wpis 03 - zazdrość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obecnie trwająca misja nie była nadzwyczaj skomplikowana. We współpracy z kilkoma niezależnymi złoczyńcami, Liga złoczyńców obrała za cel dalsze zbieranie informacji o uprzykrzającej się im klasie pierwszej A. Chociaż Tomura uważał kooperację za duży błąd, z uwagi na potencjał indywidualności oraz znajomości z Giranem zdecydował się tymczasowo przyjąć ich do siebie na krótki okres czasu. Mieli dowiedzieć się kilku konkretnych rzeczy, a potem pakować manatki i nie przeszkadzać Lidze w interesach. Tak przedstawiał się cały plan. 

Wydawać by się mogło, że pomimo początkowej niechęci Shigarakiego i on przekonał się, że czasami wpuszczanie ludzi z zewnątrz może być korzystne, ale rzeczywistość prezentowała się nieco inaczej. Owszem, znacznie szybciej zyskiwał nowinki o interesujących go nastolatkach z UA, ale to wciąż była masa ludzi, którzy zakłócili jego dotychczasową harmonię. WASZĄ dotychczasową harmonię. 

Ileż to razy był świadkiem jak ktoś niegodzien nawet spoglądania w twoją stronę, wlepia w ciebie swoje obrzydliwe gały, uśmiechając się odpychająco pod nosem. Nie trudno było się domyślić o czym konkretnie myślał i sam fakt, że Tomura nie był w stanie sprowadzić jego myśli na właściwe tory, wywoływała u niego białą gorączkę. W takich chwilach zawsze musiałaś go uspokajać, inaczej rozniósłby całą kryjówkę w drobny mak. 

Tobie oczywiście takie spojrzenia nie przeszkadzały. Miałaś gdzieś debili, którzy nie byli warci twojej uwagi, ale Shigaraki miał zupełnie inne zdanie na ten temat. Nie obwiniał ciebie, oczywiście, że nie, ale życzenie śmierci osobom oddychajacym w twoją stronę to już inna sprawa. Łatwo stawał się zazdrosny. Mogłaś nawet powiedzieć, że zbyt łatwo. 

Był zazdrosny o Dabiego, który czasami flirtował z tobą, aby wkurzyć swojego szefa, był zazdrosny o Togę, która czasami uczepiła się ciebie, szukając komfortu. Często był zazdrosny o fikcyjne postacie z gier czy seriali, które przykuły twoją uwagę bardziej niż sobie tego życzył. Skoro zgodziłaś się zostać jego, teraz powinnaś zdawać sobie sprawę z konsekwencji i nie wykazywać zainteresowania żadnym żywym (lub nie) stworzeniem. 

Zazdrość drażniła jego kompleksy, wyzwalała je na zewnątrz i przypominała o swoich cechach, których szczerze wolałby głośno nie adresować. Zdawał sobie sprawę z tego, jaki był naprawdę, jak ciężki był jego charakter i że zasługiwałaś na znacznie więcej niż on, ale nie był w stanie tak łatwo się poddać. Jeżeli wpadłaś w jego sidła, już nigdy się z nich nie wydostaniesz. Bał się jednak, że cię straci. Że pojawi się ktoś lepszy, ktoś kto cię mu ukradnie i zabierze jedyny powód do kontynuowania tej całej szopki zwanej życiem. Dlatego musiał się bronić. A w tym przypadku najlepszą obroną był atak.

Dzisiejsze spotkanie odbywało się w porzuconym trzypiętrowcu, usytuowanym w jednej z mniej zaludnionych ulic. Biznes kwitnął w pustym pomieszczeniu, noc obfita była w przydatne plotki. Tylko drobna cząstka dźwięków miasta docierała do twoich uszu. Oparta ścianę, będącą częścią szkieletu niedokończonego okna, wpatrywałaś się w cudze życia Japonii. Wydawałaś się nieobecna, kompletnie niezainteresowana przebiegającą tuż obok ciebie rozmową, ale tak naprawdę zawzięcie przysłuchiwałaś się co mają do powiedzenia “bezmyślne NPC” jak lubił nazywać ich Tomura. 

— Oczekuję wiadomości zwrotnej za tydzień góra. Nie możecie sobie pozwolić nawet na sekundę wolnego — zarządził twardo Tomura, dając jasno do zrozumienia, że spotkanie dobiegło końca — Idziemy, [Imię].

— Już, już — zsunęłaś się zgrabnie z parapetu i dołączyłaś do swojego partnera. Jego czerwony płaszcz zawirował delikatnie, wprawiony w ruch, kiedy ruszyliście do wyjścia. 

W normalnych okolicznościach odebrałby was Kurogiri, ale tej nocy mieliście nieco inne plany. Po długim namawianiu udało ci się przekonać Tomurę na krótki spacer. Ostatnimi czasy zbyt długo przesiadywał w swoim pokoju, chciałaś, aby zażył trochę świeżego powietrza. Oczywiście nie było mowy o żadnych sportach ekstremalnych, jak wypad do kina, czy do galerii z oczywistych i mniej oczywistych przyczyn, ale mała przechadzka po wypełnionych tajemnicą i złem ulicach jak najbardziej mu odpowiadała. Przynajmniej nie będzie musiał się martwić o niepotrzebną atencję.

— Myślisz, że park to dobry pomysł? — zapytałaś, nabierając ochoty na kontakt z zielenią.

— Myślę, że cały ten spacer to zły pomysł — odparł lekko zirytowanym głosem.

— Oh, nie bądź taki — przekręciłaś oczami — Od czasu do czasu muszę wepchnąć w ciebie coś zdrowego. Beze mnie dawno byś wykitował — uśmiechnęłaś się zadziornie, szturchając go łokciem w ramię.

— Może masz rację — wymamrotał, posyłając ci nieśmiałe spojrzenie. Jak na mordercę i kanalię potrafił być naprawdę uroczy. 

— Przyznałeś mi rację. Czuję się dowartościowana — napawałaś się tym uczuciem, dopóki znowu nie zabrał głosu, czyli nadzwyczajnie szybko.

— Nie przyzwyczajaj się.

Wasza swoboda nie trwała jednak zbyt długo. Rozluźnienie Tomury, które tak bardzo chciałaś dzisiaj zobaczyć i już zaczynałaś cieszyć się z tego, że opuszczał go stres, ustąpiło miejsca agresywności i napiętym mięśniom, kiedy jeden z podwładnych zatrzymał was tuż przy wyjściu. 

— Czego, do cholery, chcesz?! — zagrzmiał. Ledwo powstrzymywał się przed zabiciem szkodnika. 

Pokrótce wyjaśnił mu sytuację. Chodziło oczywiście o pieniądze, temat, który Tomurze wydawał się jasno ustalony zaraz na początku współpracy. Najwyraźniej miał nieprzyjemność pracować z jeszcze większymi debilami, niż się spodziewał. 

— Załatwcie to na spokojnie — zasugerowałaś — Poczekam tutaj, Tomura.

Przez chwilę się nie odzywał, ale zaraz zabrał głos. 

— Zrób krok, a pożegnasz się z nogami — zagroził, ale niespecjalnie się tym przejęłaś. Były to tylko puste słowa wykwitłe z krótkofalowego gniewu — Zaraz wracam.

— Krótko z nimi — dodałaś jeszcze, ale nie uzyskałaś specjalnie barwnej reakcji. 

Oparłaś się o krótką ścianę nieistniejących drzwi i skrzyżowałaś ramiona na piersi, cierpliwe czekając, aż Shigaraki wyjaśni wszystkie nieporozumienia. Nie spodziewałaś się tylko, że będziesz miała towarzystwo.

— Co jest, szef cię wystawił? — zagadał jeden ze złoczyńców, który chyba najbardziej cię zainteresował. Wyglądał, jakby w ogóle nie nadawał się do tej roboty. Nosił w oczach empatię, nigdy nie stawiał na swoim, nie podzielał poglądów żadnego członka Ligi, a tym bardziej Tomury. Doprawdy, skąd się urwał i co tutaj robił? Znając życie stawka toczyła się o pieniądze.  

— Wydaje mi się, że gówno cię to obchodzi — odpowiedziałaś bez wyrazu, obojętnie, nawet na niego nie patrząc. Jeżeli nie odejdzie stąd w przeciągu minuty, zabijesz go ty albo Tomura. Jego los był już przesądzony w momencie, kiedy postanowił otworzyć gębę, nieważne jak przyjazny by nie był. Powinien znać zasady, jeśli umiał dobrze obserwować. Byłaś nietykalna. 

— Spokojnie, chciałem tylko zagadać — uniósł ręce do góry w geście poddania.

— Zmykaj stąd, młody — kiwnęłaś głową w stronę wyjścia.

— Daj mi minutkę, dobrze?

Za minutkę to ty będziesz martwy, złotko — pomyślałaś.

— Nie, sprawy biznesowe dobiegły końca, a ja nie pozwalam sobie na prywatę — odpowiedziałaś spokojnie, lecz stanowczo, jasno dając do zrozumienia, że nie masz ochoty na rozmowy.

— Aww, szkoda. Mam tylko małe pytanko do ciebie.

— Do domu! — warknęłaś w marnej próbie uratowania mu życia. 

— Hej, hej, spokojnie — odgrodził się o ciebie rękami — Złość piękności szkodzi — puścił perskie oczko, a ty przekręciłaś oczami — Znasz może kogoś u kogoś przy kasie?

— Nie będziesz miał okazji kogoś takiego poznać — odpowiedziałaś spokojnie, bez żadnej złośliwości, czy sadyzmu. 

Patrzyłaś bez wyrazu, jak przekrzywia delikatnie głowę, nie rozumiejąc o co ci konkretnie chodzi. A potem przestał istnieć.

Pięć palców spoczęło na jego głowie, przerywając życie młodego człowieka. Zmienił się w proch, ujawniając ci iście dymiącego ze złości Tomurę. Nie śmiałaś odwrócić wzroku. Nie, kiedy był w tak zachwianym stanie. 

Po kilku sekundach między wami nie istniała już żadna przeszkoda. Jakby tamtego chłopaka nigdy tutaj nie było. Nie pierwszy raz miałaś do czynienia ze śmiercią osób, które odważyły się okazać ci koleżeńskie stosunki. Mogłaś nawet pokusić się o stwierdzenie, że ten przypadek został potraktowany wręcz ulgowo, ginąc na miejscu. Inni nie mieli takiego szczęścia. Tomura bardzo lubił bawić się swoimi rywalami. A jeszcze bardziej lubił bawić się z nimi z widownią w czasie rzeczywistym — tobą, aby odświeżyć ci pamięć co do żelaznych reguł waszego związku. W twoim życiu najważnieszy był i zawsze będzie Tomura, a nie ten frajer dławiący się łzami po zdezintegrowaniu mu połowy ręki. 

— Zrobił ci coś? — przełamał ciszę — Próbował namówić, zaoferować coś lepszego? 

— Za mało mi ufasz — westchnęłaś. Trzęsły mu się dłonie, więc zgarnęłaś je w swoje, uważając, aby przypadkiem nie podzielić losu chłopaka.

— Za bardzo ci ufam — odparł — To reszta jest problemem. To innym nie ufam wcale. — twoje mozolne głaskanie jego suchej skóry na knykciach nieco go uspokoiło — Nie muszę ci przypominać, że to prędzej czy później spotka każdego kto z tobą rozmawiał?

— Nie musisz, nie mam jeszcze problemów z pamięcią — uśmiechnęłaś się delikatnie, pomimo wagi waszej rozmowy — Nie obchodzą mnie inni, Tomura. Tylko ty jesteś dla mnie ważny.

W ciszy opustoszałej ulicy mogłaś wręcz usłyszeć, jak szybko bije mu serce. Do życia nie potrafiło pobudzić go nawet morderstwo, a tak proste, acz kluczowego dla jego istnienia słowa, sprawiały, że rodził się na nowo, że zapominał o swoich niedoskonałościach i wszelkich obawach. Tylko ty miałaś na niego taki efekt. Tylko ty byłaś w stanie wskrzeszać go wciąż na nowo. 

Sam zainicjował kontakt. Schował się przed światem w twoich ramionach, odreagowując poczucie niższości, jakie wywołał w nim widok tamtego chłopaka rozmawiającego z tobą. Nie obchodziło go kim był, jakim darem władał, jak bardzo przydatny był dla niego. W tamtej chwili jego umysł zalała fala żądzy krwi, a jej kolor podsycała zawiść. Nic nie mogło powstrzymać go przed morderstwem.

Czując na sobie twój dotyk, udało mu się uspokoić.

— Jesteś moja — wymamrotał w twoje ramię.

— A ty jesteś mój — nie mógł się nie zgodzić. Każda komórka jego ciała należała do ciebie.

— To co? Przekonałeś się do tego parku?

Z jękiem niezadowolenia oderwał się od ciebie. Wrócił do “normalności”. Jakby ta potulna, łasa na pieszczoty część jego osobowości nigdy nie istniała. 

— Gdybyś nie odpowiadała tamtemu NPC, może rozważyłbym twoją propozycję. Teraz o parku możesz tylko pomarzyć.

— To on zaczął, ja tylko próbowałam się bronić — wzruszyłaś ramionami — Poza tym, co to za różnica, skoro i tak skończyłby martwy.

Tomura uśmiechnął się, trochę za szeroko jak na standardy zdrowych ludzi. 

— Masz rację. Skończyłby martwy — powtórzył twoje słowa. 

Pospiesznie założył rękawiczkę, aby móc bez obaw trzymać cię za rękę. Drugą natomiast zostawił bez ochrony. Na wypadek pojawienia się kolejnego rywala.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro