Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Otworzyłem oczy, lecz po chwili je zmrużyłem. Oślepiało mnie zbyt ostre światło. Jęknąłem, próbując się podnieść. Wszystko mnie bolało, a najbardziej to chyba głowa. Gdzie ja jestem?

- Leż i nie wstawaj. - usłyszałem  głos.

Spojrzałem w prawo i rozpoznałem znajomą twarz. Był to Malik. Siedział obok mnie. Był jeszcze ktoś. Blondyn o niebieskich jak niebo oczach. Ten był wystraszony, a na jego policzkach widać było zaschnięte łzy. Płakał? Niall? Dlaczego? Zignorowałem słowa Multa i podniosłem się. Syknąłem z bólu.

- Mówiłem, abyś leżał. - mruknął  i z powrotem zmusił mnie do leżenia. - Oberwałeś parę razy w głowę, powinieneś się oszczędzać. Masz lekkie wstrząśnienie mózgu.

- Ja... - urwałem nie wiedząc co powiedzieć.

- Pamiętasz cokolwiek? Kto ci to zrobił? - odezwał się teraz Niall.

- Spałem. Zostałem z ciągnięty z łóżka. Jakiś chłopak powiedział, że mamy stawić się w pięciu przy rzece. Podobno jakieś ćwiczenia, które wymyślił Nick. Zdziwiło mnie to, ale poszedłem. Gdy tam dotarłem, oberwałem w głowę i od razu znalazłem się na ziemi. Kopali i bili mnie. Próbowałem się bronić, ale nic z tego. Ich było czterech, ja byłem sam. Wołałem o pomoc, lecz nikt mi nie pomógł. Jedyne co słyszałem to szumiącą rzekę i odgłosy kopniaków lub uderzeń.

- Louis ci pomógł. - wtrącił się Zayn. - To on cię znalazł i przyniósł tutaj. Był ze swoją grupą w lesie. Biegali i natknął się na ciebie. Nic więcej nie powiedział, wyszedł i nie wrócił.

- Louis? - powtórzyłem zdziwiony.

- Dlaczego to zrobili? - zapytał blondyn. - Za co cię pobili?

- Nie wiem. Nie powiedzieli mi. Ale chyba się domyślam... - westchnąłem, przecierając twarz dłońmi.

- Mów jaśniej. - polecił Malik. - Co takiego zrobiłeś?

- Oprócz codziennego spóźniania się? Odepchnąłem Nick'a. On chyba za bardzo się zapędził. - powiedziałem cicho. - Nie odwzajemniłem jego uczuć. Przez to stał się bardzo nieprzyjemny i ostry. Za każdym razem szukał okazji do ukarania mnie. Za każde spóźnienie obrywali też inni. Wszyscy mnie znienawidzili. Nie miałem ani jednego przyjaciela. Myślę, że to jego sprawka.

- Miałeś poprosić o przeniesienie, mówiłeś mi, że to załatwisz. - powiedział Niall.

Dopiero teraz zauważyłem, że trzyma mnie mocno za rękę. Uścisnąłem jego dłoń i zaśmiałem się słabo.

- Chciałem. - prychnąłem. - Byłem nawet dwa razy, lecz mnie odprawiali. Podejrzewam, że to również sprawka Nick'a. Znienawidził mnie całym sercem. Nie odpuści tak łatwo.

- Mogli cię nawet zabić! - zawołał  blondyn. - Mówiłem ci, abyś nie narobił sobie wrogów! Jak zwykle jesteś mądrzejszy! A pomyślałeś o mnie?! Kogo będę miał, jeśli ciebie tu nie będzie?! Zostawisz mnie samego?!

- Niall, nie złość się. Obiecuję, będę uważał. Chyba naprawdę przesadziłem... - westchnąłem, patrząc przyjacielowi w oczy.

- Nie, zrobił to Nick, jestem pewien, że to on nasłał ich na ciebie. To w jego stylu. - odparł spokojnie Zayn.

Podniósł się z krzesła i zaczął przechadzać się po gabinecie. Wydawał się zmęczony. Nad czymś myślał, coś nie dawało mu spokoju. Zatrzymał się przy oknie. Wyjrzał przez nie i zmarszczył brwi. Oderwałem teraz spojrzenie od jego osoby i zerknąłem na blondyna.

- Gdzie Louis? - zapytałem. - Muszę z nim porozmawiać i podziękować mu.

- Zaraz wracam. - powiedział Malik, ignorując moje  pytanie.

Niemalże wybiegł z gabinetu. Nawet nie zamknął drzwi. Zostały uchylone i lekko zaskrzypiały. Gdzieś się śpieszył. I wtedy wiedziałem, że to coś niedobrego. Spojrzałem pytająco na Niall'a. Ten wzruszył ramionami.

- Pewnie zaraz wróci. Odpoczywaj. - polecił i poprawił mi poduszkę.

Pokręciłem głową i podniosłem się. Pomimo sprzeciwów Niall'a usiadłem na łóżku. Stopy spuściłem na podłogę i chwilę odczekałem. Strasznie kręciło mi się w głowie. Było mi niedobrze. Przez ułamek sekundy miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję.

- Harry, ty naprawdę... - zaczął, lecz go uciszyłem.

- Przymknij się Niall i pomóż mi stąd wyjść. - powiedziałem.

Nie chciałem go urazić, ale jego gadanie było niepotrzebne, zbędne. Musiałem za wszelką cenę spotkać się teraz z Tomlinson'em. Boję się, że zrobi coś głupiego. Nie znam go na tyle, by być pewny, ale nie chcę, aby znów oberwał. Oczywiście Nick wyszedłby na tym bardzo dobrze. Teraz nie tylko Lou znajduje się na liście jego wrogów, lecz również ja.

- Ale wiedz, że nadal uważam, że to zły pomysł... - zaznaczył.

- Tak, tak, cokolwiek. - westchnąłem.

Stanąłem na własnych nogach i ruszyłem do wyjścia. Wyszedłem przed budynek. Niall szedł zaraz za mną. Chyba bał się, że upadnę. Nawet jeśli, to prędzej go przygniotę, niż ten mnie złapie.

Na zewnątrz zrobiło się niezłe zbiegowisko. Wszyscy zaprzestali swoich ćwiczeń, czy pracy jaką wykonywali. Uważnie przyglądali się akcji, jaka się przed nimi rozgrywała. Przepchałem się przez tłum, aby lepiej zobaczyć. Kilkanaście metrów przede mną zauważyłem znajomą postać. Nick leżał na ziemi. Jego twarz pokryta była krwią. Nie żałowałem go. Zasłużył.

Na prawo od niego stał Tomlinson. Po jego bokach znajdowali się nieznani mi mężczyźni. Trzymali go, gdy ten się wyrywał. Krzyczał coś i się rzucał. Jeszcze nigdy nie wiedziałem go w takim stanie. Czysta furia. Zdolny byłby do zabicia kogoś. Był strasznie zawzięty i nie ułatwiał pracy ludziom, którzy musieli go odciągać od Grimshit'a. Patrzyłem na to wszystko w milczeniu. Nie wiedziałem co powiedzieć.

Louis zrobił bardzo głupią rzecz. Nie powinien tak reagować. Martwiłem się o niego. Po raz kolejny się szarpnął i udało mu się wyswobodzić z rąk rudowłosego mężczyzny z jego lewej strony. Ci już mieli najwyraźniej dość. Nie byli wcale delikatni. Nie obchodził ich on. Uderzyli go w twarz i zaczęli ciągnąć w stronę budynku naprzeciwko.

- Już nie żyjesz, Grimshit! - krzyknął szarpiąc się zawzięcie. - Zajebie cię jak tylko dostanę cię w swoje ręce!

Nick nic nie odpowiedział. Był chyba przy mroczony. Leżał na ziemi, ale już po chwili obok niego znalazło się troje jego ludzi. Podnosili go i otrzepali mu mundur. Mężczyzna milczał. Nic nie powiedział. Był w ogromnym szoku, zapewne nie spodziewał się wybuchu takiej złości ze strony Louis'a. Cóż... chyba nikt się jej nie spodziewał.

- Puszczajcie! - warknął Lou, gdy silne ręce żołnierzy zaczęły odciągać go jak najdalej od jego ofiary. - Jeszcze nie skończyłem!

Spojrzałem na twarze zgromadzonych osób. To nie Louis był winny! Czemu to jego zabierają? On nie zasłużył na takie traktowanie!

Obok mnie pojawił się Zayn. Spojrzałem na niego bezradnie. Czy on też nie mógł niczego zrobić? Przecież musi coś być...

- Nic nie możemy zrobić. - odparł dziwnie spokojnym głosem, jakby czytając mi  w myślach.

Martwił się i to było po nim widać. Starał się być opanowany. Lecz nie udało mu się ukryć tego, jak bardzo martwił się o swojego przyjaciela.

- Ale... - zacząłem, nie zgadzając się z jego zdaniem.

- Wracamy, Harry. - zarządził i to wcale nie była prośba.

Wróciłem z powrotem do gabinetu lekarskiego. Dostałem jakieś tabletki na ból głowy. Nic więcej nie mogłem zrobić. Tylko leżeć i  czekać aż Zayn dowie się czegokolwiek o Louis'ie. Na razie wiem tylko tyle, że go gdzieś zamknęli i z kimś rozmawia.

Moja obecność w wojsku sprawiła bardzo dużo złego. Więcej szkód niż pożytku. Przeze mnie Lousi miał kłopoty. To ja go w nie wpędziłem. Do tej pory był jednym z najlepszych ludzi. Przeze mnie się zmienił i zdobył wrogów. Tak bardzo przepraszam, Lou...



☙ ☙ ☙ ☙ ☙ ☙ ☙ ☙ ☙ ☙ ☙☙ ☙ ☙ ☙

Jesteście bardzo przekonywujący, kadeci.

Na wasze życzenie wstawiam drugi już rozdział na dziś :D

Teraz został mi jeszcze jeden w zapasie i muszę wziąć się do roboty z pisaniem. Eh... co ja się z wami mam...

♫ ♪ ♫ ♪ ♫ ♪ ♫

Miłego wieczoru, kadeci! *daje jednodniową przepustkę z wojska*

Tylko stawcie się na porannej zbiórce!

♫ ♪ ♫ ♪ ♫ ♪ ♫

❤ ,,Yes, sir!''  zajmuje 56 pozycję w ff, bardzo wam dziękuję! ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro