Rozdział 45 - Propozycja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camila Pov

Budzę się, czując jak czyjejś silne ramiona, oplatają mnie wokół talli. Obracam się delikatnie, tak żeby nie obudzić dziewczyny i zaczynam przyglądać się jej spokojnej twarzy.  Ostatnio tylko kiedy śpi jest spokojna, albo przynajmniej na taką wygląda. To chyba pierwsza noc od rocznicy śmierci Amber, którą przespała w całości. Co prawda minął już tydzień, ale całe jej zachowanie od tamtego czasu zmieniło się diametralnie. Po stanowczej, zaborczej i pociągającej Lauren nie było już śladu. Pojawiła się za to delikatna, zraniona i potrzebująca miłości kobieta, która od kilku dni nie daję mi odejść na krok, jakby bała się, że już nie wrócę, albo co gorsza skończę jak jej dziewczyna.

Mam wrażenie, że tamtego dnia, wszystkie mury obronne, które tak starannie budowała przez ostatni rok, runęły w jednym momencie, pokazując Jauregui, której jeszcze nigdy dotąd nie znałam i którą zapewne nie zna praktycznie nikt. Jest mi jej cholernie szkoda i tak bardzo chciałabym, żeby nie musiała przez to wszystko przechodzić. Jedynym plusem całej tej sytuacji jest to, że dziewczyna otworzyła się przede mną i pozwoliła mi być przy niej w tych trudnych momentach.

Głupio mi to przyznać, ale przeszukanie szuflady Lauren, podczas jej nieobecności dużo mi teraz dało. Zupełnie tak jakby była to brakująca część układanki, która pozwoliła mi ją lepiej zrozumieć i zareagować w odpowiedni sposób. Teraz już wiem, skąd wzięły się jej niektóre zachowania, dlaczego była taka zdystansowana, dlaczego pije. Nie wyobrażam sobie nawet co musiała przeżywać po wypadku, jak bardzo wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Mam wrażenie, że ja na jej miejscu już dawno bym się poddała. A może się mylę?

Gładzę dziewczynę po jej nagiej skórze, przez co zaczyna niespokojnie się wiercić. Na chwilę zamieram, zatrzymując rękę w powietrzu, jednak ona nadal porusza się niespokojnie. Śni jej się coś. A patrząc na jej wyraz twarzy, nie jest to nic przyjemnego. Przenoszę swoją rękę na jej policzek i lekko go dotykam, próbując wybudzić dziewczynę. Jeszcze to było jej teraz potrzebne.

  - Lauren...Lo.. - szepczę lekko potrząsając jej ramię.

  - Nie. -  mruczy, nadal mając zamknięte oczy.

  - Hej, Lo... - mówię trochę głośniej, jednak dziewczyna jest jeszcze bardziej niespokojna.

  - Nie..nie.., - powtarza nadal, a ja zaczynam się coraz bardziej martwić. - Nie zrobisz tego.

  - Lo, czego nie zrobię? - pytam delikatnie, jednak ona przekręca gwałtownie głowę, zaciskając palce na prześcieradle.

  - Kurwa! - krzyczy, podnosząc się gwałtownie, i otwierając oczy, które intensywnie się we mnie wpatrują. Mija dopiero chwila, zanim dziewczyna orientuję się gdzie jest i jakby zapominając, że leży praktycznie na mnie, opada z impetem na moje ciało.
Zaciskam mocno szczękę, nie chcąc wydać żadnego odgłosu i przytulam ją do siebie, dając jej czas na uspokojenie.

  - Już dobrze Lo, jestem tutaj. - mówię, cicho, jednak dziewczyna w odpowiedzi tylko coś niewyraźnie mruczy.

  - Wcale nie jest dobrze. - odzywa się po chwili, podnosząc się i schodząc ze mnie, nawet nie patrząc mi w oczy. Siada na krawędzi łóżka, chowając twarz w dłoni i głośno wypuszcza powietrze. Jest zirytowana. I wcale jej się nie dziwię.

  - Hej, kochanie... - mówię cicho, siadając za nią i masując jej ramiona. Jej mięśnie spinają się jeszcze bardziej, przez co przestaje na chwilę, kładąc głowę na jej ramieniu.

  - Mówiłam, żebyś tak do mnie nie mówiła. - odpowiada stanowczym głosem, jednak ja tylko całuje jej nagie ramię i mocno ją przytulam.

  - Ale lubię tak do ciebie mówić. I wiesz co? Jeśli teraz tego nie przezwyciężysz, poniżej w ogóle tego nie zrobisz. - stwierdzam, a dziewczyna obejmuję moją prawą dłoń.

  - Wiem, ale...

  - Wiem, że to jest trudne, ale damy sobie jakoś radę. Jesteś silną kobietą. Moją kobietą. A ja pomogę ci z tym wszystkim walczyć. - przerywam jej, na co Jauregui się niepewnie odwraca.

  - Nie zasłużyłam sobie na ciebie. - szepcze jakby do siebie, na co ponownie całuję jej nagą skórę.

  - A ja na ciebie. A jednak tu jesteśmy. Obie. I tkwimy w tym wszystkim razem. - mówię, na co Lauren odwraca się w moją stronę.

  - Ale znasz wszystkie te konsekwencje, które cała ta sytuacja za sobą niesie? - pyta, patrząc mi w oczy. Jej oczy są zmęczone, a odcień zieleni jej tęczówek jakby lekko przygasł.

  - Wiem. Ale poczekam na ciebie. Tak jak ty czekałaś na mnie.

  - Ale...

  - Tak, to była inna sytuacja, ale jednak. - przyznaję, gładząc jej nagie ramiona.

  - Dziękuję. - odpowiada, spuszczając głowę.

  - Nie masz za co.

  - Uwierz mi, mam. Kate nigdy by mi czegoś takiego nie powiedziała, nie martwiła by się. Zamiast spróbować zrozumieć, zaproponowałby kolejną imprezę, z której wrócilibyśmy pijane do domu. Z resztą sama widziałaś jaka ona jest. - stwierdza, a ja uważnie jej się przyglądam. Wygląda na ledwo żywą i przygnębioną, a czarne worki pod oczami tylko potęgują to, jak fatalnie w tym momencie wygląda.

  - Dlaczego mi teraz o tym mówisz? - pytam, nie do końca rozumiejąc sens przywoływania tu jej byłej.

  - Bo nie pomogła mi wtedy kiedy najbardziej tego potrzebowałam, zamieniając moje życie w jeszcze większą ruinę. Zastanawiam się... jak.. co by było gdybym spotkała wtedy ciebie. - mówi, na co tylko lekko się uśmiecham.

  - Byłoby tak samo. Nie możemy wybrać osoby która będziemy kochać, więc pewnie znowu bym się w tobie zakochała. I siedziałabym tu z tobą, w tym samym miejscu, próbując wesprzeć cię jak tylko mogę. - stwierdzam, na co Lauren się uśmiecha.

  - Dogadała byś się z Amber.

  - Tak?

  - Yhmm. Ona też zawsze miała takie zdanie. - mówi, a na jej twarzy pojawia się smutek.

  - Wiesz co? - pytam, na co dziewczyna podnosi wzrok. - Zróbmy sobie taki dzień dla siebie.

  - Co masz na myśli?

  - No wiesz, ty, ja jakiś dobry film, albo jakiś basen. Rozerwiesz się trochę. - proponuję, a Lauren lekko marszy brwi.

  - Właściwie to... - nie kończy, bo tuż obok rozlega się dźwięk mojego telefonu. Wzdycham głośno, schodząc z łóżka i patrzę na wyświetlacz. Kiedy tylko widzę numer należący do mojego menedżera, omal nie upuszczam telefonu. Cholera, od kiedy zrobiłam sobie przerwę, nigdy bezpośrednio się ze mną nie kontaktował. Zawsze ustalał wszystko razem z Rose i to ona przekazywała mi wszystkie informacje, albo decydowała i za niego i za mnie.

  - Przepraszam, muszę odebrać. - mówię, patrząc badawczo na Lauren, która formuje usta w wąską linię.

  - W porządku. - odpowiada, a ja jeszcze przez chwilę jej się przyglądam, po czym odbieram telefon, wracając z powrotem na łóżko.

  - No cześć. - mówię cierpko, dając do zrozumienia, że nie mam ochoty z nim rozmawiać.

  - Miło w końcu słyszeć twój głos Camila. - odzywa się mężczyzna, a ja przygryzam wargę. Czuję palący wzrok Lauren na sobie, jednak ignoruję to, ciesząc się w duchu, że jest na tyle dobrze, że dziewczyna ma siłę patrzeć na mnie w ten sposób. - Mam do ciebie pewną propozycję.

  - Nie wydaję mi się, żebym była zainteresowana. - stwierdzam, a po drugiej stronie rozlega się dźwięczny śmiech.

  - Czyżbym ci w czymś przeszkadzał? - pyta, a ja przymykam na chwilę oczy. Co jak co, ale rozgryźć to on mnie umie.

  - W egzystencji i przerwie od kariery. - odpowiadam, czując jak Lauren kładzie się z powrotem na swoje miejsce, zapewne wpatrując się teraz w moje nagie plecy.

  - Dobrze, że humor wciąż ci dopisuje. - mówi, na co prycham. - A wracając do twojej kariery, ta piosenka którą ostatnio nagrywałaś jest dobrym pretekstem, żeby pomyśleć o nowym albumie i podkręcić trochę atmosferę w mediach.

  - Nie uważasz, że ostatnie spekulacje dosyć ją podkręciły? - pytam, nawiązując do ostatniego artykułu o mnie i Lauren.

  - Podkręciły, ale nie w tym kierunku co trzeba. Mam pewien pomysł, ale musisz przyjechać do mnie i wtedy go omówimy. To nie jest rozmowa na telefon. - odpowiada, na co zaczynam bawić się prześcieradłem. To nie brzmi dobrze. - Jesteś w stanie przyjechać w ciągu godziny?

  - Jestem ale...

  - Więc przyjedź. - przerywa mi, przez co jeszcze bardziej się irytuję.

  - Chcę żebyś Rose tam była. I jeśli to będzie jakiś kolejny durny pomysł to...

  - Spokojnie, spodoba ci się. - mówi, na co tylko wypuszczam ze świstem powietrze.

  - Dobra, ale ja też mam z tobą kilka rzeczy do uzgodnienia. - stwierdzam, na co mężczyzna tylko się śmieje.

  - W porządku Mila. W takim razie do zobaczenia. - żegna się, a ja nawet nie zawracając sobie głowy tym, żeby mu coś na to odpowiedzieć rozłączam się.

  - Kto to? - pyta po chwili Lauren, a ja zaczynam tępo wpatrywać się w wyświetlacz.

  - Mój menedżer. - odpowiadam, siadając na krawędź łóżka.

  - Co chciał? - ponownie zadaje pytanie, podnosząc się na łokciu.

  - Spotkać się. Podobno ma jakąś świetną propozycję.

  - Więc jedź i z niej skorzystaj. - stwierdza Jauregui, przez co odwracam się w jej stronę.

  - To nie jest takie łatwe. Nie powiedział mi o co chodzi. Poza tym nie chcę cię tu teraz zostawiać. - mówię, na co Lo lekko się uśmiecha.

  - Nie jestem już małym dzieckiem Camila, chociaż być może ostatnio właśnie tak się zachowuje. Poradzę sobie, a ty załatw co musisz. I tak dawno powinnam już zabrać się za coś konkretnego. - odpowiada, a ja splatam nasze dłonie.

  - Za coś konkretnego? - pytam, znacząco poruszając brwiami.

  - Oj daj spokój, nie o to mi chodziło. - śmieje się, a ja uśmiecham się na widok jej roześmianej twarzy. W jednej chwili irytacja na mężczyznę mija a ja w przypływie emocji, całuje ją w usta. Nie jest to jednak pocałunek długi. Bardziej taki jak witasz się z kimś na dzień dobry.

  - Wiem, że nie, ale... byłoby miło. - stwierdzam, ostatecznie wstając z łóżka i zrzucając z siebie materiał. Mogę przysiądz, że jej wzrok wędruje teraz po moim półnagim ciele, a ja przygryzam wargę, żeby nie zdradzić się uśmiechem.

  - Yhmm. - mruczy w zamyśleniu, a ja odwracam się w jej stronę, zakładając koszulkę.

  - Co jest? - pytam, patrząc na nią uważnie.

  - Chyba pójdę dzisiaj trochę poćwiczyć, dawno tego nie robiłam. - odpowiada, wstając z drugiej strony łóżka i podchodząc w moją stronę.

  - Jesteś pewna?

  - Tak. - mówi, dając mi buziaka w policzek. - Załatw to co masz do załatwienia i wracaj szybko.

  - Uwierz mi, będę starała się wrócić tak szybki jak to tylko możliwe. - stwierdzam, uśmiechając się w jej stronę, co dziewczyna po chwili odwzajemnia i jakby nigdy nic wychodzi z pokoju. Cóż, oby siłownia jej pomogła.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj trochę krótszy rozdział, ale za to spokojniejszy, co było chyba potrzebne po ostatnich dwóch 😅

Muszę przyznać, że przesłucham cały album Camili kilka razy i... jest niezły. Nie wiem jakie są Wasze odczucia, ale ja spodziewałam się chyba trochę więcej. Mimo to przekaz w niektórych piosenkach jest mocny, a ja jak zwykle znalazłam kilka swoich faworytów z tych zupełnie nowych utworów. Z tych które pojawiły się po raz pierwszy, urzekły mnie „Bad Kinds of Butterflies”, „This Love” i „First man”. A co Wy sądzicie o tym albumie i piosenkach? Macie jakieś ulubione?

Dajcie znać w komentarzach i do napisania 📝

🌈☕







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro