'' Tyle szmat na świecie...''

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się przez potworny ból w głowie oraz przez ciężar na moim brzuchu. Spojrzałam na brunetkę, która leżała w połowie na mnie. A ja nie miałam pokoju z William'em?  Przetarłam twarz rękami, bo jakby w jednej sekundzie wszystko mi się przypomniało. Kendall, jest chora. W moich oczach znowu pojawiły się łzy. Za pół roku... już jej nie będzie. Ugh, jeszcze ten Collins. Po alkoholu staję się bardzo łatwowierna, co pokazałam wczoraj. Pff, bąknął jakieś ' przepraszam' i myśli, że padnę mu w ramiona, a później będziemy żyli razem w krainie jednorożców. Po moim trupie. Jeszcze mówiłam, że na pewno mówi prawdę. Śmieszne. Założył się o mnie, czy nie, mam to gdzieś. Potrząsnęłam lekko ciałem dziewczyny, aby ją obudzić, lecz ta w odpowiedzi tylko mruknęła coś pod nosem.

- Kendall...- szturchnęłam ją.- Wstawaj, musimy iść na śniadanie...- brunetka obróciła się do mnie plecami.- Kendall...- udawała, że nie słyszy.- Boże, Josh stoi pod drzwiami i nie wiem, co mam robić.- powiedziałam nieco głośniej, a ta na moje słowa zerwała się na nogi i z impetem wpadła do łazienki. Zachichotałam. Może to być ostatni raz, jak Kendall chce spodobać się Josh'owi. Natychmiast odgoniłam od siebie tę myśl, a z toalety wybiegła zdyszana dziewczyna.

- Stoi jeszcze?- wskazała na drzwi, przytaknęłam głową. Strzepała z siebie niewidzialny kurz i podeszła do wyjścia. Odkaszlnęła.- Hej Jo....- zamknęła drzwi i obróciła się w moją stronę.- Ha ha ha.- zaśmiała się sarkastycznie.- Bardzo śmieszne.- skwitowała i pokazała mi środkowy palec. Odwzajemniłam jej gest i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, pomalowałam się, ale zapomniałam swoich ubrań, więc wyszłam z pomieszczenia zawinięta w ręcznik.

- Uuuu, ale widoki z rana.- usłyszałam gwizd za plecami. Po głosie rozpoznałam, że to ten dupek. 

- Spieprzaj.- warknęłam.- Wyjdź z tego pokoju.- wskazałam na wyjście z pokoju.

- Skarbie, gdybyś zapomniała jest to również mój pokój, więc jak coś ci się nie podoba to ty spieprzaj.- wzruszył ramionami. Nie spodziewał się chyba mojej reakcji, bo stał jak słup soli, gdy zabrałam swoją torbę i wyszłam z pokoju. Skierowałam się na dół, do moich przyjaciółek. Otworzyłam drzwi i bez słowa podeszłam do ubikacji i ubrałam się. Odwróciłam się i ujrzałam trzy dziewczyny spoglądające na mnie spod przymrużonych powiek.

- No co? Mam coś na twarzy?- zapytałam.

- Tak.- potwierdziła Amber, a ja orientacyjnie dotknęłam swojej twarzy.- Wkurwienie.- dokończyła.

- Jestem wkurwiona, bo mam swoje powody.- warknęłam i ominęłam je, aby zejść na śniadanie.

Weszłam do jadalni i wzrokiem powędrowałam po całym lokalu, aby znaleźć jakieś znajome twarze. Podeszłam więc do stolika, przy którym siedzieli już Toby, Ashton, Josh i Collins. 

- Hej, wam. I.... William.- przywitałam się, a oni spojrzeli na mnie i na bruneta rozbawionym wzrokiem.

- Patrzcie, chłopaki.- wskazał na poplamione płytki.- Tyle szmat...- spojrzał na mnie.- ... a podłogi nadal brudne.- dokończył.

Roześmiałam się sztucznym śmiechem i bez zastanowienia chwyciłam szklankę z wodą, stojącą przede mną i chlusnęłam nią w twarz tego kretyna.

- Jedyną szmatą w tym pomieszczeniu, jesteś tylko i wyłącznie TY.- wycelowałam w niego palcem.- Więc z łaski swojej, zamknij mordę.- obróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę wyjścia z hotelu. No cóż zjem na mieście. W kieszeni poczułam wibracje mojego telefonu.

Od; SukaKendii

Hahahha. Wszystko słyszałam. Dobrze mu tak. A i poczekaj na mnie zaraz do ciebie przyjdę.

Ha, no wiadomo, że ze mną nie wygra. Ktoś położył mi rękę na ramieniu, więc z myślą, że to Kendall, odwróciłam się z uśmiechem. Lecz to nie była ona, a .... William.

- Natalie, przepraszam. Nie powinienem tego mówić. Ani wczoraj, ani dzisiaj. Wcale tak nie myślę. Jesteś najwspanialszą osobą jaką znam, a to co powiedziałem to nieprawda. Nie założyłem się o ciebie.  Nie potrafiłbym w ogóle się o kogoś założyć... a już zwłaszcza... o ciebie. Nie wiem dlaczego, tak zareagowałem, ale... stchórzyłem. Po prostu jestem tchórzem i nie umiem powiedzieć, że całowałem się z dziewczyną, która..... która.... którą ... lubię.- stwierdził skruszony.

- Dobrze William, wybaczam. Ale pod jednym warunkiem...- zastrzegłam.- Że nigdy, przenigdy więcej tego nie zrobisz.

- Nie skłamię... czy nigdy cię nie pocałuję?- zapytał z cwaniackim uśmiechem.

- Nigdy mnie nie pocałujesz.- wyjaśniłam.

- To już wolę, chyba jak jesteś obrażona.- stwierdził.

- Bo?

- Bo przynajmniej mogę cię całować.- posłał mi uśmiech i wyminął mnie, zostawiając w szoku. Ale zaraz, to nie miało tak być, to ja go miałam zszokować, a nie on mnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro