wpis 04 - nadopiekuńczość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdyby zapytać kogoś z najbliższego otoczenia Tamakiego, ile czasu spędza ze swoją dziewczyną, zapewne odpowiedź brzmiałaby następująco:

“Zawsze widuję ich razem”.

Wykluczając obowiązkowe patrole, które nie zawsze odbywaliście razem (chociaż oboje pracowaliście pod skrzydłem Fat Guma), towarzyszliście sobie praktycznie wszędzie. Na przerwach, w dormitorium, czy w życiu pozaszkolnym, nie było dnia, kiedy musieliście się rozstać na dłużej niż parę godzin, które i tak z punktu widzenia Tamakiego przeciągały się do całej wieczności. Musieliście nieprzerwanie być blisko siebie, inaczej twój chłopak wpadał w panikę. Jedynie dokładna wiedza o tym, gdzie obecnie się znajdujesz i co robisz, pozwalała mu opuścić gardę. Ale tylko na moment.

Dlatego wasi koledzy z klasy mogli bardzo się zdziwić, gdyby zobaczyli, że nie ma cię u boku Tamakiego. Tak, pierwszy raz od niepamiętnych czasów Tamaki spędzał czas w gronie dwójki bliskich mu przyjaciół, z którymi tworzył Wielką Trójkę UA. Do spotkania doszło całkowicie przypadkowo. Ty skończyłaś swój patrol grubo wcześniej niż twój chłopak, więc postanowiłaś ewakuować się do dormitorium po ciężkim i męczącym dniu ganiania za złoczyńcami. Absolutnie nie miał ci tego za złe. Sam wysłałby cię do domu i przy okazji wrócił razem z tobą, aby móc się tobą opiekować, ale niestety był zmuszony pozostać w mieście nieco dłużej niż zwykle i wasze drogi się rozeszły. A potem, jakże dziwnym zrządzeniem losu, wpadł najpierw na Mirio wracającego ze sklepu, a później Neijire, również świeżo po patrolu. Z czyjś ust padło słowo “kawiarnia” i w ten sposób Tamaki skończył na spotkaniu z przyjaciółmi, bawiąc się niespotykanie dobrze, jak na brak ciebie u boku. Nie zmieniało to jednak faktu, że tęsknił za tobą niemiłosiernie i oddałby dużo, abyś mogła być tutaj z nim teraz.

— Dawno nie widziałam się z Eri — zagaiła Neijire, kierując wypowiedź bardziej w stronę Mirio, który aż rozpromienił się na wzmiankę o jego młodszej siostrzyczce — Jak się czuje?

— Świetnie! Odzyskuje pewność siebie. Bardzo się zmieniła od czasu, wiecie…

— Muszę ją kiedyś odwiedzić. O, Tamaki — podniósł delikatnie głowę — możemy iść razem z [Imię]! 

— Od zawsze wiedziałem, że jesteś geniuszem — pochwalił Mirio — Bardzo dobry pomysł. Eri na pewno się ucieszy.

— Na-naprawdę? [Imię] też powinna być zadowolona. Pytała się mnie nawet ostatnio o Eri. 

— Aww, miło z jej strony — tak niewinna uwaga (i to jeszcze z ust najbliższego przyjaciela), a Tamaki już poczuł, jak zazdrość szepta mu do ucha słowa, których nikt nigdy nie powinien usłyszeć — No to jesteśmy umówieni. Możemy iść jutro. Im szybciej tym lepiej — puścił perskie oczko — Aż stęskniłem się za Eri— jęknął, nagle smutniejąc, co wpłynęło na całą jego mowę ciała. Ramiona Mirio opadły znacznie, a usta ułożyły się w podkówkę.

— Przecież widziałeś się z nią dosłownie przedwczoraj — zauważyła Neijire, popijając zamówioną bubble tea.

— Widzisz co robi z tobą miłość. Nic dziwnego, że Tamaki wariuje bez swojej dziewczyny.

Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo — dopowiedział w myślach, a na zewnątrz zaśmiał się nerwowo, pocierając kark. 

— R-racja.

Rozmowa toczyła się jeszcze przez kilkanaście minut, gdy nagle Tamaki poczuł, jak jego schowany w kieszeni telefon wibruje, informując o wiadomości. Normalnie (to znaczy, gdyby był teraz z tobą) całkowicie zingorowałby natręta, ale szansa, że to ty postanowiłaś pobłogosławić go swoją wiadomością była zbyt duża, aby tak po prostu to olać. Zwłaszcza, że może chciałaś mu przekazać coś ważnego albo potrzebowałaś pomocy. Nie, tak łatwo nie mógł odpuścić, nawet jeśli mogło wydawać się to niegrzeczne dla jego przyjaciół. Kiedy w grę wchodziłaś ty, wszystko schodziło na dalszy tor.

Skorzystał więc z okazji, kiedy Mirio i Neijire byli pochłonięci rozmową i wyjął telefon, rumieniąc oraz uśmiechając się szeroko, kiedy dostrzegł, że w istocie coś mu wysłałaś. Nie zastanawiając się dwa razy odblokował telefon (przywitała go tapeta z twoim zdjęciem), chcąc ci odpisać. 

Wysłałaś mu zdjęcie, które natychmiast zapisał, a do tego nowinkę o tym, że zrobiłaś swoje ulubione danie. Na początku nie widział w tym wszystkim nic złego. Wyglądałaś pięknie, bosko wręcz, ledwo powstrzymał się od pocałowania ekranu, aby zaspokoić tęsknotę, ale potem wreszcie to zauważył. Twój palec wskazujący był owinięty bandażem.

Umysł Tamakiego zamglił się momentalnie. Wpatrywał się pusto w ekran, przerażony. Kto ci to zrobił? Czy cię bolało? Głupie pytanie, oczywiście, że cię bolało. Ktoś albo coś cię skrzywdziło, a teraz musiałaś cierpieć, nie wiadomo jakie katusze, bo jego nie było przy tobie, kiedy najbardziej tego potrzebowałaś. Naprawdę był bezużyteczny. Nie potrafił zrobić jednej rzeczy dobrze, którą zobowiązany był wykonywać. 

Nie umiał być chłopakiem twoich marzeń. Nie był śmiały, ani przystojny, a jego poczucie humoru wręcz nie istniało. Nie miał pojęcia co w nim widziałaś i jakim cudem jeszcze ci się nie znudził, dlatego poprzysiągł sobie, że będzie cię chociaż chronił i na tym polu nie nawali. 

Ale nawalił. Zawiódł cię. Był okropny, obrzydliwy. Nie zasługiwał na ciebie. Nie zasługiwał na twój czas. 

Zrobiło mu się niedobrze.

Jesteś bezużyteczny.

Więc idź do niej i jej pomóż!

— Tamaki, czy wszystko dobrze?

Na początku nie zarejestrował delikatnego i opiekuńczego tonu przyjaciela. Z czasem jednak spojrzał na siedzącą przed nim dwójkę i wydukał jedyne słowa, które obecnie przychodziły mu do głowy.

— To [Imię]. Muszę… muszę iść. Do niej. 

— Co się stało? 

— Ona… [Imię] jest ranna.

— Boże, Tamaki, co jej jest?

Zacisnęło mu się gardło. Czuł, że łzy cisną mu się do oczu. Drżącymi rękami pokazał im twoje zdjęcie, na razie nie myśląc o tym, że nie powinien tego robić (w końcu zdjęcie to należało tylko do niego, nikt więcej nie miał prawa go widzieć). 

Twarze Mirio i Neijire z zmartwionych bardzo szybko przeobraził się w ulgę. Nic ci się nie stało. Po prostu nadopiekuńczość Tamakiego znowu dała o sobie znać. Dawno nie mieli okazji spojrzeć jej w oczy. 

Mając świadomość tego, że starając się wytłumaczyć przyjacielowi, że tak naprawdę jesteś cała i zdrowa nic by nie wskórali, uśmiechnęli się pobłażliwie. W takiej sytuacji najlepiej było dać mu za wygraną. Znali swojego przyjaciela i jak przesadzone potrafiły być jego reakcje w stosunku do ciebie. To nie pierwszy raz, kiedy prawie dostał zawału o jeden mały plasterek, czy bandaż na twoim palcu.

— No już, leć do niej. Zapłacimy za ciebie.

— Dziękuję — odpowiedział, wciąż rozgorączkowany, zmartwiony i pełen nienawiści do samego siebie i tyle go widzieli.

Do internatu klasy trzeciej wbiegł tak szybko i z dawką paniki, że wyglądało to, jakby uciekał przed śmiertelnym zagrożeniem. Dyszał ciężko, sprintując tutaj aż z najbliższej stacji, nie pozwalając sobie nawet na jeden krótki odpoczynek. Byłaś znacznie ważniejsza, niż złapanie oddechu i dbanie o własne ciało. Koledzy z klasy posyłali mu zdziwione spojrzenia, ale on nawet ich nie zauważał. Nie miał czasu się teraz tym przejmować, kiedy jego umysł był wypełniony tylko tobą, twoim cierpieniem i wyzywaniem samego siebie.

Niemalże wywarzył drzwi od twojego pokoju. Ignorując twój absolutny szok i panikę, upadł przed tobą na kolana, a widząc stan twojego palca, zaszlochał żałośnie, płacząc i cierpiąc razem z tobą całym ciałem. 

— Tamaki, co się stało?! Co ci jest?! — ujęłaś jego policzki w dłonie, instynktownie sprawdzając, czy nie jest nigdzie ranny. Po powierzchownym przeglądzie wydawał się cały, oprócz widocznego zmęczenia; ciężkiego oddechu i spoconego czoła, do którego kleiły się jego granatowe włosy.

— Tw-twoja ręka! — wykrzyczał starganym emocjami głosem, przypominającym bardziej skrzek, niż ludzką mowę — Jesteś poważnie ranna, [Imię]! — spojrzał ci w oczy. Jego były przejęte, zaszkolne i świecące od łez, ale skrywały w sobie tyle różnych uczuć, że ciężko było ci wyliczyć wszystkie. Głaskałaś jego ciepły i mokry policzek, walcząc z własnym potokiem łez. 

Jakoś opanowałaś swoją histerię. To nie był czas, aby podsycać jego własną panikę. To z pewnością nie skończyłoby się dobrze dla was dwojga. Był już wystarczająco rozhisteryzowany. Twoim obowiązkiem było go uspokoić, wyjaśnić, że nic ci nie jest. Subtelnie, powoli, bez oceniania i niepotrzebnych krzyków. Nie tego teraz potrzebował.

— Hej, hej, dzidzia, cichutko, spokojnie — szepnęłaś, naturalnie się uśmiechając — Nic mi nie jest. Nic mi nie jest. Nic mnie nie boli. 

Chciał zaprzeczyć, wiedziałaś o tym.

— Nic mnie nie boli — powtórzyłaś. Uspokoił się nieznacznie, choć wciąż nie wyglądał na przekonanego. Doskonale wiedziałaś, że nigdy nie będzie kompletnie przekonany. Taki już był, to robiła z nim miłość. — Wszystko ze mną w porządku.

— N-nie powinienem był cię zostawiać — położył głowę na twoich kolanach i opatulił twój brzuch ramionami — Nie powinien był wychodzić z Mirio i Neijire. To moja wina.

— To nie jest twoja wina — głaskałaś jego włosy, dyskutując z szaleńcem — Masz prawo wychodzić z nimi kiedy tylko chcesz, a to ja byłam na tyle nieuważna, że zacięłam się nożem.

— No-nożem?!

Ups.

— Jestem beznadziejny. Żałosny. Gdybym tylko był przy tobie. Gdybym tylko wrócił od razu do ciebie — załkał żałośnie, wtulając się mocniej w twój opiekuńczy uścisk, zapowiadający lepsze dni, których on nie potrafił dostrzec —  Nigdy więcej do tego nie dopuszczę. Nigdy.

— Nie jesteś ani beznadziejny, ani żałosny. To nie twoja wina.

Nie odpowiedział. NIe ważne ile razy próbowałabyś przekonać go do swoich racji, on nigdy nie zaakceptowałby tego, że to twoja wina. To jego nie było przy tobie, kiedy najbardziej go potrzebowałaś. To on postawił na pierwszym miejscu przyjaciół, niż ciebie. Zrobił coś, czego nigdy nie powinien był robić. Wkroczył w sferę tabu.

I nie zamierzał nigdy więcej dopuścić do podobnej sytuacji. Nawet jeśli wiązało się to z towarzyszeniem ci absolutnie wszędzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro