wpis 04 - zaborczość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Muszę skrócić mu włosy — zdecydowałaś, wpatrzona w zasłonięty brudno-niebieskimi lokami kark Tomury. Czytana przez ciebie książka czekała cierpliwe aż do niej wrócisz, częściowo ukryta za twoją dłonią. Jednym ruchem, drgnięciem, pogładziłaś grzbiet okładki, częściowo wsłuchując się w agresywne mamrotanie chłopaka. Grał w grę, a złość mogła oznaczać tylko jedno — przegrywał. Początkowo szło mu całkiem dobrze, przynajmniej gdy zwracałaś jeszcze uwagę na to co robi, siedząc obok niego na zapasowym fotelu. Szybko jednak znudziła ci się monotonia jakiegoś FPSa i odnalazłaś zajęcie w czytaniu. Tomura i tak nie zwracał na ciebie większej uwagi, pochłonięty trójwymiarowym światem w komputerze.

Dzień spędzaliście leniwie, bez żadnych zapychaczy, bez wyskoków i uciekania przed bohaterami. Cały świat zamknięty w czterech małych ścianach pokoju Tomury. Nie narzekałaś. Miło było od czasu do czasu nie robić absolutnie nic, nawet jeżeli ktoś inny mógł nazwać to marnowaniem czasu. 

Potok przekleństw i wyzwisk opuścił spękane usta. Ktoś najwyraźniej pozbawił jego postać życia i teraz musiał wyzbyć się nienawiści. Westchnęłaś cicho, wracając do książki, ale nie mogłaś już skupić się na czytanych słowach. Zlewały się w bezkształtną breję i przestały mieć jakikolwiek sens. Po przebrnięciu jednej strony, stwierdziłaś, że wystarczy. Nie wyciągniesz już nic więcej logicznego z lektury. Zamknęłaś ją, uprzednio zaznaczając zakładką ostatnio czytaną stronę, i odłożyłaś na biurko, gdzie spoczęła obok innych twoich pozycji. Zerknęłaś na ekran, a następnie na wykrzywioną w złości twarz Tomury. Włosy opadały mu na oczy, ale był zbyt zajęty, aby pozbyć się przeszkody. Naprawdę potrzebował strzyżenia.

— Nic dziwnego, że przegrywasz — sapnęłaś, skrywając niebieskie kosmyki za uchem. Przykryłaś je następnie słuchawkami, ostatecznie rozwiązując problem.

— Zamknij się — warknął. Nie zaszczycił cię nawet spojrzeniem. — Przeszkadzasz. 

— Wcześniej ci jakoś nie przeszkadzałam — uniosłaś brew do góry, doskonale pamiętając, jak w swój własny wyjątkowy sposób próbował namówić cię na zajęcie miejsca na jego kolanach.

— Bo wcześniej nie grałem z debilami — na potwierdzenie swoich słów zwyzywał jakiegoś niekompetentnego gracza.

— Oczywiście — odpowiedziałaś, lekko prześmiewczo, ale na szczęście cię nie usłyszał — No nic, chciałam cię tylko poinformować, że zaraz schodzę do baru. 

— Co? — czerwone tęczówki przez sekundę przewierciły cię na wylot — Nigdzie nie idziesz. Nie drażnij się ze mną, nie jestem w humorze na twoje gierki. 

— Nie drażnię się, tylko informuję, że chcę się czegoś napić, a w tym celu muszę iść do baru, bo ktoś wczoraj wychlał ostatnią butelkę wody. 

— Nagle ci się nie podoba, że się nawadniam? — jego wypowiedź była przesiąknięta cynizmem. 

— Mam iść bez ciebie? — odgryzłaś się, wiedząc, że teraz dźgnęłaś jego czuły punkt.

W waszym związku panowała pewna zasada. Jeżeli spędzaliście czas z waszą dysfunkcyjną rodzinką, robiliście to razem. Reguła ta tyczyła się bardziej ciebie, niż jego, a wynikała z chorobliwej zaborczości Tomury. Nie mógł pozwolić na to, by Dabi, czy Toga zbytnio się do ciebie zbliżali, nawet jeśli zależało im jedynie na czerpaniu przyjemności z dręczenia lidera. Potrzeba izolacji była ściśle połączona z kompleksem niższości, a także samolubnością, wdrożoną w charakter Tomury na potrzeby odseparowania cię od reszty świata. Oczywiście zdawałaś sobie sprawę ze wszystkich trapiących go uczuć, szanowałaś jego decyzję, choć czasami pragnienie zaczerpnięcia świeżego powietrza w samotności doskwierało ci bardziej niż powinno. Nikt jednak nie musiał o tym wiedzieć. A w szczególności twój chłopak. 

Zastanawiał się, pomimo agresywnego wiercenia drążkami pada. Naprawdę nie miał ochoty nigdzie iść, było mu dobrze tylko z tobą u boku, ale wiedział również, że jeśli nie da ci tego, czego chcesz zostawisz go samego i pójdziesz spędzać czas z tymi postaciami pobocznymi, na ten krótki moment o nim zapominając. Powinien błądzić po twoich myślach dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie zostawiając już miejsca na cokolwiek innego. Nie mógł pozwolić, by przyjęty przez niego pewnik naraził się na usterkę. Pójdzie tam z tobą, przypomni reszcie do kogo należysz, a potem wróci do grania. Idealnie. 

— Odezwij się jednym słowem do kogoś innego i żegnasz się z językiem — zagroził. Leniwie zdjął słuchawki. Teraz włosy przysłoniły mu większą część twarzy. Jakim cudem cokolwiek widział — nie miałaś pojęcia. 

— A może ja też nie życzę sobie, żebyś rozmawiał z innymi, hm? — zapytałaś, starając się niezdarnie ułożyć niesforne kosmyki. 

Zmarszczył uroczo nosek, unikając twojego spojrzenia.

— Jeśli chcesz — przełknął ślinę — mogę przestać.

— Aww, jak romantycznie — pocałowałaś go między oczami — A kto wtedy zajmie się destrukcją bohaterów?

— Coś wymyślę.

Zaśmiałaś się cicho, delikatny dźwięk, który przywołał szkarłat na policzki Shgarakiego. Miałaś go okręconego wokół palca, ale nie potrafił nienawidzić tego uczucia. Byłaś wyjątkiem, jedynym na tym świecie.

Chwycił cię za dłoń i wyprowadził z pokoju, chcąc już położyć kres tej zawstydzającej rozmowie. Nie umiał powiedzieć ci w normalny sposób, że zrobiłby dla ciebie absolutnie wszystko, co uważał za jedną ze swoich najgorszych wad. Miał tylko nadzieję, że nie uważasz go za idiotę.

W barze oprócz Kurogiriego obecna była jeszcze Toga i Twice. Oboje pochłonięci rozmową na początku nie zwrócili uwagi na zbliżającą się parkę, ale w momencie gdy Tomura zajął miejsce na stołku barowym, nagle przerwali konwersację. 

— Myślałam, że idziemy tutaj tylko po wodę — uniosłaś brew do góry, nie rozumiejąc do końca, co wykombinował twój partner. 

— Plany się zmieniły — burknął jedynie — A teraz siadaj.

Nie sugerował stolika obok. Odsłonił swoje kolana. 

A więc miał jeden z tych dni. 

Zajęłaś wyznaczone miejsce, a Tomura poprosił Kurogiriego o wodę dla ciebie. Miałaś wrażenie jak ciecz zatrzymuje się w środku drogi do żołądka, kiedy poczułaś, jak obejmuje cię ramionami, ograniczając przestrzeń twojego świata do minimum. Wtulił twarz w twoje plecy, kierując ją bardziej w stronę pozostałych obecnych tutaj członków Ligi. Ukradkiem zerknęłaś na współpracowników. Patrzyli się prosto w oczy Tomury.

Tak, zdecydowanie miał jeden z tych dni. Postanowił się tobą pochwalić. Przypomnieć pozostałym, że należysz do niego, jesteś zajęta, a każda próba wtargnięcia w twoje terytorium zakończy się mozolną i cholernie bolesną śmiercią. A pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego, że chciałaś napić się wody.

Sprawy zaczęły przybierać na pikanterii w miarę pojawia się członków drużyny. Kiedy zjawił się Spinner z siostrzyczką Magne, Tomura przyssał się to twojej odkrytej szyi, zostawiając tam małe, niedbałe malinki. Natomiast gdy miejsce obok was zajął Dabi, Shigaraki nie miał już żadnych skrupułów przed napastliwym szarpnięciem cię za brodę i zmuszeniem twojego ciała do obrócenia się do niego przodem, by zaraz wbić się w twoje usta, jakbyście nie całowali się od wieków. 

Robił z tobą co chciał, zaspokajając własne potrzeby i tłumiąc kompleksy, tym samym plując w twarz pozostałym członkom Ligi złoczyńców. Na ten czas stałaś się przedmiotem, trofeum, chociaż Tomura jasno dawał ci do zrozumienia, że zawsze powinnaś myśleć o sobie w ten sposób. 

Dabi nie wyglądał na zadowolonego. 

— Nie przy ludziach.

— To jest moja dziewczyna i mój lokal. Nie będę słuchać się podrzędnego NPC.

— Oh, naprawdę? Jakoś nie widzę, żeby [Imię] i ta rudera były podpisane twoim nazwiskiem.

— Nie waż się wymawiać jej imienia — przestrzegł niskim, gardłowym tonem. Byłaś w stanie wyczuć każdy spięty mięsień w jego kończynach, zaciskających się coraz mocniej wokół twojego torsu.

— Którego imienia? [Imię]? A może [Imię]? Nie zgadłem? No to może... [Imię]?

— Zabiję — wydusił. 

Kontrola nad sytuacją wyślizgiwała ci się z rąk. Zrobiłaś więc to, co zawsze w podobnych sytuacjach. 

Pogłaskałaś go po włosach, ostrożnie przekierowując jego twarz na siebie. Uśmiechem zapewniłaś, że wszystko w porządku, że jesteś tutaj, kompletnie nieporuszona zaczepką Dabiego. Na wszystkie wymierzone w niego gesty reagował z nadzwyczajną dozą kooperacji. Pomimo rozsierdzenia pozwalał ci się prowadzić, samoistnie tłumiąc duszący dym z ogniska żądzy śmierci. Kiedy w końcowym akcie schował głowę w twoim ramieniu, uznałaś, że twoja misja zakończyła się sukcesem. Powstrzymałaś niepotrzebny rozlew krwi.

— Co my byśmy wszyscy zrobili bez twojej mamusi — odezwał się Dabi, opierając policzek o wewnętrzną stronę dłoni. Zawtórował mu cichy chichot Togi.

— Zamknąć się! — zagrzmiałaś. Zapanowała ogłuszająca cisza — Albo naprawdę zginiecie. Z mojej ręki.

Mogłaś poczuć, jak Tomura uśmiecha się szeroko. Kochał to, z jaką łatwością potrafiłaś zapanować nad sytuacją, która wymykała się spod jego kontroli. Był to jeden z powodów, dla których zdecydował się dać ci szansę i otworzyć się przed tobą, rozkładając karty targających go, głęboko zagrzebanych uczuć na stół. Nie miał też wątpliwości, że zadałabyś krzywdę każdemu, kto nie traktował go poważnie.

Wzajemne zaufanie i adoracja. Tyle wystarczyło, by Tomura klękał u twych stóp.

— Groźnie — zagwizdał Dabi, ale jego wcześniejsza pełna ciekawość gdzieś wyparowała — Macie szczęście, że odechciało mi się walczyć. Inaczej już dawno zostałby z was jedynie popiół.

— Wice wersa — syknął Tomura. 

Mową ciała wskazał ci, że chce ewakuować się do waszego pokoju, co prędko zresztą uczyniliście. Znów otoczony dobrze znanymi ścianami, pozwolił sobie na bardziej intymne, obnażające z wrogiej i zaborczej maski zbliżenie. Wtulił się w ciebie niczym młody koala w swoją matkę, zajmując praktycznie całą twoją przestrzeń osobistą.

— No już, już — uspokoiłaś, głaszcząc i poklepując kościste plecy — Dabi to idiota szukający wszędzie zaczepki i ty dobrze o tym wiesz. Nie warto przejmować się tym co wygaduje, bo wygaduje głupoty.

— Nie wymawiaj jego imienia — wymamrotał w twoje ciało — Nie tutaj, nie teraz. Nigdy.

— Wiesz, że jestem twoja, prawda?

Zapanowała cisza.

— Jesteś? — odchylił głowę, by spojrzeć ci w oczy, szukając życiodajnej akceptacji. Wyglądał tak niewinnie, wydawał się taki drobny. jakbyś trzymała w ramionach dziecko, a nie dorosłego mężczyznę.

— Jestem — zapewniłaś — Jestem tylko twoja, a ty jesteś tylko mój. I nic tego nie zmieni. Nie ważne co się stanie, zawsze będę twoja.

Kącik ust Tomury drgnął w górę. Potrzebował tej konkretnej odpowiedzi. Tak bardzo jej potrzebował. 

— Nie schodź już więcej na dół — burknął, na powrót chowając się w twojej szyi.

— Wiesz, że to niemożliwe.

— To postaraj się, żeby było możliwe — odpowiedział w typowy dla siebie uszczypliwy sposób — Nie wiem, jak mam im inaczej dać do zrozumienia, że jesteś tylko moja. 

— Myślę, że w tym zakresie radzisz sobie znakomicie.

W myślach ukazała ci się szyja usiana malinkami. 

— To wciąż za mało. 

— To wymyślimy coś innego — zbyłaś. Na razie nie powinien się tym przejmować. — Chyba przerwałam ci grę, co? 

— Odechciało mi się.

Przekręciłaś oczami. Jak dziecko.

— To co chcesz robić?

Nie odpowiedział. Zamiast słów użył gestu, wtulając się w ciebie tak mocno, że przez moment odciął ci dopływ powietrza do płuc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro