Rozdział dwudziesty czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez ostatnie kilka dni Lara nie chodziła do szkoły. Najpierw wymigiwała się udawaną chorobą, a kiedy ten czas już minął, omijała szkołę i uciekała z niej. Bała się, że jeśli w niej będzie, to mężczyźni czyhający na jej życie znajdą ją i zabiją. O wiele bardziej wolała być w towarzystwie Chrisa. To on ciągle ją uspakajał i mówił, że wszystko będzie dobrze. To tylko kwestia czasu i tego jak bardzo tego chcą. Ale Lara chciała, a pomoc nie przychodziła...

Pewnego dnia, kiedy wróciła ze "szkoły" od razu skierowała się do salonu. Była tak wycieńczona ciągłym ukrywaniem się i uciekaniem, że ledwo co stała na nogach. Jednakże ukochana kanapa była aktualnie okupowana przez jej mamę, która jak zwykle piła kawę.

Jak tak dalej pójdzie, to w końcu stanie jej serce - pomyślała dziewczyna.

Westchnęła i przewróciła oczami, po czym wykręciła się i chciała wyjść, ale głos matki ją powstrzymał.

- Lara, zaczekaj - powiedziała starsza i wstała z sofy, uprzednio odkładając filiżankę na stolik. - Musimy porozmawiać.

Już sam fakt, że kobieta jako pierwsza się do niej odezwała, zrobił na Larze wielkie wrażenie, a co dopiero jej prośba o rozmowę. Zrobiła zdziwioną minę, ale nic nie mówiąc, podążyła za mamą i usiadła na bezpieczną odległość obok niej.

- To..., o co chodzi? - zapytała brunetka, kiedy kobieta nie odzywała się przez dłuższy czas.
Nie było to tajemnicą, że dziewczyna bardzo się stresowała. Zazwyczaj jest tak, że matka z córką rozmawiają normalnie o wszystkim, ale nie w tej rodzinie. Tutaj wszystko było inaczej.

- Słyszałam, że opuszczasz szkołę i w dodatku utrzymujesz kontakt z tym chłopakiem - powiedziała, a w między czasie jej czoło zmarszczyło się dość widocznie.

- Mamo...

- To, że nie rozmawiamy, nie oznacza, że nie interesuje mnie to co robisz - kontynuowała starsza. - Zrozum, że oceny i twoje wykształcenie są bardzo ważne.

- Dlatego, że ty tak chcesz? - Lara wstała z sofy pod wpływem gniewu i założyła ręce na piersiach. Nie chciała słuchać kolejnych wywodów kobiety.

- Nie, dlatego, żebyś w przyszłości miała dobre życie. A co do tego chłopaka, to masz natychmiast zerwać z nim kontakt, zrozumiano?

W oczach dziewczyny pojawiły się łzy, kiedy usłyszała słowa matki. Przecież nigdy nie interesowała się tym, co robi Lara, a teraz nagle każe jej zostawić Chrisa, nawet bez żadnego wytłumaczenia. Być może chodziło o to, że był prawie bezdomny, ale to przecież nic złego.

- Co? Dlaczego? - oburzyła się, a po jej policzkach już leciały łzy i spadały na drewniane panele, zaznaczając na nich jej cierpienie.

- To zły chłopak. Widziałam go z jakimiś podejrzanymi typami, a po za tym on ma broń. On jest niebezpieczny, Lara, rozumiesz?! - Kobieta złapała córkę za ramiona i zaczęła trząść nią do przodu i do tyłu z taką szybkością, że nastolatka poczuła mdłości.

- Przestań! - krzyknęła. - To boli.

Starsza puściła ją, a ona potarła ramiona, które były już bardzo czerwone. Widocznie rodzicielka miała dużo siły, jak na tak drobne ciało.

Kobieta złapała się za głowę i zaczęła szybciej oddychać, a następnie przeszła z jednego końca domu do drugiego i tak w kółko.

Lara przerażona jej zachowaniem, próbowała zatrzymać matkę, ale ta ani rusz nie zamierzała się zatrzymać. Chodziła tylko w kółko i wciąż mamrotała coś pod nosem. Po kilku minutach jednak zatrzymała się przed Larą i spojrzała na nią ze łzami w oczach.

- Nie mogłam tego zostawić... On jest zły... Musiałam to zrobić... Tylko tak mogłam cię uratować...

- O czym ty mówisz? - Dziewczyna była wstrząśnięta, serce zaczęło jej coraz szybciej bić i obawiała się najgorszego. Kiedy jednak kobieta spojrzała na nią w jednoznaczny sposób, ona już wiedziała. - Powiedziałaś im, gdzie się ukrywa?! Wysłałaś go na śmierć! Jak mogłaś to zrobić?!

Lara płakała. Płakała tak bardzo, że ledwo co widziała kobietę próbującą ją przytulić. Jednakże odsunęła ją od siebie, a ta pod wpływem jej odrzucenia, spadła na sofę. Dziewczyna była tak przerażona tym, co zaraz mogło się wydarzyć, jeśli już się nie wydarzyło. Z trudem powstrzymała złe myśli i myśląc tylko o tym, aby uratować chłopaka, wybiegła z pokoju, nie słuchając jej matki, która wciąż lamentowała nad jej losem.

- Nie jesteś już moją matką... - szepnęła, a wiatr poniósł jej słowa w świat wraz z biciem jej złamanego serca.

Ból jaki teraz czuła, był największym bólem jaki kiedykolwiek czuła. Jej własna matka ją zdradziła, mówiąc bandytom o kryjówce Chrisa. Jak ona w ogóle mogła to zrobić, przecież doskonale wiedziała, że chłopak był dla niej ważny.

Biegła ulicami Miami, które jeszcze niedawno wydawało się być dla niej rajem, ale dzisiaj był piekłem. Każdy oddech sprawiał, że się dusiła. Każde otarcie, powodowało ogromny ból. Każda łza była jak płomień ognia wypalającego jej skórę. Nie chciała patrzeć na uśmiechnęte twarze ludzi, wydawali jej się być takimi samymi oszustami. Nie potrafiła znieść ich śmiechów, gdyż myślała, że śmieją się z niej i jej nieszczęścia.

Dobiegła na miejsce. Dotarła pod wielką kamienicę ze starej czerwonej cegły, która teraz była już rdzawobrązowa. To kamienica, w której poznała prawdziwego chłopaka. Wtedy nie bała się tam wejść, lecz teraz patrząc na drzwi budynku, aż drżała ze strachu. Aczkolwiek musiała to zrobić.

Dla Chrisa... - pomyślała i weszła do środka.

------

To przed ostatni rozdział, jeszcze tylko jeden, epilog i koniec książki. Myślę, że obydwa dodam jeszcze dzisiaj wieczorem, żeby nie trzymać was w napięciu. Po za tym ten rozdział łączy się z kolejnym dlatego tak będzie lepiej. Czekajcie więc na kolejny rozdział dzisiaj o siedemnastej i epilog zaraz po nim :-)

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro