Rozdział 30 - Zawsze tak robisz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lauren Pov

Jadę całkowicie skupiona na drodze, słuchając jak Camila podśpiewuje pod nosem piosenkę z radia. Między nami panuję przyjemna atmosfera, którą ostatni raz można było wyczuć chyba na samym początku naszej znajomości. Cholera, tyle od tego czasu się zmieniło. Odwracam na chwilę głowę w stronę dziewczyny, podziwiając jak promienie słońca oświetlają jej twarz i rozjaśniają jej czekoladowe tęczówki. W życiu nie przypuszczałam, że kiedykolwiek mogłabym dla niej pracować, a już tym bardziej, że wylądujemy razem w łóżku. Moim łóżku.

Prawda jest taka, że Camila od zawsze mi się podobała. Nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Kiedyś co chwilę oglądałam jej wywiady i do znudzenia słuchałam piosenek, z którymi w jakiś sposób się utożsamiałam. Ma naprawdę świetny charakter, co jest rzadkością w dzisiejszym świecie show biznesu. Myślę, że cała ta mieszanka wraz z ostatnimi wydarzeniami sprawiła, że najzwyczajniej w świecie jej uległam. Nigdy tego nie planowałam, i nie chciałam żeby tak się to skończyło, ale serce nie zawsze ma takie same plany co rozum.

Muszę przyznać, że przez ten cały czas w pewien sposób się od niej uzależniłam. Wciąż dostaję od niej zrozumienie i czułość, której od tak dawna mi brakowało. Nie raz wspiera mnie, nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy. Zupełnie jak te kilka lat temu przez swoje piosenki. Jest jak mój anioł stróż. Anioł, do którego mam cholerną słabość.

- Trochę się denerwuję. - odzywa się Camila, patrząc na widok za oknem.

- Wszystko będzie tak jak na projekcie. Obiecuję. - mówię, odnajdując jej dłoń i lekko ściskając w geście wsparcia. Dzisiaj po raz pierwszy, ma zobaczyć dom w trakcie remontu razem ze zmianami konstrukcyjnymi i znając ją, pewnie obwinia się o to, że nie zajrzała tam wcześniej. Zupełnie niepotrzebnie.

- Wiem, ale mimo to dziwnie będzie wejść do domu, który już nie jest tym samym domem co kiedyś. - mówi, patrząc na nasze złączone dłonie.

- Takie są uroki remontu. - stwierdzam, skręcając w odpowiednią ulice. - Efekt będzie o wiele lepszy, jak wszystko będzie skończone.

- Pewnie masz rację. - odpowiada, puszczając moją rękę i wypuszczając ze świstem powietrze.

- Jesteśmy na miejscu. - oznajmiam, wjeżdżając na podjazd, tuż obok dwóch samochodów dostawczych. - Gotowa?

- Bardziej już chyba nie będę. - mówi zrezygnowana, na co tylko cicho się śmieje. Po chwili obydwie wysiadamy z samochodu, i idziemy w stronę wejścia, gdzie stoi dwóch moich pracowników.

- Witam panowie. - odzywam się, na co odwracają się w moją stronę. -Mam nadzieję, że wszystko zgodnie z terminem.

- Oczywiście, że tak. Potrzebujemy tylko resztę projektu i od jutra ruszamy z malowaniem. - mówi brodaty, barczysty mężczyzna, który jest tu kierownikiem.

- Wszystko masz tutaj. - podaje mu zwój kartek, na co ten tylko unosi jedną brew.

- Zwykle projekty odbieram w firmie. - mówi zabierając ode mnie kartki i przyglądając mi się uważnie. - To musi być dla pani bardzo ważny projekt.

- Bo tak jest. Dlatego masz wszystkiego dopilnować.

- Wszystko będzie zgodnie z życzeniem. Skoro pani przezes przyjeżdza zobaczyć postęp prac to na pewno dołożymy wszelkich starań aby było tak, jak pani chcę. - odzywa się drugi, zdecydowanie młodszy mężczyzna.

- Posłuchaj. - zaczynam, podchodząc bliżej i lustrując go wzrokiem. - Zawsze ma być wszystko perfekcyjnie, nie ważne, czy przyjeżdżam to skontrolować czy też nie. Nie tylko ja mam być zadowolona, ale też i klient, więc dlatego macie dokładać wszelkich starań do nawet najmniejszego projektu. Czy wyraziłam się jasno?

- T..tak. - odpowiada niepewnie, na co się uśmiecham.

- Świetnie. A teraz przejrzyjcie plany i zróbcie sobie przerwę. Przez najbliższą godzinę dom ma być pusty. - oznajmiam, oblizując usta. - Jutro dostaniecie materiały.

- Oczywiście. - odpowiada starszy z nich, a ja z zadowoleniem otwieram drzwi i wpuszczam stojąca za mną Camilę do środka.

- Nie musiałaś być dla niego taka surowa. - odzywa się po chwili Cabello, podczas gdy ja zamykam drzwi.

- Nie byłbym taka, gdyby nie mówił tego typu rzeczy. To że nie sprawdzam niektórych placów budowy, nie znaczy, że ma być zrobione na odwal. - stwierdzam, podchodząc bliżej dziewczyny. - Poza tym to dom dla ciebie, więc ma być idealnie.

- Cieszę się, że tak o mnie dbasz. - mówi, na co się uśmiecham i splatam nasze dłonie, prowadząc ją w głąb domu.

- I jak? - pytam, kiedy zatrzymujemy się w pomieszczeniu, które docelowo ma być salonem.

- Biało. - odpowiada, na co tylko się śmieje.

- Już niedługo będzie tu bardziej kolorowo. - mówię, prowadząc ją do kuchni.

- Na to liczę.

- Wyobraź sobie tutaj meble które wybrałaś, marmur i drewniane schody prowadzące na górę. Będzie pięknie.

- Chyba muszę ci w tej kwestii zaufać, bo jakoś ciężko mi to sobie teraz wyobrazić. - stwierdza, stając na przeciwko mnie. - Lauren?

- Tak? - pytam, nie za bardzo wiedząc o co jej może chodzić.

- Co będzie dalej? - pyta chwytając moją drugą dłoń i patrząc na mnie z uwagą.

- Zostaną położone podłogi, ściany będą pomalowane na wybrany przez ciebie kolor, a...

- Wiesz, że nie o to mi chodzi. - przerywa mi, a ja wiem, że za chwilę zada mi pytanie, którego bałam się od samego początku. - Co będzie z nami?

- Camila...

- Tylko bądź ze mną szczera.

- To... to nie jest takie proste. - mówię, przygryzając wargę i unikając jej wzroku. - Na razie skończmy remont, a później...

- Unikasz odpowiedzi. - przerywa mi po raz kolejny, na co głośno wzdycham i opieram się o pobliską ścianę.

- A co ja mam ci powiedzieć? Prawda jest taka, że kiedy tylko skończy się remont, każda z nas wróci do swoich zajęć. To co nas łączy, jest czymś wyjątkowym, ale nie mogę ci dać gwarancji, że po tym wszystkim nadal będzie między nami tak samo.

- Zawsze tak robisz? - pyta, podchodząc bliżej mnie, tak że mogę dostrzec w jej czekoladowych oczach wściekłość i zawód. - Rozkochujesz w sobie swoich klientów, a potem jakby nigdy nic odchodzisz i zapominasz, zachowując się jak zwykła suka? Zaciągasz ich do łóżka, a potem kiedy tylko zaliczysz, odrzucasz jak zepsutą zabawkę?

- Nigdy tak nie robię! I wcale tego nie chciałam! Nie chciałam, żebyś stała się dla mnie ważna, nigdy nie planowałem iść z tobą do łóżka, i spędzać wolnego czasu. Od początku chciałam zachowywać się profesjonalnie, odciągając moje uczucia na dalszy plan. Ale za każdym razem mi to uniemożliwiałaś. - odpowiadam podnosząc głos. - To ty, chciałaś przejść na "ty", prosiłaś o podwózkę i pocałowałaś mnie na sali treningowej. Za każdym razem była to twoja wolna wola. Ja tylko próbowałam wypełnić powierzone mi zadanie i pomóc ci jakoś po tym felernym wieczorze.

- Wiem, ale...

- Ja nie jestem łatwym człowiekiem Camila. Mam za sobą przeszłość, która na każdym kroku daje o sobie znać. Zależy mi na tobie, ale ja po prostu... nie nadaje się dla ciebie. - mówię gładząc jej policzek. - Na razie dajmy sobie czas. Później będziemy decydować.

- Czyli tak naprawdę nie chodzi o mnie, tylko o twoją przeszłość? - pyta na co ja potakuję. - Dlaczego dajesz tak o sobie myśleć?

- Bo tak jest łatwiej. - odpowiadam, a Camilą podchodzi bliżej z zamiarem pocałowania mnie. - Daj sobie spokój.

- Ale...

- Masz rację, jestem zwykłą nic nie wartą suką, więc po co to robisz? - pytam ją, przez co w jej oczy robią się szkliste. - Zajmijmy się pracą i dokończymy to co zaczęłyśmy.

- Camila, jesteś tu?! - woła kobiecy głos z korytarza.

- Cholera. - klnie pod nosem dziewczyna, na co tylko unoszę jedną brew.

- Kto to?

- Moi rodzice. - odpowiada szeptem.

- Najpierw robisz mi awanturę, a później sprowadzasz tu swoich rodziców. Jesteś niemożliwa! - krzyczę szeptem, na co Cabello patrzy na mnie ze złością.

- Nie wiedziałam, że przyjadą. Nie rozmawiałam z nimi od miesiąca! - odpowiada mi tym samym tonem głosu.

- W takim razie mają doskonałe wyczucie czasu. - prycham, krzyżując ręce na piersi.

- Nie przesadzaj, jakoś z tego wybrniemy.

- Taa jasne. A ja jestem heteroseksualną blondwłosom kobietą.

- Oh, zamknij się już. - mówi stanowczym głosem Camila. - Tu jestem!

- Camila, dziecko moje drogie, jak ja cię dawno nie widziałam. - wita się niezbyt wysoka kobieta w okularach, zamykając córkę w szczelnym uścisku. - Miałaś do nas dzwonić.

- Miałam dużo pracy. - odpowiada Cabello, odsuwając się i witając z postawnym brązowookim mężczyzną obok. Camila zdecydowanie odziedziczyła oczy po tacie.

- A pani to? - pyta po chwili mama dziewczyny, zapewne dopiero zauważając moją obecność.

- Lauren Jauregui. - przedstawiam się, podając kobiecie rękę, którą od razu ściska.

- Jest pani tą sławną panią architekt i prezesem Nebry, prawda? - odzywa się mężczyzna, który uważnie mi się przygląda.

- Czy sławną to nie wiem, ale zgadza się. - odpowiadam uśmiechając się sztucznie.

- Camila kiedyś o pani wspominała. - wtrąca się kobieta, na co unoszę brew w geście zdziwienia.

- Lauren zajęła się wszystkim osobiście i sama zaprojektowała wszystkie zmiany w domu. Pomogła też w wyborze wszystkich rzeczy. - mówi Kubanka, przenosząc na mnie wzrok.

- Jesteście na ty? - pyta zdziwiony mężczyzna. Owszem, a dwa dni temu pana córka jęczała na cały dom, kiedy pieprzyłam ją w swoim łóżku. Taka tam uwaga do tego, dlaczego mówimy sobie po imieniu. No i zapomniałam, że od jakiegoś czasu też mieszkamy razem, ale to tylko drobiazg.

- Tak było nam wygodniej.- odpowiada Camila, przygryzając wargę. Pewnie przypomniała sobie to, co przed chwilą jej powiedziałam.

- Skoro tak stawiasz sprawę, to w porządku. - stwierdza jej ojciec, rozglądając się po pomieszczeniu. - Chcieliśmy sprawdzić, jak idzie remont, ale widzę że Camila jest w dobrych rękach, podobnie jak dom.

Raczej jest zdana na łaskę moich zwinnych palców, ale to tylko szczegół.

- Lauren jest najlepsza w swoim fachu. Poza tym mamy podobny gust. - mówi dziewczyna, przez co przenoszę na nią wzrok. Wiem, że jestem dobra. Nie musisz się podlizywać, zaraz po tym jak mnie zwyzywałaś. Przecież to czysta hipokryzja.

- To miłe z pani strony, że zajęła się pani osobiście tym projektem. - stwierdza mama Camili, uśmiechając się do mnie.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiadam, przez co Cabello patrzy na mnie jak na idiotkę. Nie tylko domem zajęłam się osobiście.

- Może zobaczylibyśmy resztę domu? - proponuję mężczyzna, a kątem oka widzę jak Camila zaciska usta w cięką linię. Zdecydowanie nie jest zadowolona. Czyli jest nas dwie.

- Oczywiście. - uśmiecham się, zastanawiając się przy tym ile jeszcze będę musiała udawać, że wszystko jest w porządku. - Zapraszam na górę.

- Nie spodziewałam się, że będzie można aż tak bardzo przebudować i unowocześnić ten dom. - komentuję kobieta, kiedy przechodzimy obok szklanej ściany na półpiętrze. - Od początku odradzaliśmy Camili tego typu remont, sądząc że nic nie da się z tym zrobić.

- Ale nasza córka jest bardzo uparta i jak widać umie postawić na swoim. - dodaje brunet, a ja muszę się z nim zgodzić. Camila jest cholernie uparta.

- Tutaj będzie łazienka, a tu sypialnia. - oznajmiam pokazując na poszczególne pomieszczenia. Widzę jak Kubanka na mnie patrzy, i doskonale wiem o czym teraz myśli. Ale dla jej własnego dobra, lepiej żeby przestała.

- Cóż, na razie niewiele widać, ale skoro nasza córka pani zaufała, to my chyba też nie mamy wyboru, i będziemy musieli cierpliwie poczekać na efekt końcowy. - stwierdza po chwili kobieta, czym prawie wyprowadza mnie z równowagi. Zachowuję jednak swój sztuczny uśmiech i patrzę na Cabello, która patrzy na mnie przepraszająco. Darowała by sobie.

- Niestety muszę państwa tu zostawić. Obowiązki wzywają. Zapewniam jednak, że z każdym kolejnym dniem, wnętrza będą wyglądały coraz lepiej. - mówię, wycofując się do tyłu.

- To zrozumiałe. Musi mieć pani pełne ręce roboty w firmie. - odzywa się mężczyzna.

- Taka praca. - wzruszam ramionami. -Do widzenia państwu.

- Do widzenia. - odpowiadają razem, a kiedy chce już się odwrócić, czuję dłoń na swoim ramieniu.

- Odprowadzę Lauren. Za chwilę do was wrócę. - informuję Cabello, po czym w ciszy schodzimy na dół.

- Przepraszam za nich. - mówi, kiedy jesteśmy już na dole.

- Ależ nie masz za co. To bardzo mili ludzie. Nawet nie wiedzieli, że to ja jestem odpowiedzialna za projekt.

- Lauren...

- Wymagasz ode mnie odpowiedzi na to, co będzie po skończeniu prac i robisz mi o to awanturę, a tymczasem twoi rodzice nie mogą wyjść z podziwu, że mówimy sobie po imieniu. Chcesz, żeby łączyło nas coś więcej, a tymczasem przez cały czas zachowujesz się jakbyśmy się w ogóle nie znały.

- Po prostu...

- Po prostu co? Weź się lepiej zastanów, czy w ogóle chcesz informować rodziców o tym, że przez jakiś czas u mnie mieszkałaś i że uratowałam ci tyłek przed jakimś zboczeńcem.

- To nie jest takie proste.

- A no widzisz. U mnie też nie jest to wszystko takie proste. - mówię z wyrzutem, nawiązując do naszej dzisiejszej kłótni, po czym odwracam się w stronę wyjścia.

- Lauren zaczekaj!

- Nie mam na co czekać. - odpowiadam, przyspieszając kroku i otwierając drzwi. - Aha i dzisiaj nie przyjadę do domu na noc, bo mam dużo pracy, także masz całe mieszkanie dla siebie.

- Dlaczego ty to robisz? - pyta, chwytając mnie za ramię i odwracając w swoją stronę.

- Bo jestem suką. - odpowiadam wyrywając się z jej uścisku i wychodząc na zewnątrz. To będzie bardzo długi dzień.

🌈☕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro