Rozdział 53 - Wypowiedzenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lauren Pov

Wsiadam do mojego świeżo naprawionego auta i zamykam na chwilę oczy, próbując zebrać myśli. Powrót do pracy po kolejnej dłuższej przerwie, wcale nie jest taki łatwy jak się wydaję. Mam wrażenie, że wszystko wali mi się na głowę, a ja nie potrafię temu w jakikolwiek sposób zapobiec.

Na szczęście Olivia została ze mną dzisiaj dłużej niż powinna i pomogła z częścią dokumentów, przy okazji streszczając wszystko to, co działo się w firmie pod moją nieobecność. Oczywiście jeszcze wcześniej zrobiła to także Normani, ale relacja z perspektywy Jones, była chyba nieco ciekawsza. Z takim podejściem do pracy i uczynności ta dziewczyna z pewnością daleko zajdzie. Poza tym w tej swojej delikatności, ale i momentami zawziętości, jest strasznie intrygująca i mam wrażenie, że ma mi jeszcze sporo do zaoferowania. Oby.

  - Od kiedy zaczęłaś przesiadywać w aucie, żeby móc w spokoju pomyśleć? - odzywa się Lucy, która jakby nigdy nic, otwiera drzwi od mojego samochodu, po czym wsiada do środka. - Kłopoty w raju?

  - W raju zwanym moją firmą. - mówię po chwili, nawet nie odwracając się w jej stronę. Do moich nozdrzy dociera charakterystyczny zapach perfumów Vives, przez co biorę nieco głębszy oddech. Zawsze podobał mi się ten słodki zapach. - Myślenie w odnowionym aucie jest o wiele przyjemniejsze niż w biurze.

  - W sumie coś w tym jest. - potakuję dziewczyna.

  - Taa...- mruczę, a między nami zapada niezręczna cisza.

  - Lauren? - pyta cicho po dłuższej chwili Vives, sprawiając przy tym wrażenie jakby się mnie bała.

  - Tak?- pytam, dopiero teraz odwracając się w jej stronę. Jej twarz jest zmęczona, a zawsze obecne iskierki w jej oczach lekko przygasły.

  - Jak się czujesz? - zadaję pytanie, a ja potrzebuję chwili, żeby przetworzyć je sobie w głowie. Czy ona właśnie tak długo zabierała się do tego, żeby spytać jak się czuję? Przecież to do niej kompletnie niepodobne.

  - Dobrze. Tak myślę. - odpowiadam, zbita z tropu.

  - Może to głupie, ale... tak bardzo bałam się, że z tego nie wyjdziesz. Tym bardziej, że to wszystko było po naszej ostatniej rozmowie i... cholera Lauren, czy to przeze mnie? - pyta, patrząc na mnie uważnie. Już wiem skąd to zmęczenie na twarzy. Zjada ją poczucie winy. Co ona do cholery sobie namawiała?

  - Oczywiście, że to nie przez ciebie. Byłam rozkojarzona. Tamten facet we mnie wjechał. To wszystko, to był tylko głupi zbieg okoliczności. I nawet nie myśl w ten sposób. - zaprzeczam od razu, przez co kącik ust dziewczyny lekko się unosi.

  - Chciałam cię odwiedzić w szpitalu. Później w domu, ale mogę się założyć, że to nie byłoby odpowiednie. Tym bardziej, że Camila i tak już dobrze się tobą zajęła i gdyby tylko mnie zobaczyła, pewnie nieźle by mi się oberwało. Nieważne. Odpuściłam rozumiesz... a doskonale wiesz, że nigdy tego nie robię. I czuję się z tym cholernie źle. Szczególnie, że kilka godzin przed wypadkiem, powiedziałam ci co do ciebie czuję. Jestem pieprzoną hipokrytką. - kończy niemal szeptem, przez co przyglądam jej się uważnie.

  - Nie Lucy. Zrobiłaś to, co było w tym momencie najlepsze. - mówię, gładząc kierownicę.

  - A i tak czuję się podle. - stwierdza bawiąc się palcami.

  - Nie odwzajemniam uczuć kobiety, która pomogła mi w prawie wszystkich najgorszych momentach mojego życia. Za każdym razem przygarniała mnie do swojego łóżka, nie oczekując nic w zamian i znosząc moje najgorsze zachowania. To ja powinnam się czuć podle, nie ty. I przykro mi, że tak to się potoczyło.

  - Tak, mi też. - mówi Lucy, przenosząc na mnie wzrok. - Ale gdybyś tylko potrzebowała czegoś, to wiesz...

  - Wiem. I jestem Ci naprawdę za to wdzięczna. Byłyśmy w odpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie.

  - Zdecydowanie. - potakuję Vives, wyciągając jakaś kartkę z torebki.

  - Co to? - pytam, obserwując jak dziewczyna zatrzymuje się wzrokiem ma treści dokumentu.

  - Moje wypowiedzenie. - odpowiada po chwili, na co marszę brwi.

  - Lucy...

  - Już postanowiłam. - przerywa mi podając kartkę. - I tak pomogłaś mi wystarczająco.

  - Ale...

  - Normani o wszystkim wie, ale chciałam Ci to przekazać osobiście.

  - Nie chciałaś przyjść do mnie do biura. Porozmawiały byśmy jak ludzie, a nie...

  - Byłaś zajęta słuchaniem seksi blondi. Z resztą to i tak nie jest teraz ważne. Tak będzie lepiej. - kolejny raz mi przerywa, formując przy tym usta w wąską linię.

  - W porządku. Jeśli potrzebowała byś jeszcze jakiejś pomocy, to wiesz gdzie mnie znaleźć. Głupio mi, że tak z tym wszystkim wyszło. Nie zdawałam sobie sprawy na tego co do mnie czujesz i...

  - Ciii. Już nic więcej nie mów. Doskonale o tym wiem. Nie można zmusić nikogo do miłości. Nie powinno się nawet próbować. - mówi, obejmując mój policzek i lekko go gładząc. - Nie mam ci tego za złe.

  - Nie?

  - Nie. Bardziej cenię sobie to, że jesteś po prostu ze mną szczera. - stwierdza, całując delikatnie mój policzek, po czym odsuwa się i wychodzi z samochodu. - Do zobaczenia.

  - Do zobaczenia. - odpowiadam, jednak dziewczyna już tego nie słyszy.



  - I tak po prostu dała ci wypowiedzenie w aucie? - pyta Camila, opierając się bo blat w kuchni i uważnie mi się przyglądając.

  - Dokładnie tak. - potakuję, poprawiając się na krześle i popijając sokiem.

  - Cóż, może faktycznie już wszystko sobie poukładała. Albo zrozumiała, że jesteś tylko moja. - mówi dziewczyna, przygryzając przy tym wargę.

  - Myślisz? - pytam, wstając z krzesła i powoli podchodząc do dziewczyny.

  - Yhmm. Niech wie gdzie jej miejsce. - stwierdza Cabello, zjeżdżając wzrokiem na moje usta.

  - Moja mała zazdrośnica. - mruczę, zmniejszając między nami odległość i oplatając dziewczynę w talii.

  - No proszę cię, grzechem byłoby nie być zazdrosną o taką kobietę. - mówi, obejmując moją twarz i lekko gładząc kciukiem moją dolną wargę.

  - Nie przesadzaj. - szepczę, na co dziewczyna tylko się uśmiecha.

  - Nigdy tego nie robię. - stwierdza, łącząc nasze usta w przepełnionym uczuciami pocałunku. Mogę przysiądz, że nawet wieczność byłaby za krótka, żeby móc się w pełni nacieszyć jej dotykiem i obecnością. Jest chodzącym ideałem, na który ja nigdy nie będę zasługiwać.

  - Dinah zaprosiła nas dzisiaj na mały wypad do klubu. - odzywa się Kubanka, kiedy tylko się od siebie odsuwamy, łącząc przy tym nasze czoła.

  - Normani nic mi o tym nie wspominała.

  - Bo DJ wpadła na ten wspaniałomyślny pomysł dopiero dzisiaj po południu. - mówi, splatając nasze palce. - Fajnie byłoby pójść.

  - Skoro tak, to możemy iść. Chętnie się trochę rozerwę. - stwierdzam, na co Camila się uśmiecha.

  - Super. - mówi, składajac krótki pocałunek na moich ustach. - Chodźmy się szykować.



  - No proszę proszę, niezniszczalny Jaguar we własnej osobie. - woła z daleka Dinah, szeroko się do nas uśmiechając.

  - Ciebie też miło widzieć. - odzywam się, kiedy tylko znajdujemy się bliżej pary dziewczyn, po czym wtulam się w blondynkę.

  - Stara dobra Lauren. Brakowało mi tego. - stwierdza Jane, odzwajemniając uścisk.

  - Uważajcie bo się jeszcze wzrusze. - mówi stojąca obok nas Normani.

  - A ciebie też uściskać na powitanie? - pytam, na co ciemnoskóra przewraca oczami.

  - Wystarczy, że widzieliśmy się w pracy. Starczy czułości na dziś.

  - Racja. - potakuję, na co Cabello cicho się śmieje.

  - W końcu się razem spotkałyśmy. I do tego nawet Jauregui jest przytomna. Myślę, że do doskonała okazja, żeby to uczcić. - proponuję Dinah, na co tylko prycham.

  - Jestem jak najbardziej za. - obejmuję mnie Kubanka, cicho się śmiejąc.

  - To co, wchodzimy? - pyta Kordei, uśmiechając się w naszą stronę.

  - Tak. - odpowiadamy chórem, po czym wchodzimy klubu. Ten znacząco rożni się od Blue Lagoon. Jest bardziej ekskluzywny, zapewnia większą prywatność i mimo wszystko nie jest aż tak oblegany. Zdarzyło mi się tu być kilka razy, jednak mimo wszystko kiedy tylko mam okazję wybieram ten poprzedni.

Kiedy tylko ochroniarz wpuszcza nas do środka, niemal od razu do moich uszu dociera głośna muzyka i charakterystyczny zapach alkoholu wymieszany z perfumami i potem. Mimowolnie ściskam mocniej dłoń Camili, prowadząc ją przez niewielką grupkę ludzi. Po chwili jesteśmy już w swojej loży, a Jane od razu biegnie w stronę baru, chcąc zamówić nam drinki. To chyba nigdy się nie zmieni.

  - Uroczo razem wyglądacie. - odzywa się Normani, kiedy już siedzimy na swoich miejscach.

  - Dziękujemy. - rumieni się Camila, na co tylko się uśmiecham.

  - Jak tak Harry? - pytam, na co Kordei lekko się krzywi.

  - Odpuścił i zostawił mnie w spokoju. - odpowiada, bawiąc się palcami. -  Wiesz, następnym razem, kiedy postanowisz zabrać mnie na wyjazd służbowy już nie będę tyle marudzić.

  - Naprawdę? - pytam unosząc jedną brew.

  - Tak. W końcu dzięki tobie jestem teraz z Dinah. No I zrozumiałam, że Harry to nie facet dla mnie. - przyznaję, na co się uśmiecham.

  - Ja już swoje wiedziałam, żeby nie zapamiętywać tego, że jest twoim narzeczonym. - szczerze się, na co Camila przygląda mi się uważnie.

  - To akurat było podłe. - mówi z wyrzutem Kordei.

  - To akurat była starość i pogarszająca się pamięć. - odpowiadam, na co Normani prycha.

  - Może lepiej od razu przyznaj, że miałaś to gdzieś.

  - Co takiego zrobiła? - pyta Cabello, patrząc to na mnie, to na ciemnowłosą.

  - Jak zwykle miała wszystko w dupie. - stwierdza Normani, na co tylko prycham.

  - Przerabiałyśmy już ten temat. Za to Dinah zapamiętam doskonale. - mówię, na co Kordei tylko kiwa przecząco głową.

  - Jesteś niemożliwa.

  - Ale sama przyznaj, mam nosa do ludzi. - mówię, na co Cabello cicho chichoczę.

  - Wątpię. - Normani patrzy na mnie z politowaniem.

  - W co wątpisz? - pyta Dinah, która stawia przed nami pokaźną ilość alkoholu.

  - W swoją panią prezes.- odpowiada dziewczyna, wtulając się w bok DJ i zabierając kolorowego drinka.

  - Uważaj kochanie, bo pani prezes jeszcze cię zwolni. - stwierdza Dinah, pijąc swojego drinka.

  - Myślę, że akurat beze mnie by sobie nie poradziła. Prawda Lauren?

  - Oj tam, nie rozmawiamy już o pracy. - proponuję, na co dziewczyny się śmieją.

  - Jak zawsze unikasz niewygodnych dla siebie tematów. - zauważa Normani, na co formuję usta w wąską linię.

  - To prawda. Lo uwielbia unikać takie tematy, ale tu akurat muszą przyznać mojej dziewczynie rację. Mamy się tu trochę rozerwać a nie rozmawiać o pracy. - wtrąca się Camila, gładząc moje ramię.

  - Skoro tak, to wasze zdrowie gołąbeczki. - mówi DJ, upijając pokaźną ilość alkoholu. - Za to, że w końcu widzimy się wszystkie razem.

  - Zdrowie. - powtarza Cabello, również upijając część swojego drinka.

  - No dobrze, to skoro wszyscy jesteśmy już w zdecydowanie lepszych humorach, to proponuję ruszyć nasze tyłki i iść trochę potańczyć. - stwierdza Kordei, przez co otrzymuje krótkiego buziaka w usta od DJ.

  - Ruszyć nasze seksowne tyłki. - poprawia ją Jane, przez co obrywa od Kordei.

  - Idziesz? - pyta mnie cicho Camila, czym wyrywa mnie z chwilowego zamyślenia.

  - Tak. - odpowiadam, upijając alkohol i wstając z miejsca. Cabello przygląda mi się uważnie, jednak ja tylko się do niej uśmiecham, splatając nasze dłonie i prowadząc na parkiet. Już teraz zaczynam poruszać swoje biodra w rytm muzyki, przez co czuję na sobie niemal palący wzrok Kubanki.

Kiedy zajmujemy dogodne miejsce, odwracam się w jej stronę, a dziewczyna niemal od razu zarzuca dłonie na mój kark, zaczynając zmysłowo się poruszać. Nasze ciała z każdą kolejną sekundą znajdują się coraz bliżej siebie, a ruchy stają się coraz bardziej odważne. Czekoladowe oczy dziewczyny robią się znacznie ciemniejsze, a napięcie między nami jest coraz bardziej wyczuwalne. W pewnym momencie Camila bez ostrzeżenia odwraca się tyłem do mnie, maksymalnie zmniejszając dzielącą nas odległość i ocierając się co jakiś czas o moje spragnione dotyku ciało. Zjeżdżam powoli dłońmi wzdłuż jej talii, cały czas dopasowując się do jej rytmu, przez co czuję jak oddech Kubanki znacznie przyspiesza.

  - Jak bardzo nieodpowiednie będzie nasze zachowanie, jeśli w tym momencie pójdziemy do najbliższej łazienki? - szepcze odwracając się i przygryzając przy tym płatek mojego ucha.

  - Cholernie nieodpowiednie. - odpowiadam, całując ją w usta, przygryzając przy tym delikatnie jej wargę.

  - Więc może...

  - Może co? - dopytuję, jednak Camila na chwilę przestaję tańczyć, wpatrując się w jakiś punkt za mną. - Camz?

  - Kate tu jest. - mówi, przez co odwracam głowę.

  - Co? - pytam, odwracając się w tamtą stronę. - Co ona tu do cholery robi?

  - Albo też przyszła się tu pobawić, albo cię stalkuje. - stwierdza Cabello, chwytając mnie za rękę.

  - Nie żartuj sobie ze mnie. Na pewno to tylko zwykły zbieg okoliczności. - mówię, analizując całą tą sytuację.

  - Cokolwiek to jest, pójście w tym momencie do łazienki nie wydaję się już takim wspaniałym pomysłem, jak jeszcze kilka chwil temu. - odpowiada Kubanka, na co potakuję.

  - Chyba zostaję nam pójście do loży, wypicie sporej ilości alkoholu, a później granie w zgaduj zgadula pod tytułem, jak dotrzemy do domu. - stwierdzam, na co Camila tylko się uśmiecha.

  - Z tobą mogłabym grać w to aż do końca świata, na końcu gubiąc się gdzieś w samym centrum miasta. - mówi Camila, powoli cofając się w stronę naszych miejsc.

  - Zgubić się ze mną? Brzmi cholernie kusząco Camz.

  - Wiem. Dlatego chodźmy się napić, nie przejmując się tą zołzą z tyłu. To będzie nasza noc. - mówi, na co szeroko się uśmiecham.

  - To będzie nasza noc.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak tam po walentynkach? A może podobnie jak ja świętowaliście dzień singla? Cokolwiek obchodziliście mam nadzieję, że dobrze bawiliście się w ten weekend 😊

U mnie ten tydzień zapowiada się dość intensywnie, szczególnie że po pół roku chodzenia do nowej szkoły, dostałam się do szkolnej drużyny siatkarskiej, więc pod koniec tygodnia będę reprezentować szkołę na zawodach i mogę się założyć, że zdecydowanie nie obejdzie się bez zwichniętych palców, czy dodatkowych siniaków🏐 trzymajcie za mnie kciuki😊✊

Chciałabym Wam też bardzo podziękować za 70 tysięcy wyświetleń, co jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem i osiągnięciem, a także idealnym prezentem z okazji minięcia roku od publikacji pierwszego rozdziału YOU ARE MY ARCHITECT. Niesamowite jak szybko to minęło, ile od tego czasu Was przybyło i jak dużo się u mnie zmieniło przez ten rok. Dziękuję Wam, że jesteście i przede wszystkim, że nadal chcecie czytać moje opowiadanie ❤️

Miłego wieczoru 😊

🌈☕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro