Rozdział dwudziesty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lara odwróciła głowę i zobaczyła przed sobą trójkę mężczyzn, tych samych co pamiętnej zimowej nocy. Nagle na całym ciele dziewczyny pojawiły się dreszcze, a oddech przyspieszył kilkakrotnie. Zamiast spokoju było teraz przerażenie. W dodatku silny uścisk dłoni jednego z nich sprawiał, że dłoń Lary robiła się fioletowa i bardzo ją bolała.

- No, laleczko, jakież miłe spotkanie, prawda? - zaczął gruby mężczyzna o złotych zębach. To ten, który próbował zabić Chrisa.

- Nie znam pana - odpowiedziała drżącym głosem, próbując powstrzymać łzy napływające jej do oczu.

Mężczyzna zacisnął mocniej szczękę na jej słowa, po czym ścisnął mocniej jej rękę i pociągnął do góry, tak aby wstała. Lara zapiszczała pod wpływem jego szarpnięcia, ale wykonała to, co chciał. Zbir nadal ją trzymając, ominął ławkę, stanął przed nią i wykonał jakiś dziwny ruch w stronę swoich pomagierów.

Dziewczyna rozejrzała się po parku i ze smutkiem spostrzegła, że nie ma już nikogo, kto zrobiłby cokolwiek, aby jej pomóc. Przełknęła wielką gulę w gardle i przeniosła wzrok na swojego oprawcę.

- Dobrze, że się rozglądasz. Nikt ci nie pomoże. - W oczach mężczyzny pojawił się złowieszczy błysk sugerujący tylko coś złego.

- Ja naprawdę pana nie znam, proszę mnie puścić. Boli mnie ręka...

- Przestań kłamać! - krzyknął tamten, a dziewczyna aż podskoczyła że strachu. - Znasz mnie. To ty pomogłaś temu skurwielowi wtedy w nocy. To co boli cię teraz to nic w porównaniu z tym, co ci mogę jeszcze zrobić. Jesteś taka krucha i niewinna, i masz piękne ciało, a ja tak dawno się nie zabawiłem, co ty na to, by to zmienić?

Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo, ukazując rząd złotych zębów, a następnie popchnął dziewczynę tak, że upadła na ziemię, po czym nachylił się trochę nad nią i rzekł:

- Jesteś taka naiwna. Wierzysz temu chłopakowi i trzymasz z nim jak z jakimś bóstwem. - Wstał i miał już odejść, kiedy zatrzymał się i ponownie spojrzał na leżącą brunetkę. - Nic ci dzisiaj nie zrobię, ale radzę ci uważać, przede wszystkim na tego chłopaka. On sam cię wykończy. Już niebawem.

***

Lara wracała już do domu cała roztrzęsiona i ze łzami w oczach. Była tak przerażona, jak jeszcze nigdy, a całe jej ciało pokryte było gęsią skórką. Nie potrafiła już normalnie funkcjonować, co jakiś czas oglądała się za siebie, czy aby napewno nikt za nią nie idzie, ale ulica była pusta. I nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle.

Będąc kilka przecznic przed domem, skręciła w stronę morza. Owszem chciała wrócić do domu, ale na razie musiała wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje, a morze idealnie jej w tym pomagało. Szła wzdłuż drogi, coraz bardziej płacząc i pociągając nosem. Zatrzymała się tuż przy linii brzegu i spojrzała na fale kołyszące się z jednej strony na drugą. Były piękne, zwłaszcza w świetle zachodzącego słońca.

- Chris! Coś ty zrobił?! Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?! Dlaczego zostawiłeś mnie w tym cholernym bagnie?! Dlaczego mnie zostawiłeś...?

Była tak bardzo wściekła na Chrisa. Chłopak nie odzywał się do niej i zostawił ją samą z jego brudnymi sprawami. Nawet nic jej nie powiedział, tak jak obiecywał, tylko odszedł.

Lara już nie płakała. Teraz jej pojedyncze łzy zamieniły się w istny potok łez spadający do morza i odpływający razem z nim. Nie potrafiła go zatrzymać. Z każdą łzą Lara oddawała swoje cierpienie. Każda łza była kawałkiem jej złamanego serca. Każda łza pokazywała jak bardzo bezradna jest. Mimo, że wciąż uporczywie wycierała łzy, to te nadal znajdowały ujście, jakby chciały pokazać jej, że tak musi być.

Spojrzała na wielkie pomarańczowo-czerwone słońce chowające się za horyzontem. Było takie beztroskie. Musiało tylko wstawać rano, świecić przez cały dzień i zachodzić wieczorem. Lecz przez cały dzień widziało cierpienie ludzi i każde z nich chowało głęboko w sobie, i starało się go nie wypuścić, aby nie dotarło do żadnej osoby. Słońce było bogiem. Robiło co chciało, ale martwiło się o ludzi. Jednakże nie chciało przyjąć cierpienia Lary. Wylewała wszystko, a mimo to nie doznała ukojenia. Słońce jej nie chciało.

- Chris... - szepnęła po chwili. - Tak bardzo cię nie nawidzę.

Pojedyncza łza spadła do morza.

- Tak bardzo cię kocham... - zaprzeczyła swoim poprzednim słowom, a wiatr zabrał je ze sobą daleko w świat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro