wpis 05 - obsesja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

inspirowałam się trochę rozdziałem od kamyczka, bo absolutnie uwielbiam ten yandere trope

nei sprawdzony bo czuję się jak : g00wno obecnie,,,

btw dalej chcecie ten alfabet? lmao

Widok potłuczonego Mirio, choć wciąż tak samo niepokojący, nie był dla ciebie już żadną nowością. Ot, w pracy każdego bohatera zdarzały się wzloty i upadki i chociaż blondyn mógł się pochwalić doświadczeniem oraz techniką radzenia sobie ze złoczyńcami opanowaną do perfekcji, wciąż miewał gorsze dni i wracał do agencji, a następnie do domu ledwie żywy, posiniaczony i wycieńczony, by zrehabilitować się w twoich ramionach i następnego dnia iść do pracy z niesławnym uśmiechem na ustach.

Jednakże od czasu do czasu zwykłe ładowanie baterii poprzez przytulanie nie wystarczało. Czasami spędzał w szpitalu kilka dni, a później wracał do domu z gipsem na ręce, czy nodze, niekiedy z pogruchotanymi żebrami lub dziurą w przedramieniu — ranami, które wymagały długotrwałego leczenia w domu. Na czas rehabilitacji Mirio musiał jakoś panować nad wrodzoną potrzebą bycia blisko ludzi oraz miłością do swojej pracy (niedorastającą do pięt uczuciom kierowanym ku tobie), jednocześnie szukając sobie zajęć w pustym i nudnym mieszkaniu, bez możliwości aktywnego spędzania czasu.

Absolutnie nie miał na co narzekać, kiedy korzystałaś z dni wolnych, aby się nim opiekować. Krzątałaś się przy swoim unieruchomionym chłopaku niczym nadgorliwa i nadopiekuńcza matka, co Mirio uważał za jeden z twoich najbardziej uroczych nawyków. Miło było od czasu do czasu zamienić się rolami i pozwolić ci przejąć stery, choć nie miał nic przeciwko, czuł wręcz taką powinność, opiekowaniu się tobą nawet będąc śmiertelnie chorym. Jednak kiedy obierałaś dowodzenie, nie miał w tej sprawie nic do gadania, pozwalając ci traktować się jak dziecko.

Problemy zaczynały się jednak, kiedy musiałaś wrócić do pracy. W takich momentach miałaś do  czynienia z dzieckiem z krwi i kości, które nie chciało wypuścić cię z domu, uzasadniając swoje zachowanie tym, że jest szefem i może przedłużyć ci urlop do kiedy tylko będziesz chciała. Problem polegał na tym, że jego moc szefa kończyła się, kiedy w grę wchodziło prawo, a w jego agencji pracowała masa innych bohaterów, których działania również należało spisać w protokołach i wszelakich raportach. Raz próbował nawet iść z tobą, ale jasno dałaś mu do zrozumienia, że powinien mocniej cenić swoje zdrowie i nie wybaczysz sobie, jeżeli coś mu się stanie, połowicznie z twojej winy. To zamknęło mu buzię na długi czas.

Prawdziwe piekło zaczynało się po twoim opuszczeniu mieszkania. Tęsknota zżerała go żywcem, a praktycznie każdy serial zanudzał na śmierć. Mirio nie miał co robić, a jak wiadomo nuda najlepiej stymuluje człowieczą kreatywność. I choć pomysły blondyna były bardzo... niepokojące, działały na jego stabilność mentalną.

Sytuacja tego pokroju wystąpiła i dziś. Krzątałaś się po domu, szukając najpotrzebniejszych rzeczy do pracy, co jakiś czas spoglądając w lustro, poprawiając włosy, czy dopracowując makijaż. Mirio próbował za tobą podążać, pragnąc uczestniczyć w twojej każdej drobnej przygodzie, ale nie pomagało mu to zatrzymać myśli, iż zaraz zostaniecie rozdzieleni. Noga opatulona ortezą, którą mógł zdjąć dopiero za cztery dni, również nie pomagała w spijaniu ostatnich minut cieszenia się sobą.

— Nie mogłabyś, no wiesz, zostać jeszcze dzisiaj ze mną? — ułożył usta w wyraźny dziubek, w tym samym czasie stykając ze sobą palce wskazujące.

— Wiesz, że nie mogę — westchnęłaś, wkładając buty — Ta firma beze mnie upadnie — zarzuciłaś żartem, ale tym razem zawsze uśmiechnięty Mirio, śmiejący się z każdego twojego dowcipu, nie obdarował cię nawet skromnym uśmiechem. Po prostu przytulił się do ciebie, jakbyś planowała zostawić go na całą wieczność.

— Jeszcze tylko dzisiaj, proszę — wyszeptał, brzmiąc prawie panicznie.

— Dzidzia, nie mogę, przykro mi — oddałaś przytulasa, zostawiając mu w prezencie całusy, nie oszczędzając żadnej odkrytej połaci skóry — Ale specjalnie dla ciebie postaram się urwać wcześniej z pracy.

Nareszcie się uśmiechnął, rozczulony twoim gestem.

— Dziękuję, słońce, ale to nadal nie zmienia faktu, że nie będzie mnie przy tobie. A co jeśli coś ci się stanie? Nie będę mógł cię obronić!

— Gdyby rzeczywiście doszło do jakiegoś wypadku, do którego oczywiście nie dojdzie, bo jeśli ktoś przeszkodzi mi w powrocie do miłości mego życia, to mu nogi z dupy powyrywam — wyszczerzyłaś się. Mirio cię spapugował — to od razu dam znać Tamakiemu, co ty na to?

— No dobrze, ale...

— Ciiii, żadnych ale — zakryłaś mu usta palcem — Wiem, że się martwisz, ale niestety nie mogę sobie pozwolić na jeszcze jeden dzień wolnego. Postaram się wrócić najszybciej jak się da.

— A ja będę czekał tutaj. Sam, samotny, myśląc kiedy zaszczycisz mnie swoim powrotem.

— Nie dramatyzuj — zaśmiałaś się — Niedługo się zobaczymy. Kocham cię — cmoknęłaś go jeszcze w policzek.

— Kocham cię — wyznał, już tęskniąc za twoim głosem, dotykiem i obecnością.

Zamknęłaś za sobą drzwi, ale Mirio nie odszedł od nich od razu. Starał się wysłuchiwać jeszcze twoich kroków, znaku, że jesteś bezpieczna, żyjesz i nikt nie śmiał cię zaczepić. Odkleił się od drzwi dopiero, kiedy w jego uszach piszczała cisza.

Nie powinien był cię puszczać. Gdyby chciał żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami i urzeczywistniać swoje potrzeby, trzymałby cię w domu dwadzieścia cztery na siedem, nareszcie mając pewność, że nic ci nie jest. Bał się jednakże twojej reakcji oraz konsekwencji zmuszania cię do czegoś, czego nie chcesz robić. Nienawiść to ostatnia rzecz, wyjęta prosto z jego najgorszych koszmarów, którą chciał zobaczyć wykutą na twoim licu. Nie, musiałaś go kochać, musiałaś pozwalać mu się kochać, inaczej popadłby w obłęd, staczając na dno zarówno siebie, jak i ciebie. Nigdy nie mógł do tego dopuścić.

Wyjął telefon z kieszeni. Napisał do ciebie, że tęskni, wyznając dodatkowo uczucia oraz wysyłając selfie ze szczenięcymi oczkami, znów dramatyzując. Nie przejmował się tym jednak. Tak się właśnie czuł i nie widział problemu w uzewnętrznieniu swoich prawdziwych emocji.

Odpisałaś dopiero po pięciu minutach, w ciągu których Mirio sprawdzał messenger co półtorej sekundy w nadziei, że pociągnie wirtualną rozmowę przed spędzeniem ośmiu godzin w całkowitej agonii, ale po odesłaniu ci tandetnego tekstu na podryw kontakt się urwał i blondyn został sam. Ugh, tak bardzo mu ciebie brakowało.

Na początku było znośnie. Zrobił sobie herbatę w twoim kubku, gładząc dłońmi znajomą mu strukturę oraz kształt naczynia. Dla zabicia czasu przeglądał wasze stare wiadomości, wspomnieniami wracając do momentów, kiedy mieliście okazję ze sobą popisać. Nie potrafił powstrzymać melancholijnego uśmiechu, czytając niektóre wymiany zdań. Zawsze byłaś taka urocza, nawet kiedy nie mógł cię zobaczyć, a jedyną formą kontaktu z tobą był Messenger.

Nie zauważył nawet kiedy wypił herbatę, ale po sprawdzeniu godziny jęknął przeciągle. Nie minęło nawet pół godziny! Jak on miał wytrzymać kolejne siedem i pół? Nikt z jego znajomych nie był dostępny, a Eri miała obecnie lekcje. Naprawdę został całkiem sam.

Musiał być bardziej ostrożny, abyś więcej nie musiała się o niego martwić i miała swojego obrońcę zawsze gotowego do działania. Żaden złoczyńca więcej go nie tknie, nie dopuści do tego dla twojego dobra. Nowe postanowienie pobudziło go na krótką chwilę, produkując świeże pokłady pozytywnej energii, które zostały jednak bardzo szybko zduszone przez tęsknotę.

Rozświetlił telefon, a jego oczom ukazała się tapeta przedstawiająca ciebie oraz jego, szczęśliwych, zakochanych, cieszących się sobą.  Było mu przykro, że nie mógł doświadczyć tego i teraz, ale na razie jego głównym zadaniem była jak najszybsza rekonwalescencja.

Próbował obejrzeć film, pierwszy z brzegu, zaproponowany przez Netflix, ale bez ciebie i waszych wspólnych komentarzy na temat fabuły, czy bohaterów, oglądanie tak naprawdę nie miało żadnego sensu. Nawet z głośnością ustawioną na odpowiedni, komfortowy dla niego poziom, wciąż czuł, że w salonie jest za cicho. Wypełniał go dźwięk, a jednak był pusty, bowiem nie było w nim ciebie.

— To wszystko twoja wina — powiedział z wyrzutem do nogi opatulonej sztywnym opatrunkiem, choć doskonale wiedział, że wina leżała tylko i wyłącznie po jego stronie.

To on odwrócił się za siebie o sekundę za krótko i to on nie potrafił uniknąć tak prostego i przewidywalnego ataku. To przez niego ty musiałaś być teraz sama, bez ukochanego i jedynego bohatera u boku. Zapewne tak jak on teraz nie potrafiłaś usiedzieć w miejscu, a twoje ciało samoistnie rwało się ku drugiej połówce, dokładnie tak jak jego w tym momencie.

Nigdy nie miał problemów z samooceną, ale podczas wypadków nienawidził się bardziej od swoich rywali. Zasługiwałaś na wszystko co najlepsze, a on nie potrafił ci tego zapewnić. Żałosne.

Wyłączył telewizor. Nudził go i nie potrafił skupić się na fabule filmu. Wciąż myślał o tobie, nie potrafił przestać i szczerze mówiąc nie chciał. Jego miłość, a raczej — obsesja — osiągnęła już nieuleczalny poziom. Urządziłaś sobie gniazdko w jego umyśle już na wieki, a Mirio nie śmiał nawet próbować cię wykurzyć.

Wplótł palce we włosy i pociągnął delikatnie za same końcówki. Zaczynał czuć się sfrustrowany. Cienka granica dzieliła go przed wymaszerowaniem z mieszkania, a następnie udania się do agencji. Świadomość, że byłaś tam, czekałaś na niego, poświęcałaś czas innym, a w szczególności byłaś narażona na niebezpieczeństwo, piekła go pod skórą i nawoływała do podjęcia natychmiastowych działań. Mógł przysiąc, że głowa buzuje mu od natłoku myśli.

Jedną rzeczą, ręcznym hamulcem, która powstrzymywała go przed zrobieniem czegoś lekkomyślnego, byłaś właśnie ty.

Mirio... nie potrafił przyswoić pewnych rzeczy. Nie rozumiał na przykład, że kiedyś może zaistnieć taka sytuacja, że zakończycie związek. Absolutnie nie brał takiej opcji pod uwagę. Takie zjawisko po prostu nie mogło zaistnieć.

Podobnie było z ustaleniem daty oficjalnego startu spotykania się. Przecież parą byliście od zawsze, nawet kiedy nie miałaś pojęcia o istnieniu Mirio, czego również nie przyjmował do wiadomości, a nawet nie brał tego w ogóle pod uwagę. Zostaliście połączeni niewidzialną, nierozerwalną nicią przeznaczenia, a teraz nić ta oplatała szczelnie umysł blondyna, nie pozwalając mu skupić się na niczym innym, oprócz ciebie.

Musiał coś z tym zrobić. Obrać jakieś, jakiekolwiek działania, zanim naprawdę zrobi coś, czego później będzie żałować.

Obrzucił spojrzeniem pokój, szukając miejsca, gdzie mógłby zakotwiczyć wzrok i wtedy wpadł na pomysł złagodzenia objawów tęsknoty. Uśmiech sam utorował sobie drogę na jego twarz, to było takie proste!

Pokuśtykał do szafy z ubraniami, błagając, by to, czego szukał nie było obecnie w koszu na pranie, choć desperacja Mirio przyćmiewała nawet tak niesmaczny aspekt. Skanował wypełnione twpimi, a raczej waszymi, ubraniami półki w poszukiwaniu tej jednej konkretnej...

Jest! Wyciągnął waszą wspólną koszulkę, prezent od ciebie, który pewnego dnia stał się częścią i twojej garderoby, a następnie zaciągnął się jej zapachem, z ulgą i radością odkrywając, iż wciąż nosiła zapach twoich ulubionych perfum.

Oh tak, brakowało mu tego. Brakowało mu ciebie. Nie widząc nic dziwnego w swoim zachowaniu, nałożył odzież na pierwszą lepszą poduszkę, by zaraz opleść ją swoimi ramionami, wyciskając z niej wszelkie soki, i położyć się na łóżku, pozwalając wyobraźni galopować w trzech różnych kierunkach, a każdy związany był z twoją osobą.

Miział policzkiem miękką strukturę poduchy, nareszcie ukontentowany. Oczywiście do perfekcji brakowało mu ciebie i tylko ciebie, ale na ten moment musiał improwizować.

Nie wiedział nawet kiedy zasnął. Pogrążony w ekstazie, w końcu wyczerpał baterię, co szczerze mówiąc było mu całkiem na rękę, bowiem w pewnym momencie poduszka straciła twój słodki zapach, a zaczęła pachnieć jak on. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętał przed ucieczką w sen, była mentalna notka o poproszenie cię o założenie koszulki w najbliższym czasie, aby znów była gotowa na jego atak obsesji.

Obudził go dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Natychmiast zerwał się z kanapy i popędził do ciebie, niczym pies witający właściciela. Musiałaś użyć sporo siły oraz perswazji, aby go z siebie ściągnąć.

Sztuczka z poduszką natomiast pozostała jego małą tajemnicą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro