Rozdział 18 - Bolesne wspomnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z dedykacją dla LorenHoregiMyLive😊

Lauren Pov

Budzę się, czując ciężar na klatce piersiowej, przez co od razu się uśmiecham. Camila śpi wtulona w moje ciało, kurczowo trzymając się krańców mojej koszulki, jakby bała się, że mogłabym ją zostawić. Nie zrobiłabym tego. Szczególnie teraz, kiedy mnie najbardziej potrzebuje. Podejrzewałam, że dzisiaj w nocy prędzej czy później się obudzi, i nie będzie mogła zasnąć. Takie przeżycia zawsze pozostawiają ślady w naszej psychice. Cieszę się, że nie spałam przez większość nocy i usłyszałam ją na korytarzu. Nie wyobrażam sobie tego, żeby do rana siedziała sama w pokoju, ciągle przypominając sobie sen, albo co gorsze obwiniając się o tą całą sytuację. Dlatego nie mogłam zrobić inaczej, i zabrałam ją do siebie, bo doskonale wiem, czym grozi siedzenie w samotności, po takich zdarzeniach.

Z jednej strony, czuję się dziwnie mieszkając z nią pod jednym dachem, a z drugiej wiem, że to właściwie. Mimo iż często próbuję się tego wyprzeć to... zależy mi na niej. To głupie, że dochodzimy do takich wniosków w sytuacjach, kiedy prawie stracilibyśmy drugą osobę.

Wolną ręką, przeczesuje jej włosy, i myślę o tym, że mogłoby być tak codziennie. Wspólne poranki, wspólnie spędzane dni, rozmowy o wszystkim tym co nas martwi, smuci, cieszy. No właśnie, mogłoby być. Prawda jest taka, że ona zasługuje na kogoś o wiele lepszego niż ja. Powinna związać się z jakimś przystojnym facetem, który będzie ją kochał, i razem założą rodzinę. Ja tak naprawdę nic nie mogę jej zaoferować, oprócz ciągłej pracy i moich pieprzonych uzależnień. Poza tym, po co miałyby wchodzić w jakiekolwiek relacje ze mną, będąc tak popularną piosenkarką? Wtedy z pewnością nie odpędziła by się od paparazzi i ciągłych pytań odnośnie jej orientacji. A prawda jest taka, że jak ja się z kimś wiąże, to potrafię zawsze wszystko perfekcyjnie spieprzyć. Wniosek z tego taki, że do końca remontu, będę starała się zachować normalne stosunki między nami, a potem... będzie to ciężkie, ale w końcu biznes to biznes. To nie może trwać w nieskończoność.

Czuję, jak Camila zaczyna się niespokojnie poruszać, więc zabieram rękę, i zaczynam się jej przyglądać.

- Dzień dobry. - mówi, otwierając zaspane oczy i opierając głowę o moją klatkę piersiową. - Znowu nie śpisz?

- Tak wyszło. - uśmiecham się, a Camila odnajduje nasze dłonie i łączy je ze sobą. - Wygodnie? - pytam, przez co jej policzki robią się czerwone.

- Bardzo. Jesteś wygodniejsza od poduszki, więc chyba będę musiała tak częściej spać. - odpowiada, uśmiechając się do mnie.

- Skoro chcesz. Ja nie mam nic przeciwko. - stwierdzam, gładząc wierzch jej dłoni.

- Dziwne gdybyś miała. - mówi, śmiejąc się ze mnie.

- Za kogo ty mnie uważasz? - pytam, unosząc jedną brew do góry.

- Za najlepszą panią architekt. - odpowiada, przytulając się do mnie.

- Yhmm. Uważaj, bo ci uwierzę.

- Nie musisz mi wierzyć, ale to prawda. Nikt bez powodu nie trafia na okładkę magazynu. - zauważa, a ja marsze brwi. Skąd ona o tym wie?

- Ktoś tu chyba bardzo interesuję się moim życiem.

- I kto to mówi? - odparowuje podnosząc głowę, i patrząc mi prosto w oczy. - Najlepsza jest ta, na której masz swoją czarną kurtkę.

- Podoba ci się? - pytam, zdziwiona tym, że prawdopodobnie prześledziła wszystkie moje wywiady do czasopism z branży.

- Yhmm. - odpowiada, po czym schodzi ze mnie i wstaję z łóżka. - Idę się ogarnąć.

- W porządku. - mówię, odprowadzając wzrokiem jej perfekcyjne ciało. Boże, dopomóż bo ta kobieta sprawia, że nie potrafię nad sobą zapanować.

Po śniadaniu, postanawiam posprzątać trochę w kuchni, a Camila stwierdziła, że idzie do pokoju, więc mam teraz trochę czasu dla siebie. Zastanawia mnie zachowanie dziewczyny, która jeszcze niedawno miała dobry humor, a teraz znowu chodzi zrezygnowana. Powiedziałam rano coś nie tak, czy to efekt wczorajszego snu? Sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
Słyszę, jak dziewczyna z powrotem schodzi na dół, jednak nie odwracam się w jej stronę i zajmuję tym co mam do zrobienia. Nie chcę, żeby czuła się w jakiś sposób przeze mnie osaczona.
Czuję wibracje telefonu w mojej kieszeni, więc bez sprawdzania kto to, naciskam zieloną słuchawkę na wyświetlaczu.

- Halo?

- Lauren, to już drugi dzień, kiedy nie ma cię w pracy. Stało się coś poważnego? - pyta Normani, a ja nie za bardzo wiem, jak jej to wszystko wytłumaczyć.

- I tak i nie. Dzisiaj raczej też się nie pojawię w biurze, a co do jutra, to nie mam pojęcia. - odpowiadam zgodnie z prawdą.

- Martwię się o ciebie. - przyznaję dziewczyna, a ja lekko się uśmiecham, mimo iż nie może teraz tego widzieć.

- Wiem. Ale nic mi nie jest.

- To dobrze. Tylko... wiesz, że nie możesz zbyt często robić sobie takich dni, bo zbliża się otwarcie nowego oddziału w Nowym Jorku. Pamiętasz o tym?

- Tak, pamiętam. Najwyżej w przyszłym tygodniu zostanę trochę dłużej. - stwierdzam, układając talerze na półkę.

- Ja już znam to twoje trochę dłużej. Znowu nie będziesz spała całą noc.

- Cóż, cel wymaga poświęceń.

- Taa. Ale ty poświęcasz się aż za bardzo.

- Daj spokój.

- Na razie ci daje, ale do czasu. Cześć.

- Cześć. - również się żegnam, wkładając telefon do tylniej kieszeni spodni, i układając ostatnie rzeczy do szafek. Czuję na sobie spojrzenie Cabello, jednak ignoruję je, i nalewam sobie wody do szklanki. Wiem, że wszystko słyszała, ale nie mogę uciekać od niej, kiedy z kimś rozmawiam. Z resztą, byłoby to dziwne.

- Praca? - pyta, podchodząc bliżej, przez co zmusza mnie do tego, żebym odwróciła się w jej stronę.

- Yhmm. - potwierdzam, biorąc łyk wody.

- Słuchaj, nie chcę żebyś...

- To jest moja decyzja. Jestem pieprzonym prezesem, więc chyba od czasu do czasu należy mi się trochę wolnego. I proszę, nie zaczynaj z tym, że to przez ciebie, bo wcale tak nie jest. - przerywam jej, domyślając się co chce powiedzieć.

- Okej. - mówi, obojętnie. Cholera, czyżbym za bardzo się uniosła? Przecież nie powiedziałam chyba nic złego?

- Przepraszam. Nie powinnam była się tak unosić. - przyznaję, wypijając całą zawartość szklanki. - Po prostu boli mnie to, że za wszystko się obwiniasz. Słuchaj... może pojedziemy gdzieś na cały dzień?

- Gdzie?

- W ważne dla mnie miejsce. - mówię, uśmiechając się do niej. Mam nadzieję, że to pozwoli jej się oderwać od jej myśli, i zmieni trochę nastawienie do tego wszystkiego. Najważniejsze, żeby to ona poczuła się lepiej. Moje uczucia, oraz samopoczucie w tym momencie, nie mają żadnego znaczenia.

Pakuje wszystko do plecaka, sprawdzając czy wszystko wzięłam, po czym wychodzę i zamykam dom. Camila, wydaję się być podekscytowana, więc może choć przez chwilę będzie się dobrze bawić. Zanim dziewczyna zdąży cokolwiek powiedzieć, otwieram bramę garażową, i podchodzę bliżej niej.

- Możesz wybrać, czym jedziemy. - stwierdzam uśmiechając się w jej stronę. W garażu stoi moje ukochane Maserati, Range Rover i Ducati.

- Poważnie? - pyta zdziwiona, na co potakuję. Cabello, podchodzi bliżej, a oczy momentalnie zaczynają jej się świecić z radości. - Nie wiedziałam, że masz ich aż tyle.

- To tylko dwa samochody i motocykl. Wcale nie tak dużo. - wzruszam ramionami idąc w jej stronę.

- Skoro tak mówisz. - mówi, podchodząc bliżej motocykla i dotykając każdą jego część, jakby był co najmniej z porcelany. - Mam nadzieję, że masz dwa kaski.

- Oczywiście. - uśmiecham się na myśl wspólnej jazdy. - Jakieś wymagania w stosunku do koloru?

- Nie, ale zaskocz mnie. - mówi, oblizując usta.

- W porządku. - przyjmuje wyzwanie, podchodząc do skrytki w garażu, która otwieram. Mam w nim trzy kaski, dwie kurtki motocyklowe, strój na motocykl i rękawice.
Każdy z kasków jest mniej lub bardziej czarny, z kolorowymi akcentami. Dla siebie wybieram ten najciemniejszy z niebieskimi liniami, a dla Cabello czarno żółty, z rysunkami na kształt skrzydeł.

- Trzymaj. - podaję jej kask, wraz z czarną kurtką.

- Nieźle Jauregui. - stwierdza, biorąc ode mnie rzeczy. - Podoba mi się ten kask.

- Jak chcesz mogę namalować na nim banany. Będzie pasować jeszcze bardziej. - śmieję się.

- To nie jest śmieszne. - uderza mnie w bok, jednak po chwili też się uśmiecha. Przez chwilę patrzymy na siebie, nic nie mówiąc, jakby każda z nas chciała zapamiętać tą drugą jak najlepiej. - Ja.. lepiej to założę.

- Taa, może być chłodno. - drapie się po karku, zabierając kask i zapinając kurtkę która mam już na sobie. - Jechałaś kiedyś na motocyklu?

- Tak, mój... były chłopak, zabrał mnie raz. - mówi z a ja czuję dziwne ukłucie, na wspomnienie tego faceta.

- Podobało ci się?

- Nie za bardzo. Jazda na motorze, po kilku piwach nigdy nie będzie fajna. I nie wiadomo jak się skończy.

- Fakt. - przyznaję, przyglądając się jej. - Samochód pod tym względem jest bezpieczniejszy.

- Jechałaś kiedyś pod wpływem? - zadaję mi dość niewygodne pytanie. No chyba nie będę jej okłamywać, prawda?

- Taa, zdarzyło mi się i to nie raz. Ale to wszystko zależy od kierowcy i od oceny swojego stanu. Trzeba wiedzieć kiedy odpuścić. - stwierdzam, wyprowadzając motor z garażu.

- A ty wiesz?

- Zawsze. - odpowiadam od razu. - Jak widać, cały czas jestem w jednym kawałku.

- No prawie. - stwierdza, a ja kiwam z uśmiechem głową. - Nie boli cię?

- Nie. Jestem na silnych lekach przeciwbólowych, więc jest w porządku. - przyznaję, zakładając kask. Camila, po chwili robi to samo, a ja pakuję plecak do schowka w siedzeniu. - Skoro wtedy ci się nie podobało, to dlaczego chcesz jechać teraz?

- Bo jadę tam z tobą, no i to ty prowadzisz. - stwierdza, stając przede mną gotowa do drogi. Cholera, nawet w pieprzonym kasku wygląda świetnie.

- Cieszę się, że mi ufasz. - mówię szczerze, wsiadając na motocykl, i go odpalając.

- Musiałabym byś niespełna rozumu, gdybym po tym wszystkim ci nie ufała. - odpowiada, również wsiadając na motor i obejmując mnie w talii.

- Nie powiedziałbym. - stwierdzam, po czym zamykam garaż pilotem i wyjeżdżam z podwórka.

Podróż mija nam dość spokojnie, a ja muszę przyznać, że brakowało mi dźwięku tego silnika. Kiedy jedziesz samochodem, nie możesz wcale poczuć takiej wolności, jak czuję się na motorze. To jest coś nie do opisania. Ten świszczący wokół wiatr, słońce na horyzoncie, i ramiona Camili, to coś co chciałbym teraz zatrzymać, i móc zatracić się w tej chwili. I ta nutka adrenaliny, przy każdym przyspieszeniu. Chyba muszę znów zacząć na nim częściej jeździć. Może nawet namówię Cabello, żeby ze mną jeździła?

Po kilkunastu minutach, jesteśmy już prawie na miejscu. Zjeżdżam z głównej drogi, i wjeżdżam w mało uczęszczaną dróżkę, która zdążyła już trochę zarosnąć. Czuję, jak Camila mocniej opłata mnie rękami w pasie, co wywołuje u mnie głupi uśmiech. Chyba nie myśli, że ją gdzieś wywiozę i zostawie, prawda?

Jadę coraz wolniej, aż docieram do miejsca, gdzie muszę zostawić motocykl, więc wyłączam silnik i zdejmuję kask. Camila po chwili, schodzi z motoru, a ja kiedy upewniam się z że już zeszła, robię to samo, zabierając plecak ze schowka. Widzę, jak dziewczyna rozgląda się po okolicy, zapewne zastanawiając się gdzie jesteśmy. Zakładam plecak na plecy, i podchodzę do Camili, chwytając ją za rękę, i prowadząc wgłąb zarośli. W pierwszym odruchu, Cabello lekko się wzdryga, ale kiedy uświadamia sobie, że to ja, daje się prowadzić. Idziemy tak kilka metrów, nie odzywając się do siebie. Kiedy wiem, że jesteśmy już na miejscu, każe iść Kubance przed sobą, jednocześnie zasłaniając jej oczy.

- Na prawdę jest to konieczne? Nie lubię nie wiedzieć gdzie idę. - skarży się, na co cicho chichocze.

- Jeśli chcesz mieć niespodziankę to tak. - mówię, podchodząc bliżej jej pleców i łącząc nasze lewe ręce. - Lepiej?

- Yhmm. - odpowiada, a ja czuję jak jej oddech nagle przyśpiesza. Idziemy tak jeszcze kilkanaście kroków, aż w końcu docieramy do celu. Cóż, mojego celu.

- Okej. Możesz otworzyć oczy. - informuję, odsłaniając jej oczy i zabierając dłoń.

- To jest .... Tu jest pięknie. - mówi z zachwytem, przyglądając się całemu otoczeniu. Wokół nas, jest pełno palm, zarośli i ogromnych kamieni, które odgradzają to miejsce od świata zewnętrznego, a przed nami rozpościera się spokojny, błękitny ocean. - To wygląda jak... raj na ziemi.

- A może nim jest? - odpowiadam pytaniem, na co dziewczyna odwraca się i zaczyna mi się przyglądać. - Zawsze tu przychodziłam, kiedy musiałam pomyśleć, i za każdym razem znajdowałam odpowiedź, więc chyba jest w tym trochę prawdy.

- Przychodziłaś? - pyta unosząc jedną brew.

- Tak. Przychodziłam. Teraz jak mam problem, zazwyczaj idę w inne miejsce. Bardziej zatłoczone i o wiele głośniejsze niż to.

- Chyba rozumiem o co ci chodzi. - przyznaję, a ja ściągam plecak i zaczynam wykładać jego zawartość.

- Daj, pomogę ci. - proponuję, biorąc ode mnie ciemny koc, i kładąc go pod jedną z palm bliżej brzegu.

- Okej. - mówię, zostawiając obok pudełko z jedzeniem.

- Czuję się jak nastolatka, która urwała się z lekcji. - przyznaję, a ja zaczynam się jej przyglądać. Camila buntowniczka? - Nie patrz tak na mnie.

- Urywałaś się z lekcji? - pytam, stając na przeciwko niej.

- Tylko raz mi się zdarzyło. Poszłam wtedy na pizzę z koleżanką z ławki. - wyznaję, odwracając głowę w moją stronę. - Chociaż zawsze chciałam iść na plażę.

- Dlaczego wtedy nie poszłaś?

- Sama nie wiem. Chyba dlatego, że moja znajoma miała na mnie silny wpływ.

- A gdybyś poszła wtedy na plażę, co byś zrobiła? - pytam, podchodząc bliżej.

- Ściągnęła bym prawie wszystkie ubrania i pływała w oceanie. - stwierdza, a w mojej głowie pojawia się szatański plan.

- To zrób to teraz. - mówię, ściągając kurtkę.

- Co? - pyta zaskoczona, patrząc na mnie uważnie.

- Zrób to teraz. Ze mną. - powtarzam, ściągając buty i spodnie. Widzę jak Camila przez chwilę zawiesza wzrok na moich nogach, po czym dość nie zdecydowanie ściąga buty.

- Wiesz, nie wiem czy jest to teraz najlepszy pomysł. - przyznaję, a ja podchodzę jeszcze bliżej niej.

- Masz ostatnią szansę, albo zaciągnę cię tam siłą. - mówię, poważnie krzyżując ręce na piersi, przez co Cabello patrzy na mnie z niepokojem. Mimo, że ma się ochotę śmiać z tej sytuacji, to nadal zachowuję kamienną twarz, i przygotowuję się do realizacji mojego małego planu.

- Lauren... - mówi zrezygnowana, a ja jednym ruchem chwytam ją w talii i przerzucam przez plecy, po czym szybkim krokiem idę w stronę wody. - Lauren, idiotko puść mnie w tej chwili!

- Nie ma takiej opcji. - śmieję się, czując jak Camila uderza rękami w moje plecy.

- Jak tylko mnie puścisz to... - przerywa, bo w tym momencie wrzucam ją do wody. Tam gdzie stoję, woda sięga mi do pasa, więc dziewczyna po chwili się wynurza się z wody z wściekłym wyrazem twarzy.

- To co mi zrobisz? - pytam śmiejąc się z niej.

- To! - krzyczy, popychając mnie z całej siły, przez co znikam na kilka sekund pod wodą.
- No to jesteśmy kwita. - stwierdzam, wynurzając się z wody.

- Nie do końca. - mówi, podchodząc bliżej mnie.

- Nie?

- Nie. Mam przez ciebie mokre prawie całe ubranie. - mówi z wyrzutem.

- Mówiłam ci żebyś je zdjęła. - wzruszam ramionami.

- Ale nie uprzedziłaś co chcesz zrobić. - podchodzi, do mnie tak, że prawie się stykamy i chwyta za kraniec mojej koszulki, ściągając ją jednym ruchem i wyrzucając do wody. - Teraz jesteśmy kwita.

- Lubiłam tę koszulkę. - stwierdzam z udawanym smutkiem.

- Jakoś przeżyjesz. - śmieję się że mnie, szturchając łokciem.

- Wiesz, że mogłaś poprosić to bym ją ściągnęła. Nie musiałaś przechodzić aż do tak brutalnych czynów. - stwierdzam z głupim uśmiechem. Cóż, ruch Cabello nieco mnie zaskoczył. Odważnie jak na nią, chociaż... kto wie co ta dziewczyna jeszcze w sobie skrywa.

- Zapamiętam następnym razem. - puszcza mi oczko, po czym ochlapuje wodą.

- O ty! - oddaję jej, dając początek wojnie na wodę. Albo raczej na chlapanie. Obydwie, głośno się śmiejemy, oddając sobie nawzajem, jednocześnie cofając się do brzegu. Czuję się teraz, jakbym miała prawie dwadzieścia lat mniej i bawiła się w najlepsze z rodzeństwem, nie mając żadnych problemów, pracy i jakichkolwiek innych zmartwień.
Cabello wykorzystuję chwilę mojego zamyślenia, i chlapie mnie wodą prosto w twarz, przez co przez chwilę tracę wzrok. Czując jak słona woda dostaje się do mojego oka, zaczynam je przecierać, co jeszcze pogarsza sytuację. Po chwili czuję jak dłonie Camili, zabierają moje ręce od twarzy, i jednym okiem widzę, jak ta wpatruję się we mnie ze zmartwieniem.

- Przepraszam, poniosło mnie. - przyznaję, podchodząc jeszcze bliżej i chwytając mój policzek, przyglądając się uważnie mojemu oku. - Trzeba to przemyć normalną wodą.

- Yhmm. - odpowiadam, a Kubanka chwyta mnie za rękę prowadząc na koc. Kiedy dziewczyna szuka w torbie wody, ja opadam na koc i czuję że oko jest w tym momencie moim najmniejszym zmartwieniem. Rany po bójce, cholernie pieką od słonej wody, a ja zaczynam przeklinać siebie za to, że nie pomyślałam o skutkach wejścia do wody wcześniej.

- Pochyl głowę. - nakazuje brązowooka, a ja nawet nie protestuje tylko posłusznie robię wszystko to, o co mnie poprosi. Mrugam kilka razy okiem, i kiedy stwierdzam że już jest w porządku, przechylam głowę do przodu, czym daję znać Camili że już wystarczy. Sięgam po plecak i wyciągam z niego ręcznik, w który na szczęście się zaopatrzyłam i podaję go Cabello. Ta patrzy na mnie przez chwilę i zabiera ręcznik, wycierając twarz i ręce.

- Pójdę po tą koszulkę. - stwierdza po chwili, i idzie w stronę brzegu, a ja opieram się o palmę, odchylając głowę do tyłu. Co się ze mną dzieje? Zachowuje się jak głupia nastolatka, która właśnie poczuła wolność. Litości. Przecież wolność mam codziennie. Codziennie spotykam piękne kobiety, ale dawno przy żadnej mi tak nie odwalało.

- Jesteś zła? - pyta brązowooka, kładąc moją koszulkę na kamień w celu wysuszenia, i sama ściąga swoją. Przyglądam się jej ciału, i z trudnością powstrzymuję się od niezbyt grzecznych myśli. Jak można wyglądać tak świetnie, będąc całym przemoczonym?

- Nie jestem. W końcu ja to sprowokowałam. - przyznaję, przyciągając plecak bliżej siebie. - Mam nadzieję, że nie jesteś zła o te rzeczy.

- Jestem zła o to, że jestem teraz cała mokra. - stwierdza, a ja z całych sił staram się głupio nie uśmiechać. Jauregui, myśl trzeźwo. Ona mówi o ubraniach. - Ale przyznaję, że brakowało mi tej odrobiny szaleństwa.

- Cieszę się, że mogłam temu zaradzić. - odpowiadam, wyciągając z torby paczkę papierosów i zapalniczkę. Kątem oka widzę, jak Cabello patrzy na mnie mrużąc oczy, jednak nie zwracam uwagi na jej zachowanie i zapalam papierosa. Czuję, jak dym wypełnia moje płuca, co doprowadza mnie do stanu błogości. Od rana, zdążyłam za tym zatęsknić.

- Po cholerę się tym zatruwasz? - pyta, siadając obok mnie.

- Dzięki temu cholerstwu ostatnio w porę przeszkodziłam pewnym rzeczą, więc nie bądź już taka krytyczna. - odpowiadam, zaciągając się. - Poza tym sprawia mi to przyjemność i jednocześnie uspokaja.

- Co może być przyjemnego w zatruwaniu się?

- Przyśpieszony bilet na tamten świat. Może nie będę musiała się tak długo z tym wszystkim męczyć? - przyznaję, na co Cabello odwraca głowę w moją stronę, uważnie na mnie patrząc.

- Męczy cię twoje życie?

- Czasami tak. Co nie znaczy że chcę ze sobą skończyć. Pewne rzeczy też byłby inne, gdyby nie przeszłość. Taka jest prawda. - mówię, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły.

- To prawda. A co z rodziną? Nie byłoby ci szkoda ich zostawić? - wypuszczam chmurę dymu, i nie patrzę na nią. Nie chcę rozmawiać o rodzinie.

- Szkoda by mi było tylko Taylor. Dla reszty mojej rodziny i tak nie istnieje. - mówię, zgodnie z prawdą, a wspomnienia zaczynają atakować mój umysł.

- Ale... przecież to twoja rodzina. Na pewno...

- Nie Camila. Oni nie chcą mnie znać. Od kilku lat nie przyjeżdżam do nich nawet na święta, a im jest z tym dobrze. - przerywam jej, patrząc na swoje stopy.

- Co się stało? - zadaję pytanie, którego tak bardzo nie chciałam usłyszeć. Nie odpowiadam jej, nadal uparcie wpatrując się w stopy i zastanawiając się jak z tego wybrnąć. - Możesz mi powiedzieć.

- Wiem. Ale nie lubię o tym mówić. - odpowiadam, a Camila przenosi się na moje kolana, siadając na przeciwko mnie i łącząc obie nasze ręce. To dziwne, mieć ją tak blisko i mówić o tak prywatnych i bolesnych rzeczach.

- Jeśli wyrzucisz to z siebie, będzie ci łatwiej. Wiem, że chcesz utrzymać dobre relacje z siostrą, więc lepiej tak, niż potem odreagowywać na niej. Uwierz mi. - mówi, czym ostatecznie mnie przekonuje. Bawię się przez chwilę naszymi złączonymi dłońmi i spuszczam głowę, zastanawiając się jak ubrać to wszystko w słowa i od czego zacząć.

- Kiedy miałam szesnaście lat, zrozumiałam że oprócz chłopaków, podobają mi się też dziewczyny. - zaczynam, łapiąc kontakt wzrokowy z Camilą, która patrzy na mnie z troską i uwagą, jakby to co przed chwilą powiedziałam było oczywistą oczywistością. Czyżby aż tak było to po mnie widać? - Długo nikomu o tym nie mówiłam. Przy okazji na krótki czas związałam się z chłopakiem, więc myślałam, że może mi jednak przeszło. Nic bardziej mylnego. Byłam z Tyronem niecały rok i później się rozstaliśmy. Dopiero w liceum, powiedziałam o mojej orientacji mojej najlepszej przyjaciółkę. Zaakceptowała to bez problemu. Potem był czas studiów, wyjechałam do kompletnie innego miasta, i poznałam swoją pierwszą dziewczynę. Było świetnie, w połowie pierwszego i na początku drugiego roku studiów. Rozumiałyśmy się bez słów, i czułam że to jest to. Pewnego dnia, bez zapowiedzi, rodzice w ramach niespodzianki, przyjechali do mojego mieszkania, w którym mieszkałam razem z moją dziewczyną. To ona otworzyła im drzwi. Mnie wtedy nie było. Kiedy weszłam do mieszkania, jak zawsze od drzwi przywitałam się z nią ,, Już jestem kochanie, jak było na zajęciach?" Nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do salonu, i wtedy zauważyłam zszokowanych i wściekłych rodziców, siedzących na sofie. Wiedzieli, że mieszkam tylko z koleżanką, co była równoznaczne z tym, że słowa były skierowane do niej. Cóż, to była chyba najgorsza rozmowa w moim życiu. Z jednej strony czułam ulgę, że się o tym dowiedzieli, ale z drugiej czułam się winna za to, że jestem inna. Strasznie się wtedy pokłóciliśmy. Zwyzywali moją dziewczynę od najgorszych, przez co podziałało to na mnie jak płachta na byka. Dużo im wtedy powiedziałam na temat tego, co o nich myślę, a oni nie byli mi dłużni. Skończyło się tak, że kazali mi wybierać. Albo ona, albo oni. Wybrałam Amber, bez mrugnięcia oka, a dla nich było to jednoznaczne z tym, że nie mają już córki. Próbowałam później wiele razy z nimi rozmawiać, ale to nic nie dało. Mój brat, też mnie nie akceptował i nie przyznawał się do mnie. Jedynie Taylor była po mojej stronie, mimo że była najmłodsza. Zostałam praktycznie bez rodziny w wieku dwudziestu lat. - kończę swój wywód, i widzę jak oczy Camili zaczynają się szklić. Brawo Jauregui.

- To przykre, że twoi rodzice nie potrafią cię zaakceptować. - odzywa się po chwili ciszy, patrząc mi w oczy.

- Już do tego przywykłam. Poza tym, wiedziałam że prędzej czy później muszą się o tym dowiedzieć i brałam pod uwagę to, że mogą tego nie zaakceptować. - przyznaję, bawiąc się naszymi palcami. - Takie jest życie.

- Strasznie nie fair. - stwierdza, przygryzając usta.

- To prawda. - mówię, zabierając prawą rękę i wycierając jej policzek, po którym zleciała pojedyńcza łza. - Miałam tym wyjazdem poprawić ci humor, a nie psuć go, opowiadając o swoim marnym życiu.

- Nic nie zepsułaś. Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś, bo na pewno nie było to dla ciebie łatwe. - przytula się do mojej dłoni, gładząc ją opuszkami palców. - Po prostu nie mogę zrozumieć tego, że tak cię potraktowali. Musiałaś czuć się okropnie.

- Przez trzy miesiące, czułam się jak wrak człowieka, ale w końcu zrozumiałam, że nie ma sensu się obwiniać i trzeba żyć z tym dalej. Musiałam dać sobie jakoś radę. - mówię, a przed oczami mam wszystkie nieprzespane noce, ciągłe poczucie winy, i zadręczanie się.

- I dałaś radę. I to całkiem nieźle, pani architekt. - mówi, a ja kiwam głową z uśmiechem i zabieram rękę.

- Teraz nagle na pani, pani przejdźmy na "ty"? - pytam, patrząc na Cabello, której wzrok utkwiony jest w mojej prawej dłoni.

- Oj tam, czepiasz się. - odpowiada, uśmiechając się.

- Wiesz, chyba powinniśmy się zbierać. - mówię, patrząc na usta Camili, które są prawie sine.

- Lauren...

- Bo jeszcze się rozchorujesz. Nie chcę cię mieć na sumieniu.

- Trzeba było nie wrzucać mnie do wody. - odgryza się, pochylając się lekko w moją stronę.

- Trzeba było mnie nie prowokować. - również się przybliżam, intensywnie wpatrując się w jej brązowe tęczówki.
- Jesteś nieznośna.

- A ty marudna. - odpowiada od razu, a nasze twarze dzielą tylko centymetry.

- Słodka, ale wkurzająca. - mówię, a kiedy widzę że Cabello zjeżdża wzrokiem na moje usta, uśmiecham się tylko i opieram o palmę, zwiększając odległość między nami. Nie chcę, żeby robiła coś, czego później będzie żałować.

- Irytująca. - mówi, podnosząc wzrok i wpatrując się w moje oczy, jakby chciała coś z nich wyczytać. Widzę, że jest niezadowolona z tego, że się odsunęłam, ale nie komentuję tego i blado się uśmiecha. Może inni daliby się nabrać na jej wymuszony uśmiech, ale ja nie.

- Wiesz, że mogę tak cały dzień?

- Ja też tak mogę. Wymienianie twoich złych cech, jest bardzo interesującym zajęciem. - stwierdza, przygryzając wargę. Dlaczego ona mi to robi?

- Jestem aż taka zła? - pytam unosząc jedną brew do góry.

- Aż taka nie.

- Dzięki. - prycham, i przez przypadek szturcham jej udo, przez co dziewczyna od razu sztywnieje. Boże, aż tak na nią działam, czy to tylko alergia na dotyk, po ostatnich wydarzeniach?

- Nie ma za co. - odpowiada, opanowując swoje ciało, i wyciągając na mnie język.

- Uważaj, bo się obrażę. - śmieję się, poprawiając jej kosmyk włosów. - Zbierajmy się.

- No już dobrze marudo. - wzdycha wstając, i idąc po nasze koszulki. - Łap!

- Dzięki. - mówię, chwytając koszulkę i zakładając ją na siebie. O dziwo zdążyła w miarę wyschnąć, więc zakładam na siebie też kurtkę na motocykl i zaczynam wszystko składać. Kątem oka widzę jak Cabello, lekko się trzęsie, więc wyciągam z plecaka bluzę, która wzięłam na wypadek, gdyby którejś z nas było zimno i podchodzę do niej, pomagając jej ją ubrać.

- Chyba miałaś rację. - przyznaję, zapinając bluzę pod samą szyję. - Dziękuję.

- Skoro mam przy sobie taką światową gwiazdę, to muszę o nią dbać. - mówię, puszczając jej oczko i zabierając resztę rzeczy z plaży. - Możemy iść.

- Yhmm. - odpowiada Camila, a ja nie mogę się już doczekać, aż poczuje jej smukłe ręce owijające się wokół mojej talii. Cóż, chociaż na taką przyjemność mogę sobie pozwolić, przy okazji nie brnąć z niczym za daleko.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak dotąd, jest to najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam i prawdopodobnie najdłuższy rozdział w tym opowiadaniu ( chociaż wszystko jeszcze może się zmienić). Mam nadzieję, że jakoś daliście radę przeczytać ponad 4000 słów i, że nie przeszkadza Wam aż taka ich ilość.

Jeśli chodzi o samą treść rozdziału, to mam nadzieję że Wam się podobał ( jest to jeden z moich ulubionych w tym opowiadaniu) i szykujcie się, bo w następnym rozdziale sporo się wydarzy 😉😁

Do napisania
🌈☕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro