść. Jego myśli koncentrowały się jednak bardziej na tobie, twoim ciele, które opatulało go swoim ciepłem, a także samej bliskości, niż na przyjemności z jedzenia. W jego hierarchii potrzeb i tak stałaś wyżej niż marne potrzeby fizjologiczne. 

— Co powiesz na krótki spacer po lekcjach? — zaproponowałaś.

Nie zdążył ci jednak odpowiedzieć. Rozdziawił usta, pragnąc wyrazić skromny zachwyt nad twoim pomysłem i oczywiście się zgodzić, ale pojawienie się przy waszym stoliku znajomej twarzy wszystko zepsuło. Był to wasz kolega z klasy, bardzo przyjacielski gość, na którego Tamaki w normalnych okolicznościach prawdopodobnie nie zwróciłby większej uwagi i nie żywiłby względem niego żadnych przykrych uczuć. Był jednak jeden problem, który sprawiał, że życzliwa twarz intruza w oczach Tamakiego spowijała się złowrogim cieniem. 

— Hej, hej, nie chcę wam przeszkadzać, ale muszę na chwilę zająć czas [Nazwisko] — uśmiechnął się delikatnie, przepraszająco. Nie wchodził w twoją przestrzeń osobistą, stał potulnie pół metra od stolika, ale na oko Tamakiego to pół metra kurczyło się do pół centymetra. Za blisko!

Oderwałaś się od jedzenia, spoglądając pytająco na człowieka, który przeszkodził ci w spokojnym konsumowaniu w towarzystwie ukochanego. Ah, no tak, to ten gościu od szkolnego projektu. Zostaliście sparowani na mocy nauczycielskiego losowania bez możliwości zmiany partnera. Tamten dzień dramatycznie wyrył się w pamięci twojego chłopaka, jako najgorszy dzień w jego życiu, chociaż ty nie widziałaś w tym nic tragicznego. Odbębnisz swoją część roboty i wracasz w ramiona Tamakiego, który zresztą nie miał zbytnio prawa narzekać, bo trafiła mu się Neijire. Cóż, kilka godzin pocieszania i wycierania łez jasno mówiło jednak co innego.

— Mhm, już idę — odpowiedziałaś. Na moment jeszcze odwróciłaś się do swojego chłopaka, teraz drżącego delikatnie i błagającego cię mową ciała, abyś go nie opuszczała. Twoje serce krwawiło na ten widok i przez krótką chwilę miałaś ochotę odesłać intruza z kwitkiem, ale obowiązki to obowiązki. Poza tym, nie przypuszczałaś, że zostawisz go na długo. Najwyżej później sowicie mu się odwdzięczysz. — Przepraszam, Tamaki, zaraz do ciebie wrócę — pocałowałaś go jeszcze w policzek i wraz z twoim zniknięciem, Tamaki poczuł jak pewna część jego ciała umiera.

Natychmiast sięgnął do bransoletki, najbliższej mu teraz cząstki ciebie, aby powstrzymać nadchodzącą falę paniki. Na pewno nie zostawiłaś go na zawsze, prawda? Tak jak obiecałaś, zaraz wrócisz, a na ciebie zawsze mógł liczyć. 

Właśnie dlatego nienawidził przebywać w tłumie. Ryzyko, że ktoś cię ukradnie, jakiś podrzędny chłopak, który nie zasługiwał nawet na przebywanie w twojej boskiej obecności, było zbyt duże, aby Tamaki mógł ryzykować spełnieniem takiego scenariusza. A jednak do tego dopuścił. Pozwolił, aby ktoś, kto absolutnie nie miał prawa nazywać się twoim partnerem, choćby w kontekście czysto biznesowym, podwędził cię tuż spod jego nosa. Był żałosny, za słaby, zbyt nieodpowiedzialny, by stanowić twoją drugą połówkę. Zasługiwałaś na kogoś znacznie lepszego, ale jednocześnie Tamaki był jedyną osobą, która wiedziała jak o ciebie dbać i cię chronić. Potrzebowałaś go, tego jednego był pewny.

Wiedział, że był zazdrosny, doskonale znał to świerzbiące uczucie w dłoniach, przygotowujących się do walki o ciebie, ale nigdy nie używał w stosunku do rywali tego konkretnego słowa. Była to raczej troska.

Nieufność i powściągliwość w stosunku do ludzi sprawiły, że Tamaki wyrobił w sobie obowiązek odpychania cię od obcych mu ludzi, których prawdziwe intencje były mu całkowicie nieznane. Owszem, mógł się domyśleć, że wasz kolega z klasy zabrał cię od niego ze względu na załatwienie spraw związanych z projektem, ale równie dobrze mógł teraz próbować wyznać ci miłość, czy się narzucać, a może nawet skrzywdzić. Aż zrobiło mu się niedobrze.

Nienawidził tego, jak łatwo mógł cię stracić. Jak łatwo przypadkowa osoba mogła podejść do ciebie i po prostu cię zabrać, ukraść mu jedyną osobę, dla której tak naprawdę kontynuował swoje istnienie. Dla niego ty nigdy nie byłaś drugim wyborem. Zawsze stawiał cię na pierwszym miejscu, nie ważne w jakiej sytuacji. Poczuł się jeszcze gorzej. Nie chciał cię o nic oskarżać. Przecież rozumiał, że nie mogłaś tak po prostu olać szkolnych obowiązków. Nawet dla niego. Bolało.

Gdyby tylko był śmielszy, gdyby tylko nie odczuwał strachu przed konfrontacją, ten chłopak, nie, intruz, już dawno znałby swoje miejsce. Nie miałby odwagi tak po prostu podejść do waszego stolika i cię sobie zabrać, jakby nigdy nic. Czy teraz też obdarowywał cię uśmiechem, czy śmiałaś się z jego żartów, czy lepiej bawiłaś się w towarzystwie tego wypłosza, niż w towarzystwie własnego chłopaka? Nie, na pewno nie. Byłaś na to za dobra, zbyt kochana, zbyt jego.

Ciemne oczy spowiła mgła gniewu. Zacisnął drugą rękę na bransoletce, dokładnie czując na opuszkach prawie każdy jej element. Prezent od ciebie. Jego własność. Coś, czego nigdy nie podarowałabyś tamtemu chłopakowi, ani żadnej innej osobie na świecie. Bo kochałaś tylko jego, dbałaś tylko o niego, tak jak on dbał tylko o ciebie, pomijając nawet siebie i najbliższych przyjaciół. Nikt inny nie miał takiej drugiej bransoletki od ciebie. Nikt inny, tylko on.

Chciał go skrzywdzić. Naprawdę chciał go skrzywdzić. Skrzywdzić go tak, że już nigdy nie zostaniesz z nim sparowana na żadnej inny projekt, na żadną inną okazję, bez względu na to, czy było to dzieło przypadku, czy też spisek nauczyciela. Tamten chłopak musiał otrzymać nauczkę.

Ale Tamaki był na to za słaby. Pozostały mu jedynie fantazje i dusząca, trawiąca wszystkie jego wnętrzności niewidzialnym płomieniem zazdrość, która z każdą sekundą przybierała na sile. Potrzebował cię teraz przy sobie. Tylko ty byłaś w stanie położyć kres temu odurzającemu, okropnemu uczuciu, które pustoszyło jego ciało, wywierając presję mordu na prawie każdej komórce jego ciała. 

Wróć do niego. Połóż temu kres. Wróć!

— Już jestem!

Nie zareagował zaskoczeniem. Nie podskoczył w miejscu tak, jak się tego spodziewałaś. Po prostu jego uszy wyprężyły się w górę jak struna, a ciało zareagowało szybciej, niż zdążył zastanowić się co robi, pomyśleć, że wciąż znajduje się na szkolnej stołówce, że boi się dotyku, również tego twojego. Po prostu przytulił się do ciebie, chłonąc niewypowiedziane wsparcie i nareszcie gasząc szkarłatny płomień zazdrości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro