Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeżyłam poloneza. I nawet się nie przewróciłam. W gruncie rzeczy wyszło nawet lepiej niż się spodziewałam. Nikt się nie pomylił, dyrektor całkiem nieźle sobie radził i nawet nauczyciele połączyli się w pary, żeby zatańczyć razem z nami. Widziałam po twarzach znajomych, że wszyscy odetchnęli z ulgą po uroczystym rozpoczęciu balu studniówkowego. Stres częściowo opadł. Po wzniesieniu toastu musującym szampanem rozeszliśmy się do swoich stolików, gotowi na uzupełnienie zapasów energii, jakich potrzebowały nasze organizmy, przed ukazaniem nauczycielom naszego programu i wyczytaniu podziękowań.

- Widzisz, nie było tak źle. – wyszeptał Theo, gdy kelnerki wnosiły na salę gorące danie.

- Dziękuję. – złączyłam nasze dłonie, ciesząc się z jego obecności.

Natalia nie odważyła się jeszcze na przeprosiny Theodora, ale zachowywała się, jakby wcześniejsza sytuacja nie miała miejsca. Wypiła już cztery kieliszki wina, przy czym my zatrzymaliśmy się na pierwszym. Wyglądała już na lekko wstawioną, ale Jasiek pilnował, aby nie odwaliła nic głupiego. Niestety nie umiał skutecznie ukryć przed dziewczyną alkoholu. Nie przypuszczałam, że Natalia miała tak słabą głowę. Piłyśmy razem na kilku osiemnastkach i wydawało mi się, że zawsze opierała się nieco dłużej. Może się myliłam, albo sama byłam na tyle pijana, żeby tego nie zauważać?

Po posiłku wszyscy ponownie zgromadziliśmy się na parkiecie. Dla nauczycieli specjalnie rozłożono krzesełka na środku sali, aby przez ten krótki program i długie podziękowania nie musieli stać. Bałam się o Natalię, bo nie wyglądała na trzeźwą, by być w stanie przeczytać wierszyk, który specjalnie na tę okazję ułożyła jedna z naszych klasowych koleżanek. Jednak przewodnicząca nie zwróciła na to szczególnej uwagi, a Natalia też była gotowa do zrealizowania swojego zadania. Odniosłam wrażenie, że gdy chwyciła w ręce granatową podkładkę z wydrukowanymi życzeniami alkohol w dużym stopniu z niej wyparował. Może to przez stres, albo adrenalinę.

Stanęłam pośród tłumu, tak aby być w stanie obserwować program, a także miny nauczycieli. Uśmiechnęłam się, gdy silne ręce objęły mnie w pasie, przyciągając moje ciało do twardego torsu. Ułożyłam ręce na dłoniach Theodora, rozkoszując się jego bliskością. Czułam się jak księżniczka, a ten moment był moją bajką.

Gdy chłopakom w końcu udało się rozłożyć projektor, w sali zgasły światła i nastała cisza. Już po chwili na białym ekranie ukazały się pierwsze obrazy filmu, który kręciliśmy przez kilka ostatnich dni w szkole. Śmieszne scenki z naszego życia rozbawiły wszystkich i wprowadziły luźną atmosferę na salę. Wyszło świetnie.

Podziękowania wydawały się bardziej męczące i nużące, ale gdy już dobiegły końca nauczyciele wydawali się zadowoleni, a nasza wychowawczyni rozczulona. Ja natomiast odetchnęłam z ulgą, bo Natalia świetnie sobie poradziła i teraz czekała nas już tylko przyjemniejsza część wieczoru.

- To było okropne. Nigdy więcej. – stwierdziła szatynka, duszkiem wypijając ostatnie mililitry wina ze swojego kieliszka. – Zróbmy sobie zdjęcia, póki jeszcze jesteśmy w miarę trzeźwi. – zaproponowała, patrząc na ściankę, gdzie powoli ustawiała się kolejka.

Przystaliśmy na jej pomysł i kilkanaście minut później pozowaliśmy do zdjęć. Zrobiliśmy sobie zdjęcia grupowe i w parach, a także zapozowałyśmy tylko ja i Natalia. DJ rozpoczął zabawę już chwilę temu i teraz z trudem udawało nam się porozumiewać. Muzyka zagłuszała rozmowy, a niektórzy krzyczeli w tańcu, próbując śpiewać wraz z wykonawcami.

- Wyjdziemy na zewnątrz? – spytałam Theodora, słysząc te youtubowe kawałki, których tak nie znosiłam.

Mężczyzna skinął głową, zabierając moją marynarkę. Pomógł mi ją założyć, a gdy złapał mnie za dłoń, ciągnąc lekko w swoją stronę, przez muzykę przebił się krzyk Natalii.

- Gdzie idziecie?!

Nie chciałam krzyczeć, więc wskazałam okno, a dziewczyna niemal spadła z krzesła, ciągnąc za sobą Jaśka. Pokręciłam głową z rozbawieniem na jej dziecinne zachowanie. Razem wyszliśmy z sali. Niemal westchnęłam z ulgą, gdy w wielkim przedsionku okazało się dużo ciszej i chłodniej niż na sali. Theo przyniósł nasze płaszcze, a Natalia z Jankiem poszli po swoje i gdy wszyscy byliśmy gotowi, wyszliśmy na zewnątrz.

- Jak tu przyjemnie cicho. – westchnął chłopak, obejmując ramieniem Nat.

Prócz nas było tutaj jeszcze kilka osób, które wyszły na papierosa i innych, którzy im towarzyszyli. Śnieg wciąż sypał, lekko odbijając się na tle nocy. Było zimno, ale za to jak ładnie.

Wtuliłam się w Theodora, obejmując go dłońmi w pasie, a on niemal natychmiast przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, układając duże dłonie na mojej talii. Czułam się przy nim tak cholernie dobrze.

- W porządku, skarbie? Dobrze się czujesz? – spytał z troską.

- Tak, po prostu... chyba jestem trochę przytłoczona. – przyznałam cicho. – Bałam się, że coś nie wyjdzie, a teraz stres opadł i dopadło mnie zmęczenie. – westchnęłam, spoglądając mu z dołu w oczy. Miałam pięciocentymetrowe szpilki, a on wciąż był ode mnie dużo wyższy. – Zaraz mi przejdzie.

- Na pewno? – jego oczy patrzyły na mnie z troską.

- Tak. – uśmiechnęłam się lekko. – Tylko będziesz musiał ze mną zatańczyć. – dodałam flirtownie.

- Nie widzę w tym żadnego problemu. – uśmiechnął się cwaniacko, nachylając w moją stronę.

Uśmiechnęłam się szeroko, gdy złożył krótki pocałunek na moich ustach, by zaraz potem pocałować mnie w czoło.

- Jesteście obrzydliwie uroczy. – wtrąciła Natalia, przypominając nam, że nie byliśmy sami.

- Żebyś nie zzieleniała z zazdrości. – przewróciłam oczami, na powrót wtulając się w mojego mężczyznę.

- Ale się wyszczekana zrobiłaś. – szatynka wystawiła język w moją stronę, a na jej twarzy pojawiło się rozbawienie. – Wracamy do środka? Chłodno tutaj.

- Dopiero przyszliśmy. – zauważyłam. – Jeszcze chwilkę. Może tyle nie zamarzniesz.

- Za to ty zaraz zaśniesz. – dziewczyna przewróciła oczami, spoglądając na grupkę palaczy. – Zatruwają środowisko tym smrodem. – narzekała ciszej.

- Więc chodźmy do środka, jeśli ci to przeszkadza. – zaproponował Jasiek, dźgając dziewczynę palcem w policzek. – Przecież Oliwka z Theodorem sobie poradzą. Znają drogę do stolika. – zażartował, puszczając nam oczko.

- Dolejesz mi wina? – Natalia popatrzyła na niego wielkimi oczami.

- Cokolwiek sobie zażyczysz. – Jasiek uśmiechnął się czarująco, skradając krótkiego buziaka z ust dziewczyny.

Patrzyłam za nimi, jak trzymając się za ręce weszli do środka i zniknęli za drzwiami szatni. Naprawdę cieszyłam się ich szczęściem. Do dziś pamiętam, jak zaskoczeni byli, gdy dowiedzieli się, że znam ich oboje.

- Natalia przestała o mnie myśleć. Uspokoiłaś ją. – wyszeptał mi do ucha Theo.

Zaskoczona podniosłam na niego wzrok, opierając dłonie na jego piersi.

- Byłeś w jej głowie? – wyszeptałam, nie chcąc aby ktoś niepowołany mnie usłyszał.

- Tak. – przyznał. – Przepraszam, ale chciałem się upewnić, co o mnie myśli.

- I czego się dowiedziałeś? – dopytywałam zainteresowana.

- Że mi nie ufa, ale widzi, że jesteś szczęśliwa, więc odpuściła. – wyjaśnił szeptem. – Twoja historia ją przekonała. Alkohol też nieco pomógł. – dodał z lekkim uśmiechem.

- Tylko czekać, aż zacznę się gubić we własnych kłamstwach. – westchnęłam, poprawiając zbłąkane włosy.

- Przepraszam. – brunet złożył pocałunek na czubku mojej głowy. – To przeze mnie musisz kłamać.

- Muszę cię bronić. – zauważyłam z cwaniackim uśmieszkiem. Nie chciałam, aby zaczął się obwiniać. Wiedziałam, na co się piszę. – Wracajmy na salę, chcę tańczyć. – uśmiechnęłam się szeroko, odsuwając od Theodora, ale łapiąc jego dłoń.

Po pozbyciu się płaszczy, od razu skierowaliśmy się na parkiet. Weszliśmy w połowie piosenki Britney Spears, ale na moje szczęście zaraz po niej wleciała piosenka Taylor Swift. Poruszaliśmy się w rytm „Blank space", a ja śpiewałam wraz z innymi, ciesząc się chwilą i nie myśląc o zbliżających się maturach. Byliśmy tylko ja i Theodore, choć wokół nas był cały tłum innych ludzi. Jednak nie liczyło się nic prócz nas. Właśnie tak było za każdym razem, gdy tańczyliśmy. Przez kilka następnych piosenek byliśmy tylko my, aż zmęczeni zeszliśmy do stolika, przy którym ledwo żywa Natalia popijała wino z zarumienionym Jankiem.

Cały wieczór okazał się dużo lepszy, niż początkowo przypuszczałam. Bawiliśmy się do większości piosenek. Wymienialiśmy się partnerami, robiliśmy sobie zdjęcia i wygłupialiśmy się. Było świetnie. Przy stoliku ani raz nie zapadła niezręczna cisza. Śmialiśmy się i żartowaliśmy, opowiadając sobie niestworzone historie z naszego życia, a przy tym cały czas popijaliśmy wino.

Nawet nie wiem, kiedy dokładnie minęła północ. Większość nauczycieli już wyszła, życząc nam dobrej zabawy. Została jeszcze tylko wychowawczyni i nauczycielka francuskiego. Obie bawiły się nadzwyczaj dobrze, tańcząc wśród uczniów.

- O czym myślisz? – głos Theodora wyrwał mnie z zamyślenia.

Podniosłam wzrok z ponownie pustego kieliszka, którym nieświadomie się bawiłam i spojrzałam na mężczyznę. Uśmiechnęłam się lekko, widząc jego łagodne spojrzenie i przeniosłam wzrok na okna naprzeciwko nas, w których odbijaliśmy się my, jak i tańczące za nami pary. Wśród tłumu udało mi się dostrzec Natalię i Jaśka.

- Sentymenty. – wzruszyłam ramionami, nie odrywając wzroku od przyjaciółki. – Nie mam pojęcia, dlaczego pomyślałam o Mikołaju. – postawiłam na szczerość. – Pamiętam, jak będąc z nim miałam głupie marzenia. – parsknęłam cichym śmiechem. – Chciałam miłości z bajki, ale zapomniałam, że taka nie istnieje. Nie w tym świecie. – westchnęłam, podpierając głowę na dłoni i patrząc w dal.

- Wszystko może istnieć. Trzeba tylko w to uwierzyć. – zapewnił Theodore.

- Próbowałam. – mój głos był szeptem. – Wtedy się nie udało.

- Spróbuj jeszcze raz. – poprosił, delikatnie łapiąc moją dłoń. – Pozwól mi być twoim księciem. Bądź moją królową. – złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni, zwracając na siebie moją uwagę.

Patrzyłam w te ciemne oczy, jak zahipnotyzowana. Widziałam w nich swoje odbicie i te wszystkie emocje, które sprawiały, że moje serce biło szybciej i mocniej. Dla niego.

- Boję się, że nasza bajka też dobiegnie końca i nie dostaniemy szczęśliwego zakończenia. – wyznałam cicho, po czym pokręciłam głową, uśmiechając się lekko. – Boże, chyba jestem kompletnie pijana.

- Skarbie... - głos Theodora był taki spokojny i łagodny. Znów na niego spojrzałam, a w jego oczach błyszczała troska, miłość i pewność. – Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa i tak jak kiedyś cię zapewniałem, nie zostawię cię. Obiecuję.

- Miałeś nie składać mi więcej obietnic. – przypomniałam, układając dłoń na jego policzku. Wolałam nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby nie spełnił którejś z nich. Nie chciałam, by cierpiał.

- Nie martw się. – złożył pocałunek na moim czole. – Dotrzymam ich.

Wtuliłam się w niego, korzystając z tej możliwości. Theo wciągnął mnie na swoje kolana i objął szczelniej, mocniej przyciągając mnie do siebie. Już nawet nie zwracałam uwagi na te wszystkie pary oczu, które mogły być nami zainteresowane. A na pewno będą tacy, którzy będą o nas mówić, bo mimo wszystko Theo był ode mnie starszy, to było widać, poza tym był niesamowicie przystojny i właśnie z tych powodów od samego początku przyciągaliśmy spojrzenia. A mimo to czułam się przy nim tak swobodnie. Nie stanowiło dla mnie żadnego problemu publiczne okazywanie sobie uczuć, choć w poprzednim związku w takich sytuacjach czułam się mocno skrępowana. Z Theodorem wszystko było inne. Lepsze.

Ostatnie kilka godzin balu minęło naprawdę szybko. Dużo tańczyliśmy, a jeszcze więcej wypiliśmy, ale najbardziej było to widać po mnie i Natalii. Gdy DJ skończył grać wiele par już szykowało się do wyjścia. Inni jeszcze siedzieli, rozmawiając między sobą i dalej sącząc alkohol. My stwierdziliśmy, że dobrym pomysłem będzie wrócić do domu. Theo zadzwonił do Vernona, więc musieliśmy chwilę na niego poczekać. W międzyczasie po Natalię i Janka przyjechali ich rodzice, więc musieliśmy się z nimi pożegnać. Te kilkanaście minut spędziliśmy w szatni, gdzie Theo musiał pomóc przebrać mi buty, bo mi zbyt mocno kręciło się w głowie. Po tym, jak ubraliśmy płaszcze i Villenc oplótł gruby szal wokół mojej szyi, a także zabrał moją torebkę – wyszliśmy na zewnątrz, gdzie czekał już na nas czarny mustang. Tak, samochód również przyciągnął uwagę tych, którzy prócz nas przebywali na zewnątrz. Theo otworzył mi drzwi i pomógł wejść do środka, a zaraz potem dołączył do mnie.

- I jak się bawiliście? – zagadnął Vernon, podkręcając ogrzewanie, za co szczerze mu podziękowałam.

- Dobrze. – odpowiedział krótko Theodore, trzymając mnie w swoich objęciach.

Boże, był taki wygodny i ciepły. Mogłabym spędzić wieczność w jego ramionach. Uwielbiałam to uczucie, gdy mnie przytulał. Czułam się tak bezpiecznie. I podobały mi się jego zapachy - mieszanka drewna cedrowego, mięty i czegoś między lawendą, a mandarynką. Były powalające.

- Nie zasypiaj, księżniczko. – śmiech Vernona zakuł w moje uszy.

- Nie śpię. – wymruczałam, ciaśniej obejmując Theodora w pasie.

- Coś ty jej zrobił, że ona się ledwo trzyma? – żartował Night.

Theo go zignorował, albo to ja nie słyszałam odpowiedzi, zbyt mocno skupiona na biciu jego serca. Ta część mojego mózgu, która jeszcze w maleńkim stopniu była przytomna, postanowiła, że muszę kiedyś spytać Theodora, jak to możliwe, że jego serce bije, skoro teoretycznie on sam jest martwy? Teraz jednak to nie było ważne. Skupiłam się na łagodnych ruchach Villenca, który głaskał moje włosy, a drugą ręką rysował niezidentyfikowane wzory na moim udzie.

- Już jesteśmy, skarbie. – jego aksamitny głos obudził mnie z tego dziwnego otępienia.

Podniosłam głowę i z zaskoczeniem odkryłam, że naprawdę znajdowaliśmy się już pod domem moich dziadków.

- Zostaniesz ze mną? – nie wiem, skąd wziął się ten pomysł, ale gdy słowa wypadły z moich ust, naprawdę mi się spodobał.

- To chyba nie najlepszy pomysł, kochanie. – Theodore uśmiechnął się lekko, odgarniając zbłąkane włosy z mojej twarzy. Wykrzywiłam się niezadowolona, po czasie zdając sobie sprawę, że pijana muszę wyglądać w takich minach okropnie. – Odprowadzę cię pod drzwi. – zaoferował, więc pokiwałam głową, pozwalając, aby wysiadł z samochodu jako pierwszy.

- Dzięki, Vern. – uśmiechnęłam się do kierowcy, a on puścił mi oczko z cwaniackim uśmieszkiem.

Podałam dłoń Theodorowi, który pomógł mi wysiąść z samochodu. Objął mnie w pasie, prowadząc przez zaśnieżoną ścieżkę i pilnując, abym się nie przewróciła.

- Na pewno nie możesz dzisiaj ze mną zostać? – spróbowałam ponownie.

- Niczego bardziej nie pragnę, ale...

– Będę grzeczna. – zapewniłam, spoglądając na niego z dołu.

Zatrzymaliśmy się przed drzwiami na niewielkim ganku. Theo patrzył na mnie łagodnie, a ja uciszałam te głupie myśli, które przypominały mi, jak wiele promili miałam we krwi.

Oboje odwróciliśmy głowy w stronę podjazdu, gdy Vernon uruchomił samochód i nim któreś z nas zdążyło zareagować, odjechał, na pożegnanie mrugając światłami. Uśmiechnęłam się pod nosem, wdzięczna chłopakowi.

- Widzisz? Teraz musisz zostać. – złapałam dłoń Theodora, naciskając klamkę. Wcześniej umówiłam się z dziadkami, że zostawią mi otwarte drzwi.

- Dobrze wiesz, że mógłbym wrócić sam. – zauważył, ale wszedł ze mną do środka.

Zamknął za nami drzwi, tym razem przekręcając w nich kluczyk i pogrążając nas w całkowitej ciemności. Jakimś cudem udało mi się pozbyć kozaków. Bardziej słyszałam niż widziałam, że Theo też zdjął swoje obuwie. Pomógł mi zdjąć płaszcz wraz z szalem i odwiesił je na wieszak, a potem podobnie uczynił ze swoim.

Niezdarnie wyszłam na korytarz i gdyby nie Theo, który złapał mnie w pasie, potknęłabym się o pierwszy stopień schodów. Stłumiłam pisk, gdy silne ręce podniosły mnie, układając w ramionach mężczyzny w stylu panny młodej.

- Co ty robisz? – wyszeptałam, wypatrując w ciemności błyszczących oczu Theodora. Oplotłam jego szyję dłońmi, nie chcąc upaść, choć wiedziałam, że on nigdy by mnie nie puścił.

- Pomagam ci trafić do sypialni. – odszepnął mi do ucha.

Musiał użyć swoich wampirzych umiejętności, bo po krótkim przypływie wiatru znaleźliśmy się w moim pokoju. Theo po cichu zamknął za nami drzwi i dopiero wtedy postawił mnie na ziemi. Znając na pamięć rozkład swojej sypialni, podeszłam do biurka i włączyłam niewielką lampkę, a następnie zasunęłam zasłony, które wpuszczały przez okno promienie latarni, oświetlającej drogę.

- Chyba pierwszy raz, gdy tu jesteś, mam w pokoju porządek. – uśmiechnęłam się lekko, rozglądając po pomieszczeniu.

Wszystkie ubrania pochowane były w szafach, na biurku nie było porozrzucanych książek i nawet łóżko nie wyglądało najgorzej. Nie było idealnie zaścielone, ale wyglądało przyzwoicie.

- Doprawdy? Nigdy wcześniej nie zauważyłem bałaganu. – usta Theodora wykrzywiły się w uśmiechu, gdy ten podszedł do mnie, układając duże dłonie na mojej talii.

- Naprawdę? – uniosłam wyzywająco brwi, uśmiechając się głupio.

- Tak. – brunet złożył delikatny pocałunek na moim czole.

- Chciałbyś wziąć prysznic, czy coś? - zaproponowałam, przyglądając się mu. – Z ubraniami na zmianę może być problem, chociaż... - odsunęłam się od niego, podchodząc do szafy. – Mam twoje dresy. – uśmiechnęłam się, zerkając na Theodora i wskazując kupkę ubrań. – Wszystko wyprałam. – uprzedziłam, żeby nie czuł się niekomfortowo.

- Dziękuję, doceniam to. – znów do mnie podszedł, a na jego twarzy widniał cwaniacki uśmieszek. – Jednak chętnie skorzystałbym z nich rano. Czy będzie ci przeszkadzać, jeśli będę spał tylko w bokserkach?

- Nie. – zapewniłam, choć czułam, jak policzki mi czerwienieją. – Chcesz skorzystać z łazienki?

- Wezmę prysznic rano, jeśli to nie problem.

- Jasne. – uśmiechnęłam się lekko i cmoknęłam go w policzek. – Więc ja szybko się przebiorę i zmyję makijaż. – poinformowałam, zabierając z szafy za dużą białą koszulkę.

Theo zgodził się skinieniem głowy, więc po cichu wyszłam z sypialni i naprawdę mocno starałam się nie narobić niepotrzebnego hałasu. Z ulgą zamknęłam się w łazience i zaświeciłam mniejsze światło nad umywalką. Dobre kilka minut zajęło mi rozpięcie zamka sukienki, ale gdy w końcu mi się to udało, przemyłam wodą pachy, zdjęłam niewygodny do spania biustonosz i ubrałam podkoszulek. Skarciłam się w myślach, że nie pomyślałam o zabraniu szortów. W domu mało kiedy w nich spałam, ale nie chciałam, by któreś z nas czuło się niekomfortowo.

Zmycie makijażu na szczęście było dużo szybsze i łatwiejsze niż zdejmowanie sukienki, tak więc gdy moja twarz była już czysta, szybko umyłam zęby i delikatnie rozczesałam poplątane włosy, co było naprawdę trudne, zwłaszcza, że wciąż lekko się kręciły. Czując się nieco lepiej z ogarniętym wyglądem, zabrałam ze sobą sukienkę i wróciłam do sypialni. Theo już leżał na łóżku, a ja musiałam się naprawdę mocno starać, by się mu nie przyglądać. Cholera, dlaczego niemal nagi mężczyzna tak bardzo kusił?

Odłożyłam sukienkę na biurko, a na krześle, które stało przed nim zauważyłam ubrania Theodora. Wiedziałam, że odkładaniem wszystkiego na swoje miejsce zajmę się po kilku godzinach snu. Zgasiłam więc światło i skierowałam się do łóżka. Materac pode mną zaskrzypiał, ale odetchnęłam z ulgą, gdy schowałam się pod grubą kołdrą.

- Dziękuję, że zostałeś. – wyszeptałam, w ciemności odnajdując Theodora.

Mężczyzna przyciągnął mnie do swojego rozgrzanego ciała, a ja westchnęłam, gdy dopilnował, aby kołdra szczelnie mnie okrywała. Wtuliłam się w niego, rozkoszując tym przyjemnym uczuciem.

- Nie masz pojęcia, jak trudno jest mi ci odmawiać. – wyznał, składając pocałunek na czubku mojej głowy.

- Jakoś sobie z tym poradzimy. – uśmiechnęłam się do jego torsu, całując miejsce, pod którym skrywało się jego serce.

Byłam szczęśliwa, bo chyba zdałam sobie sprawę, że dopiero Theodore pokazał mi, czym jest prawdziwa miłość, a ja... Ja byłam w nim naprawdę mocno zakochana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro