Rozdział 17 - Wywiad

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camila pov

Słyszę dźwięk zamykanego bagażnika, po czym rozsiadam się wygodnie w szarym fotelu. Mimo wszystko, cieszę się, że zgodziłam się na propozycję Lauren. Ma rację. Po tym wszystkim potrzebuje czyjegoś towarzystwa. Mimo iż staram się być silna, i nie pokazywać, że aż tak się przejmuję wydarzeniami z wczorajszego wieczoru to tak naprawdę w środku jestem kłębkiem nerwów, który boi się że jak tylko wyjdzie na ulicę to nie skończy się to dla mnie dobrze. Do teraz pamiętam twarz tego zwyrodnialca, który wręcz ślinił się na mój widok. Skąd w ogóle biorą się tacy ludzie? I dlaczego musi mi się to zdarzać akurat mnie? Dobrze, że jakimś cudem Lauren jest zawsze w pobliżu. Gdyby nie ona, nie wiem co bym zrobiła. Widziałam jej wyraz twarzy, kiedy dzisiaj mówiła o ratowaniu innych kobiet. Szkoda, że nie wie, że wtedy to też byłam ja. A może to i lepiej?

- Wszystko spakowałam. Możemy już jechać. - oznajmia Jauregui wsiadając do samochodu.

- To dobrze. Mogłam sama to zanieść. Wiesz, że nie powinnaś tyle dźwigać. - stwierdzam, po czym zapinam pas.

- Wczoraj dźwigałam cięższe rzeczy, więc walizka w tą czy w tą, nie zrobi mi różnicy. - wzrusza ramionami, po czym odpala samochód.

- Lauren...

- No co? Możesz się cieszyć, bo wcale nie jesteś taka ciężka. - mówi, puszczając mi oczko, a następnie wyjeżdża z parkingu włączając się do ruchu.

- Dzięki. - mamrocze, i opieram się o szybę. Zielonooka, już nic nie mówi i całkowicie skupia się na drodze, nawet nie odwracając się w moją stronę. A może jest pogrążona w myślach tak jak ja? W końcu wczorajsze wydarzenia na długo nie dadzą nam o sobie zapomnieć. Szczególnie mi. Cały czas zastanawiam się, co bym mogła zrobić, żeby się to nie wydarzyło, albo żeby Lauren tak nie oberwała. Szok sprawił, że nie mogłam się ruszyć nawet o milimetr. Stałam, i patrzyłam na to jak ten facet rani ją, a później obkłada pięściami, a ja nic nie mogłam z tym zrobić. Kompletnie nic. Jakbym w tym momencie była jakimś cholernym soplem lodu.

Całe szczęście Jauregui poradziła sobie, i to całkiem nieźle. Martwi mnie tylko to, że wpadła później w szał, który mógł się przerodzić w coś o wiele gorszego. Wiem, że ten popapraniec, wyrządził nam w tamtym momencie dużo krzywdy, ale żeby pokaleczyć mu rękę w taki sposób? Czy gdybym nie zareagowała, zabiłaby go?

Odwracam głowę w stronę Lauren, i zaczynam jej się przyglądać. Byłaby do tego zdolna? Widziałam ją już w różnych sytuacjach, czego dziewczyna nie wie, i sama nie wiem co myśleć. To pracoholiczna służbistka, uzależniona od alkoholu, papierosów i nocnego klubu, nie licząca się praktycznie z nikim. Zagubiona w swoim własnym świecie, udająca że wszystko jest w porządku. Tylko co ją do tego zmusiło? Co sprawiło, że potrafi w bezwzględny sposób potraktować napastników, którzy bezpośrednio jej nie zawinili?
Chciałbym się teraz tego wszystkiego dowiedzieć, ale wiem że to wcale nie jest takie łatwe. Wspólne mieszkanie przez jakiś czas, może trochę mi w tym pomóc, ale też jednocześnie utrudnić. Skoro nawet jej przyjaciółka i siostra, mają z nią problem, to co dopiero ja.

Na szczęście Lauren ma też swoje dobre strony, które sprawiają, że mam do niej słabość. Kiedy powiedziała dzisiaj, że zrobiłaby to wszystko jeszce raz, aż poczułam dziwne ciepło wewnątrz. Jeszcze nikt nigdy nie stwierdził, że dałby się pokroić dla mnie. Albo nie powiedział mi o czymś chcąc mi oszczędzić zmartwień i stawiając swoje zdrowie, na samym końcu. Zastanawiam się, czy to tylko troska o klienta, czy może coś więcej? Chociaż kto normalny śpi ze swoim klientem w jednym łóżku i biję się w jego obronie? Chyba nikt oprócz Lauren.

Zanim zdążę się obejrzeć, jesteśmy już przed domem pani architekt. Ilekroć tu jestem, czuję potrzebę podziwiania tego domu, który tak bardzo do niej pasuję.

- No i jesteśmy. - stwierdza Jauregui, parkując przed bramą i wysiadając z auta. - Tu są kluczyki. Ja idę po walizkę. - podaję mi klucze, po czym idzie w stronę bagażnika.

- Lauren, mówiłam ci przecież że sama poradzę sobie z walizką. - wzdycham idąc w jej stronę.

- Już za późno. - wzrusza wolnym ramieniem, niosąc moją walizkę. - Jak chcesz pomóc, to odklucz dom.

- Oczywiście. - prycham, idąc do drzwi i otwierając je. - Nie masz tu czasem jakiś skanerów siatkówki, albo czegoś podobnego? Nie chcę zostać podziurawiona.

- Bardzo śmieszne Cabello. Może się zdziwisz, ale to najnormalniejszy dom w tej okolicy pod względem bezpieczeństwa. Tu się używa tylko kluczy i broni palnej. - mówi, wznosząc walizkę.

- Broni palnej która trzymasz za obrazem w salonie. - podchwytuje żart, również wchodząc do środka.

- Dokładnie tak. Teraz będę musiała zmienić znaleźć nową kryjówkę. - wzdycha teatralnie, na co wybucham śmiechem. Cóż, mam nadzieję, że to faktycznie jest żart.- Czuj się jak u siebie.

- Yyhm. Wiesz, kiedy Rose wróci, wrócę do siebie. Nie chcę robić ci problemu i..

- Nie robisz żadnych problemów. Chodź, pokażę ci twój pokój. - stwierdza Jauregui, po czym chwyta mnie za rękę i prowadzi na pierwsze piętro. Po chwili otwieram pierwsze drzwi po lewej, a moim oczom ukazuje się przestronny jasny pokój, z pościelonym łóżkiem. Czy ona zawsze jest gotowa na gości?

- Ładnie tu. - komentuję, po czym zabieram od niej walizkę i kładę obok szafy.

- Cieszę się, że ci się podoba. Jakby co to na przeciwko jest mój gabinet, a obok sypialnia. - informuję mnie, na co potakuję. - Będę na dole.

- W porządku. - zapewniam, obserwując jak Lauren wychodzi z pokoju. Jak ona może po tym wszystkim normalnie funkcjonować? Podchodzę do wielkiego okna, przez które wpada do środka niewyobrażalna ilość świata. Wygląda na to, że dom jest nie tylko stylowy i nowoczesny, ale też i energooszczędny. Nieźle. Pani architekt postarała się o wszystko.
Wyglądam przez okno, skąd widzę część ogrodu. Pełno w nim kolorowych kwiatów i palm, a trawnik jest równo ostrzyżony. Kiedy ona ma na to czas? Albo kogo zatrudnia?

Rozpakowuje część rzeczy, po czym schodzę na dół. Wokół roznosi się zapach jedzenia, a ja przypominam sobie, że od rana nic nie jadłam.

- Nie jestem za dobrym kucharzem, ale mam nadzieję, że będzie ci smakować. - mówi podając mi talerz pełen naleśników z czekoladą i bananami.

- Pamiętałaś. - stwierdzam, patrząc na równo pokrojone plasterki banana.

- Jakbym mogła o tym zapomnieć. Przecież to twój ulubiony owoc. - uśmiecha się, drapiąc się nerwowo po karku. Oj, chyba ktoś trochę niż bardziej interesuję się moją osobą i śledzi większość wywiadów.

- Racja pani "czytam tylko niektóre artykuły" - śmieję się robiąc cudzysłów w powietrzu.

- Och, daj już spokój. - mówi, odwracając się do mnie bokiem. - Masz ochotę na kawę?

- Jasne. - odpowiadam z buzią wypchaną naleśnikami. Lauren przygryza wargę, próbując się nie zaśmiać, po czym przyciska odpowiednie przyciski na ekspresie, a przez moją głowę przechodzi myśl, że mogłoby być tak codziennie. Tylko ja i ona. Stop. Przecież to nierealne. O czym ja w ogóle myślę? Przecież ona tylko próbuję mi pomóc, nic więcej, prawda? Cholera...

- O czym tak myślisz? - pyta mnie Lauren, która nagle znalazła się tuż obok mnie.

- O tym, że jesteś dla mnie za dobra. - wypalam, nie wiedząc co powiedzieć. No bo chyba nie mogę się przyznać do moich dziwnych wizji?

- Po prostu się o ciebie martwię. - stwierdza, uśmiechając się do mnie. Muszę przyznać, że to na swój sposób słodkie.

- Wiem. I doceniam to, naprawdę. - przyznaję, przysuwając się pod wpływem impulsu bliżej niej. Chyba trochę za blisko.

- Dzisiaj pokazują twój wywiad. - informuję mnie, odsuwając się. - Chcesz go obejrzeć?

- Jeśli ty chcesz, to tak. Ja i tak już znam odpowiedzi na wszystkie pytania. - wzruszam ramionami, zjadając ostatniego naleśnika.

- Ty tak, ale ja nie. A po zapowiedziach wnioskuje, że wywiad był dość interesujący.

- Zapowiedziach?

- Od kilku dni wszystkie media, nie mówią o niczym innym, tylko o twoim wywiadzie, więc to normalne, że zrobili zapowiedzi z najciekawszymi pytaniami. - mówi, na co ja odkładam sztućce. To miał być jeden głupi wywiad, a wszyscy zrobili z tego wydarzenie roku. Znowu będzie milion domysłów na temat mojego życia, oraz tego czym się teraz zajmuję. Najchętniej zakopałabym się teraz pod kołdrą, ze słuchawkami w uszach i odcięła się od całego świata. I może bym tak zrobiła, gdybym była u siebie. Ale jestem u Lauren i z czystej przyzwoitości nie mogę tego zrobić. Choć bardzo bym chciała. - Wszystko dobrze?

- Tak, tak, po prostu się zamyśliłam. - silę się na uśmiech, patrząc na pusty talerz. - To o której ten wywiad?

- Właściwie to za chwilę. - informuję, na co wzdycham. Nie patrząc na Jauregui, wstaję od stołu i odkładam talerz do zmywarki, po czym całkowicie zrezygnowana dreptam do salonu i rozsiadam się na kanapie. Lauren przychodzi dopiero po chwili, z pełną miską popcornu i włącza telewizor. - To na poprawienie humoru.

- Dzięki. - mówię, biorąc garść prażonej kukurydzy. Może jednak jakoś to przetrwam? Zanim któraś z nas zdąży cokolwiek powiedzieć, na ekranie pojawia się wielkie logo talk-show i prowadzący. Po kilku zdaniach wstępu, zapowiada moje wejście, a ja po kilku sekundach wychodzę na wizję, wraz z wielką euforią widowni i zajmuję miejscem na przeciwko mężczyzny. Boże, ale ja tam jestem zadowolona.

- A więc, po miesiącach ciszy, w końcu zdecydowałaś się na udzielenie wywiadu. Co się stało? - pada pierwsze pytanie.

- Myślę, że powoli czas znów się do tego przyzwyczajać. Poza tym moi fani na pewno się stęsknili. - odpowiadam pewnie, uśmiechając się w stronę widowni, która znów odpowiada z wielkim entuzjazmem.

- Planujesz wielki powrót?

- Jeszcze nie teraz, ale intensywnie nad nim pracuje. - ta, przesiadując w domu Lauren.

- Więc, jest możliwość że nowy album wyjdzie jeszcze w tym roku?

- Nie zaprzeczam, ale też nie potwierdzam. Myślę, że to dla wszystkich będzie jedna wielka niespodzianka. - włącznie ze mną. Camilo z telewizji, daj mi znać kiedy już coś napiszesz!

- W takim razie będziemy czekać z niecierpliwością. - stwierdza prowadzący, a ja przyglądam się moim czarnym obcisłym spodnią. Ale one były wtedy nie wygodne. A ta falbaniasta bluzka? Naprawdę wyglądałam aż tak źle? Kto mnie wtedy ubierał? Rządam zmiany stylisty!

- Camila. - zaczyna mężczyzna, czym zwraca moją uwagę tam na wizji jak i tu przed ekranem. - Ostatnio pojawiły się na twój temat nowe plotki. Chcielibyśmy znać twoje zdanie na ich temat.

- O, kolejne? Co tym razem narozrabiałam? - pytam się, unosząc jedną brew, na co widownia chichocze.

- Oj, to nic takiego. - uśmiecha się szeroko brunet. - Paparazzi ostatnio przyłapało cię jak wsiadłaś z dwoma kubkami kawy do czarnego Maserati. Dużo osób twierdzi, że z kierowcą tego auta może cię łączyć coś więcej.

- Owszem. Interesy. A to chyba zalicza się do tego typu więzi. Wiesz, to tak samo jak my teraz. Ty zadajesz mi pytania, ja na nie odpowiadam, i wszyscy mamy z tego jakieś korzyści. Nawet widzowie. - odpowiadam pewnie, przekręcając głowę na jedną stronę. Kurde, dobra jestem. Może jednak powinnam zostać aktorką?

- No tak. Rozumiem. Zatem, skoro nie tajemniczy kierowca, to kto jest wybrankiem twojego serca? - pyta mężczyzna, a Lauren nerwowo poprawia się na kanapie. Co jest?

- Cóż, przykro mi obalić niektóre teorie, ale takowy jeszcze się nie pojawił. Jak tylko znajdę tego nieszczęśnika, dam wam znać. - odpowiadam uśmiechając się, na co prowadzący zaczyna się śmiać.

- A co z twoim byłym chłopakiem?

- To już zamknięty rozdział, i niech tak pozostanie.

- W porządku. Mam jeszcze jedno pytanie. - oznajmia brunet, robiąc chwilę przerwy. - Co robi tak utalentowana piosenkarka, na swoich mini wakacjach?

- Cieszy się życiem. - odpowiadam krótko, jednak wiem, że to nie wystarczy. - Kiedy ciągle pracujesz, przestajesz cieszyć się z małych rzeczy i dostrzegać to, co jest najbardziej istotne. Kiedy na chwilę zrobisz sobie przerwę, zaczynasz od nowa dostrzegać całe to piękno i dopiero wtedy zaczynasz doceniać niektóre rzeczy. Tak jak zwykłą latte z kawiarni, dopóki ktoś nie zaczyna robić ci zdjęć. I zaczynasz myśleć o tym jak wspaniale było jeszcze przed chwilą kiedy pół świata, nie widziało o tym, że właśnie ją pijesz. - podsumowuję, na co prowadzącą zaczyna się śmiać.

- Chyba muszę to kiedyś wypróbować.

- Koniecznie. - mówię, uśmiechając się po raz setny podczas tego wywiadu. Kim jest ta dziewczyna w telewizorze? Bo na pewno nie prawdziwa mną.

- Panie i panowie... Camila Cabello. - mężczyzna kończy wywiad, zaczynając klaskać, co ja też po chwili robię. Na ekranie, zaczynają pojawiać się napisy końcowe, i już po chwili na ekranie pojawiają się reklamy.

- Jak zwykle, świetnie wypadłaś. - stwierdza Lauren, biorąc garść popcornu.

- Daj spokój. To była czysta gra aktorska. - przyznaję, również biorąc popcorn.

- Wiem. Ale gdybym nie poznała cię bliżej, stwierdziłabym, że jesteś jedną z najbardziej pozytywnych osób show biznesu, której wszystko idzie tak jak sobie to zaplanuję.

- Bo tak miało to wyglądać. Z resztą, chciałbym żeby faktycznie tak było. Czasami sama zastanawiam się, kim jest ta dziewczyna, którą kreuję w mediach. - przyznaję, podkulając nogi. Wiem, że mogę być z nią całkowicie szczera, a ona mnie wysłucha i zrozumie. W końcu sama jest dość popularną osobą. Mimo iż znamy się dosyć krótko, to czuję, że mimo naszej relacji ona w pewien sposób zasługuje na szczerość. Przynajmniej w tej kwestii.

- Nadal tobą. Tylko tą bez problemów, które na czas wywiadu zeszły na dalszy plan. - mówi, przesuwając się w moją stronę i obejmując jednym ramieniem. - Jesteś silniejsza niż myślisz.

- A co jeśli wcale tak nie jest? Jeśli nie wydam kolejnego albumu?

- Wydasz. A jeśli nie to będziemy siedzieć dzień i noc i w końcu coś napiszesz, albo napiszemy. Na końcu będziesz miała tyle piosenek, że sama nie będziesz wiedziała które wybrać. - mówi, a ja uśmiecham się na myśl o tym, że mogłybyśmy tak spędzać czas.

- Więc wtedy to ty będziesz wybierać te naprawę dobre. W końcu też jesteś moją fanką. - stwierdzam odwracając głowę w jej stronę i uśmiechając się do niej. Niekontrolowanie, zjeżdżam wzrokiem na jej usta, i muszę przyznać, że znów chciałbym poczuć ich smak. Chociaż na kilka sekund. Camila, o czym ty myślisz do cholery?

- Cóż, to byłoby ciekawe. - uśmiecha się Lauren, gładząc moje plecy. Jezu, czy jej dotyk musi aż tak uzależniać?

- Zdecydowanie. - mówię, zamykając oczy, i relaksując się pod wpływem jej dotyku.

Resztę dnia, spędzamy na wspólnym oglądaniu starych filmów, zjadając przy tym kilka paczek popcornu i wypijając co najmniej trzy butelki Coli. Jeśli Jauregui spędza tak swój wolny czas w domu, to jakim cudem cały czas wygląda tak świetnie? Ja po kilku takich dniach, nie zmieściła bym się w spodnie. A co zastanawia mnie najbardziej, Lauren zachowuję się, jakby wcale nie miała poważnej rany, i nic ją nie bolało. Faktycznie to ją nie rusza, czy gra tak samo jak ja? Też uśmiecha się, żeby nie dać po sobie poznać, że wewnątrz tak naprawdę rozpada się na kawałki? Wiem, że nie muszę przy niej niczego udawać, ale w jakiś sposób nie pozwala mi na to moja duma. Przecież skoro ona, może normalnie funkcjonować, to dlaczego ja miałbym nie? I to jest właśnie jeden z tych momentów, kiedy po prostu nie potrafię zrezygnować, i pokazać tego że jestem słaba. Ale w końcu tego nauczyłam się, przez lata, występując publiczne. Nigdy nie wolno okazywać słabości. A jeśli już to robisz, rób to w taki sposób, aby ludzie uważali to za zaletę. Zawsze podczas występów staraj się być lepszą wersja samej siebie. To zawsze pomaga. Mi pomaga. To moje życiowe zasady, o których nikomu nie mówię, i jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Tylko że życie to nie scena, ani wywiad. I w tym tkwi cały mój problem. Z myślą o tym, żeby nad tym popracować, kładę się spać w "swoim" pokoju, co chyba nie było dobrym pomysłem.

Budzę się w nocy, cała zlana potem i nierównym oddechem, próbując wymazać z mojej głowy obrazy z mojego snu. Na samą myśl wzdrygam się kilkukrotnie i siadam na brzegu łóżka, chowając twarz z dłonie. Mam wrażenie, że wciąż czuję dotyk tego zboczeńca na sobie, że znów robi małe nacięcia na mojej skórze, uśmiechając się w ten paskudny sposób. Dlaczego nie mogę mieć spokoju nawet podczas snu? Dlaczego wciąż i wciąż, mój mózg musi podsuwać mi wszystko to, o czym tak bardzo chcę zapomnieć?

Wiedząc, że nie ma opcji żebym w najbliższym czasie zasnęła, schodzę na dół i nalewam do szklanki wody, mając nadzieję, że Lauren nie będzie miała mi za złe tego, że rządzę się w jej kuchni. Praktycznie od razu, wypijam całą zawartość szklanki, i opieram się o blat.

Właściwie mogłabym obudzić Jauregui, i powiedzieć jej że nie mogę spać, ale z drugiej strony, wiem jak dziewczyna mało śpi, i nie chciałabym zabierać jej tych dodatkowych godzin snu, dzięki którym może trochę odespać. Dziwi mnie też to, że wczoraj przespałam spokojnie całą noc, a tu nie minęły nawet trzy godziny, a ja już jestem z powrotem na nogach, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Zrezygnowana, postanawiam z powrotem wrócić na górę i spróbować w jakiś sposób zasnąć. Wchodząc na piętro, postanawiam nie zapalać jasnego światła, które mogłoby obudzić zielonooką. Kiedy jestem już prawie na górze, zderzam się z kimś, i prawie upadam na ziemię, czując wokół mojej talii umięśnione ramiona.

- Dlaczego chodzisz po ciemku w środku nocy? - szepczę Lauren.

- Obudziłam się, i nie mogłam zasnąć. Nie chciałam cię obudzić, więc dlatego nie zapalałam światła. - odpowiadam również szepcząc.

- Śniło ci się coś? - pyta, nadal obejmując mnie w talii, i przyglądając mi się uważnie, mimo iż wokół panuję prawie całkowita ciemność.

- Taa. Śnił mi się ten facet, i to jak...

- Cii, już nic więcej nie mów. - przerywa mi, przytulając mocno do siebie. Chyba własne tego teraz najbardziej potrzebowałam. Jej silne ramiona, i delikatny dotyk, sprawiają, że czuję się bezpiecznie, a sen nie wydaję się już taki przerażający jak chwilę temu. - Chodź do łóżka.

- Ale..

- No chodź, bo sama na pewno nie zaśniesz. No chyba, że wolisz stać tu na korytarzu.

- Już idę. - mówię, a Jauregui spłata nasze palce ze sobą i prowadzi do swojej sypialni. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, spanie z Lauren, jest chyba tym, czego potrzebuje i cieszę się, że dziewczyna sama to zaproponowała, bo sama nie odważyłabym się zapytać, szczególnie teraz, kiedy jestem u niej.

Po chwili, obydwie kładziemy się do łóżka, nawet nie zapalając światła, a ja instynktownie przybliżam się do Lauren, chcąc być jak najbliżej. Jauregui również przysuwa się w moją stronę i nakrywa nas szczelnie kołdrą, po czym odgarnia delikatnie moje włosy. Mimo iż jest całkowicie ciemno, wiem że teraz patrzy prostu w moje oczy, prawdopodobnie się uśmiechając, co ja też niekontrolowane po chwili robię.

- Spróbuj pomyśleć o jakiś dobrych rzeczach. To powinno pomóc. - szepczę, a ja już chyba wiem o jakich dobrych rzeczach będę myśleć.

- Spróbuję. Dobranoc Lauren. - szepczę bliski jej ucha i wtulam się w jej ramię.

- Dobranoc. - odpowiada, a ja czuję jak odpływam do krainy Morfeusza.

🌈☕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro