Rozdział piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Była przerwa obiadowa, kiedy Lara siedziała przy jednym ze stolików. Weekend minął bardzo szybko i zanim ktoś się spostrzegł był już poniedziałek i przerwa po czwartej lekcji. Minął tydzień, a ona wciąż nikogo nie znała, ale szczerze mówiąc nigdy nie była typem człowieka, który ma miliony przyjaciół, o wiele bardziej wolała być sama, by móc pomyśleć w spokoju. Teraz też chciała być sama, ale widocznie trójka dziewczyn z twarzą tak wymalowaną, że można by zbierać to widelcem i w różowych ubraniach miały całkiem inne zamiary co do niej. Z głośnym piskiem wydobywającym się z ich gardeł i mającym znaczyć cześć, usiadły obok niej i bez słowa zaczęły jej się przyglądać.

- Jesteś bardzo ładna - zaczęła pierwsza o włosach koloru jasnego blondu i zielonych oczach.

- Wy też - przyznała Lara, chociaż jej głowa mówiła całkiem coś innego.

Na jej słowa wszystkie zaćwiergotały, pokazując przy tym białe zęby. Potem jedna z nich swoim długim paznokciem wskazującego palca prawej ręki zaczęła jeździć po jej nagiej ręce.
- Wiesz... - westchnęła. - Była byś dobrą osobą do naszej paczki, tylko musiałabyś mocniej się malować.

- I wyglądać jak plastik... - dopowiedziała cicho pod nosem z nadzieją, że te lalunie tego nie usłyszą.

- Co? - A jednak usłyszały.

- Co? - Lara postanowiła udawać głupią idiotkę, by jakoś wyjść z tej niezręcznej sytuacji. Chciała zjeść tylko obiad, ale widocznie los miał inne plany.

- Chodzi o to, że mogłabyś się do nas przyłączyć. Być popularna, sławna.

- I plastikowa - pomyślała, ale powstrzymała się od powiedzenia tego na głos.

- Bardzo chętnie dziewczyny, ale raczej wolę być sama. To mi w zupełności wystarcza. - Złapała za swoją tackę z posiłkiem, wstała od stołu i odeszła od stolika, kierując się do lady przeznaczonej na zwrot naczyń. Niestety dziewczyny szły za nią.

- Ale wiesz... - Kolejna z nich, która chyba najbardziej przypominała lalkę Barbie złapała ją za ramię i potarła go dłonią.

- Nie, nie wiem. - Wyswobodziła się z jej dziwnego uścisku i zrobiła kilka kroków w przód. - Jeśli czegoś ode mnie chcecie, to jedynie pomóżcie mi ogarnąć tą całą szkołę i powiedzcie coś o uczniach, a potem możecie do mnie przychodzić, ale nie za często.

Dziewczyny zaśmiały się dźwięcznie, kiedy usłyszały jej propozycję, ale zgodziły się. Potem jeszcze ustaliły z Larą, gdzie mają się spotkać po następnej lekcji i ją zostawiły.

***

Matematyka ciągnęła się w nieskończoność, zanudzając uczniów twierdzeniem Pitagorasa. Dlatego więc, gdy zadzwonił dzwonek wszyscy uczniowie klasy drugiej wybiegli z pomieszczenia uradowani wolnością. Jednakże Lara tak bardzo się nie cieszyła, mimo iż nie nawidziła tego przedmiotu, gdyż zaraz miała spotkać się z dziewczynami, których ciała składały się głównie z botoksu i sylikonu. Zastanawiała się czy teraz też będą tak bardzo piszczeć, choć miała wielką nadzieję, że nie.

Wyszła z klasy jako ostatnia przed nauczycielem, po czym zeszła schodami na parter i wyszła na zewnątrz, gdzie przy jednym z drzew stały jej przewodniczki.

- Hej! - zaświergotały wszystkie na raz, zresztą jak zwykle.

- Cześć. To co, idziemy? - zapytała, wskazując kciukiem za siebie na budynek szkoły.

- Po co? - Blondynka, która siedziała na ławce założyła nogę na nogę i przerzuciła wzrok ze swoich paznokci na ciemnowłosą. - O tej porze wszyscy są na dworze, spójrz.

Faktycznie - wszyscy byli na zewnątrz, czego wcześniej nie zauważyła. Ale pogoda była ładna, więc trzeba korzystać.

- Myślę, że już nauczyłaś się, gdzie co się znajduje w szkole, ale gorzej już z uczniami, co nie? - Lara pokiwała głową. - Dlatego siadaj obok mnie i słuchaj.

Posłusznie wykonała jej polecenie, zajmując miejsce jej dwóch przyjaciółek, którym kazała zejść. Widocznie, była ich "szefem".

Blondynka odkasłała się, poprawiła drogą, skórzaną torebkę i zaczęła:

- Nasza szkoła dzieli się na grypy. To są kujoni. - Wskazała na grupkę uczniów siedzących na ławkach w towarzystwie książek. - To ci tacy bez wyczucia stylu. To dziewczyny, które udzielają się w ochronie środowiska, phi... głupota! - Machnęła ręką w powietrzu. - Ale ty masz się skupić na naszej elicie, czy na nich.

Jej długi palec wskazujący wystrzelił na przód. Prowadził prosto na pięcioosobową grupę składającą się z samych chłopców, którą ona już miała okazję spotkać. Stali przy wejściu do szkoły, śmiejąc się i o czymś rozmawiając, raz po raz patrząc na stojące niedaleko dziewczyny. Minął dopiero tydzień, a ona już ich poznała, że są to szkolni podrywacze nie liczący się z niczym innym jak tylko ich własne dobro i przyjemności.

Prychnęła pod nosem i przewróciła oczami, starając się nie powiedzieć czegoś złego w obecności szkolnej divy.

- Ej, ej. - Dziewczyna spojrzała na Larę, gdy usłyszała jej prychnięcie. Zmarszczyła brwi, zagryzła wargi od wewnątrz i potarła skronie dłońmi. - To są najprzystojniejsi chłopcy w szkole, powinnaś ich szanować.

- Tylko dlatego, że ładnie wyglądają? To idioci - oburzyła się.

- Ci "idioci" - zrobiła cudzysłów z palców w powietrzu - są tutaj wszystkim i mogą wszystko, także...

- Nie - przerwała jej. - To kobieciarze, którzy uwodzą dziewczyny, a potem je zostawiają.

Blondynka westchnęła i machnęła ręką w powietrzu.

- Nie wszyscy. Zazwyczaj Erick i Zabdiel. Richard, Joel i Chris są spoko.

- Są siebie warci... - Wstała z ławki, czując, że zaraz wybuchnie ze złości. Położyła ręce na biodrach i przeniosła wzrok na blondynkę. - Dzięki za wszystko...

- Mandy - dopowiedziała.

Lara uśmiechnęła się szczerze i wyciagnęła rękę do tej drugiej, przy czym powiedziała swoje imię. Może znajomość z nią nie będzie taka zła?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro