Rozdział 32 - Złamiesz dla mnie swoje zasady?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camila Pov

Siedzę w salonie z kubkiem kawy w ręce i próbuje oglądać telewizję, jednak jedyne co do mnie dociera, to jakieś pojedyńcze obrazy, nie mające większego sensu. Od ponad tygodnia mam problemy ze snem, więc jedyne co robię to piję kawę, odtwarzając w głowie różne warianty naszej kłótni i zastanawiając się, jak by to mogło się inaczej skończyć. Już kilka dni temu doszłam do wniosku, że jestem skończoną idiotką, a męczące wyrzuty sumienia za każdym razem tylko boleśnie potwierdzają ten fakt. Tak bardzo chciałam wiedzieć na czym stoję, a tymczasem zostałam bez stabilnego gruntu pod nogami. Zupełnie jakbym się topiła we własnej bezradności i poczuciu winy.
Nigdy nie reagowałam tak impulsywnie na czyjeś zdanie, ale wtedy chyba po prostu coś we mnie pękło. Może gdybym nie wiedziała o tym, że Lauren często spędza czas w klubie, byłoby inaczej?

- Hej, słuchasz ty mnie w ogóle? - pyta Rose, machając mi przed oczami.

- Nie. - odpowiadam, formując usta w wąską linie. - Co mówiłaś?

- Już nie ważne. - wzdycha siadając obok mnie i patrząc na mnie z troską. - Słuchaj, obydwie wiemy, że spieprzyłaś, ale do cholery wróć do żywych i przestań się użalać nad sobą. To i tak nic nie zmieni.

- A co niby innego mam robić? Nie mogę spać, wyglądam jak zombie i każda próba zrobienia czegoś pożytecznego nie kończy się za dobrze. Cóż innego mi pozostało? - pytam zrezygnowana.

- Spróbuj to jakoś naprawić. - mówi Ritter, przez co patrzę na nią jak na idiotkę. A o czym niby myślę przez dwadzieścia cztery godziny?

- Próbowałam już i sama wiesz jak to się skończyło. - wypuszczam głośno powietrze.

- To spróbuj jeszcze raz. - stwierdza, na co tylko prycham.

- Żeby jeszcze bardziej się skompromitować i wyjść na totalną idiotkę? Chyba podziękuję.

- A Lauren ile razy się przed tobą skompromitowała, co?

- To nie to samo.

- Ale działa podobnie. Jak teraz się poddasz będziesz miała wyrzuty sumienia do końca życia. - mówi, kładąc rękę na moje ramię.

- A może właśnie tak się to miało skończyć? Może od początku nie miało to żadnej przyszłości?

- Dramatyzujesz. Po prostu spieprzyłaś i tyle, a teraz trzeba to naprawić. Więc głowa do góry, marsz do łazienki i zrobić się na bóstwo tak, żeby Jauregui opadła szczęka.

- Mam jechać do niej do biura? Przecież sama powiedziała, że zobaczymy się dopiero...

- Pieprzenie. Jesteś jej wyjątkowym klientem, więc masz prawo w każdej chwili iść do jej firmy i z nią porozmawiać. Tylko wymyśl jak z tematu o ścianach zejść na temat tego co was łączy i jakoś ją przeprosić.

- Ale...

- Nie ma żadnego ale. Jeśli nie zrobisz tego dobrowolnie, to sama cię tam zaprowadzę. - stwierdza, krzyżując ręce na piersi i patrząc na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu. - Nie mam zamiaru dłużej patrzeć jak cierpisz.

- A nie możemy zrobić tego na przykład... jutro?

- Uwierz mi, w tym wypadku stwierdzenie jeśli kocha, to poczeka, z pewnością się nie sprawdzi. - mówi, a ja już wiem, że nie mam wyboru.

Parkuje swoim Jaguarem przed siedzibą firmy, po czym wyłączam silnik. Biorę kilka głębokich wdechów na uspokojenie i jeszcze raz w głowie powtarzam sobie co chcę jej powiedzieć. To głupie, ale stresuje się bardziej niż przed koncertem.

Ostatni raz poprawiam włosy przed lusterkiem, po czym wysiadam z samochodu i zaczynam iść w stronę wejścia. To takie dziwne wracać tu po tym wszystkim. Tyle się wydarzyło od ostatniego czasu kiedy tu byłam. Więcej niż mogłabym przypuszczać.

- Dzień dobry, w czym mogę pani pomóc? - wita mnie od wejścia kobieta stojąca za ladą.

- Jest może pani Jauregui? - pytam ją, zdając sobie sprawę, że nigdy tak nie nazywałam Lauren.

- Z tego co wiem, powinna teraz kończyć jakieś spotkanie. Była pani umówiona? - pyta, uśmiechając się do mnie.

- Nie, ale to dość pilna sprawa. - odpowiadam, przygryzając wargę.

- W takim razie, może poinformuje panią prezes, że...

- Nie trzeba. Poradzę sobie. - przerywam jej, uśmiechając się przepraszająco.

- W porządku. Zna pani drogę?

- Oczywiście. - odpowiadam od razu, obracając się w stronę windy. - Dziękuję.

- Ależ nie ma za co. - mówi dziewczyna, jednak ja wiem, że zdecydowanie jest za co.

Szybkim krokiem ruszam w stronę windy, a kiedy ta tylko się otwiera, przed moimi oczami pojawia się Normani z plikiem dokumentów pod ręką. Nie czekając na jej reakcję, wchodzę do środka, po czym naciskam odpowiedni przycisk.

- Cześć. - witam się po chwili, na co Kordei kieruję ma mnie wzrok.

- Cześć. - odpowiada, po czym na chwilę zapada niezręczna cisza. - Jeśli chcesz porozmawiać teraz z Lauren, to zdecydowanie nie jest to najlepszy czas.

- Wiem, że nadal jest na mnie zła, ale...

- Na mnie, na ciebie i na połowę pracowników też jest dzisiaj zła. Jeden z projektów nie do końca spodobał się ważnemu klientowi, więc będziesz miała ciężki orzech do zgryzienia. - mówi, na co tylko wzdycham.

- Nigdy nie może być za łatwo, co?

- Takie życie. Chociaż mam nadzieję, że jednak uda się wam pogodzić. Dawno nie widziałam Lauren takiej szczęśliwej, jeszcze zanim się pokłóciłyście. - stwierdza, przez co unoszę jedną brew do góry.

- Naprawdę? - pytam zdziwiona.

- Tak. Od początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, ale patrząc na to jak się starasz, a Lauren wszystko przeżywa, cieszę się że czasami ta kobieta jest taka uparta. No i że trafiła na ciebie. - mówi, na co się uśmiecham.

- Miło mi to słyszeć. - odpowiadam, a winda się zatrzymuje.

- To moje piętro. Trzymam kciuki za rozmowę. - mówi wysiadając, po czym drzwi windy się zamykają.

Szlag by trafił te jej projekty i ważnych klientów. Jakbym już teraz nie miała wystarczająco pod górkę. Po co ja się w ogóle dzisiaj ruszyłam z mieszkania? Mogłam siedzieć pod kocem, popijając herbatę i oglądać telewizję, ale Rose musiała akurat dzisiaj stwierdzić, że ma dość mojego użalania się nad sobą. Świetne wyczucie czasu.

Kiedy drzwi windy ponownie się otwierają, wiem że już nie ma odwrotu. Powolnym krokiem, idę w stronę wyjścia, po czym skręcam w prawo. Na korytarzu nie ma ani żywej duszy, a wokół panuje kompletna cisza. Zupełnie jakby nikogo tu nie było, albo każdy pracował w skupieniu. Efekt dzisiejszej złości Jauregui, czy zawsze tak tu jest?

Staję tuż przed drzwiami gabinetu, rozważając jeszcze opcję odwrotu, ale moja ręka odmawiając mi posłuszeństwa, automatycznie puka do drzwi, jakby od tej rozmowy wcale dużo nie zależało.

- Wejść. - odzywa się chłodnym tonem kobieta, na co powoli otwieram drzwi i wchodzę do środka. Jauregui jest zupełnie pochłonięta pisaniem czegoś na kartce, więc mija kilka sekund, zanim podnosi na mnie swój wzrok. Jej linia szczęki, momentalnie się wyostrza, a usta formują w cienką linię. Wiem, że teraz pewnie zastanawia się co powiedzieć, więc podchodzę bliżej opierając dłonie o oparcie fotela stojącego na przeciwko niej.

- Cześć. - odzywam się, na co kobieta przygryza wewnętrzną część policzka. - Wiem, że to pewnie nie jest odpowiedni moment, ale...

- To zdecydowanie nie jest odpowiedni moment. - przerywa mi, patrząc na mnie ze złością.

- To nie zajmie długo... Chciałam...

- Jeśli to nie dotyczy spraw ściśle związanych z moją pracą, nawet nie próbuj zaczynać. - przerywa mi, z powrotem wracając do pisania. Czy ona właśnie próbuje mnie ignorować?

- Chciałam tylko powiedzieć, że...

- Projektu i tak nie będę zmieniać. - przerywa mi po raz kolejny, nawet na mnie nie patrząc.

- Kurwa dasz mi w końcu coś powiedzieć?! - podnoszę głos, gromiąc ją wzrokiem. Lauren patrzy na mnie zdziwiona, a ręka zastyga jej w połowie drogi do kartki. - No co taka zdziwiona?

- Od kiedy tak przeklinasz? - odpowiada pytaniem na pytanie, odkładając długopis i krzyżując ręce, opierając się o blat.

- Od kiedy nie chcesz wysłuchać mnie do końca i przyjąć moich przeprosin. Wiem, że spieprzyłam i nie powinnam tak mówić, ale do cholery ile jeszcze będziesz mnie za to karać? - pytam opadając na fotel.

- To nie chodzi o ciebie. - mówi, przygryzając wargę. Jej ton głosu jest spokojny i zmęczony, zupełnie jakby w tym momencie ściągnęła jedną ze swoich masek.

- Więc o co? Masz kogoś? - pytam, lustrując ją wzrokiem.

- Nn.. nie. - waha się przez chwilę, przez co mruże oczy. Ukrywa coś, czy mi się wydaję?

- Skoro nie to, to o co chodzi?

- O mnie. O to, że lepiej będzie jeśli nie będziemy brnąć w to dalej. - odpowiada, a ja zaczynam się głośno śmiać. - Co w tym śmiesznego?

- To, że jak nastolatka unikasz mnie na wszystkie sposoby i to tylko dlatego, że ubzdurałaś sobie, że się nie nadajesz. Przestań w końcu utrudniać to wszystko i daj mi zdecydować za siebie. Nie wiem z jakimi problemami się mierzysz, ale nie daj się przez nie tak manipulować. Prawda jest taka, że obydwie potrzebujemy siebie nawzajem. Ja cię potrzebuję. Potrzebuję kogoś, do kogo będę mogła się przytulić kiedy jest mi gorzej, i kogoś kto wie przez co ostatnio przeszłam. I tą osobą jesteś ty. - poważnieje, patrząc jej w oczy. - Przez ostatnie tygodnie dałaś mi więcej wsparcia niż nie jedna osoba. Wiem, że nie jestem ci obojętna i wiem, że zraniłam cię mówiąc do ciebie w ten sposób, ale mogłybyśmy być tak po prostu dla siebie? Być przy sobie, nie szufladkując tego w żadnen sposób?

- Camila nie...

- Jeśli nie chcesz to zrozumiem, ale wiedz, że mi zależy. Boli mnie też to, że przeze mnie tyle pracujesz i się zadręczasz. - nie pozwalam jej dokończyć obawiając się najgorszego. - I przepraszam za...

- Już dawno ci odpuściłam za tamto. Zdarza się, że jestem suką, a prawda... prawda zawsze boli najbardziej. - przerywa mi, patrząc na mnie z przygnębieniem. - Ja też powinnam cię przeprosić. A jeśli chodzi o nas to... masz rację co do tego, że siebie potrzebujemy, ale... daj mi trochę czasu. Muszę poukładać sobie pewne rzeczy.

- Więc po raz ostatni złamiesz dla mnie wszystkie swoje zasady? - pytam chcąc być pewna tego na czym stoję.

- Tak. - odpowiada, ale to mi wystarczy. Prawie od razu wstaję z fotela, i podchodzę bliżej niej, przez co Lauren też wstaję.

- Czy mogę... mogę cię przytulić? - pytam, na co zielonooka się uśmiecha.

- Jasne, że możesz. - odpowiada, na co podchodzę jeszcze bliżej i wtulam się w nią, zaciągając zapachem perfum i papierosów. Tak bardzo mi tego brakowało.

- Ale wiesz, że...

- Ciii dam Ci tyle czasu ile potrzebujesz.- mówię, gładząc jej plecy. Czuję jak dziewczyna chce coś powiedzieć, jednak w tym momencie odzywa się głośny dzwonek mojego telefonu, przez co przeklinam w myślach. Z niechęcią odsuwam się od Lauren, po czym sięgam po telefon. - Przepraszam, muszę odebrać.

- W porządku. - odpowiada, opierając się o krawędź biurka i krzyżując ręce na piersi.

- Co jest Rose, nie wiesz że... - odbieram nawet się nie witając.

- Wiem, ale to ważne.- przerywa mi, przez co wypuszczam głośno powietrze. - Dzwonili z radia. Chcą dzisiaj na antenie przeprowadzić z tobą wywiad. Nie ma być jakiś długi. Kilka pytań, twoich piosenek i parę plotek. Od ostatniego wywiadu w telewizji minęło trochę czasu i myślę, że fajnie by było gdybyś się zgodziła. Później dam ci z tym wszystkim spokój na jakiś czas.

- Obiecujesz? - pytam, patrząc na Lauren, która uważnie mi się przygląda.

- Tak. Wywiad ma być o osiemnastej, więc bądź trochę wcześniej i postaraj się nie spóźnić.

- Nie pojedziesz ze mną?

- Nie. Sądząc po twoim zadowoleniu w głosie pewnie już pogodziłaś się z Lauren, więc to dobra okazja żeby spędzić razem trochę czasu.

- Idiotka z ciebie. Poza tym tam będzie pełno ludzi, którzy w każdej chwili mogą zrobić zdjęcie. Chcesz kolejnych plotek na mój temat?

- Nie. Ale całe to ukrywanie się będzie jeszcze bardziej ekscytujące, jeśli ona będzie obok, prawda?

- Ja nie potrzebuję takich wrażeń.

- Potrzebujesz i to nawet nie wiesz jak bardzo. Później mi wszystko opowiesz. Pa. - żegna się, na co wywracam oczami.

- Pa. - odpowiadam rozłączając się, i chowając telefon do kieszeni. Czując na sobie wzrok Jauregui, spoglądam na nią, po czym ciężko wzdycham. - Mam dzisiaj wywiad w radiu o osiemnastej.

- To chyba dobrze, prawda? - pyta na co kiwam przecząco głową.

- Nie mam na to ochoty, a w dodatku Rose nie chcę tam ze mną jechać.

- Więc ja cię zawiozę i poczekam na ciebie. I tak ostatnio spędzam tu za dużo czasu. - proponuje, przez co unoszę kącik ust. Wizja wspólnie spędzonego czasu z Lauren, jest kusząca, ale nie chcę jej się narzucać, szczególnie teraz.

- Nie chcę cię wykorzystywać. Poza tym miałam ci dać czas. - mówię podchodząc bliżej.

- Nie wykorzystujesz mnie. Poza tym danie czasu to jedno, a twoje bezpieczeństwo to drugie. Nie pozwolę, żeby tamta sytuacja się powtórzyła, więc będę czekać w samochodzie słuchając wywiadu z tobą. - odpowiada, na co potakuje. - Napisz mi o której mam przyjechać.

- Jesteś pewna?

- Tak. - odpowiada lekko się uśmiechając.

- W takim razie w porządku. - odpowiadam patrząc na jej policzek, ale ostatecznie rezygnuję z pomysłu pocałowania jej. - Do zobaczenia.

- Taa, do zobaczenia. - odpowiada, po czym odwracam się i idę w stronę wyjścia. Jestem niemal pewna, że odprowadza moja sylwetkę wzrokiem, na co uśmiecham się sama do siebie. Nie mogę doczekać się popołudnia.

- A naszym dzisiejszym gościem będzie Camila Cabello. Czekamy na wasze komentarze i pytania na które postaramy się odpowiedzieć po krótkiej przerwie. - odzywa się Jason, prowadzący z którym już kilka razy rozmawiałam podczas audycji.
- Jak tam Camila, po takiej przerwie? - pyta mnie brunet, kiedy tylko schodzi z anteny.

- Nie obraź się, ale wolałabym teraz siedzieć pod kocem i oglądać telewizję. - odpowiadam, na co chłopak się śmieje.

- Szczerze mówiąc ja też. Myślałem, że się nie zgodzisz.

- Rose się za mnie zgodziła. Nie mam ostatnio do tego wszystkiego głowy.

- Rozumiem. Ale mimo wszystko miło ponownie cię zobaczyć. - mówi, na co się uśmiecham.

- Ciebie też Jason. - stwierdzam, na co ten odwzajemnia uśmiech.

- Za dziesięć sekund wchodzicie na antenę. - informuje mężczyzna z obsługi, który z nikąd pojawia się w pomieszczeniu.

- W porządku. - odpowiada brunet, a mężczyzna wychodzi zamykając drzwi. - Gotowa?

- Bardziej już nie będę. - wzruszam ramionami, na co chłopak cicho się śmieje.

- Drodzy słuchacze, specjalnie dla was, bardzo wyjątkowy gość. Znana na całym świecie piosenkarka i autorka tekstów Camila Cabello. - rozpoczyna Jason, a unoszę kącik ust.

- Cześć. - witam się bawiąc się palcami.

- To twój drugi wywiad od czasu kiedy wyłączyłaś się z mediów społecznościowych i postanowiłaś odpocząć. Jak się z tym czujesz? - zadaję pytanie, którego się spodziewałam.

- Myślę, że czuję się tak jak zawsze podczas każdego wywiadu. Jestem bardziej wypoczęta, i nabrałam nowego spojrzenia na pewne rzeczy. Myślę, że każdemu jest potrzebny taki odpoczynek. - odpowiadam, patrząc na bruneta, który patrzy na mnie z uwagą.

- Wiele fanów zastanawia się, kiedy pojawi się następny album, albo chociażby piosenka otwierająca jakby nie patrzeć, nowy rozdział w twoim życiu.

- Mogę powiedzieć tylko tyle, że wciąż nad nim pracuje. Faktycznie wydanie tego albumu będzie otwarciem nowego rozdziału w moim życiu. Świeżym spojrzeniem.

- Czy nowy rozdział w twoim życiu tyczy się tylko muzyki, czy może także życia prywatnego? Wielu fanów spekuluje, że przerwa jest spowodowana nie tylko muzyką, ale też życiem prywatnym.

- Cóż, cała ta przerwa dotyczy właściwe każdego aspektu mojego życia. Nikt mi bliski nie był powodem podjęcia tej decyzji, ale dzięki temu mam więcej czasu aby móc spędzać z nimi wolne chwile. - odpowiadam, czując jak rozmowa zbacza na niebezpieczny tor.

- Czy wśród tych bliskich, jest ktoś znacznie bliższy twojemu sercu? Wiemy, że po zerwaniu z Matthew z nikim nie byłaś, więc sporo osób zastanawia się, czy pojawił się na twojej drodze ktoś, kto znów zajął by ważne miejsce w twoim sercu. - zadaję pytanie, a przed oczami mam dzisiejszą jazdę z Lauren, która minęła nam wyjątkowo spokojnie. - Camila?

- Jest taka osoba. - odpowiadam dopiero po chwili. Wiem, że Lauren to słucha, więc chcę żeby wiedziała, że to co powiedziałam dzisiaj w biurze jest szczere. A najlepiej powtórzyć to wszystko przed tysiącami osób słuchającej audycji.

- A podasz nam więcej szczegółów? Zdradzisz chociaż imię?

- Prawda jest taka, że nie jesteśmy razem, ale ta osoba jest mi bardzo bliska. Właściwie w przeciągu krótkiego okresu, na stałe zamieszkała w moich myślach. Rozumie mnie i wspiera, chociaż czasami myśli, że się do tego wszystkiego nie nadaje. - odpowiadam, wyobrażając sobie w tym momencie minę Jauregui.

- Czy jest to ktoś z branży muzycznej? - pyta Jason zaglądając do tableta, na którym ma pytania i komentarze.

- Nie. - odpowiadam, na co brunet patrzy na mnie zdziwiony.

- To może ktoś znany?

- Cóż, myślę że ta osoba jest dość rozpoznawalna. Ale jeśli myślisz, że Ci powiem o kogo chodzi, to przykro mi, ale ta informacja należy do poufnych. - odpowiadam, na co chłopak się śmieje.

- Wiesz, że tym sposobem tylko nakręcisz paparazzi?

- Wiem, ale uwielbiam ich zwodzić, albo uciekać przed ich obiektywem. To powinien być nowy sport praktykowany przez celebrytów. - śmieję się, a Jason mi wtóruje.

- Chociaż ostatnio zdołali zrobić ci parę zdjęć przy czarnym Maserati.

- Człowiek wczesnym rankiem nie jest zbyt spostrzegawczy. - odpowiadam, na co brunet się uśmiecha.

- To fakt. - mówi, patrząc na pytania. - Jedna z słuchaczek pyta, czy w niedługim czasie pokażesz się z tym kimś publicznie?

- Tworzymy czasmi tak wybuchowy duet, że ciężko mi w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. Jesteśmy na razie na dość wczesnym etapie, więc po drodze może się zdarzyć jeszcze dużo rzeczy. Poza tym teraz bardziej niż zwykle doceniam prywatność, więc wątpię żeby tak szybko to nastąpiło.

- Rozumiem. Kolejne pytanie jest dość interesujące. Czy jest coś czego żałujesz, a co zrobiłaś podczas przerwy od kariery?

- Tak. I było to dość nie dawno.

- Co to było?

- Powiedziałam coś, czego wcale nie miałam na myśli. Złość nigdy nie jest dobrym doradcą. - odpowiadam, przygryzając wargę.

- Zdecydowanie nie jest. - stwierdza brunet. - Czas na ostatnie pytanie. O czym myślisz, kiedy tworzysz muzykę?

- O wszystkich sytuacjach, które skłoniły mnie do napisania danej piosenki, o wszystkich osobach na których mi zależy. Odtwarzam wszystkie wspomnienia i wybieram te, o których będę opowiadać w danej piosence. Oczywiście oprócz tego zastanawiam się nad tym kto będzie tej muzyki słuchał, czy poprawi komuś humor, skłoni do jakichś przemyśleń, może nawet pomoże. Właściwie niedawno zdałam sobie sprawę, jak bardzo muzyka może kogoś podnieść na duchu i czasami nawet odmienić życie. - odpowiadam, przypominając sobie nagranie Lauren. Byłam jej aniołem stróżem.

- Bardzo ciekawe spostrzeżenia, tym bardziej, jeśli muzyka odgrywa w naszym życiu ważną rolę. - stwierdza Jason, uśmiechając się do mnie. - Dziękuję ci bardzo za rozmowę Camila. Mam nadzieję, że naszym słuchaczom się podobało.

- Ja również dziękuję. - odpowiadam, patrząc za okno.

- A już za chwilę na antenie największy hit Camili, "Havana". - zapowiada, po czym schodzi z anteny. - To było niezłe. Na bank fragmenty naszej rozmowy już niedługo pojawią się we wszystkich tabloidach i portalach plotkarskich.

- Taka cena sławy. - wzruszam ramionami, wstając z fotela. Wiem, że zwykle zostawałam dłużej, ale dzisiaj trochę mi się spieszy.

- W porządku. Liczę, że niedługo znów tu wpadniesz.

- Porozmawiaj o tym z Rose. - śmieje się, przytulając go na pożegnanie. - Cześć.

- Cześć. - odpowiada, a ja wychodzę z pomieszczenia. Kiwam głową na pożegnanie ludziom z obsługi i idę w stronę windy, zadowolona z obrotu rozmowy.

Kiedy tylko znajduje się na dole, od razu skręcam w stronę wyjścia ewakuacyjnego, wiedząc że tam z pewnością nie będzie żadnych reporterów i paparazzi. Przechodzę przez długi korytarz, po czym kieruję się w stronę wyjścia na parking. Kiedy już chcę otwierać drzwi, ktoś chwyta mnie za ramię, przez co na moment wstrzymuję oddech. Odwracam się powoli do tyłu i podnoszę głowę przez co na chwilę zamieram. Tylko nie on.

- Wiedziałem, że cię tu znajdę. - odzywa się Matthew, mój były chłopak. - Wyglądasz o wiele lepiej niż kiedy ostatnio się widzieliśmy.

- Bo już nie muszę się z tobą męczyć. A teraz wybacz, ale spieszy mi się.

- Właśnie widzę. - mówi, przytrzymując ręką drzwi, tak że nie mogę ich otworzyć. - Mam do ciebie propozycję.

- Cokolwiek to jest, i tak się nie zgadzam. - odpowiadam, szarpiąc klamkę.

- Ohh, daj spokój. Wcale nie było nam aż tak źle. Trochę skandalu przyda się nam obojgu. - podchodzi bliżej, przez co moje plecy stykają się ze szklaną ścianą.

- Może tobie, ale nie mi. - odpowiadam z niepokojem patrząc jak jego twarz znajduję się coraz bliżej mojej. - Poza tym mam kogoś.

- Słyszałem w radiu. Uwierz mi z nikim nie będzie ci lepiej.

- Czy do ciebie nie dociera to co mówię?! Jak chcesz się pieprzyć to idź do burdelu, wtedy z pewnością będziesz miał swój skandal. - prycham, patrząc na niego z wściekłością.

- Od kiedy przeklinasz, co? - pyta, przez co mam wrażenie, że to jakieś cholerne deja vu.

- Już ktoś dzisiaj zadał mi to pytanie. - odpowiadam, próbując się wyrwać.

- I ciekawe jak skończył, co?

- Nie twój pieprzony interes. A teraz mnie puszczaj!

- Podoba mi się taka wersja ciebie. - stwierdza zbliżając się na niebezpieczną odległość. Już chcę mu coś powiedzieć, kiedy ten idiota całuje mnie, przygwożdżając do ściany. Mija dopiera chwila, kiedy jakimś cudem udaję mi się go odepchnąć i otworzyć drzwi wydostając się na zewnątrz. Mój wzrok od razu przykuwa sylwetka oddalającą się szybkim krokiem w stronę jednego z samochodów. Cholera, przecież to Lauren! Przez tą szklaną ścianę, musiała wszystko widzieć!

- Lauren! - wołam znacznie przyśpieszając kroku, który po chwili zamienia się bieg. - Lauren, zatrzymaj się do cholery!

- Nie tak szybko kochanie. - mówi Matthew, zatrzymując mnie i chwytając boleśnie za ramię. - Teraz wolisz dziewczyny?

- Puszczaj mnie, bo nie ręczę za siebie. - grożę mu próbując się wyrwać.

- Co takiego ma ta suka, czego ja nie mam? Zachciało ci się zabawiać z dziewczynami? Tak chcesz podkręcić sprzedaż albumu? - zasypuje mnie pytaniami, patrząc na mnie wściekle.

- Chyba cię do reszty popieprzyło. - wyrywam się, poprawiając ubranie. - Chyba nie tylko tą jedną rzecz masz małą. Mózg też ci siada i zapewne jest wielkości orzeszka.

- Ty mała...

- Nie radzę. - odzywa się Lauren, która stoi tuż za chłopakiem. Jakim cudem jej wcześniej nie zauważyłam?

- A co mi zrobisz? - pyta, zabijając mnie wzrokiem.

- A co wybierasz? Mam nóż, pistolet, sznurek. Od koloru do wyboru.

- Lauren ty chyba nie mówisz poważnie? - odzywam się, wiedząc że dziewczyna jest zdolna do takich posunięć.

- Z tobą porozmawiam sobie później. - mówi głosem nie znoszącym sprzeciwu. - Do samochodu.

- Nie uważasz, że możemy to rozwiązać w inny sposób? - pyta Matthew, cały czas stojąc tyłem do Jauregui.

- Nie wydaję mi się. - odpowiada, a ja wsiadam do samochodu, który jest kilka metrów dalej.

- Camila musi mieć z tobą przerąbane. Ją też zastraszasz? Dziewczyna na medal z ciebie. - mówi chłopak, a ja już wiem, że poruszona przez niego kwestia podziała na zielonooką jak płachta na byka. Podobne słowa powiedziała wtedy Kate i nie skończyło się to dobrze.

- Nie jest moja dziewczyną. - odpowiada, uderzając go w tył głowy, przez co Hussey upada na ziemię. W tym momencie jej słowa zabolały nie tylko jego, ale też i mnie. Wiem, że miałam dać jej czas, a teraz prawdopodobnie wszystko spieprzyłam, ale to nadal boli. Zanim zdążę otrząsnąć się po tym co się stało, dziewczyna wsiada do samochodu, po czym odjeżdża z piskiem opon.

- Czy on... - zaczynam, kiedy tylko wyjeżdżamy na główną drogę.

- Nic mu nie będzie. - odpowiada, ściskając mocniej kierownicę.

- Słuchaj, to co widziałaś...

- Dobrze wiem co widziałam. Ale wiesz co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? - pyta patrząc na mnie z wściekłością. - Że jeszcze kilka godzin temu przekonywałaś mnie, że nawzajem siebie potrzebujemy i że jestem dla ciebie ważna.

- Bo taka jest prawda. To co widziałaś było wyjęte z kontekstu! Sam mnie pocałował, nie dając mi żadnego wyboru. - mówię, patrząc na nią.

- A gdybyś miała wybór, to pocałowała byś go?

- Nie bądź śmieszna. Przecież widziałaś jak się kłóciliśmy.

- My też najpierw się całujemy a później kłócimy. - mówi, stając na czerwonym świetle.

- Ty chyba nie mówisz poważnie?

- Jestem śmiertelnie poważna i do tego wkurzona. Nie cierpię jak ktoś robi ze mnie idiotkę. - odpowiada, patrząc na mnie ze złością.

- Nikt nie robi z ciebie idiotki. Mówię ci jak jest! Obydwie byłyśmy po prostu w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. - stwierdzam, kiedy Lauren skręca w jedną z uliczek.

- Ja byłam. Bo ty byłaś właśnie tam gdzie powinnaś.

- Ranisz mnie tym wszystkim, wiesz? - mówię, czując jak w moich oczach pojawiają się łzy.

- Nie ciebie pierwszą. Właśnie o tym mówiłam dzisiaj w biurze. - odpowiada, zatrzymując się przed moim mieszkaniem.

- Nie zasłużyłam na to. Nie tym razem.

- Ja też nie. A jednak tu jestem. - mówi, opierając się o zagłówek fotela.

- Chyba obydwie powinniśmy ochłonąć. - stwierdzam, patrząc na jej profil.

- Też tak myślę. - odpowiada, wyciągając papierosa i jakby nigdy nic go zapalając.

- Lauren, czy...

- Proszę, nie zadawaj już żadnych pytań. Możesz posiedzieć tu trując się dymem papierosowym, albo wysiąść i iść do do domu. Twoja sprawa. - przerywa mi wypuszczając kłąb dymu.

- Nie jesteś taka. - odzywam się po chwili, patrząc na papierosa między jej wargami.

- Czyli jaka? - pyta odwracając się w moją stronę.

- Taka jak mówił Matthew i Kate. Ona i ten dupek powiedzieli to w złości. Nie pozwól, aby ich zdanie wywierało na ciebie taki wpływ.

- Ich zdanie nie wywiera na mnie wpływu. Czy chce, czy nie, właśnie taka jestem i nic tego nie zmieni. Nie znasz mnie Camila. - odpowiada, zaciągając się.

- Ale chcę cię poznać. Nawet z tej najgorszej strony.

- Uwierz mi, że nie chcesz. - odpowiada, a w jej oczach mogę dostrzec ból.

- Nie wierzę, że którekolwiek z nich miało rację. Nie wiem, co sobie wmawiasz, ale...

- Lepiej żebyś już poszła. - przerywa mi, wyrzucając papierosa.

- Lauren...

- Wyjdź.

- Ale...

- Proszę cię wyjdź. - mówi, przez co patrzę na nią przez chwilę z niedowierzaniem. Kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że dziewczyna wcale nie żartuje, otwieram drzwi i wychodzę z samochodu.

- Wiesz, dużo bym dała, żeby znów zobaczyć tą szczęśliwą i beztroską Lauren. - stwierdzam, patrząc na nią.

- Uwierz mi, że ja też bym dużo dała, żeby znów się tak poczuć. - odpowiada, przygryzając wargę. Wiedząc, że rozmowa jest już skończona, zamykam drzwi, przez co kilka sekund patrzymy na siebie przez szybę samochodu. Lauren pierwsza odwraca wzrok, po czym odjeżdża, zostawiając mnie na środku chodnika, z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż na rano. Wygląda na to, że próbując załagodzić sprawę wszystko pogorszyłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak tam po rozpoczęciu roku? Albo jak tam w poniedziałek w pracy? U mnie na razie pierwsze wrażenia bardzo dobre, ale zobaczymy jeszcze jak to będzie jutro. Mam nadzieję, że szybko się przestawię, a Wam życzę fajnych ludzi wokół i planu lekcji, który nie wykańcza 😉

Rozdział najdłuższy ze wszystkich, sporo się zadziało, ale mam nadzieję, że dotrwaliście do końca, i że się Wam podobał😊 coraz intensywniej myślę o drugiej części książki, więc dajecie znać czy taka opcja by Wam odpowiadała, chociaż to na razie tylko plany😁

Do napisania 📝

🌈☕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro